NR 38/2023
07.02.2020

Rozmowa z zaświatów. „Knaf’s Not Dead” w PGS Sopot

Jakub Knera
Leszek Knaflewski, „Knaf's Not Dead”, widok wystawy, fot. Jurek Bartkowski/fotobank.pl
Rozmowa z zaświatów. „Knaf’s Not Dead” w PGS Sopot
Leszek Knaflewski, „Knaf's Not Dead”, widok wystawy, fot. Jurek Bartkowski/fotobank.pl
Myśli Knafa słychać głośno i rezonują, ale jest tak tylko dlatego, że są mocne i wykrystalizowane tak jak jego język, a nie ze względu na włożony zamysł kuratorski i pokazanie dorobku poznańskiego artysty na nowo.

Pod koniec stycznia sopockie Monte Cassino jest wyludnione. Wieczorem na głównym placu mnoży się od plakatów na słupach, na których białą czcionką na czarnym tle wypisano: „KNAF’S NOT DEAD”. Kto nie zna tytułu wystawy w Państwowej Galerii Sztuki, może pomyśleć, że to jakiś manifest albo anons, który wieści czyjeś przybycie. Sceneria jak z powieści Orwella albo Burgessa ma swoją dystopijną kontynację na wystawie Leszka Knaflewskiego, pierwszej indywidualnej prezentacji artysty po jego śmierci. Na pierwszy rzut oka najintensywniej świecą lightboxy z serii Killing me Softly i towarzysząca im postać – żołnierz, może strażnik jak z Powieści Podręcznej, trochę przypominający Dartha Vadera – która trzyma tablet z projekcją filmu Spirit. Ale ubrany na czarno odnosi się do duchowieństwa, które Knaf zaciekle krytykował. A jeśli przywołam w pamięci niejedno medialne określenie imperium słynnego toruńskiego redemptorysty, to wcześniejszy ciąg skojarzeń wydaje się domykać.

Leszek Knaflewski, „Knaf’s Not Dead”, widok wystawy, fot. Jurek Bartkowski/fotobank.pl

Wystawa podkreśla różnorodność wypowiedzi i niejednoznaczność postaci Knafa. Bo bywa on – jak w serii Killing me Softly – lekko przerażający, ale jest też prześmiewczy i baśniowy jak w Stoisz na swoim miejscu, gdzie w czarnym płaszczu uderza kijem golfowym w żarówkę, aby po jej zgaśnięciu pojawiły się kolejne tytuły jego prac.

Najstraszniejsze jednak jest to, że prace powstałe w 2005 roku to także koszmary AD 2020. Usta z perłami zamiast zębów, sterowany gołąbek pokoju czy duchowny na hulajnodze, która jednocześnie jest anteną nadawczą – wypisz wymaluj mowa złotoustych polskiego duchowieństwa, za którą kryją się układy i manipulowanie masami, co znamy przecież nie od dziś. W każdą postać wciela się sam Knaflewski – wygląda jak model z sesji zdjęciowej, dostojny i przerażający jednocześnie, kiedy lśnią jego nazębne perły albo gdy twarz ma zasłoniętą kominiarką jak terroryści. Wspomniany film Spirit, trochę w konwencji horroru, a trochę w stylu ujęć z ręki w myśl Dogmy 95, opowiada historię księdza będącego sędzią meczu, w który grają dwie dziewczyny. Młodocianym bohaterkom głowy zmieniają się w pomarańczowe piłki, a czarny bohater (sic!) kładzie na nich ręce. Możemy tylko domyślać się, czy chodzi o sterowanie umysłami czy molestowanie seksualne – Knaf tę przewijającą się dzisiaj przez media debatę wywołał już ponad dekadę temu. Związki katolicyzmu ze społeczeństwem porusza też Catolic Cola – wielka ścienna instalacja, która z jednej strony pokazuje konia spulchniającego drewnianym krzyżem ziemię, a tuż obok w rzędach jednakowe szklanki wypełnione zaschniętą, a więc nienadającą się do użytku ziemią. Tu widzimy Kościół jako produkt, na dodatek coraz mniej użyteczny i żyzny.

Wystawa współtwórcy Koła Klipsa prezentuje wycinek jego prac, w przeważającej mierze tych z pierwszej dekady XXI wieku, które w dzisiejszym kontekście zyskują przerażającą wymowę o niezwykłej aktualności. Bo i molestowanie, i zakłamanie duchowieństwa to coś dzisiaj w dyskusji oczywistego, po tym jak medialnie przybrało na rozgłosie za sprawą artykułów o prałacie Jankowskim czy historii z filmu braci Sekielskich. W tym kontekście lightboxy poznańskiego artysty i pedagoga niepokoją swoim proroczym charakterem.

Ekspozycję otwiera cykl niezatytułowanych szkiców z lat 80., najstarszych z pokazywanych w PGS prac artysty. Ale są tu już motywy, które będą powracać później w jego krytycznych realizacjach. Cykl (Raincarnation) Kalendarz to zwrot w kierunku natury, co w obliczu zbliżającej się nieuchronnie katastrofy klimatycznej zyskuje zupełnie inny wymiar interpretacji. Korzenie splecione z włosami i drobinami fizeliny są bardzo wieloznaczne – wygrzebane z gleby szczątki roślin ułożone w nowy artefakt przypominają plemniki; coś odradza się i powstaje na nowo. Siły życiowe, pęd ku górze, forma krzyża czy metafora ciała ludzkiego, które rodzi się lub zmartwychwstaje. Raz pędy widnieją na rysunkach, innym razem w gablotach. Punkty spotkania początku i końca, śmierci i życia, natury i kultury. Na jednej z prac krążą w około. Błędne koło? A może puszczające pędy ku górze rośliny to siła ziemi, która zemści się za działanie przeciw naturze?

Leszek Knaflewski, z cyklu „(Reinkarnacja) Kalendarz”, fot. Jurek Bartkowski/fotobank.pl
Leszek Knaflewski, z cyklu „(Reinkarnacja) Kalendarz”, fot. Jurek Bartkowski/fotobank.pl

Wystawa podkreśla różnorodność wypowiedzi i niejednoznaczność postaci Knafa. Bo bywa on – jak w serii Killing me Softly – lekko przerażający, ale jest też prześmiewczy i baśniowy, jak w Stoisz na swoim miejscu, gdzie w czarnym płaszczu uderza kijem golfowym w żarówkę, aby po jej zgaśnięciu pojawiły się kolejne tytuły jego prac. W wyświetlanym naprzeciwko filmie Złap F komicznie podryguje w żółtym kombinezonie z frędzlami niczym Wielki Ptak z Ulicy Sezamkowej. Obok miksuje kibolskie zaśpiewy w Cygańskim konstruktywizmie. Wszystko to jednocześnie jest absurdalne i lekko przerażające.

Cygańskim konstruktywizmem świetnie korespondowałaby praca White Power, która jednak jest w zupełnie innej części sali. To wideo, które w dobie narastających ruchów prawicowych wydaje się do nich ironicznym komentarzem, oto bowiem Knaflewski jest uwięziony w ogromnej tubce białej farby, z której nie może się wydostać. To jest więc to całe „white power” z manifestów faszystów? Tuba zamyka postać i krępuje jej ruchy, ogranicza i powoduje niewidoczność – a może to poza faszystów, która knebluje ich zachowania? A może gombrowiczowskie upupienie? Ciekawe jak Knaf skomentowałby dzisiejsze niepodległościowe parady? Może przepisem na działanie przeciwko nim – odpowiedź przynosi znajdująca się obok praca Good mit uns: swastyka stworzona z metalowych rurek, na której ramionach zostały nałożone prezerwatywy. Powinni się nie urodzić?

Leszek Knaflewski, „Gott mit uns”, fot. Jurek Bartkowski/fotobank.pl
Leszek Knaflewski, „White Power”, fot. Jurek Bartkowski/fotobank.pl
Leszek Knaflewski, „Kanf's Not Dead”, widok wystawy, fot. Jurek Bartkowski/fotobank.pl
Leszek Knaflewski, „Kanf's Not Dead”, widok wystawy, fot. Jurek Bartkowski/fotobank.pl

W rogu sali wiszą Oni śpią za nie z 2010 roku – seria wielkoformatowych portretów kobiet z wymazanymi twarzami, w miejscu których znajdują się metalowe pręty, przypominające maski albo kagańce. Próba ograniczenia a może blokada przed tematami, o których niełatwo mówić. I znów: powstały dekadę temu, ale teraz, po zainicjowaniu skandalu #metoo, wyglądają proroczo. Może wśród nich są bohaterki filmu Spirit, który znajduje się tuż obok?

Leszek Knaflewski, „One śpią za nie”, fot. Jurek Bartkowski/fotobank.pl
Leszek Knaflewski, „One śpią za nie”, fot. Jurek Bartkowski/fotobank.pl

Wystawa w PGS to też epizod o jego działalności dydaktycznej. Zestawienie prac Full ScreenThis is the soundtrack pokazuje utarte relacje nauczyciel-uczeń: mikrofon jest w centrum uwagi, wije się jak bat; projekcja ma miejsce w sześcianie, do którego można wejść, ale odstraszają przed tym kolce na jego bokach. Szkoła jako miejsce tortur? Piszę to po lekturze kolejnego artykułu o problemach polskich uczniów.

Wystawa w PGS to też epizod o działalności dydaktycznej Knaflewskiego. Zestawienie prac Full ScreenThis is the soundtrack pokazuje utarte relacje nauczyciel-uczeń: mikrofon jest w centrum uwagi, wije się jak bat; projekcja ma miejsce w sześcianie, do którego można wejść, ale odstraszają przed tym kolce na jego bokach. Szkoła jako miejsce tortur?

Krążę pomiędzy poszczególnymi instalacjami i projekcjami, które przekrojowo prezentują twórczość Knaflewskiego, ale trochę, mam jednak wrażenie, bez większego zamysłu. Skoro to przede wszystkim ostatnie lata jego twórczości, to co robią szkice na wstępie? A jeśli już są, to dlaczego zabrakło większej prezentacji jego twórczości z tamtego okresu? Nie do końca rozumiem chaotyczną strukturę ekspozycji – brakuje tu narracji, przejścia od punktu A do Z, wszystko w zasadzie można oglądać w dowolnej kolejności, a i poszczególne cykle (Raincarnation, Killing me Softly) nie są w jakikolwiek konsekwentny i logiczny sposób osadzone w przestrzeni. Po takiej monograficznej wystawie Knafa oczekiwałbym więcej, chociażby zrozumienia dlaczego tu i teraz postanowiono ją zorganizować.

W 2015 Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski przygotowało wystawę Przestrajanie. Leszek Knaflewski i audiosfera, pierwszą po jego śmierci, ale nie indywidualną – wtedy prace Knafa kurator Jarosław Lubiak (w PGS autor obszernego, ale trochę przegadanego tekstu w katalogu) zestawił z twórczością jego uczniów z poznańskiej Pracowni Audiosfery. Biorąc pod uwagę jak świetna to była kuźnia (wymagająca szerszego opisania na wzór warszawskiej Kowalni), z której wyszli chociażby Wojciech Bąkowski, Konrad Smoleński, Piotr Bosacki czy Honza Zamojski, ukazanie ich razem to frapujący pomysł. Tym bardziej, że stosunki Knafa z wychowankami były dalekie od hierarchicznej relacji mistrz-uczeń. W Sopocie po działaniach audialnych nie ma prawie śladu. Jest jedynie jego słynna Trumna elektryczna, na której grał przejmujące performanse, ale wygląda jakby ktoś zostawił ją tu przy planowaniu ekspozycji: przypadkowo, niechlujnie, jakby nie tu było jej miejsce, chociaż ciężko ją ominąć. W pomieszczeniu obok można zobaczyć jeden z jego performansów na ten instrument. Niestety – co w kontekście dźwięku ma kolosalne znaczenie – jakość nagrania, które wydobywa się nie z porządnego systemu nagłaśniającego, ale małego głośniczka odtwarzacza DVD, pozostawia wiele do życzenia. Ledwo cokolwiek słychać, a dźwięk zagłuszają nagrania z małej salki obok, oddzielonej jedynie cienką zasłoną (przez którą na dodatek co chwila przechodzą ludzie, zasłaniając projekcję).

Leszek Knaflewski, „Knaf's Not Dead”, widok wystawy, fot. Jurek Bartkowski/fotobank.pl
Leszek Knaflewski, „Knaf's Not Dead”, widok wystawy, fot. Jurek Bartkowski/fotobank.pl
Leszek Knaflewski, „Knaf's Not Dead”, widok wystawy, fot. Jurek Bartkowski/fotobank.pl
Leszek Knaflewski, „Knaf's Not Dead”, widok wystawy, fot. Jurek Bartkowski/fotobank.pl

Odszukuję później to nagranie w Internecie – nazwa pracy może nasuwać skojarzenia z krzesłem elektrycznym, ale to nie urządzenie do zabijania, raczej do nawiązywania kontaktu ze śmiercią. Muzyka jest tajemnicza, industrialne i trochę folkowe brzmienie ma mantryczny charakter, a Knaf na instrumencie cedzi dźwięki – trumna to łącznik z zaświatami, ogromne pudło rezonansowe, które pozwala zajrzeć do innego świata – nie spojrzeć, ale usłyszeć – zmierzyć się z tematami ostatecznymi. W kontekście śmierci Knafa, ale też tytułu wystawy, jest ona żywym powiązaniem z jego przemyśleniami. Artysta na trumnie gra pałeczkami, przykłada do niej magnetofony albo oddycha, co wzmacniane efektami dźwiękowymi brzmi głośniej, ale w bardzo delikatnej, wysublimowanej formie. Jest dla niej czuły, co widać w sposobie, w jaki jej dotyka. Traktuje jak kogoś bliskiego? A może za pomocą dźwięku z nią rozmawia? Piszę o tym w czasie teraźniejszym, relacjonując nagranie, ale wydaje się, że Knaf wciąż prowadzi z widzem tę rozmowę z zaświatów.

Trzeba jej tylko nadać odpowiednie ramy, żeby dziś, w 2020 roku znaleźć dla niej nowe odniesienia, spróbować zrozumieć proroczą na swój sposób i jego zaskakująco aktualną twórczość. Ekspozycja niestety nie pomaga jej wybrzmieć, prace nie układają się w sensowny przyczynowo-skutkowy związek, a bardziej przypominają luźną kolekcję. Myśli Knafa słychać głośno i rezonują, ale jest tak tylko dlatego, że są mocne i wykrystalizowane tak jak jego język, a nie ze względu na włożony zamysł kuratorski i pokazanie dorobku poznańskiego artysty na nowo. Szkoda, bo wydaje się, że jego twórczość zasługuje na rzetelne przepracowanie i dogłębną, przemyślaną prezentację.

Dołącz do grona patronów „Szumu”.

Spodobał Ci się ten materiał? Dziś niezależna krytyka artystyczna potrzebuje Twojej pomocy. Pozwól robić ją nam dalej.

NEWSLETTER

Co piątek w Twojej skrzynce!


Stopka

Artystka / ArtystaLeszek Knaflewski
WystawaKnaf's Not Dead
MiejscePaństwowa Galeria Sztuki w Sopocie
Czas trwania30.01-8.03.2020
Kuratorka / KuratorCezary Pieczyński
FotografieJurek Bartkowski/fotobank.pl; dzięki uprzejmości PGS Sopot
Strona internetowapgs.pl
Indeks

Zobacz też