NR 38/2023
19.07.2019

Gdzie jest Maria?

Agnieszka Dauksza
Maria Jarema
Gdzie jest Maria?
Maria Jarema
Jaremianka nie znała ograniczeń, zdawała się nie dostrzegać podziałów płciowych, kulturowych i etnicznych, dosłownie machała na nie ręką. Nie była to ignorancja, po prostu każdą różnicę traktowała jako atut. Sama Maria wprost była różnicą w sposobie zachowania się i noszenia, w stylu, strojach i procesie twórczym.

O sobie samej zawsze: Jarema. O niej – zwłaszcza od czasu przyjaźni i współpracy z Tadeuszem Kantorem – często mówi się Jaremianka. Kobieta-awangarda. Jedna z bardziej charyzmatycznych postaci pierwszej połowy XX wieku. Twórczyni oryginalnej koncepcji i techniki estetycznej, mistrzyni monotypii. Była niekwestionowanym autorytetem w kręgach polskiej sztuki awangardowej. Rzeźbiarka, malarka, graficzka, autorka kostiumów, scenografii, dekoracji teatralnych, lalek i pomników, współzałożycielka Grupy Krakowskiej, teatru Cricot i Cricot II, w którym zdarzało jej się także występować jako aktorka. „Linia pochodu sztuki Marii Jaremy była bezkompromisowa, odeszła w pełni sił twórczych i rozwoju. Umarła ciałem, ale dla nas pozostała i trwa nadal w Innym Wymiarze – myślę o jej sztuce, o tej osobliwej harmonii koloru i dźwięku” – pisał Xawery Dunikowski.

Rewolucjonistka abstrakcji. Jaremianka w Cricotece Martyna Nowicka recenzuje wystawę Jaremianka. „Zostaję w tym teatrze. Podoba mi się tu” CZYTAJ!

Marysia-Mama, tak o niej w rodzinie mówili. I tak też do niej się zwracali. Z tej perspektywy będzie to opowieść o Marii ze Starego Sambora na Kresach, córce nietypowych rodziców, siostrze siedmiorga rodzeństwa, od 1929 roku, gdy przeniosła się do Krakowa, partnerce, później żonie i matce. Będzie to też opowieść o wielopokoleniowym domu, różnorodności, wspólnych tradycjach, wzajemnych inspiracjach, podróżach, emigracji, wieloletniej korespondencji, zaufaniu, rozczarowaniach, smutku, miłościach, chorowaniu i konsekwentnym wsparciu. Brzmi banalnie? Ten portret rodzinny w żadnym momencie nie ciąży ku ckliwości. Nie znam dziwniejszej rodziny niż Jaremowie. Pełno tu niejednoznacznych wyborów, nietuzinkowość niekiedy ociera się o szaleństwo. Zwyczajność idzie w parze z nagłymi zwrotami, życiowe eksperymenty mają wysoką stawkę.

Jarema uznawana jest za jedną z najważniejszych, zdolnych i barwnych postaci międzywojennego Krakowa. Znają ją tu wszyscy, większość ją ceni, a na pewno uznają jej autorytet. Wraz z upływem kolejnych dwudziestu lat zaczyna być przedstawiana jako najwybitniejsza polska malarka, rozpoznawana także poza krajem.

Jedno jest pewne: nie ma mowy o zawiści, zdradzie, resen­tymencie. Niezależnie gdzie, jak i czym żyją, Jaremowie to ludzie spełnieni. Funkcjonują jak sieć, w której każde ogniwo pewne jest trwałości pozostałych. Są silnymi indywidualistami, wspierają się, ale i spierają. Stefania ze Śmigielskich i Józef Jarema, ich dzieci: Władysław, Józef, Aleksander, czyli Oleś, Adam, Roman, Bronisława, to znaczy Nuna, i Maria, oraz ich nieliczne dzieci: Zbigniew, Roman, czyli Jędrek, Aleksander, czyli Al, i Małgorzata, czyli Gonia. „Rodzinka” – mawiali o sobie Jaremowie. Prężnie działająca instytucja – chciałoby się powiedzieć, patrząc z dystansu.

Można też postrzegać historię Marii jako narrację emancypacyjną. Jest to przypadek równouprawnienia wcielonego i spełnionego, zakorzenionego w komórkach ciała, wyssanego z mlekiem matki, wyniesionego z relacji domowych, przekraczającego wszystkie dotychczasowe fazy emancypacji. Jaremianka nie znała ograniczeń, zdawała się nie dostrzegać podziałów płciowych, kulturowych i etnicznych, dosłownie machała na nie ręką. Nie była to ignorancja, po prostu każdą różnicę traktowała jako atut. Sama Maria wprost była różnicą w sposobie zachowania się i noszenia, w stylu, strojach i procesie twórczym. Także innych pobudzała do działania i zmiany. Relacyjność i intensywność były jedynymi wartościami, które miały znaczenie.

Maria Jarema, „Kompozycja”, 1951, tempera, papier, 106 x 82,5 cm, wł. A. Filipowicza, w depozycie Muzeum Narodowego we Wrocławiu
Maria Jarema, „Rytm I”, 1957, temp., pap., 110 x 75 cm, wł. A. Filipowicza, w depozycie Muzeum Narodowego we Wrocławiu
Maria była towarzyska, ale też w jakiś sposób nieprzystępna, tająca uczucia, osobna. Tadeusz Różewicz przyznawał, że można było czuć się przy niej niepewnie: „Zdawało się, że M. posiada tajemniczy dar. Podobnie jak różdżka czarodziejska potrafi wykrywać wodę w miejscach dla innych zupełnie niespodziewanych, M. wykrywała w ludziach ich kompleksy i tajemnice”.

Emancypacyjny potencjał opowieści o Jaremie widać najlepiej, gdy sprowadzi się jej losy do schematu biograficznego. Prowincjuszka z wielodzietnej, średniozamożnej, inteligenckiej, ale wciąż małomiasteczkowej rodziny, obciążonej długami, niepewnej stabilności dochodów i przyszłości sześciu synów i dwóch córek. Ta dziewczyna marzy o studiach artystycznych w dużym mieście, gdzie faktycznie udaje jej się wyjechać w wieku dwudziestu jeden lat – ze wschodnim akcentem, jedną walizką, mglistym wyobrażeniem o życiu w Krakowie. Jest jedną z niewielu kobiet w grupie rzeźbiarskiej prowadzonej przez profesora Xawerego Dunikowskiego. Ta sama dziewczyna wkrótce zakłada jedną z ważniejszym grup artystycznych, uczestniczy w wystawach, kończy studia. Jest w centrum życia towarzyskiego, zawiera znajomości, które przetrwają lata, wiąże się z interesującymi mężczyznami i to ona decyduje, kiedy przekuć te związki w trwałe przyjaźnie.

To także ona uznawana jest za jedną z najważniejszych, zdolnych i barwnych postaci międzywojennego Krakowa. Znają ją tu wszyscy, większość ją ceni, a na pewno uznają jej autorytet. Wraz z upływem kolejnych dwudziestu lat zaczyna być przedstawiana jako najwybitniejsza polska malarka, rozpoznawana także poza krajem. Wystawia swoje prace w zagranicznych galeriach, czego zwieńczeniem jest udział w weneckim Biennale Sztuki Współczesnej i zdobyta tam Nagroda imienia Francesco Nullo. Pół wieku konsekwentnego rozwoju.

Maria Jarema

Droga Mario, Kochana Marysiu, Marianciu, Marysiątko – pisali do Jaremy bliscy przyjaciele. Było ich wielu, głównie z kręgów artystycznych. Henryk Wiciński, Jonasz Stern, Sasza Blonder, Hanka Rudzka-Cybisowa, Erna Rosenstein, czyli Ela, Jadwiga Maziarska, Berta Grünberg, czyli Blima, Helena Blum zwana Blumką, Gizela Szancerowa, Przybosiowie, Różewiczowie, Henryk Vogler, Artur Sandauer, Tadeusz Brzozowski, Jan Kott. No i Tadeusz Kantor, którego łączyło z Marią szczególne porozumienie. Wiele lat później pisał w Liście do Marii Jaremy: „Umiałaś świetnie tańczyć. I taniec był w Twoich obrazach. Szaleńczy taniec z przestrzenią. Nawet gdy w tym tańcu mignął gdzieś jakiś Twój partner, jakieś oko, usta, ręka, zarys rękawa czy marynarki, to zamieniałaś go, jak to bywa w dobrej zabawie, w wirującą przestrzeń i jej ruch. (…) I jeszcze Twój śmiech, i ­Twoja w tym śmiechu inteligencja (…). Tak jak w Klasie Szkolnej jesteś: obecna! Wielka Pani tej naszej polskiej obecności!”.

Setki spotkań, tysiące wypalonych papierosów, alkohol, proste jedzenie, najchętniej śledzie piklingi, bale, także przebierane, potańcówki, gra w brydża, ogona i szachy, wielogodzinne rozmowy, pomysły i wspólne plany, realizowane razem wystawy, zaangażowanie polityczne, dziesiątki listów i dzielonych podróży, w tym spływów kajakowych. Wiele żartów, koleżeńskiej złośliwości i odwzajemnianej pomocy, ale przede wszystkim dyskusje o sztuce, komentowanie stanowisk, umacnianie własnych programów.

Maria była towarzyska, ale też w jakiś sposób nieprzystępna, tająca uczucia, osobna. Tadeusz Różewicz przyznawał, że można było czuć się przy niej niepewnie: „Zdawało się, że M. posiada tajemniczy dar. Podobnie jak różdżka czarodziejska potrafi wykrywać wodę w miejscach dla innych zupełnie niespodziewanych, M. wykrywała w ludziach ich kompleksy i tajemnice. Odkrywała jednym słowem okryte i zasypane dawno urazy. Nie osądzała nigdy tych spraw; uśmiechała się, niedbale machała ręką. Czasem mówiła: dureń, świnia, idiota”. I dodawał: Jarema to „porządny, uczciwy człowiek. No, i bardzo utalentowana. Tylko się zgrywa…”.

Mimo wszystko żadna z tych perspektyw nie oddaje wielopostaciowości Jaremy, wrażenia, które wywoływała, ruchu, jaki prowokowała. Narracje nie wyjaśnią też, co wydarzyło się jesienią 1958 roku. I co działo się wcześniej, przez te trzy lata, gdy Jaremianka pracowała w zapamiętaniu, by namalować każdy kolejny obraz – choćby tylko jeszcze jeden. Nie ma również logicznej odpowiedzi na pytanie, co się stało na początku 1959 roku, kiedy – jak gdyby w odpowiedzi na odejście Marii – umarła Nuna.

Opublikowany fragment pochodzi z książki Agnieszki Daukszy Jaremianka. Biografia (wyd. Znak).

Dołącz do grona patronów „Szumu”.

Spodobał Ci się ten materiał? Dziś niezależna krytyka artystyczna potrzebuje Twojej pomocy. Pozwól robić ją nam dalej.

NEWSLETTER

Co piątek w Twojej skrzynce!


Stopka

AutorAgnieszka Dauksza
TytułJaremianka. Biografia
WydawnictwoZnak
Data i miejsce wydania2019, Kraków
Strona internetowaznak.com.pl
Indeks

Zobacz też