NR 38/2023
20.08.2021

„Autoportret (Anatomia poetki)” Zuzanny Bartoszek w PGS Sopot

Jakub Knera
Tekst opublikowany w magazynie Szum 33/2021
Zuzanna Bartoszek, „Szpilki na zmyślonej przedszkolnej wykładzinie, gwasz na papierze”, gwasz na papierze, 30 x 21 cm, 2019
„Autoportret (Anatomia poetki)” Zuzanny Bartoszek w PGS Sopot
Zuzanna Bartoszek, „Szpilki na zmyślonej przedszkolnej wykładzinie, gwasz na papierze”, gwasz na papierze, 30 x 21 cm, 2019
Wystawa w Państwowej Galerii Sztuki jest tak enigmatyczna jak sama Bartoszek. Artystka opowiada o swojej zwyczajnej codzienności, którą formalnie przedstawia jako zestaw niezwykłych wydarzeń.

Od roku szaleje pandemia, od pół roku w większym lub mniejszym nasileniu trwa Strajk Kobiet, chorych w szpitalach jest coraz więcej, polski rząd nie radzi sobie z zarządzaniem państwem, a kolejne wprowadzane przez partię rządzącą ustawy są coraz bardziej absurdalne. Tymczasem na najwyższym piętrze Państwowej Galerii Sztuki w Sopocie za sprawą wystawy Zuzanny Bartoszek możemy przenieść się do zupełnie innego świata, w którym wszystkie te problemy wydają się nieistotne i pozornie nic się nie dzieje.

Codzienne sytuacje artystka wynosi do rangi barwnych spektakli wizualnych, w których intensywne kolory zamieniają zwyczajne wydarzenia w surrealistyczne zjawiska. Kiedy maluje, decyduje, co jest najważniejsze, wysuwa na pierwszy plan detale, w tle ukrywa resztę scenerii, ale i bohaterów.

„Ze wszystkich na ziemi wybrałam właśnie siebie” – słychać początek jednego z wierszy czytanych przez autorkę, które w formie nagrań towarzyszą ekspozycji. Zuzanna Bartoszek jest zarówno artystką wizualną, jak i poetką, a Autoportret (Anatomia poetki) to pierwsza jej tak duża monograficzna wystawa, która łączy obie dziedziny. Na pierwszy rzut oka można odnieść wrażenie, że stykamy się na niej z błahą codziennością, drobnymi sprawami, które urastają do rangi wielkich problemów. Bartoszek opowiada o skali mikro, zwyczajnej codzienności. Co wybrzmiewa szczególnie mocno w pandemicznym czasie marazmu, kiedy tkwimy uwięzieni w domach jak w bańkach, odcięci od świata zewnętrznego.

Codzienne sytuacje artystka wynosi do rangi barwnych spektakli wizualnych, w których intensywne kolory zamieniają zwyczajne wydarzenia w surrealistyczne zjawiska. Kiedy maluje, decyduje, co jest najważniejsze, wysuwa na pierwszy plan detale, w tle ukrywa resztę scenerii, ale i bohaterów. Tytułami nadaje pracom drugą warstwę znaczeń, żonglując narracją i tym, co obserwator(ka) może zobaczyć za pierwszym razem, a co dostrzega po jakimś czasie wpatrywania się w obraz.

Zuzanna Bartoszek, „ Autoportret (Anatomia poetki)”, widok wystawy
Zuzanna Bartoszek, „ Autoportret (Anatomia poetki)”, widok wystawy

Bartoszek maluje farbami olejnymi na płótnie lub gwaszem na papierze. Wykonane w tej drugiej technice prace wyglądają jak zapiski, przygotowane na szybko kadry, obficie zamalowane kartki. Pierwsze sprawiają wrażenie, jakby powstały w sposób niemal medytacyjny – skrupulatnie zamalowane płótno, intensywne kolory, wyróżnienie detali, zamazanie rzeczy nieistotnych lub tych, których nie chce się pamiętać. Jak Autoportret z MP3, w którym odtwarzacz, dziś relikt sprzed 10 lat, rzuca się w oczy najbardziej, a w tle widzimy najeżoną postać i niewyraźny wakacyjny krajobraz, opowieść o zezłoszczonej nastolatce na rodzinnej wycieczce.

Prace z sopockiej wystawy powstawały przez ostatnie dwa lata, ale przywołują historie z różnych okresów. Stalowa wola może opowiadać o nieporadności, decyzyjnym uwięzieniu albo o tkwieniu w stanie zawieszenia. Co Ty widziałeś na imprezie jako jedna z nielicznych prac wpisuje się w aktualny dyskurs, opisywany chociażby przez Rebeccę Solnit. To zestawienie dwóch rozbieżnych perspektyw: niewyraźne wspomnienie po jednej stronie i traumatyczna, krwawa historia z ucieczką w tle po drugiej.

Bartoszek maluje surrealistycznie, sięga po abstrakcję, ale z jej odmętów wyłaniają się jak najbardziej realne sytuacje. Tak jakby opowiedzenie o nich wprost było niewystarczające; trzeba nasycić je formą, wizualną opowieścią – wtedy zyskają wyraźną dramaturgię. Jak sugestywny Czerwony pokój, pocięty w mroczną szachownicę, a jednocześnie pusty. Albo Przyjaciele czekający na mnie na zewnątrz, jedna z najciekawszych prac na całej wystawie. Za pustym holem wyglądającym jak sala w opuszczonym pałacu widać tłoczące się postaci, jakby czekające na jakieś wydarzenie, coś, co ma zaraz nastąpić. Patrzymy na tę sytuację z perspektywy bohaterki i zastanawiamy się razem z nią: wyjść do nich z ciszy i melancholii w gwar rozmów i small talków czy zostać w tej chłodnej i spokojnej przestrzeni?

[…]

Pełna wersja tekstu jest dostępna w 33. numerze Magazynu „Szum”.

Dołącz do grona patronów „Szumu”.

Spodobał Ci się ten materiał? Dziś niezależna krytyka artystyczna potrzebuje Twojej pomocy. Pozwól robić ją nam dalej.

NEWSLETTER

Co piątek w Twojej skrzynce!


Czytaj więcej w magazynie Szum 33/2021

Stopka

Zobacz też