Podsumowanie 2019 roku
Wojciech Albiński
Nie szło mi z tym tekstem, nie idzie od dawna. To na pewno moja wina, ale moim zdaniem też i sztuki. Stała się (dla mnie, dla mnie!) nudna, przewidywalna i wciąż o tym samym: że mniejszości, że peryferia, że wojna i że śmierć, i zmierzch. I dobra. A, i że pamięć jeszcze.
Jakbym miał znaleźć jakiś prototyp skupiający to jak w soczewce, nie przychodzi mi nic innego do głowy niż wystawa Bogactwo sprzed kilku lat w Zachęcie. Może tam to się zaczęło. Byłem zdumiony, że można tak duży temat, jakby to powiedzieć – całą materialność świata, całą władzę świata – sprowadzić seriami (bo to nie byli artyści, to były serie prac, paciorki dla Indian) – do blichtru, sztabek złota, bursztynowych kebabów, wina i produkcji pieniędzy, w ogóle imaginarium pieniędzy, mamony, jakby śniły się one po nocach zawsze głodnym artystom jako jedyne szczęście ludzkości i szczęście osobiste („Za ile to się sprzeda?”). Ale to stara wystawa i nie ma co o niej pisać; mam nadzieję, że do tej pory odbija się czkawką artystom i kuratorom, bo widzowie – jak widać – nie zapomnieli.
No więc, dlaczego startuję od tego bogactwa w sztuce? Bo ogólnie A.D. 2019 mamy bogactwo. Rok Antyfaszystowski, Roman Stańczak w Wenecji (ze starym, było nie było, pomysłem), mamy Rycharskiego, kogoś w Londynie, tylko że – jakoś pobladłem, apetyt mi spadł i nie wiem, czy mnie to interesuje.
Życie jest gdzie indziej, artyści dostatni, syci albo tuż przed kolacją tak nie kręcą jak kiedyś. Dużo ciekawiej jest w polityce (partia Razem, hejo!), dużo ciekawiej jest chociażby w biznesie, który próbuje ugryźć coś z nowych podziałów i sposobów komunikacji społecznej. Czy jest jakiś sensowny projekt w ostatnich latach z wykorzystaniem siły komunikacyjnej sieci? Pomijam Łatwo płonę Zofii Krawiec, nie dałem rady. Z tego, co pamiętam, robiła coś Karolina Breguła z Biurem Tłumaczeń Sztuki, ale to projekt sprzed dekady. Co z resztą? Podobno w reklamie coś robią. Może mało wiem; piszcie na maila, gdybyście wiedzieli. Tak wiem, że była wystawa Robiąc użytek, ale tam nie było wielu polskich prac, było ich niewiele. Zresztą to 2016 rok.
Dlatego za najciekawsze wydarzenie roku uważam nominację na dyrektora Centrum Sztuki Współczesnej Piotra Bernatowicza. Sformatowana światopoglądowo sztuka (co z tego, że macie słuszność, wstąpiliście do partii umiarkowanego postępu w granicach prawa) potrzebuje czegoś innego. Piotr Bernatowicz nikomu tego raczej nie da, patrząc na przebieg jego kariery, ale przynajmniej nominalnie jest w miejscu, które mogłoby dać sztuce to, co miała jeszcze kilkanaście lat temu – życie, spór. Czy prawica jest w stanie wytwarzać dobrą sztukę? Tomek Kozak, ekstremalny facebookowy filozof w jednej z trolldyskusji podaje (na co sam nie wpadłem), że tak, że mają się o kogo oprzeć. Wystarczy czytać Jüngera, Sloterdijka (czytałem), Gehlena, Landa (nie czytałem). Przede wszystkim też, warto wybiec jeszcze dalej w przyszłość. Życie na mad maxa, to już za chwilę, przyniesie nam takich Szukalskich i pomysły na skrajne, wsobne wspólnoty, że rzewne utyskiwanie A.D. 2019 i przenicowane samoloty stracą zupełnie na znaczeniu. Najlepszą pracą tegorocznego biennale w Wenecji było jej zalanie i Angole pijący herbatę po szyję w wodzie. Zaraz, to nie była praca artystyczna? To może brak artystom rzemiosła, które byłoby silniejsze niż natura (nawet Christo z Jeanne-Claude jest tu za mały). Jak to, skończyły się techniki? To niemożliwe, przecież jest totalna wolność. Co robić?
A teraz część dla siebie: dalej będę chodził i oglądał, obiecuję sobie nawet więcej chodzić i oglądać. Pisząc tę dysertację, mam poczucie wstydu, że bazuję na oglądzie w połowie internetowym, ale wiele razy wracałem do tej kon-sta-ta-cji: sztuka stała się nudna (dla mnie, dla mnie!). Weźcie coś z tym zróbcie, ta miłość może być łatwiejsza.
Agata Araszkiewicz
Sukces
W tej kategorii warto wskazać na ciekawie rozwijające się miejsce sztuki, w którym wystawy, projekty, warsztaty i teksty pracują wspólnie na nową jakość wytwarzaną gdzieś w napięciu pomiędzy wizualnością, oporem, tworzeniem nowych kodów a głęboką politycznością. To miejsce spełniającego się artywizmu, w którym ramy ideologiczne i estetyczne znakomicie się pokrywają. Potrzebujemy dzisiaj rozszerzonego rozumienia sztuki jako polityki przede wszystkim w jej podstawowym sensie – budowania więzi wspólnoty, odpowiadania na najbardziej podstawowe problemy, związane z tym, co zarządza sferą publiczną i intymnością. Mam na myśli poznańską Galerię Miejską Arsenał, kierowaną przez Marka Wasilewskiego, posiłkowanego przez Zofię nierodzińską. Artystyczny program galerii ujmuje wiodące nazwiska i zjawiska polskiej sceny, a program wydarzeń i warsztatów zawiera propozycje artystyczne, aktywistyczne, jak i prospołeczne. Arsenał to miejsce, które nie opuszcza gardy.
Porażka
Dużym zawodem wizerunkowym jest dla mnie nieustająco socjalny aspekt imprez i przyjęć z okazji Warsaw Gallery Weekend (czarę goryczy w tym roku przepełniła zachowawcza burleska, która uświetniła jedną z imprez na otwarciu oraz promocja luksusowych samochodów w Międzynarodowy Dzień bez Samochodu…). Inicjatywa potrzebna i cenna jakoś nie może odnaleźć odpowiedniej, bardzie kreatywnej i zaskakującej formy, połączenia interesu artworldu i miejskiej zabawy. Ta niespełniona część wskazuje na jakiś szerszy problem z formą połączenia sztuki z jej odbiorcami: kolekcjonerami, wizytującymi galernikami i publicznością. Program merytoryczny na poziomie, wiele świetnych wystaw – gratulujemy i z tego się cieszymy. Warto jednak zwracać uwagę na szerszy kontekst społeczno-polityczny, w którym żyjemy. Trudno pogodzić mit progresywnej sceny artystycznej z kołtuńskimi dealami. Idą ciężkie czasy i każda forma będzie wypowiadała się o czymś więcej niż tylko o formie. Warto nie odpuszczać, miejsc oporu nigdy dosyć.
Artysta/tka
Karol Radziszewski, autor wystawy Potęga sekretów w CSW, prawdopodobnie symbolicznie kończącej pewną epokę i twórca, o którym często konserwatywne i mainstreamowe medium, jakim jest „Gazeta Wyborcza”, napisało: „Narodowa duma w wersji queer”. Droga Radziszewskiego, prezentującego wrażliwość queer w swoje sztuce, konsekwentnie i w złożony sposób była świadomie prowadzona przez bardzo długi okres. Artysta nie unikał nigdy symbolicznych ani politycznych komplikacji, pracował na wielu frontach (także festiwalowym, tworząc Pomadę i wydawniczym w „DIK Fagazine”), zmieniał naszą wrażliwość i odnawiał sposób rozumienia naszego dziedzictwa i naszej kultury.
Wydarzenie
Mianowanie Piotra Bernatowicza na dyrektora CSW – mam tu na myśli „wydarzenie” w sensie momentu, który zmienia bieg historii. Wojna polska-polska wchodzi w kolejną fazę. Skrajna prawica opanowuje życie kulturalne i będzie forsowała swoje propozycje. Bernatowicz w programie, pomieszczonym na stronie Ministerstwa Kultury, szeroko rozwodzi się nad kwestią tożsamości i projektem sztuki katolicko-narodowej. Ciekawe, jak będzie wyglądało faszystowskie Święto Niepodległości, przeniesione na stałe w mury muzeum sztuki współczesnej, symbolu dynamiki polskich zasobów kulturowych okresu transformacji?
Dzieło
Jedną z najciekawszych rzeczy, jakie widziałam ostatnio, to krótkometrażowy film z gatunku political porn autorstwa Agi Szreder i Rafała Żwirka, zatytułowany Polish Cumbucket. Powstał on jako propozycja na Pornfilm Festiwal Berlin i pokazywany był w październiku w sekcji Political Porn Shorts. Idea bezpośredniego połączenia seksualności z tematem politycznym jest sama w sobie intelektualnie pobudzająca, zaś odniesienie dyskursu porno do narracji patriotycznej wydaje się jeszcze mocniejszym strzałem. Wszelkie dyskursy autorytarne bazują na stłumieniu i kontrolowaniu seksualności, a także na represjonowaniu mniejszości seksualnych i nieheteronormatywnych. Para artystów mierzy się tutaj z wyobrażeniem mitologii nacjonalistycznej, jako bazującej na wykorzystywaniu, w tym również seksualnym, kobiet. W pracy Szreder i Żwirka widać wyraźnie dwa zaznaczone ruchy: jeden to dekonstrukcja narodowego toposu, represjonującego kobiecą seksualność, a drugi to próba go przekroczenia. Kobiety jako materiał rozpłodowy, naczynia na spermę (jak lepiej przetłumaczyć angielskie „cumbucket”?) – tu pokazane są też jako obiekt repetytoryjnej, masturbacyjnej, tępej, statycznej męskiej przyjemności, ekran samozadowalającej się rozkoszy (znamienna jest tu wymienność symboli swastyki i Polski Walczącej, co jest aluzją do nowej mody tatuażowej wśród narodowców). Kobieta jako wnętrze budzi się tu z jakiegoś snu i kryje się w tym wielki potencjał. Jest tylko jedno pytanie: czy skrzydła husarii – ten symbol wywrotowo utożsamiony tu z kobiecą waginą nie mogłyby ponieść nas do nowej rozkoszy? Jak wyglądałby nowy, patriotyczny orgiastyczny seks? I czy dobrze performowana seksualność może być ratunkiem przed faszyzmem?
Pierwszy raz kadr z filmu oraz wazę, stworzoną przez Agę Szreder na jego potrzeby, widziałam na wystawie Miłość, wiara, nadzieja, poświęconej pomnikom i miejscom pamięci, w Galerii Biuro Wystaw, kuratorowanej przez Sylwię Szymaniak i Sarmena Beglariana. Ta kuratorska decyzja przydała pracy silniejszej wymowy. Czym jest miejsce konstruowania pamięci i tożsamości? W jaki sposób historia ciała i jego stłumienia podmywa pośpieszne konstatacje monolitycznych ustanowień? Genialna praca w genialnym miejscu!
Wystawa
Farba znaczy krew, wystawa malarstwa kobiet w MSN, poświęcona intymności i pracy z zasadami przemocy oraz dominacji pokazała skalę rozmachu penetrowania przez kobiety tematów, historycznie długo dla nich niedostępnych, a związanych ściśle z ich podmiotowością. Intymność jest polityczna w szerokim sensie – jest sferą ściśle kontrolowaną i kolonizowaną, ale także obszarem potencji nowych narracji, ucieleśnienia naszych relacji, projektu nowej ocalającej wrażliwości i afirmacji dla wszystkich płci!
Kuriozum
Oprowadzanie po wystawie Body Works w PGS-ie w Sopocie, kuratorowanej przez Gosię Golińską i Romualda Demidenko, które zrealizowałam w lipcu wraz z Renatą Dancewicz. Napisałam także tekst do katalogu zatytułowany „Demokracja narcystyczna”. Kuratorzy zaryzykowali śmiałe połączenie intymności i polityczności, przenosząc je na tematy kultury wizualnej, takie jak selfie, portretowanie nagości, mapowanie wrażliwości transeksualnej, i przymierzając tym samym nową jakość polskiej kultury, tak chętnej do poświęcenia praw jednostki w imię martyrologicznych ideałów. Czym jest bycie razem? Jak opowiada lub performuje je sztuka? Jaka jest polityczna potencja intymności? Czym jest „praca ciał” i nasze „ucieleśnienie”? Renatę Dancewicz poznałam trzy dekady temu, gdy jako młode dziewczyny wracałyśmy z wakacji we Francji do komunistycznej Polski – mimo wybuchu przyjaźni straciłyśmy się z oczu na ponad 20 lat. A jednak nasze spotkanie w sensie emocjonalnym, intelektualnym i politycznym wznowiło się dokładnie w tym samym miejscu, w którym zostało przecięte. W jakim sensie nasza intymność zbuntowanych dziewczyn była zawsze polityczna? Oprowadzanie zrobiłyśmy na zaproszenie naszych wzajemnych przyjaciół: Romualda i Gosi. Zderzyć się z naszą historią i opowiedzieć o współpracy, którą jako dorosłe kobiety podjęłyśmy, na przestrzeni wystawy, a także performując ją we wspólnej interpretacji prac – to było doświadczenie zupełnie niezwykłe. Przy Polskiej burce Karoliny Mełnickiej dałaś czadu De Natko!!!
Miejsce
Poznański Arsenał, który nie opuszcza gardy!
Książka
Wielki retusz Tomasza Żukowskiego, której rozwinięcie tytułu brzmi: „Jak zapomnieliśmy, że Polacy mordowali Żydów”. Żukowski bierze pod lupę różne teksty kultury, realizowane przez twórców kojarzonych jako postępowi czy liberalni: Wajda, Bartoszewski, Błoński. I pokazuje jak nauczyliśmy się wypierać scenę pierwotną naszej nowoczesności, czyli udział Polaków w sensie mentalnym, dosłownym i symbolicznym w Zagładzie Żydów. Przekaz kultury okazuje się tu bardzo tricky: matryce, ufundowane na wyparciu, matrycują naszą wizję świata. To błędne koło, które konserwuje w polskości odruchową nienawiść do inności i lęk. Kultura polska pozostaje bardzo patriarchalna, hierarchiczna, zamknięta i skupiona na celebrowaniu własnej defensywnej tożsamości. Nie można żyć bezpiecznie w takiej kulturze ani się rozwijać i tworzyć. Trudne czasy wymagają radykalnych gestów. Warto więc zamiast stałej dekulpabilizacji przez przyglądanie się „drugiej” politycznej stronie, zastanowić się co osłabia nasz własny przekaz i gdzie sami ulegamy różnego rodzaju urojeniom kulturowym: etnicznym, płciowym, ekonomicznym, ekologicznym itd. Bardzo odnawiająca i wzmacniająca lektura!!!
Monika Borys
Sukces
Rzadko patrzę na sztukę przez pryzmat takich kategorii, jak sukces, ale życzę go artystom i artystkom, które mimo drastycznie prekarnej sytuacji, głodowych stawek i braku ubezpieczenia nie poddają się i tworzą alternatywne obiegi sztuki. Myślę, że warto przy tej okazji wskazać przede wszystkim na codzienne mikroopory stawiane władzy i wyzyskowi: coraz większą świadomość feministyczną na Akademiach Sztuk Pięknych i walkę z płciową dyskryminacją, protesty przeciw niedemokratycznym sposobom zarządzania i próbom cenzurowania (jak w przypadku ocenzurowania prac Natalii LL w Muzeum Narodowym przez Jerzego Miziołka).
Porażka
Politycy szkodzący sztuce, artystom i kulturze, która powinna tworzyć możliwości swobodnego przepływu ludzi i myśli. Porażką są niedemokratyczne mianowania władz publicznych instytucji – Piotr Bernatowicz jako dyrektor Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski. Porażką jest też wizja połączenia krakowskiego Bunkra Sztuki z MOCAK-iem, co oznacza objęcie sterów Bunkra przez Maszę Potocką. Nie jest to wzmocnienie dla Krakowa, ale raczej zubożenie tego miasta, w którym niedługo wszystko podporządkowane będzie rynkowi i potrzebom turystów.
Artysta/tka
Janek Simon, Agata Słowak, Marek Rachwalik.
Wydarzenie
Wskażę na nieco poboczne w artworldzie wydarzenie, które jednak zrobiło na mnie ogromne wrażenie. To niepozorna wystawa Czas odnaleziony, czyli Atlas Warburga do muzyki dawnej pokazywana w kościele ewangelicko-augsburskim Świętej Trójcy w Warszawie. Jej autorem był Björn Schmelzer, twórca i dyrygent w belgijskim zespole muzyki dawnej Graindelavoix, który został zaproszony na rezydencję w ramach festiwalu Nowe Epifanie. Czas odnaleziony to monumentalna opowieść wizualna, która była niesamowitą podróżą przez epoki, szerokości geograficzne i różne porządki estetyczne, pokazywała muzykę w jej materialności i cielesności. Nie spodziewałam się, że wystawa, która za punkt wyjścia bierze średniowieczną wokalistykę powie mi tyle o potędze obrazów, wyobraźni i dlaczego warto nadal brodzić nawet w odległej przeszłości w poszukiwaniu pytań o przyszłość.
Dzieło/realizacja
Ten rok był dla mnie odkrywaniem malarstwa współczesnego kobiet. Wśród nich była Agata Słowak, której obrazy obejrzałam na jej dyplomie malarskim Jestem piękna, jestem wielką artystką! Na długo zostały ze mną mutanty wyłażące z mrocznych wizji nasyconych przemocą i seksem.
Wystawa
Dwie wystawy w Muzeum nad Wisłą: Farba znaczy krew. Kobieta, afekt i pragnienie we współczesnym malarstwie kuratorowana przez Natalię Sielewicz oraz Miriam Cahn. Ja istota ludzka, której kuratorką jest Marta Dziewańska. Feministyczne opowieści o historii deformującej nasze ciała zawieszone między przyjemnością i przemocą. To dwie ekspozycje, dzięki którym zrozumiałam, że mimo dominacji cyfrowego przekazu, malarstwo może z ogromną mocą opowiadać o współczesności i być niesamowicie sugestywną ekspresją dzisiejszych przemian społecznych.
Kuriozum
Wystawa Chcę być kobietą w warszawskiej galerii XX1, kuratorowana przez Sławomira Marca. Mogła być ważną refleksją o męskości i poszukiwaniu sojuszy w walce o równe prawa, a była wypaczającą feminizm wydmuszką sprowadzającą dyskryminację do kilku wyświechtanych stereotypów. Kuriozalne, smutne i nieśmieszne.
Miejsce
Biennale Warszawa
Książka
Wolność, równość, przemoc. Czego nie chcemy sobie powiedzieć Agaty Sikory. Gęsta i wciągająca książka o ograniczeniach lewicowych i liberalnych polityk. Sikora z bardzo dużą uważnością, łącząc różne języki i osobiste doświadczenia, opowiada o współczesnej wyobraźni progresywnej. Pokazuje, w jaki sposób kształtowane są nasze punkty widzenia i jak szukać szczelin w ideologiach. Książka na trudną przyszłość.
Do tego dodałabym trochę przyjemności – album roku: Caterina Barbieri Ecstatic Computation.
Anna Cymer
Sukces
Najmłodszy polski zabytek ma 22 lata. Jest nim wpisana do rejestru w 2019 roku, a oddana do użytku w 1997 roku cerkiew Narodzenia Przenajświętszej Bogarodzicy w Białym Borze, zaprojektowana przez Jerzego Nowosielskiego i architekta Bogdana Kotarbę. To najbardziej efektowny przykład zmiany w myśleniu o tym, że kryterium wieku nie musi być kluczowe w uznaniu jakiegoś obiektu za wart ochrony. W 2019 roku do rejestru zabytków trafił też warszawski Dworzec Centralny – taki gest jeszcze kilka lat temu wzbudziłby wielkie oburzenie, dziś uznano to za oczywistość. Choć nie cieszy to nawet obrońców zabytków, wpis do rejestru zabytków jest w Polsce najbardziej skuteczną, a często jedyną metodą ochrony historycznej budowli. Dlatego w kraju, w którym na architekturę największy wpływ mają deweloperzy, elastyczne traktowanie kryteriów, jakie musi spełniać obiekt, by być uznanym za zabytek – jest zmianą pozytywną.
Porażka
Mimo że nowe zabytki już nie oburzają, drugiego po Pałacu Kultury i Nauki najbardziej rozpoznawalnego budynku-symbolu Warszawy nie udało się jednak uratować. Pawilon Rotunda został wymieniony na swoją karykaturę – błyszczącą i nową, ale całkowicie pozbawioną wyrazu, zaledwie kształtem dachu przypominającą poprzedniczkę. Zamiast budynku, który znał i lubił każdy, kto choć raz trafił do Warszawy, w centrum stolicy stoi teraz zwykły, komercyjny pawilon, który mógłby się znajdować w każdym mieście świata, a którego wnętrze przypomina wyczyszczone z indywidualizmu i stylu lobby w nowym biurowcu. Bank, który jest właścicielem Rotundy, nie uznał nawet za stosowne choćby symbolicznie zachować w nowym budynku pamięci po poprzedniku. Może słusznie. Przy porównaniu z prawdziwą Rotundą nieudolność nowej bryły byłaby porażająca.
Artysta
Architektów rzadko – i słusznie – określa się mianem artystów. Są jednak od tej reguły wyjątki – twórcy, którzy swoją postawą, filozofią, podejściem do projektowania wyszli poza ubieranie w formę technicznego rzemiosła. Do takich artystów architektury należał zmarły w maju 2019 roku Stanisław Niemczyk. W kraju, w którym współczesna architektura sakralna wciąż jest odbierana negatywnie, projektował kościoły, w których nawet niewierzący dostrzegali piękno. Niemczyk był od lat ważnym i cenionym autorytetem w dziedzinie architektury sakralnej, punktem odniesienia w tej dziedzinie projektowania, z którą polscy architekci mają wciąż kłopot.
Wydarzenie
Czy odbudowywać Pałac Saski? To pytanie porusza i antagonizuje wiele środowisk, wywołując spory i kłótnie. Temat z pogranicza polityki konserwacji zabytków skłania do pytań o granice rekonstrukcji, o przyszłą funkcję „odbudowanego” pałacu, finansowanie jego budowy czy w ogóle jej cel. Choć dyskusja (a może raczej kłótnia) o powstanie nowego zabytku toczy się już jakiś czas, nic się w niej nie zmienia – zwolennicy i przeciwnicy odbudowy XIX-wiecznego budynku pozostają przy swoich opiniach. Aż do czasu, kiedy podczas dyskusji wcale nie poświęconej bezpośrednio Pałacowi Saskiemu Marek Budzyński pokazał swój projekt na zabudowę placu Piłsudskiego. Nowoczesną, komercyjną, utrzymaną w charakterystycznym dla tego architekta stylu, z porośniętą zielenią uproszczoną kolumnadą i zielonymi dachami. Nie chodzi jednak konkretnie o zaproponowaną formę – a o przekierowanie debaty w zupełnie nie branym dotąd pod uwagę kierunku. Właściwie nikt dotychczas nie zakładał, że na Placu Piłsudskiego mogłyby powstać nowoczesne budynki – co tylko potwierdza teorię, że nikomu nie zależy na realnym ożywieniu tej przestrzeni, a wyłącznie na wykonaniu politycznego gestu „odbudowy”. Marek Budzyński jako jedyny architekt zabrał tak wyraźny i znaczący głos w dyskusji, zajął stanowisko wobec emocjonującej mieszkańców miasta dyskusji, w której – co jednak zaskakujące – architekci raczej nie brali dotąd udziału.
Dzieło
Miasto Dąbrowa Górnicza nie ma właściwie centrum. Jako ośrodek przemysłowy rozrastało się wokół kolejnych zakładów, w formie osiedli mieszkaniowych, a plany i projekty, aby utworzyć w mieście plac, miejsce centralne i śródmiejskie, nigdy nie zostały do końca zrealizowane. Obecne władze miasta podjęły się zadania karkołomnego: położony w samym centrum ogromny teren przemysłowy (m.in. po fabryce obrabiarek „Defum”) ma się zmienić w nowe, wielofunkcyjne centrum miasta. Potężne przedsięwzięcie, nazwane Fabryką Pełną Życia, realizowane jest na wielu poziomach. W kwietniu tego roku rozstrzygnięto konkurs na wizję urbanistyczną tego obszaru (wygrał pomysł biura Analog), poprzedzony niezliczonymi konsultacjami społecznymi, warsztatami i spotkaniami z mieszkańcami. Grono ekspertów (urbanistów, socjologów, prawników, managerów, praktyków rynku nieruchomości, historyków) dwa lata opracowywało wizję przyszłości tego terenu – bo projekt ma być tyleż atrakcyjny dla mieszkańców, co opłacalny ekonomicznie. Choć coraz chętniej torpedowany przez niektórych polityków projekt jest unikatowy – swoją skalą oraz ambitnymi zamierzeniami przewyższa realizowane dotąd przedsięwzięcia rewitalizacyjne. Warto mu kibicować.
Wystawa
Latem 1963 roku stolicę Macedonii (wtedy będącą częścią Jugosławii) nawiedziło trzęsienie ziemi, w wyniku którego w ruinę obróciło się 80 procent zabudowy. Tysiąc osób zginęło, dwieście tysięcy straciło dach nad głową. Z ramienia ONZ planowaniem odbudowy miasta zajął się wtedy Adolf Ciborowski, w latach 40. członek zespołu Biura Odbudowy Stolicy. Do prac nad podnoszeniem z gruzów Skopja zgłosiło się wielu polskich architektów – posiłkujących się, rzecz jasna, swoim doświadczeniem z czasów odbudowy Warszawy i innych polskich miast. I tak, w macedońskiej stolicy projektowali m.in. Stanisław Jankowski „Agaton” czy „Tygrysy” – Wacław Kłyszewski, Jerzy Mokrzyński i Eugeniusz Wierzbicki. Ten niezwykły, a mało znany fakt z dziejów polskiej architektury przypomnieli twórcy wystawy Skopje. Miasto, architektura i sztuka solidarności, pokazywanej latem i jesienią 2019 roku w Międzynarodowym Centrum Kultury w Krakowie. Ekspozycja pokazała, że praca nad odbudową Skopja nie była tylko gestem bratniego narodu i wyrazem solidarności, ale przede wszystkim kolejną w dziejach próbą wykorzystania dramatu do zbudowania nowego i nowoczesnego miasta na miarę nowych czasów. Elementem krakowskiej wystawy – poza modelami i zdjęciami budynków czy planami urbanistycznymi dla odbudowywanego miasta – były także dzieła polskich artystów, należące do kolekcji Muzeum Sztuki Współczesnej w Skopju, podarowanych wówczas placówce w geście solidarności przez samych autorów.
Kuriozum
Polacy w hojnym geście chcieli podarować wiedeńczykom pomnik króla, który ponad 300 lat temu przepędził z ich miasta (i Europy) Turków. Monument Jana III Sobieskiego rzeczywiście był planowany w stolicy Austrii. Jednak władze tego miasta nie mogły przewidzieć jak zacny podarek szykuje dla nich grono polskich darczyńców – Komitet Budowy Pomnika Jana III Sobieskiego. Czesław Dźwigaj na ich zamówienie opracował projekt ekspresyjnej rzeźby, przedstawiającej polskiego władcę na pędzącym koniu dowodzącego husarią. Wysoki na trzy i długi na siedem metrów pomnik spod Wiednia wrócił na lawecie – podobno Austriakom jednak się nie spodobał, chcą na projekt monumentu rozpisać konkurs. Na razie więc polski król na wspomnianej lawecie ma jeździć po Polsce – jako ruchoma ekspozycja.
Miejsce
Na wynaturzonym polskim rynku mieszkaniowym od kilku lat dynamicznie rozwija się trend budowania tzw. mikroapartamentów. Zawarta w tej nazwie sprzeczność nikogo najwyraźniej nie razi, bo liczące po kilkanaście metrów kwadratowych powierzchni mieszkania sprzedają się na pniu. Kilka budynków z takimi lokalami stoi już we Wrocławiu, swoje ma m.in. Warszawa, Kielce, Białystok, budowane są kolejne, mimo że według przepisów sprzedawany jako mieszkanie lokal musi mieć co najmniej 25m2. Zapotrzebowanie na mikroskopijne mieszkania jest ogromne, a deweloperzy reklamują je jako „alternatywę wobec wynajmu” i „odpowiedź na zmieniające się trendy na rynku”. O ile teoretycznie lokale takie rzeczywiście mogą wypełniać pewne nisze na rynku, przy galopujących cenach mieszkań i spadających zdolnościach kredytowych może się okazać, że kawalerka w bloku z wielkiej płyty to nadmierny luksus i 17m2 to wszystko, na co wielu rodaków stać.
Książka
Temat mieszkalnictwa wydaje się jednym z najważniejszych, jakie powinniśmy poruszać w debacie publicznej, bo dziś wydaje się, że zapisane w konstytucji prawo do mieszkania staje się coraz bardziej prawem martwym. Kwestie alternatyw wobec deweloperskiej produkcji mieszkań do kupienia za pomocą kredytów hipotecznych rzetelnie i przystępnie omówiła w wydanej przez Fundację Bęc Zmiana książce System do mieszkania. Perspektywy rozwoju dostępnego budownictwa mieszkaniowego architektka i urbanistka Agata Twardoch. Wpisując zagadnienie w szeroki kontekst polityczny, społeczny czy ekonomiczny podaje przykłady pomysłów na nieurynkowione metody zamieszkiwania na świecie, a także te już realizowane w Polsce. Może jednak jest szansa na lepsze, na bardziej dostępne i nie obciążające kredytem na pół wieku mieszkanie?
Olga Drenda
Sukces
To, że trwamy.
Porażka
To, że Katowice i Śląsk tracą dynamikę i osoby.
Artysta/tka
Bartosz Zaskórski, Dominika Olszowy.
Wydarzenie
Zespół Furia na Piastowskiej 1.
Dzieło
Liliana Piskorska, Długi marsz przez instytucje w CSW Kronika.
Wystawa
Wiejskie śmieci (Rachwalik/Zaskórski) w Iron Oxide
Obiekty, które zostały Biedronkami (Instytut Dizajnu w Kielcach, Muzeum Miasta Gdyni)
Kuriozum
To już sami chyba wiecie.
Miejsce
Częstochowa oraz internet.
Książka
Moje Wyroby, bo miałam wygranko dzięki nim, a tak poważnie to Dropie Natalki Suszczyńskiej i Zimowla Dominiki Słowik.
Arkadiusz Gruszczyński
Sukces
Ponad cztery tysiące podpisów pod listem w sprawie niepowoływania Piotra Bernatowicza na stanowisko dyrektora Zamku Ujazdowskiego. Wśród sygnatariuszek znalazły się Olga Tokarczuk i Agnieszka Holland, a także Paweł Pawlikowski i kwiat polskiej kultury. Nic to nie dało, dyrektor wyklęty rozsiądzie się w fotelu zajmowanym niegdyś przez Wojciecha Krukowskiego. Tuż po ogłoszeniu decyzji ministra jechałem autobusem z przyjacielem Krukowskiego, jednym z członków Akademii Ruchu. Usilnie namawiałem go do odważnego gestu, napisania listu otwartego podpisanego przez przyjaciół Wojciecha Krukowskiego, z którym przez kilka dekad tworzyli niezależne środowisko artystyczne. – Nigdy nie działaliśmy w zamku, to nie nasza sprawa, a poza tym, po co się w to mieszać? – odpowiedział, a ja pod pretekstem kupienia papierosów tuż po wyjściu z autobusu uciekłem w inną stronę.
Porażka
Redaktorka Plinta groziła, że nie opublikuje mojego podsumowania, jeśli jako kolejny autor wspomnę o prof. Jerzym Miziołku, ale były dyrektor Muzeum Narodowego i jego skandaliczne rządy w gmachu przy Alejach Jerozolimskich zapiszą się w historii sztuki jako przykład spektakularnej porażki. Zapewne inne krytyczki i obserwatorzy sztuki zwrócili już uwagę na jego decyzje kadrowe, akty cenzury i wystawy rodem z monopolowego z tanimi winami. Wzrok czytelniczek „Szumu” skieruję więc na program Miziołka. Znalazły się w nim takie kurioza jak: budowa łuku triumfalnego przerzuconego przez aleje (pomysł był opatrzony cytatami z premiera Mateusza Morawieckiego i prezesa Jarosława Kaczyńskiego) czy odbudowę Elizeum. Miziołek twierdził, jak ujawniliśmy kilka miesięcy temu razem z Tomkiem Urzykowskim w „Gazecie Wyborczej”, że wizja Elizeum zasługuje na wypromowanie w kontekście dzieł sztuki i hollywoodzkiego filmu pt. Elizeum. Przypomnijmy: w podziemnej rotundzie brat króla Kazimierz Poniatowski zażywał uciech w towarzystwie dam. Profesor chciał również postawić przed budynkiem muzeum piramidę na wzór tej sprzed Luwru.
Artysta
Jan Możdżyński, który po pierwsze jest bardzo dobrym malarzem, a po drugie, co rzadkie wśród polskich artystów, potrafi rzeczowo i merytorycznie wytłumaczyć swoją sztukę. Kręcą go BDSM, stosunki władzy, tworzy kanon nowych pomników i erotycznych fantazji. Jego wielką zaletą jest wiek: nieco starszy od innych absolwentów akademii, ma więcej doświadczenia i wiedzy z innych obszarów, mimo że dopiero zaczyna swoją karierę. Teraz zgłębia tajniki gender, wcześniej prawa. Bokser, gra z kolegami i koleżankami w Tekkena. Możdżyński doskonale orientuje się we współczesnej humanistyce, czyta książki i interesuje się światem. Idzie jak burza: Hestia, Warszawa w Budowie, Bielska Jesień. Podobno swoje obrazy, będące podmuchem świeżego powietrza w dusznej katoPolsce, sprzedaje na pniu.
Wydarzenie
Bankiet Warsaw Gallery Weekend, na którym mnie nie było, bo ostatnio wolę czytać książki niż setny raz słuchać tych samych plotek i pić słabe wino. W związku z tym mogę z czystym sumieniem powtórzyć wszystko, co usłyszałem na mieście. Kobieta stojąca na bramce nie wpuszczała ludzi, którzy nie mieli ze sobą zaproszeń, mimo że ich nazwisko i pozycja wskazywałyby, że mogą wejść wszędzie. Przekąski szybko się skończyły. A na stołach tańczyły panie w skąpych ubraniach. Miał być Wilk z Wall Street, wyszedł Wyjazd integracyjny.
Dzieło
Nie wiem.
Wystawa
Caravaggio w Kunsthistorisches Museum Wien. Nic tak nie działa na wyobraźnię jak obrazy włoskiego mistrza: męskie akty, malarska precyzja, motywy religijne. Do Wiednia zjeżdża właśnie cała Europa, żeby w jednym miejscu zobaczyć wszystkie prace tego słynnego malarza. Czy doczekamy się kiedyś takiej sytuacji w kraju nad Wisłą?
W Polsce duże wrażenie zrobiła na mnie wystawa antyfaszystowska w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie. Kuratorzy wykonali tytaniczną pracę i pokazali trzy okresy, w których artyści odpowiadali na zagrożenia związane z faszyzmem i nacjonalizmem. Głęboki risercz, świetnie zaprojektowana narracja i architektura wystawy. Niestety zabrakło najmłodszego pokolenia artystów. Bo przecież Wilhelm Sasnal młody już raczej nie jest. Niemniej, była to wystawa, która powinna objechać cały kraj.
Kuriozum
Polska.
Miejsce
Lubię muzealne kawiarnie. Rozczula mnie crème brûlée za 25 złotych u Marty Gessler w Zamku Ujazdowskim i niedobre jedzenie w tej knajpie od frontu, której nazwy nikt nigdy nie pamięta. Latem nie jadłem piękniejszego obiadu niż talerz z przysmakami kuchni tajskiej w Palomie w MSN-ie. Kawka na Pańskiej jest nadal punktem obowiązkowym, przy okazji można podładować próżność wstawiając odpowiednie zdjęcie na Instagrama. Szczególnym uznaniem darzę kawiarnię w Muzeum Śląskim, ale ostrzegam przed czarnymi cukierkami, są wyjątkowo ohydne. Od czasów zamknięcia Obiektu Znalezionego w Zachęcie bojkotuję tamtejszy lokal, no chyba, że na wino zaprasza mnie ktoś z tamtejszych pracowników. Jednak na pierwszym miejscu znajduje się kawiarnia na dachu Muzeum Współczesnego we Wrocławiu.
Książka
Gdzie są architektki? Despiny Stratigakos, która starannie opisuje fenomen dominacji mężczyzn w architekturze. Bada historię, sięgając aż do XIX wieku, opisuje przełom, jakim była produkcja Barbie-Architektki, aż po przyznanie Nagrody Plitzkera dla Zahy Hadid. Autorka udowadnia, że kobiety odpadają po drodze z zawodu z powodu starego jak świat patriarchatu, ponieważ nie mogą rodzić dzieci i zarabiać tyle, co mężczyźni, a pod ich projektami podpisują się faceci.
Czy mamy do czynienia z podobnym problemem w środowisku sztuki? Na pierwszy rzut oka nie, ponieważ magazynem „Szum” współrządzi kobieta, mimo dwóch ojców założycieli, obecnie chyba skonfliktowanych. Muzeami i galeriami kierują zazwyczaj kobiety. Ale już na przykład na 26. edycji Paszportów Polityki kobiety odbierały nagrodę tylko 8 razy. Wśród laureatów ostatniej Bielskiej Jesieni nie było ani jednej artystki. Rektorami akademii w Warszawie, Krakowie, Wrocławiu, Poznaniu, Gdańsku, Katowicach i Szczecinie są mężczyźni. Kobieta kieruje szkołą tylko w Łodzi. W Pawilonie Polskim w Wenecji na 15 edycji pokazano od 1990 roku prace sześciu artystek, z czego dwie nie były Polkami, a jedna pracowała w duecie z mężczyzną. W prasie wysokonakładowej o sztuce piszą prawie sami mężczyźni: Sarzyński w „Polityce”, Hudzik w „Newsweeku”, Kosiewski w „Tygodniku Powszechnym”, Banasiak we „Wprost”, Sienkiewicz w „Gazecie Wyborczej”. Jedynie w „Rzepie” sztukami wizualnymi zajmuje się Małgorzata Piwowar.
Piotr Kosiewski
Sukces
Część instytucji publicznych (ale nie tylko one) potrafiła – mimo sytuacji w kraju – znaleźć język mówienia o istotnych sprawach społecznych, politycznych czy ideologicznych. W sposób interesujący, nieoczywisty, zmuszający do stawiania trudnych pytań, także do niezgody, wchodzenia w spór. Przykład? Rok Antyfaszystowski, współtworzony właśnie przez instytucje publiczne oraz organizacje pozarządowe, ruchy społeczne, przez twórców/czynie i aktywistki/ów.
Porażka
Odruchowe skojarzenie: polityka personalna Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego; degradacja warszawskiego Muzeum Narodowego przez Jerzego Miziołka, brak nominacji dla Dariusza Stoli w Muzeum POLIN (mimo wygranego konkursu) czy ryzykowane powołanie Piotra Bernatowicza na nowego dyrektora Zamku Ujazdowskiego, będące zapowiedzią radykalnego zwrotu w tej instytucji. Można było oczekiwać, że to samorząd, inaczej niż władze centralne, będzie w praktyce pokazywał znaczenie dialogu oraz przywiązania do zasad i procedur. Przykład krakowskiego Bunkra Sztuki (połączonego unią personalną z MOCAK-iem) pokazuje, że jest niestety inaczej.
Artysta/tka
Dorota Nieznalska – jej ostatnie prace poświęcone dziejom Instytutu Niemieckiej Pracy na Wschodzie (wystawy w MOCAK-u i Muzeum Narodowym we Wrocławiu) czy najnowsza wystawa w Europejskim Centrum Solidarności, wokół Stanisława Pyjasa oraz krakowskiego środowiska skupionego wokół Studenckiego Komitetu Solidarności, to głos dość odrębny w naszej sztuce, ważny, wpisujący się w aktualne polskie spory. Są one jednocześnie zaprzeczeniem przekonania, że sfera pamięci jest całkowicie zawłaszczona przez jedną, prawicową stronę.
Wydarzenie
Komponowanie przestrzeni w łódzkim Muzeum Sztuki (kuratorki: Małgorzata Jędrzejczyk, Katarzyna Słoboda) to więcej niż tylko wystawa najważniejszych rzeźbiarzy/rek I połowy XX wieku. To kolejna propozycja łódzkiej instytucji odczytywania kluczowej dla polskiej kultury twórczości (w tym przypadku Katarzyny Kobro). Stawiania pytania o jej znaczenie dziś, o jej aktualność. Odważnej rozmowy o naszym kanonie sztuki, a nie tylko jałowego celebrowania przeszłości. Czyli robienia tego, co obecnie jest bardzo rzadkie.
Dzieło/realizacja
Lot Romana Stańczaka, czyli odwrócony na lewą stronę niewielki samolot z lat 90. pokazany w Pawilonie Polskim podczas tegorocznego Biennale Sztuki w Wenecji. To praca przywołująca – o czym wielokrotnie pisano – katastrofę smoleńską. Jednak na Lot można popatrzeć także jako na opowieść o transformacji, o głodzie, a potem nadmiarze rzeczy. Jako na opowieść o naszym doświadczeniu ostatnich 30 lat.
Wystawa
Strachy Daniela Rycharskiego w warszawskim Muzeum Sztuki Nowoczesnej – wystawa nieoczywista i odważna. Rozbijająca obiegowe klisze: o wsi, wierze, byciu osobą homoseksualną. Do tego stawiająca w trudnej sytuacji wszystkich: od liberalnych mieszkańców wielkich miast, katolików, zarówno tych otwartych, jak i integrystów, po lewicowych działaczy i aktywistów ruchu LGTBQ.
Kuriozum
Lista byłaby zbyt duża, niestety.
Miejsce
Lubelski Labirynt oraz białostocki Arsenał – galerie, które potrafiły zbudować ciekawy i przekonujący program, ale przede wszystkim stać się ważnymi miejscami w swoich regionach. Co więcej, działać z powodzeniem w otoczeniu przywiązanym do bardziej tradycyjnego systemu wartości oraz wyborów kulturowych.
Książka
Afekt Strzemińskiego Luizy Nader (Instytut Badań Literackich PAN, Akademia Sztuk Pięknych w Warszawie, Muzeum Sztuki w Łodzi). Książka, która mówi coś nowego i istotnego o twórczości pozornie dobrze znanej. I stawia trudne, ale też niewygodne pytania.
Katarzyna Kasia
Sukces
Za największy sukces 2019 roku uważam bananowy performans pod Muzeum Narodowym, który odbył się w ramach protestu przeciwko decyzji dyrektora Miziołka dotyczącej zdjęcia z wystawy stałej prac Grupy Sędzia Główny, Katarzyny Kozyry i Natalii LL. Prace te rzekomo miały „rozpraszać” zwiedzającą muzeum młodzież. Chociaż sztuka współczesna rzadko wyprowadza ludzi na ulice, zachowując swój krytyczny potencjał dla dość wąskiej grupy koneserów, tym razem osiągnęła dawno niewidziany efekt. Setki osób ostentacyjnie konsumujących „obsceniczne” banany dały mi nadzieję na to, że nie wszystkie złe i głupie decyzje społeczeństwo łyknie jak młody pelikan.
Porażka
Z tą kategorią mam najmniej i zarazem najwięcej problemów, ponieważ bogatego materiału niemal codziennie dostarczają decyzje podejmowane przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Jeśli miałabym wybrać spośród nich jedną, byłoby nią powołanie prof. Jerzego Miziołka z pominięciem procedury konkursowej na stanowisko dyrektora Muzeum Narodowego w Warszawie. W dosyć krótkim czasie nowemu dyrektorowi udało się: zlikwidować galerię sztuki XX i XXI wieku, zniszczyć dorobek i pogrzebać prestiż instytucji, zwolnić (lub skłonić do odejścia) jej najbardziej zasłużonych pracowników oraz skutecznie zniechęcić zwiedzających. Pewnym pocieszeniem jest fakt, iż minister Gliński podjął w końcu decyzję o zwolnieniu dyr. Miziołka. Szkoda, że kosztowało nas to miliony złotych utopionych w nieotwartej w terminie galerii sztuki starożytnej.
Artysta/tka
Agata Słowak, malarka, tegoroczna absolwentka warszawskiej ASP. O tym, że jej prace są godne zauważenia, świadczy chociażby fakt pokazania ich w ramach wystawy Farba znaczy krew w Muzeum Sztuki Nowoczesnej oraz pierwsza nagroda w konkursie Coming Out na najlepszy dyplom ASP. Jestem przekonana, że o Agacie i jej obrazach będzie jeszcze głośno, co zresztą ironicznie przewidziała w tytule swojego dyplomu Jestem piękna, jestem wielką artystką!.
Wydarzenie
Najważniejszym wydarzeniem zainicjowanym w 2019 roku jest zorganizowany w 80 lat po wybuchu II wojny światowej Rok Antyfaszystowski, czyli ogólnopolska inicjatywa, w którą zaangażowane były i są liczne instytucje publiczne, organizacje pozarządowe, ruchy społeczne, artystki, aktywistki i kolektywy. Inauguracją Roku Antyfaszystowskiego było otwarcie ogromnej wystawy Nigdy więcej. Sztuka przeciwko wojnie i faszyzmowi w warszawskim Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Koncepcja Roku, w ramach którego wciąż jeszcze odbywają się wydarzenia kulturalne i działania społeczne (do maja 2020), wyrosła z potrzeby przywołania strategii antyfaszystowskiego i antywojennego oporu, które okazują się w dzisiejszych czasach zyskiwać nową, bardzo niepokojącą aktualność.
Dzieło/realizacja
Opuszczając na chwilę polskie podwórko, przyznaję, że największe wrażenie zrobiła na mnie praca Kary Walker Fons Americanus. The Daughter of Waters, prezentowana w Hali Turbin Tate Modern w Londynie. Ogromna fontanna jest antypomnikiem historii kolonialnych zbrodni, przemocy i niekończącej się rasistowskiej opresji. Nie potrafiąc krótko napisać o tej pracy, sięgnę więc po cytat z Polityki wrogości Achille Mbembe: „Rozpoznanie człowieka, którym jestem, w twarzy kobiety i mężczyzny, którzy są naprzeciw mnie – oto warunek konieczny do spełnienia, aby człowiek, który jest na tej ziemi – ziemi, gdzie wszyscy są u siebie – był czymś więcej niż zbiorem organów, więcej niż Mohammedem. I jeśli to prawda, że na tej ziemi wszyscy są u siebie, nie można już od nikogo wymagać, aby wracał do siebie” (A. Mbembe, Polityka wrogości, tłum. U. Kropiwiec, Kraków 2018, s. 137).
Wystawa
Najbardziej utkwiła mi w pamięci wystawa Sytuacje Liliany Porter w stołecznej Zachęcie – być może dlatego, że jej szalona opowieść o świecie, w którym symulacje przeplatają się z rzeczywistością, a sytuacje podlegają nieskończenie wielu rekombinacjom, wciągnęła mnie tak bardzo, że nie ograniczyłam się do jednej wizyty w galerii. Niezwykła opowieść o banalności, gra ze skalą, jarmarczne ready-mades i coś, co Nietzsche nazwałby „duchem lekkości” odpowiedziało na potrzebę zdystansowania się od dojmująco dosłownej codzienności.
Kuriozum
Chociaż mam wrażenie, że powtarzam się jak zdarta płyta, muszę uznać, że wszystkie kurioza 2019 bezpardonowo zepchnął z podium pokaz cyfrowych reprodukcji dzieł Leonarda da Vinci zorganizowany przez dyrektora Miziołka w warszawskim Muzeum Narodowym. To zadziwiające wykorzystanie dobrodziejstw nowoczesnej technologii skłoniło mnie do fundamentalnej rewizji kategorii obciachu, paździerzu i żenady.
Miejsce
Trawestując poetę, chciałoby się napisać „śpieszmy się kochać miejsca, tak szybko odchodzą”. I choć oczywiście Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski nigdzie się nie wybiera, trzeba chyba pożegnać je w znanym nam od lat kształcie. Chociaż instytucja ta miała swoje wzloty i upadki (niektóre były bolesne), to jednak zmiana, która ma nastąpić od stycznia 2020 wydaje się nieść w sobie potencjał wcześniej niewidzianego smoleńskiego radykalizmu. Dyrektorem CSW ma bowiem zostać dr Piotr Bernatowicz, którego dokonania – chociażby w poznańskim Arsenale – pozwalają żywić obawę, iż trwająca do końca stycznia wystawa Karola Radziszewskiego jest łabędzim śpiewem sztuki wolnej od uprzedzeń, dyskryminacji i nachalnie wciskanych „idei narodowych”.
Książka
Spośród wydanych w 2019 roku książek, największe wrażenie zrobiła na mnie praca Luizy Nader Afekt Strzemińskiego. „Teoria widzenia”, rysunki wojenne, „Pamięci przyjaciół – Żydów”. Przede wszystkim dlatego, że autorka wychodzi w niej poza dotychczas stosowane klisze i przeprowadza precyzyjną, niezwykle odkrywczą analizę prac i teorii Strzemińskiego, rzucając na nie całkiem nowe światło, a nawet więcej, dając im nowe życie. W wywiadzie dla „Dwutygodnika”, przeprowadzonym przez Karola Sienkiewicza, Luiza Nader tak mówiła o swojej metodologii, czyli o afektywnej historii sztuki: „Staram się dzieła, prace, rzeczy w moim polu traktować jako podmioty, które wymagają uważności, czujności i czułości, ale też proponują różnego rodzaju rozwiązania teoretyczne”. Z kronikarskiego obowiązku warto podkreślić zwłaszcza kategorię „czułości”, rozsławioną ostatnio dzięki wykładowi noblowskiemu Olgi Tokarczuk.
Marcin Ludwin
Sukces
Pawilon Litwy na Biennale w Wenecji
Porażka
Reakcja lokalnej prasy wrocławskiej na Beauty Mark Irminy Rusickiej i Kaspra Lecnima. Zrzuta na wywiercenie dziury w Muzeum Współczesnym Wrocław zainicjowana przez duet artystów wywołała falę mało profesjonalnych artykułów opartych przede wszystkim na cytatach z fejsbuka. To smutne, że w dobie smartfonów zapominamy o jednej z ich podstawowych funkcji – możliwości dzwonienia do drugiej osoby.
Druga porażka to imperium Maszy Potockiej.
Artysta/tka
Karol Radziszewski
Wydarzenie
Marsz Równości w Białymstoku. Agresja, z jaką spotkali się uczestnicy marszu wywołała skrajne reakcje. Sam fakt, że ktoś w ogóle próbował bronić zachowania ludzi plujących, grożących i rzucających niebezpiecznymi przedmiotami w grupę innych ludzi, jest niesamowicie przygnębiający. Ta świadomość powinna nam dawać jeszcze więcej siły do wspierania takich inicjatyw jak Marsze Równości.
Dzieło
Strachy, Daniel Rycharski
Wystawa
Prototypy: Dom Mody Limanka. Nowa Kolekcja, Muzeum Sztuki w Łodzi
Kuriozum
Piotr Gliński, za całokształt – od jego decyzji dotyczących kadr zarządzających w instytucjach kultury, po podkopywanie autorytetu Olgi Tokarczuk.
Miejsce
Schwules Museum w Berlinie
Książka
Sztuczne piekła. Sztuka partycypacyjna i polityka widowni Claire Bishop – w tym roku towarzyszyła mi wyjątkowo często. Dodatkowo została okrzyknięta przez „ARTnews” jedną z najbardziej wpływowych pozycji ostatniej dekady.
Jakub Majmurek
Porażka
Polityka kadrowa ministra Glińskiego wobec instytucji sztuki, a konkretnie dwa przypadki: Jerzy Miziołek w Muzeum Narodowym, oraz Piotr Bernatowicz w U-jazdowskim. Eksperyment z Miziołkiem szybko się zakończył i nawet na gruncie najbardziej prawicowych sympatii nie da się go postrzegać inaczej niż jako zupełną klęskę: co przyznało w końcu samo ministerstwo. Zamiast koncepcji konserwatywnego muzeum otrzymaliśmy serię kompromitacji, konflikty z załogą, odejścia cenionych pracowników: czas spędzony przez Miziołka w MNW okazał się całkowicie dla instytucji stracony. Jak będzie wyglądała sytuacja z U-jazdowskim trudno powiedzieć, ale zapowiedzi nowego dyrektora nie nastrajają optymizmem.
Artysta
Daniel Rycharski. Wystawa Strachy w MSN w Warszawie pokazała bogactwo tej twórczości, jej wagę i znaczenie. Rycharski jest dziś jednym z najciekawiej społecznie działających artystów swojego pokolenia: działając cierpliwie od lat ze społecznością rodzinnej wsi proponuje bardzo interesujący model sztuki jako procesu zmiany społecznej. Jako chrześcijański artysta homoseksualny i przedstawiciel wsi ustawia się w poprzek oczywistych polskich podziałów i sporów. Jest w stanie tworzyć przestrzeń, gdzie spotkać się mogą liberałowie, lewica i część sensownej prawicy – choć ta bezsensowna, na czele z gwiazdami TVP, przewidywalnie zareagowała na Strachy kretyńsko. Poza wystawą solową w MSN Rycharski miał wystawę w Nicei i interesującą interwencję na tegorocznej Warszawie w Budowie. To był jego rok.
Dzieło/realizacja
Wskazałbym trzy:
Licznik długu Łukasza Surowca – wystawiony w ramach Warszawy w Budowie w pasażu Wiecha elektroniczny licznik podejmujący polemikę z wiszącym po przeciwnej stronie Marszałkowskiej licznikiem Leszka Balcerowicza, naliczającym polski dług publiczny. Surowiec pokazując cały kontekst polskiego długu – dług prywatny, koszty społeczne itd. – rozbija neoliberalne spojrzenie na ekonomię, przywraca ludzki, społeczny wymiar naszym dyskusjom o finansach publicznych.
Znak nierówności Wilhelma Sasnala – czarno-biały tryptyk, przemalowujący trzy dzieła dziewiętnastowiecznego malarstwa realistycznego, zaczynając od Kamieniarzy Courbeta. Sasnal użycza swojej widoczności, jako najbardziej rozpoznawalnego polskiego malarza, by zwrócić uwagę na problemy pracy, nadzoru, prawa do lenistwa, włączając się w dyskusję o współczesnym realizmie, reprezentacji w sztuce, a nawet tych o chłopskich korzeniach Polaków.
Pomiędzy Artura Żmijewskiego – pokazywany na wystawie Trzy plagi w lubelskim Labiryncie cykl czarno-białych fotografii robionych na ulicach Paryża. Wszystkie przedstawiają migrantów. Jak w swoich wcześniejszych dziełach Żmijewski zaprasza tu widza do identyfikacji z najbardziej problematycznymi afektami: odrzucenia, segregacji i separacji, osądu, przemocy – i wykonuje na nich ciekawą pracę polityczną.
Wystawa
Poza wspomnianymi Strachami Rycharskiego z solowych wymieniłbym na pewno Syntetyczny folklor Janka Simona w U-jazdowskim. Simon z jego badaniami na polską tożsamością w kontekście problemów globalnego południa, (neo)kolonializmu i przepływów kapitału od dawana zasługiwał na retrospektywę. Ta, kuratorowana przez Joannę Warszę, bardzo sprawnie opowiada jego twórczość. Z wystaw zbiorowych wskazałbym Nigdy więcej z MSN – zespołowi kuratorskiemu udało się nie przegadać tematu, bardzo precyzyjnie definiując to, co chcieli pokazać. Powstała wystawa, która łączy wywód z historii sztuki z próbą diagnozy współczesnego wymiaru problemu. Ciekawa też była przygotowana przez Rafała Syskę wystawia Wajda w krakowskim MN – udana próba użycia muzealnego medium do prezentacji historii filmu.
Kuriozum
Znów muszę wspomnieć nieszczęsnego dyrektora Miziołka, konkretnie jego nieudolną próbę cenzury prac Natalii LL i Katarzyny Kozyry. Dla dziejów cenzury sztuki w Polsce były one tym, czym wyczyny gangu Olsena dla historii napadów rabunkowych. Miziołek wyszedł przed szereg, ogłosił, że działa na polecenie MKiDN, liczył, że zapunktuje u nowych władz. Zamiast tego wywołał masowy protest, falę selfie z bananami i renesans popularności Natalii LL. W końcu nawet ministerstwo odcięło się od niego, pewnie słusznie uznając, że cała sprawa jest idiotyczna nawet jak na standardy resortu ministra Glińskiego.
Miejsce
Najlepsze wystawy w tym roku miało warszawskie MSN: Niepodległe. Kobiety i dyskurs narodowy (kuratorka Magda Lipska), wspomniane wystawa Rycharskiego i Nigdy więcej, Farba znaczy krew (kuratorka Natalia Sielewicz), wreszcie kolejna bardzo ciekawa odsłona Warszawy w Budowie – Pomnikomania (kuratorzy: Łukasz Zaremba i Szymon Maliborski) w Zodiaku. W dodatku ruszyła budowa nowego gmachu muzeum, co można zaliczyć do kategorii Sukces.
Z miejsc poza stolicą ciekawe rzeczy działy się w tym roku m. in. w Galerii Arsenał w Białymstoku, CSW Kronika w Bytomiu, Galerii Labirynt w Lublinie.
Tomasz Plata
Sukces
Nie zauważyłem jakichś bardziej znaczących sukcesów. Gdzieniegdzie sukcesem było zachowanie status quo.
Porażka
Ogólny stan mentalny lokalnego obiegu sztuki, zwłaszcza w sytuacji coraz bardziej oczywistego zagrożenia politycznego (apatia, nikłe zdolności nawiązywania kontaktu ze światem spoza własnej bańki, archaiczność czy nieadekwatność proponowanych dyskursów i ulubionych słów-kluczy).
Artysta/tka
Chyba wciąż Karol Radziszewski.
Wydarzenie
Wybory parlamentarne
Dzieło/realizacja
Michelle Rizzo w Zachęcie
Wystawy
Aneta Grzeszykowska, Mama, Galeria Raster
Deep Impact, Fundacja Gierowskiego
Kuriozum
Zbyt wiele, by wymieniać.
Miejsce
Pole Mokotowskie
Książka
Jack Halberstam Przedziwna sztuka porażki, Krytyka Polityczna
Karolina Plinta
Sukces
Rok Antyfaszystowski – oddolna inicjatywa, której udało się rozlać na różne podmioty kulturalne w całej Polsce. Niewątpliwym sukcesem jest fakt, że do Roku Antyfaszystowskiego dołączyły takie instytucje jak Muzeum Sztuki Nowoczesnej czy Zachęta. Powstało z tej okazji sporo ciekawych wystaw i wydarzeń, dających odrobinę oddechu po roku świętowania polskiej niepodległości.
Sukcesem okazało się także antyfaszystowskie street party „Za Wolność Waszą i Naszą” zorganizowane 11 listopada przez Koalicję Antyfaszystowską, Akcję Demokracja, Porozumienie Kobiet 8 Marca i Obóz dla Klimatu. Po raz pierwszy od kilku lat mój internetowy feed był zalany dodającymi otuchy zdjęciami z barwnego pochodu antyfaszystów – zwykle tego dnia królowały na nim fotki narodowców, owianych chmurą czerwonego dymu.
W kategorii sukcesu chciałam także wyróżnić projekt „Rok kobiet z ASP”, za którym w dużej mierze stoi Iwona Demko. Samej sztuki Demko nadal nie trawię, ale muszę przyznać, że jej zaangażowanie w odkopywanie historii pierwszych studentek krakowskiej ASP – na przykład historii Zofii Baltarowicz-Dzielińskiej – wydaje się bezdyskusyjnie wartościowe.
Porażka
Ten rok obfitował w negatywne wydarzenia, o których było głośno w mediach, moje wskazanie będzie więc częściowo prowokacją, ale i smutną konstatacją na temat polskiej rzeczywistości artystycznej: mijający rok w sztuce był dla mnie porażką kobiet (jednak). Kobiety często postrzegane są jako te, które myślą inaczej i są w stanie wprowadzić do naszej patriarchalnej rzeczywistości zmianę. Wielokrotnie przekonałam się, że jest to myślenie życzeniowe, bo kobiety owszem, mogą walczyć z patriarchatem, ale bardzo często chętnie stoją na jego straży. Dobrze pokazuje to sytuacja w naszych instytucjach kultury, co można sobie uzmysłowić, czytając o pakcie Feminist (art) institution, podpisanym przez 11 organizacji artystycznych z Czech i Słowacji. O koncepcji feministycznej instytucji dyskutowano także na Forum Przyszłości Kultury 2019 w Teatrze Powszechnym, ale trudno zauważyć większy wpływ tej koncepcji na naszą scenę artystyczną, choć – i to ten smutny paradoks – polskimi instytucjami sztuki rządzą w dużej mierze kobiety. Zdecydowana większość z nich prowadzi jednak instytucje w sposób zachowawczy i hierarchiczny, a nierzadko i przemocowy (patrz Kraków).
W kategorii „porażka kobiet” mieści się niestety także kilka wydarzeń około kobiecej produkcji artystycznej:
1. Efektowny, ale trochę pozbawiony treści program ArTVstka. Moja rada to: mniej ambicji artystycznych, więcej starego dobrego dziennikarstwa lub krytyki sztuki.
2. Po drugie, serial Łatwo płonę i dyskusja wokół niego. Zofia Krawiec chciała zrobić serial o przemocy i empatii, ale chcąc nie chcąc zrobiła serial lekko przemocowy i na dobrą sprawę nieempatyczny. Zdarza się. Jestem ostatnią osobą, która w takich przypadkach może rzucać kamieniem, powiem więc tylko, że z mojej perspektywy ten facet-troll mógłby na końcu bardziej oberwać. Trochę też zaskoczyła mnie skala potępienia Zofii przez jej koleżanki-artystki, Zuzannę Bartoszek i Karolinę Wiktor. Pewien mój złośliwy kolega stwierdził, że starcie pomiędzy Bartoszek i Krawiec to jak oglądanie walki MMA pomiędzy Martą Linkiewicz i Esmeraldą Godlewską. W tym pojedynku wygrała Bartoszek, a znokautowana Krawiec boi się pokazywać w towarzystwie. Moje gratulacje, od siebie jednak dodam, że w takich wypadkach karma często wraca. No i jak krytykuje się czyjeś prace jako słabe, warto by popracować nad swoimi (droga Zuzanno, może to czas na jakąś szkołę rysunku?).
3. Znikoma reprezentacja artystek na tegorocznej edycji Biennale Malarstwa Bielska Jesień i beznadziejna dyskusja, jaką wywołałam w internetach z tego tytułu. Skończyło się na tym, że kłóciłam się z innymi kobietami o to, czy to system jest zły, czy może po prostu mężczyźni lepiej malują. Oraz o to, czy kobiety mają prawo do przywilejów z tytułu bycia kobietami. Biorąc pod uwagę fakt, że mężczyźni cieszą się przywilejami z tytułu bycia mężczyznami od wielu stuleci, nie widzę problemu, żeby podobne przywileje miały kobiety.
4. Wreszcie, Marina Abramović w roli artystycznego autorytetu. O wystawie Mariny w CSW Toruń pisałam już w „Szumie”, tutaj więc tylko w ramach powtórki: wystawa Do czysta, oklaskana przez polską publiczność i media, dla mnie była opowieścią o performerce, która niegdyś była alternatywna, a dzisiaj został z niej tylko nachalny produkt marketingowy. Ten produkt bazuje niestety na intelektualnej szarlatanerii oraz ukrytej przemocowości, jest więc z gruntu szkodliwy. Porażka artystki i kolejny element tegorocznej porażki kobiet.
Artysta/tka
Są tacy, którzy uważają, że w młodej sztuce niewiele się dzieje, a młodzi mają niewiele do powiedzenia (patrz: moje tegoroczne dyskusje z kolegami-krytykami podczas konkursu na Najlepsze dyplomy ASP w Gdańsku). Takie opinie świadczą jednak bardziej o malkontenctwie niż realnym zainteresowaniu młodą sztuką, w której zawsze coś się dzieje. W tym roku także pojawiło się na naszej scenie kilka ciekawych postaci – wymieniana już w wielu podsumowaniach Agata Słowak, ale i tacy artyści jak Konrad Żukowski, trochę niesprawiedliwe wstawiony do szufladki „malarstwa w stylu Mateusza Sarzyńskiego”. W rzeczywistości twórczość obu panów bardzo się od siebie różni, a obrazy Żukowskiego są na pewno świetną odskocznią dla tych, których znudziły celebracje wokół Karola Radziszewskiego.
To jednak nie koniec. W tym roku bardzo pozytywnym zaskoczeniem była dla mnie wystawa lirycznego malarstwa Joanny Woś w galerii Serce Człowieka oraz spotkanie z Anną Rutkowską, studentką warszawskiej ASP, która w listopadzie w galerii Stroboskop pokazała wystawę Waga ciężka, opowiadającą o doświadczeniu zderzenia z zinstytucjonalizowaną, zależną od płci przemocą, dosyć znacząco przedstawioną w formie chmury ciemnych koszul, należących pierwotnie do profesorów ASP. Temat przemocy jest też głównym wątkiem w malarstwie Patrycji Pauliny Cichosz, którą miałam sposobność poznać ostatnio w Gdańsku. Cichosz jest artystką bardzo młodą, ale jej wystawę Kasandry, pokazywaną we wrześniu tego roku w WL4 Mleczny Piotr można chyba potraktować jako zapowiedź bardzo interesującej artystycznej kariery. Czekam na dyplom!
Na koniec wspomnę o artyście, który młody już nie jest, ale poznałam go lepiej dopiero w tym roku: Paweł Żukowski. Mam wrażenie, że jego dziwna, bipolarna energia, rozdarcie między depresją i ekscytacją świetnie oddają atmosferę dzisiejszych czasów.
Dzieło
ASS.DEATH.DICKS Horacego Muszyńskiego w Project Roomie Zamku Ujazdowskiego. Projekt ten wymyka się chyba tradycyjnemu pojęciu wystawy, ponieważ był to z jednej strony performans, po którym została spektakularna, krwawa instalacja, z drugiej serial, ciągle in progress. Obejrzałam na razie tylko jego pierwszą część, ale robię sobie wiele nadziei, jeśli chodzi o dalsze odcinki. No i sama instalacja – po wejściu do Project Roomu wyrwało mi się z ust wielkie „wooow” i ogarnął mnie niepohamowany entuzjazm, a to naprawdę w moim wypadku rzadkie.
Wystawa
Żeby nie powtarzać tego, co już zostało wymienione, dam tu coś ze swojego prywatnego the best of – Ostalgie Henriki Neumann w KOW Berlin. Jeśli ktoś lubi twórczość Dominiki Olszowy, pokocha Neumann, bo to jest coś podobnego, tylko w wersji Ossi. Plus, jako że wystawa miała miejsce w Niemczech i za niemieckie pieniądze, to opowieść o nostalgii za czasami transformacji poprowadzona była na bogato i z przytupem. Tak się złożyło, że oglądałam tę wystawę w dniu swoich urodzin, był to więc chyba najlepszy moment na konfrontację z powidokami z przeszłości.
Z polskiej sztuki z kolei chciałabym wspomnieć o dwóch wystawach. Pierwsza to Nowa kolekcja Domu Mody Limanka w Muzeum Sztuki w Łodzi. Wystawa-paradoks, opowiadająca o nieekologiczności mody, sama była nieekologiczna. Jest w tym jakaś szczerość, a przy okazji, była to chyba jedna z fajniejszych propozycji recyklingu kolekcji tej instytucji.
Wreszcie, kolejną wystawą-hitem była dla mnie Jeszcze trochę i trafi mnie szlag w lokalu_30 – poświęcona relacji matyczyno-córczanej i jej politycznemu potencjałowi. Wystawę właściwie zrobiły rewelacyjne prace Elki Krajewskiej i Kraj M, w których pojawił się też inny, istotny pod kątem przemian demograficznych problem – kwestia opieki nad starzejącą się rodzicielką. Co w takim momencie może dać córka matce? Jak budować relację z osobą, która coraz bardziej odpływa w nieznane nam światy? Przyznam, że często sama zadaję sobie te pytania, myśląc o własnej rodzinie.
Wydarzenie
Odejście Marcela Andino-Veleza z Muzeum Sztuki Nowoczesnej i głośne otwarcie jego firmy Młodszy Brat. Czyli zgrabne połączenie PR-u z dyskusją o starzejącym się społeczeństwie i ekonomią troski.
Kuriozum
Barbara Gryka i jej quasi-społeczne projekty. Projektem Architektura od środka Gryka zgarnęła w tym roku nagrodę Hestii i Grey House, ale w sumie ciągle nie wiadomo, o co w nim chodzi. Jedni twierdzą, że o nic, według innych to celowa beka i krytyka nudnych projektów z ambicjami socjologicznymi. Nie wiem czy w polskiej sztuce mamy teraz jakiś boom na sztukę socjologiczną, ale projekt Gryki faktycznie jest rozrywkowy: częścią instalacji pokazywanej podczas Hestii, oprócz rozlicznych selfiaków artystki, był na przykład barek wypełniony butelkami z pigwówką i kieliszkami. Ciekawi mnie, jaki będzie element rozrywkowy w zapowiadanym przez Grykę nowym projekcie o pracownicach seksualnych. I czy artystka, jak do tej pory raczej milcząca, przy jego premierze zaszczyci nas choćby szczyptą wyjaśnień?
Dziwnym wydarzeniem była także wystawa Chcę być kobietą w galerii XX1, czyli panowie, którym marzy się bycie kobietami. Problem podniesiony przy okazji tego wydarzenia – czyli problem wzorców męskości, coraz mniej adekwatnych do współczesnych realiów – oczywiście jest warty dyskusji, ale tutaj został przedstawiony w sposób karykaturalny. Wyszedł z tego internetowy szitstorm zakończony wernisażem-szopką, który niestety była chyba najlepszą oprawą tego kulawego artystycznie wydarzenia.
Miejsce
Galeria Arsenał w Poznaniu – czuję się w obowiązku o niej wspomnieć, bo jest to chyba jedna z niewielu instytucji artystycznych w tym kraju, która traktuje polityczne zaangażowanie na serio, a nie tylko jako alibi. Plus ma ciekawy, awangardowy program, dowodząc, że instytucje ulokowane poza Warszawą niekoniecznie są tylko po to, żeby odbijać blask stolicy, ale same mogą dawać przykład reszcie ogólnopolskiej sceny.
Podwójne kłopoty z tożsamością. Barbara Gryka i Julia Golachowska w Galerii Labirynt
Z moich prywatnych odkryć wskazałabym jeszcze na poznańskie Domie – eksperymentalną przestrzeń w której wypracowywane są kolektywne modele troski. A pisząc po ludzku, Domie to obecnie podupadły domek na penerskim podwórku przy ulicy Świętego Marcina, o którym gentryfikacja wyraźnie zapomniała. Domek pełni różnorakie funkcje – swoje wystawy i wydarzenia organizują tam członkinie galerii Sandra, a nocy z kolei służy bezdomnym jako szalet. Z tego względu odwiedzając Domie faktycznie można odnieść wrażenie zderzenia z ostateczną alternatywą.
W Warszawie triumfy święciła z kolei galeria Śmierć Frajerom, przyciągając do siebie tłumnie młodzież spod znaku patointeligencji. W tym roku wypadłam do nich dwa razy – raz szybko wymiękłam z powodu poczucia własnej starości i nadmiaru nikotynowego dymu. Drugim razem wpadłam na imprezkę frajerów do legendarnego Klubu Remont. Umiarkowana sztuka, za to świetna muzyka, no i fajny młodzieżowy vibe.
Książka
50 twarzy Tindera Joanny Jędrusik. Napisane lekkim, potocznym językiem czytadło o kryzysie egzystencjalnym kobiety i jej seksualnym wyzwoleniu, z wyraźnymi ambicjami do popularnonaukowej analizy alienującego się, nastawionego na samorealizację społeczeństwa. Książka Jędrusik została ostro skrytykowana w internecie za rzekome nabijanie się z mężczyzn, ale kto ją przeczytał, wie, że jest dokładnie na odwrót – Jędrusik bardzo często empatyzuje z opisywanymi przez siebie mężczyznami, a jej polityczna poprawność czasem wręcz nudzi. Tak czy siak, w kontekście polskiej konserwatywnej kultury ta książka jest jak petarda. Mnie szczególnie podobał się w niej opis wrażliwości kobiecej, owianej różnymi stereotypami i dziwnymi przekonaniami. Na przykład że kobiety są delikatne, a takie sytuacje jak seks zbiorowy mogą być dla kobiety szokiem. Bohaterka 50 twarzy Tindera po swojej pierwszej imprezce typu gang bang czuje przede wszystkim głód, który zaspokaja wizytą w Maku. No i to jest wrażliwość, z którą potrafię się utożsamić!
Maria Poprzęcka
Sukces
Lot Romana Stańczaka na Biennale Weneckim (byłam, widziałam, nie powtarzam cudzych opinii)
Rozczarowanie
Wystawa Coming Out 2019. Najlepsze dyplomy ASP w Warszawie
Artysta
Daniel Rycharski
Debiut
Nie ma szału, patrz kategoria „rozczarowanie”.
Wystawa
Daniel Rycharski Strachy. Wybrane działania 2008-2019, Muzeum Sztuki Nowoczesnej
Skandal
Arbitralne mianowanie przez MKiDN Piotra Bernatowicza na stanowisko dyrektora CSW.
Nadzieja
Osiągnięta dzięki wielostronnym i upartym działaniom środowiskowym dymisja dyrektora MNW Jerzego Miziołka – pierwszy wypadek wymuszenia na Ministerstwie cofnięcia złej decyzji, więc nadzieja, że można.
Dzieło
Patrz kategoria „sukces”
Książka
Piotr Słodkowski, Modernizm polsko-żydowski. Henryk Streng/Marek Włodarski a historia sztuki, IBL, Warszawa 2019
Arkadiusz Półtorak
Nie będę typował „sukcesów” i „porażek”. Nie lubię takich kwalifikacji. A oszczędzając w ten sposób miejsce, napiszę więcej o wartych zapamiętania wystawach, artystce, realizacji, książce, miejscach i kuriozach. Ale zacznę od dygresji.
Moja bańka w social mediach pęka obecnie od memów z hasłem „OK BOOMER”, porad dotyczących uprawy roślin doniczkowych oraz komentarzy do głośnego wywiadu, który Grzegorz Sroczyński ostatnio przeprowadził z Agatą Bielik-Robson. Cały ten kontent wiąże się z tematem trwającej wojny pokoleń, na której froncie „boomersi” i „normalsi” (tacy jak sama Bielik-Robson) wyrzucają „millenialsom” głosującym na lewicę już to polityczno-kulturową amnezję lub zwykły brak wiedzy, już to uległość wobec wewnętrznego „popędu zniewolenia”, która nie pozwala im dostrzec jasnych stron współczesnego liberalizmu. Cały ów kontent wyznacza kontekst moich przemyśliwań o wystawie mijającego roku. Intuicyjnie typowałbym bowiem wystawę Anselma Frankego, która wydarzyła się już dwa lata temu w berlińskim Haus der Kulturen der Welt, Parapolitics: Cultural Freedom and the Cold War. Franke sięgnął wówczas do archiwów Kongresu Wolności Kulturowej: dotowanej przez CIA organizacji, która wspierała nie-komunistyczną lewicę w Europie i krajach trzeciego świata. Ponieważ intelektualiści i twórcy promowani przez Kongres to w dużej mierze figury kanoniczne dla dzisiejszej kultury i filozofii liberalnej, wystawę Frankego o ich politycznych uwikłaniach można by odczytać jako zdystansowany komentarz do wypowiedzi „boomersów” i „normalsów”, którzy uparcie obiektywizują swoje generacyjne doświadczenia, nie pamiętając przy tym, że również ich Wolna Kultura bywała narzędziem w politycznej – i nie zawsze czystej – grze.
Nie bez związku z tematem napięć pomiędzy współczesną lewicą i liberałami są również dwie z najciekawszych wystaw, które widziałem w mijającym roku w Polsce. Pierwszą z nich była wystawa solowa Marii Lobody, która odbyła się w Zamku Ujazdowskim pod tytułem Siedząc tutaj znudzona jak lamparcica. Twórczość Lobody to w pewnym sensie sztuka „podręcznikowo liberalna”. Jest, po pierwsze, dosyć autonomiczna (co nie znaczy, że artystka odżegnuje się od związków z „poza-artystycznym” światem; oznacza jednak, że bardzo dba o wewnętrzną logikę swojej sztuki i nie próbuje za wszelką cenę stopić jej z rzeczywistością); po drugie, charakterystyczna dla niej ikonografia to swoisty „relikwiarz liberalizmu”. Mimo wszystko autorce trudno przykleić łatkę. Prace Lobody przedstawiają często ślady pełnego, pięknego życia, istnych rajów na ziemi, które trwały jednakowoż zbyt krótko, lub też po prostu nigdy nie nastały w pełni, albowiem nadchodzą – bez końca, wciąż, wiecznie. Liberalne wizje pełnego życia i osobistej wolności należą – zdaje się sugerować artystka – do historii lub świata utopijnych fantazji.
Czy jednak Loboda wydaje liberalizmowi „ostateczny wyrok”? Odpowiem na to pytanie cytatem z własnego tekstu, w którym dwa lata temu komentowałem wileńską wystawę artystki o dość znamiennym tytule I am radiant, I am radiant, I am radiant in my defeat. Pisałem wówczas na łamach „Szumu”, że „zebrane przez Lobodę pamiątki z mieszczańskiej, dwudziestowiecznej Europy są pamiątkami z odchodzącego być może świata otwartych granic, którego mocodawcy, piewcy i beneficjenci potrzebują dziś antydepresantów i dobrze schłodzonej wody Evian, by uśmierzać swe własne nerwy”. W tym samym tekście pisałem też jednak, że „»czułość«, z którą artystka traktuje mieszczańską frenzy, przypomina mi troskę, z jaką Robert Lowell adresował jeden ze swoich wierszy – Miękkie drewno – do schorowanej ciotki: »Myślę o tobie tkwiącej w dalekim Waszyngtonie, / wdychającej tę falę żaru i klimatyzacji, wiedząc / że każdy uśmierzający lek napina inny nerw do bólu«”.
Drugą wystawą, o której chciałbym wspomnieć, jest wystawa Hiwy K, którą zorganizowała Zachęta: Wysoce nieprawdopodobne, choć nie niemożliwe. Na wiele sposobów zdradzała ona pokrewieństwo z wystawą Lobody – podobnie jak zamieszkała w Niemczech artystka, Hiwa K często osnuwa swe prace wokół zagadkowych, gnomicznych historii; podobnie jak Maria, Hiwa jest również kosmopolitą, który poszukuje w sztuce uniwersalnego języka – i to pomimo silnego osadzenia jego sztuki w bliskowschodnim kontekście socjo-politycznym. Podobnie jak wystawę Lobody w CSW, wystawę Hiwy K w Zachęcie można było odczytać jako opowieść o wygasaniu tradycji liberalnej. Tej właśnie, która wydała na świat Powszechną Deklarację Praw Człowieka. Tej samej, której kontynuatorzy wbrew najgorszym przesłankom trzymają się przekonania o możliwości społecznej umowy i wyrzeczenia się swoich interesów, by wspólnie rozmawiać o sprawach wspólnych. Hiwa K ciska w twarze obrońcom owej tradycji obrazy wojen, korupcji, uchodźctwa i reifikacji ludzkiego życia. Oglądając jego wystawy nie można mieć wątpliwości: żyjemy współcześnie po końcu liberalnego końca historii. Jednocześnie sztuka Hiwy pozostaje – by posłużyć się zgrabną formułą Ewy Domańskiej – przesycona „krytyczną nadzieją”. Jego gnomiczne historie to zazwyczaj opowieści o jednostkach, które na przekór okolicznościom, na ślepo, pomimo wszystko i wszystkich trzymają się wiary w możliwość wolności i lepszego życia. Niekiedy nawet zwyciężają.
Punkt widzenia jednostki to perspektywa, z której coraz częściej rezygnują artyści i artystki młodsi o pokolenie od Marii Lobody i Hiwy K, dwojga kosmopolitów urodzonych pod koniec lat siedemdziesiątych dwudziestego wieku. Chociaż imanie się generacyjnych kwalifikacji jest – jak sugerowałem na początku – zwodnicze, ewidentnie coś jest na rzeczy w obecnej walce pokoleń. Wielu dwudziesto- i trzydziestoparoletnich artystów wyróżnia sympatia do kolektywistycznych ideałów, jak i zdolność do samoorganizacji i oddolnej współpracy (bez której – dla przykładu – fenomen „nowej polskiej choreografii” nie zaistniałby chyba nawet w sytuacji, gdyby Grażyna Kulczyk wydała na jej żyrowanie cały swój majątek). Sympatię wobec kolektywu – ale i dwuznacznej „plemienności” – odzwierciedla również tematyka ich prac, jak w przypadku Mikołaja Sobczaka, nad którym rozpływało się już wielu… Albo w przypadku nominowanej w tegorocznych Spojrzeniach Liliany Piskorskiej, którą typuję na artystkę „do zapamiętania”. Jej queerowa wideoinstalacja Silne siostry powiedziały braciom pasowała do gali Spojrzeń – która okazała się również galą Fundacji Polska Wódka – niczym pięść do oka. I to całkiem dosłownie… Chociaż praca Piskorskiej nie powaliła mnie na łopatki, zdecydowanie wzbudziła we mnie to osobliwe uczucie, któremu towarzyszy nieodłącznie myśl „idzie nowe”! Nie chodzi tu nawet o nową sztukę – trawestacja queerowych i feministycznych manifestów jest przecież świadomie wtórna – ale o nowy ładunek gniewu, nową wrażliwość i nową bezczelność.
Powiew tej samej energii przywiózł z Amsterdamu mój przyjaciel Szymon Adamczak, wybierając się na ogólnopolskie tournée z choreograficzno-teatralną realizacją, która na długo zapadła mi w pamięć z kilku powodów. Po pierwsze, dzięki poetyckim aluzjom do historii sztuki z ostatniego półwiecza. Po drugie, dzięki temu, że Szymon poszukuje do mówienia o problemie partykularnym (tj. życiu z wirusem HIV) języka uniwersalnego, w którym partykularne historie można opowiedzieć, nie grzęznąc zarazem w idiosynkrazji czy sektariańskiej skłonności do izolacji. Po trzecie dlatego, że wyświadczył przysługę Arianie Grande, genialnie reinterpretując jej hit Into You i wykonując do jego dźwięków genialne akrobacje.
Wzrastającego zainteresowania tym, co poza- i ponadjednostkowe dowodzi bodaj i książka, która – podobnie jak spektakl Szymona – zapadła mi w pamięć na długo. Mowa tutaj o tomie Natalii Kaliś Pan niewolnik. Męski masochizm w performance okresu PRL-u, ciekawej moim zdaniem nie tyle z uwagi na samą interpretację tytułowej figury, co na obszerny rozdział poświęcony udziałowi polskich artystów w festiwalu Solidarności. Społecznikowskie ideały są bliskie również licznym artystom i kuratorom, którzy na marginesach sieci instytucjonalnej wykonują „pracę u podstaw” w prowadzonych własnym sumptem miejscach. Wspomnianą już zdolność do samoorganizacji wśród udziałowców polskiego pola sztuki zbadała ostatnio kuratorka BWA Wrocław Anna Mituś na użytek przeglądu Cała Polska. W roku, w którym wiele publicznych instytucji znalazło się w stanie kryzysu, zaistnienie takiego projektu wydaje się aż nazbyt symptomatyczne. Choć wierzę głęboko w potrzebę i wartość zinstytucjonalizowanego życia, to prowadzącym skromniejsze miejsca – nie- i para-instytucje – dedykuję niniejszy tekst.
A kurioza? W świetle tego, co wyczyniały przez ostatni rok nie tylko władze centralne (przykłady ich działań kontrowersyjnych lub tragicznych w skutkach można by mnożyć), ale także samorządowe (mam tu na myśli osłabianie sieci instytucjonalnej poza Warszawą – w dużych miastach jak Kraków, gdzie Bunkier i MOCAK łączy obecnie unia personalna, ale też w małych ośrodkach, jak Olkusz, gdzie zlikwidowano BWA); w świetle ich działań nic mnie już nie zaskoczy. Brew drży mi lekko już tylko wtedy, kiedy artyści, kuratorzy i instytucje podejmują tematy bliskie mojemu sercu w sposób, z którym trudno mi się zidentyfikować. Dla przykładu – z początku trudno mi było zrozumieć, dlaczego w kraju, gdzie lata rzekomo „wyważonej debaty” o rzekomym rozdziale kościoła i państwa okazały się kontr-produktywne, to właśnie sztuka Daniela Rycharskiego, który poszukuje możliwości „tęczowego katolicyzmu”, staje się ważnym pretekstem do emancypacyjnych dyskusji. Z drugiej jednak strony – ostatnio wracając do tekstów wspomnianej wyżej Agaty Bielik-Robson o figurze marana (a więc żydowskiego przechrzty z konieczności: ni to prawdziwego żyda, ni to prawdziwego innowiercy) zacząłem zdawać sobie sprawę z tego, dlaczego postawa Rycharskiego jest inspirująca. Polska to przecież kraj pełen maranów: ni to socjalistów, ni to liberałów; ni to chrześcijan, ni to ateistów; ni to szczerych patriotów, ni zadeklarowanych kosmopolitów; ni chłopów, ni mieszczan, ni, ni, ni… Chyba najwyższy czas już pogodzić się z tą „nieczystością”. I rozpocząć reformację?
Agata Pyzik
Nie cierpię narzekać, zwłaszcza w czymś takim jak końcoworoczne podsumowania, bo zdaję sobie sprawę, jakie mam – mogąc pisać, publikować i rozwijać się – w życiu szczęście. Ten rok jednak przyćmiło mi wieczne uganianie się za kasą i borykanie się z problemami finansowymi, spłacanie długów i patrzenie na świat, swój i osób bliskich z ekonomicznego punktu widzenia, co kazało mi przemyśleć dokonywane przeze mnie wybory – od najbanalniejszych, konsumpcyjnych, aż po poważniejsze, życiowe. Oznacza to życie z mniejszym rozmachem i większym skupieniem się na detalu. Może dlatego zaczynam doceniać mniejsze, bardziej efemeryczne inicjatywy, którymi kiedyś, zapatrzona w rzekomo „większe płótno”, protekcjonalnie bym wzgardziła.
Sukces
6 posłów lewicy w polskim parlamencie. Kontrexposé Adriana Zandberga. Queerowa, świetnie zaaranżowana wystawa Karola Radziszewskiego Potęga sekretów w CSW (sorry, U-jazdowskim), może ostatnia dobra wystawa w tej instytucji na kilka lat. Agenda feministyczna w sztuce – wystawa Natalii Sielewicz Farba znaczy krew w MSN, jej świetny research i wydobycie malarek takich jak Agata Słowak czy Dominika Kowynia.
Cieszy mnie zmęczenie estetyką Instagrama, używaną już krytycznie. To, że malarki na Farbie używają estetyki Instagrama i porno dla pokazania, jak te media zmieniają percepcję – to jedno. Co innego, że ta estetyka na dłuższy czas stała się celem samym w sobie. Nastąpiło ewidentne zmęczenie materiału, o czym świadczy choćby generalna środowiskowa zlewka i pojazd po nie nadającym się do oglądania serialu Zofii Krawiec.
Osobisty – z tego borykania się, braku i siedzenia w miejscu wyrosła książka – napisałam 300-stronicowy esej historyczno-osobisty wyrosły z wystawy Dziewczyna i pistolet kuratorowanej na kanaryjskiej wyspie Fuerteventura przez Katarzynę Karwańską. Wyda ją w styczniu krakowska fundacja Razem Pamoja Bartosza Przybyła. Zrobiliśmy też wystawę – trailer do książki Życie Adeli w siedzibie Fundacji w Krakowie. Dzięki tej możliwości mogłam podjąć największe pisarskie wyzwanie jak dotąd, czyli pisanie fikcji i quasi-fikcji, i wystawić efekty swojego artystycznego „hobby”, czyli fotografii i kolaży, czego zawsze się bałam. Zanurzenie w obcym kulturowo materiale pozwoliło mi zmienić strategie działania, zobaczyć swoją praktykę na nowo.
Porażka
Od czego by tutaj zacząć? Myślę, że musimy pominąć świat polityczno-przyrodniczy, ponieważ jest to sprawa beznadziejna, więc pozostanę w sferze estetycznej. Chociaż na pewno muszę wymienić zawłaszczenie Bunkra Sztuki przez MOCAK, a jako sukces – wspaniały opór kuratorów tej instytucji.
Porażką jest dla mnie brak niezależnego myślenia i stadność reakcji, co potęguje Facebook. Porażką jest nieustanna potrzeba tworzenia kolejnych „sukcesów”. Porażką jest obowiązkowy zachwyt nad Noblem Tokarczuk.
Porażką jest dla mnie, że gest Maurizio Cattelana z przyklejonym do ściany taśmą bananem za 120 tys. euro na kimkolwiek robi jeszcze jakiekolwiek wrażenie i zyskuje wywyższenie w nazwaniu go „duchampowskim”; i to, że komuś chce się robić na ten temat memy. Podobne zresztą zażenowanie przyniosła mi kolejna bananowa akcja – ta w związku z cenzurą prac Natalii LL w Muzeum Narodowym w Warszawie, nakładki na Facebooku, selfiaczki etc. Generalnie obowiązuje prawidłowość, że jeżeli coś staje się nakładką na fejsa, to jasny sygnał, że nic istotnego z tego nie wyniknie.
Artystka
Agata Słowak, której dojrzałe, pełne bebechów, przekroczeń i brzydoty obrazy doskonale oddają lęk i nienawiść kobiet do siebie, z jednoczesnym brakiem akceptacji i zepchnięciem do podrzędnej pozycji.
Tomek Armada, który wciąż tworzy coś z niczego. Przekroczył miałkość instagramowej sławy i czuć w nim poruszające pragnienie autentyzmu. Zachwyciły mnie jego kostiumy do Kaspara Hausera w Szczecinie z Alex Freiheit z Siksy w tytułowej roli – swoją drogą Siksa też jest moją artystką roku.
Dzieło/realizacja
„Ohydna” instalacja Dominiki Olszowy w Rastrze na Duchu domu – czułam, jakbym przestąpiła prób własnego domu rodzinnego, tylko że Olszowy zrobiła to, co mi nigdy nie udało się z takim rozmachem – jak pokazać piekiełko rodziny, zatęchłą atmosferę, jak krytykować rodzinę, jednocześnie oczywiście nadal kochając rodziców? Podoba mi się, że jest to instalacja nieironiczna, pulsująca jakaś żywą emocją, technicznie też świetnie zrealizowana, miało się ochotę usiąść na utytłanych w syfie czcigodnych Swarzędzach i popijać toksyczną kawusię, mieszając w stuporze łyżeczką.
Wystawa
Obok już wymienionych, Miriam Cahn Ja, istota ludzka w MSN, na którą od dawna czekałam i o której pracach miałam zaszczyt pisać w mojej książce. Trzy świetne wystawy w Zachęcie: Lalki i Czerwień zalewa kadr o Kazimierzu Urbańskim, obie świetnej jak zawsze Joanny Kordjak, oraz Polska na eksport, pokazująca, na jak wysokim poziomie stała estetyka i edytorstwo fotograficznie nacechowanych publikacji w PRL.
Zagranico: Avant-garde Couples i Lee Krasner w Barbicanie, Natalia Gonczarowa w Tate Modern w Londynie, wystawa reżysera Siergieja Paradżanowa w stambulskim Muzeum Pera.
Książka
Fotograficzne – Libuse Jarcovjakova, Evokativ, spotkanie z pracami tej artystki, jak i poznanie jej osobiście – żywa tkanka doświadczenia ogólnoludzkiego przeniesiona na fotografię z ogromną samoświadomością i autentyzmem.
Didier Eribon, Powrót de Reims, o tym, jak kształtuje się społeczna odmieńczość – z homofobią autorowi było dużo łatwiej walczyć niż z pogardą klasową; jest to stała prawidłowość środowisk inteligenckich.
Opowiadania wszystkie Clarice Lispector, nowe tłumaczenie Szkoły uczuć Flauberta autorstwa Ryszarda Engelkinga. Wszystko, co wydaje ostatnio Ha!art, z Natalką Suszczyńską i jej dystopijnym obrazem poźnokapitalistycznej pracy, czyli Dropiami na czele.
Piotr Sarzyński, „Polityka”
Sukces
To był dobry rok dla sztuki, której na czymś zależy, o coś walczy. Spośród rozlicznych wątków wybrałem dwa. Po pierwsze, Rok Antyfaszystowski, czyli ogólnopolską inicjatywę instytucji, organizacji, ruchów społecznych, galerii i muzeów, występujących przeciw rasizmowi, przemocy, ksenofobii i odradzającemu się faszyzmowi. W jej ramach odbyło się kilkaset wystaw, koncertów, spektakli, spotkań i innych przedsięwzięć. Mniejszych i większych, ale zawsze ważnych. Rzecz druga to sztuka podejmująca wątek ekologii i walki z zagrożeniami dla naszej planety. Wśród nich m.in. ciekawy projekt w CSW Zamek Ujazdowski Plastyczność planety i wystawa Bezludzka Ziemia, ale także wykraczająca poza samą sztukę w stronę społecznego aktywizmu działalność takich artystek jak Diana Lelonek czy Cecylia Malik.
Porażka
Polityka personalna ministra Piotra Glińskiego. Jego dyrektorskie odwołania i powołania uczyniły wiele szkody w różnych obszarach kultury, ale w sztuce i w muzealnictwie okazały się najbardziej spektakularne. Na, dość zaskakującym, przedłużeniu kontraktu szefowej Zachęty Hannie Wróblewskiej wyczerpała się chyba gotowość ministra do jakichkolwiek kontynuacji. Ze stanowiskami pożegnali się nawet ci, którzy starali się specjalnie nie zwracać na siebie uwagi Piotra Glińskiego, a tym bardziej, nie prowokować go sztuką „nieprawomyślną”, jak szefowe CSW Zamek Ujazdowski czy Centrum Rzeźby Polskiej w Orońsku. Minister zignorował dobry obyczaj konkursów i zaczął sam wybierać następców, co w jednym przypadku skończyło się prawdziwą katastrofą (Muzeum Narodowe w Warszawie), w dwóch kolejnych (Muzeum II Wojny Światowej, POLIN) potężną kompromitacją, a w kilku dalszych (CSW, CRP, MN Poznań) zapowiada się niezwykle ryzykownie.
Artysta/tka
Daniel Rycharski. Rok zaczął ważną, mocną i ciekawą wystawą w Muzeum Sztuki Nowoczesnej, a zakończył bardzo interesującą monograficzną prezentacją w Villa Arson w Nicei. Obu ekspozycjami pokazał, że jest twórcą nietuzinkowym, konsekwentnym, niepowierzchownie podejmującym tematy trudne, pojawiające się na styku LGBT, religijności oraz kościoła i kultury wiejskiej. A równocześnie jego prace, obok potencjału myślowego, posiadają ogromną moc emocjonalną i są świetnie odbierane przez widzów, niezależnie od ich seksualnej orientacji. Rycharski wzbudził dyskusję wykraczającą poza art world, co nie zdarza się często.
Wydarzenie
Wystawa Mariny Abramović w CSW Znaki Czasu w Toruniu. Pod samym nosem potężnego ojca Rydzyka odbyła się ogromna i starannie przygotowana monograficzna wystawa słynnej, łamiącej wszelkie tabu performerki. Z artystycznego punktu widzenia była to tylko obszerna retrospektywa artystki, która już niewiele tworzy i raczej odcina kupony od przeszłości, ale nieoczekiwanie wystawa stała się symbolem walki o sztukę wolną od wszelkich ograniczeń: politycznych, obyczajowych, religijnych.
Dzieło/realizacja
Kle Mens Sąd ostateczny. To pastisz powtarzający kompozycję Memlinga, ale nasycający ją współczesnymi treściami. Zbawieni do nieba wędrują wyłącznie patriotyczno-kibolscy mężczyźni, chronieni przez husarzy, ułanów, żołnierzy wyklętych i siostrę Faustynę. Z kolei do piekła wędrują same kobiety: plugawe, bezwstydne, kryjące się za czarnymi parasolkami. Wprawdzie tematyka religijna jest wiodącą w całej twórczości artystki, ale tym razem po raz pierwszy wyszła poza osobiste rozliczanie się z tą sferę i weszła na pole polityczno-kulturowych potyczek. Miesza się tu wszystko: nasz polski nacjonalizm, konserwatyzm, homofobia, narodowowyzwoleńcze mity, dewocja i patriarchat z ogólnym, ponadnarodowym poczuciem jakiegoś zbliżającego się nieuchronnie końca.
Wystawa
Pałac sztuki. Młode malarstwo polskie w Muzeum Narodowym w Gdańsku. Nie była to wystawa, którą można by chwalić za to, za co zazwyczaj się chwali wystawy: ciekawą problematykę, odkrywczy dobór i zestawienie dzieł czy twórcze pomysły ekspozycyjne. To właściwie rodzaj standardowej prezentacji posiadanego zbioru. Godne zauważenia jest coś innego. Otóż kolekcja powstała dzięki prywatnej celowej donacji zamieszkałego w Londynie artysty arabskiego pochodzenia Basila Alkazziego. Chodziło o stworzenie kolekcji młodego malarstwa polskiego (twórców debiutujących po 2000 roku). I to się świetnie udało. Kurator projektu Wojciech Zmorzyński kupował uważnie, mądrze, przemyślanie, dzięki czemu powstała panorama młodej sztuki pędzla, jaką nie może pochwalić się żadna inna instytucja w Polsce.
Kuriozum
Cenzura w Muzeum Narodowym w Warszawie. Dyrektor Jerzy Miziołek zaczął rządy w Muzeum Narodowym z wysokiego (ale fałszywie brzmiącego) „c”. Pozwalniał najlepszych fachowców, skonfliktował zespół, ale przede wszystkim kazał usunąć z ekspozycji Galerii Sztuki XX i XXI wieku prace Natalii LL i Katarzyny Kozyry, co zapoczątkowało słynną „bananową akcję”. Prace wróciły, ale na krótko, bo wkrótce została zlikwidowana cała galeria, działająca przecież dopiero od kilku lat. Zastąpiona przez absolutnie kuriozalną i naprędce skleconą prezentację malarstwa XX wieku. Jednego dobrego Miziołkowi odmówić nie można: dzięki jego idiotycznym decyzjom miliony ludzi w Polsce po raz pierwszy usłyszały o Natalii LL, a nawet poznały jej prace.
Miejsce
Krakers. Cracow Art Week. Czyli raczej czasoprzestrzeń aniżeli miejsce sensu stricto. Impreza, która na początku przypominała ubogiego krewnego Warsaw Gallery Weekend, by z czasem okrzepnąć, rozwinąć się i zyskać własną, oryginalną tożsamość. Polega ona na maksymalnym otwarciu na inicjatywy i projekty artystyczne i przyjęciu założenia, że każdemu warto dać szansę skonfrontowania się z publicznością. A także na tym, by sztuka pojawiała się w miejscach nieoczywistych, niekiedy zaskakujących; galeriach-nie galeriach, w poprzemysłowych pustostanach, efemerycznych przestrzeniach, mieszkaniach. Jest barwnie, hałaśliwie, niekiedy dziwacznie, spontanicznie. Słowem, całkowite przeciwieństwo stolicy, lecz à rebours: rozwichrzony, campowy Kraków i elegancka, poukładana Warszawa.
Książka
Zapewne coś przeoczyłem, ale nie przychodzi mi do głowy żadna nowa polska publikacja poświęcona sztuce współczesnej, którą z entuzjazmem mógłbym przypomnieć i pochwalić. Stwierdzam z niejakim żalem, że pokrewne obszary kreatywności (architektura, design, projektowanie graficzne) mają się pod tym względem dużo lepiej, a na rynek co chwila trafia nowa publikacja, po którą sięga się z prawdziwą przyjemnością.
Karol Sienkiewicz
Sukces
Uratowanie „Dwutygodnika”. Przyszłość najważniejszego pisma kulturalnego stanęła pod dużym znakiem zapytania, ale dzięki trzeźwej postawie redakcji, a zwłaszcza redaktor naczelnej Zofii Król, udało się pokonać trudności i sprawnie zmienić wydawcę, bez zbędnego siania paniki.
Porażka / Kryzys
Zaproponowaną przez redakcję „Szumu” kategorię „porażka” przemianowałbym na „kryzys”. Porażki, czyli niesprostanie stawianym sobie ambicjom, są nieciekawe. Kryzysy stanowią wyzwanie, z którymi musimy sobie jakoś radzić. Kryzysów mamy wiele. Ale najbardziej spektakularne są te związane z instytucjami – w Muzeum Narodowym w Warszawie i nadchodzący w Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski.
Artystka / Artyści
Trudno wymienić jedną artystkę czy jednego artystę. Z ogromną przyjemnością przyglądałem się w ostatnim roku przemianom malarstwa Agaty Bogackiej czy coraz ciekawszej twórczości Liliany Piskorskiej. To był bez wątpienia ich rok. Bardzo kibicuję też Konsorcjum Praktyk Postartystycznych; byłem pod dużym wrażeniem ich udziału w demonstracji antyfaszystowskiej 11 listopada.
Wydarzenie
Przyzwyczailiśmy się już do zwrotów akcji wokół nowego budynku Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, ale początek budowy daje nadzieję, że jednak powstanie.
Dzieło
Lot Romana Stańczaka prezentowany w Pawilonie Polonia na tegorocznym Biennale Sztuki w Wenecji. Stańczakowi udało się poruszyć najczulsze struny polskiego bagienka, tworząc pracę jednoczącą, a zarazem uniwersalną. Chętnie zobaczyłbym jego przenicowany samolot w Polsce.
Wystawa
Najważniejsze wystawy mijającego roku były dwie, obie queerowe, chociaż w odmienny sposób. Mam oczywiście na myśli Strachy Daniela Rycharskiego w Muzeum Sztuki Nowoczesnej oraz Potęgę sekretów Karola Radziszewskiego w Centrum Sztuki Współczesnej w Warszawie.
Kuriozum
Niekwestionowanym zwycięzcą w tej kategorii jest afera bananowa wywołana przez dyrektora Muzeum Narodowego w Warszawie Jerzego Miziołka. Połączenie megalomanii i niekompetencji to gotowy przepis na kuriozum. Absurdalne tłumaczenia wywoływały jednocześnie złość i śmiech (moje ulubione: monitory zwiększają temperaturę w salach wystawowych, więc trzeba je było wyłączyć). Potknięcia Miziołka mają jednak dużą konkurencję: połączenie MOCKA-u i Bunkra Sztuki, wynikające z przekonania, że Masza Potocka jest lekarstwem na wszelkie krakowskie choroby, ale też celebryckie otwarcie wystawy Mariny Abramović w Toruniu (z wywołaniem na scenę Moniki Olejnik, ku uciesze rozentuzjazmowanego tłumu).
Miejsce
Niezmiennie rękę na pulsie trzyma Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, ze świetnymi wystawami malarstwa kobiet (Farba znaczy krew), sztuki antyfaszystowskiej czy wymienionymi już Strachami Rycharskiego. Warto też zaznaczyć podobną rolę spełnianą przez galerię Labirynt w Lublinie oraz Galerię Miejską Arsenał w Poznaniu.
Książka
Najwięcej czytelniczej przyjemności sprawił mi Afekt Strzemińskiego Luizy Nader. Lata ciężkiej naukowej pracy zaowocowały książką zmieniającą spojrzenie na twórczość jednego z najważniejszych polskich artystów, ale też na zadania stojące przed historykami sztuki wobec pamięci i wyzwań współczesności.
Karolina Staszak
Artystka
Aleksandra Pulińska – przedstawicielka urban artu, autorka murali oraz projektów wnętrz sakralnych. Laureatka Grand Prix na V Piotrkowskim Biennale Sztuki za pracę Droga, która jest poetycką, nowomedialną interpretacją Drogi krzyżowej. W sierpniu tego roku na Bulwarach Wiślanych w ramach projektu Sztuka na brzegu stanęła z kolei jej rzeźba zatytułowana Spragniony (patrz: kategoria „dzieło”). Pulińska jest artystką bardzo nieoczywistą na polskiej scenie sztuki współczesnej, a przez to niezwykle interesującą, wartą choćby zauważenia.
Dzieło
Spragniony Aleksandry Pulińskiej (wykonanie Konrad Koch) to rzeźba z drewna, przedstawiająca czarną postać z wyciągniętymi w górę rękoma, której jedynie przedramiona i dłonie nie zostały „spalone”. Praca łączy temat religijny (pragnienie „wody życia”) ze współczesnym wątkiem klęski humanitarnej. Jak przyznaje artystka: „Poza tym metafizycznym wątkiem, mówi po prostu o emigrantach i o realnym braku wody. Jest we mnie, jako w chrześcijance, ogromna potrzeba zaprotestowania przeciw narodowemu zamknięciu granic i fobii grożącej nam islamizacji”. W innym miejscu dzieli się refleksją: „Mimo więc tysiąca różnic między nami i tymi wszystkimi, którzy gdzieś daleko co dzień modlą się o deszcz, czuję, że w pragnieniu wody, po której nie będzie chciało się już pić, jesteśmy sobie podobni”. Uwidacznia się w tej pracy zarówno czułość artystki wobec bliźniego, jak i jej świadomość naturalnej dla człowieka potrzeby transgresji rozumianej jako przekraczanie siebie.
Wydarzenie
Dogmat. W co wierzą artyści?. Autor projektu, Łukasz Murzyn, tak pisał o jego istocie: „To wydarzenie, które zakłada określenie mapy dyskursów polskiego świata sztuki, zestawienie ich reprezentatywnych przedstawicieli oraz uchwycenie i przeanalizowanie postaw artystycznych motywowanych światopoglądowo, wypływających z rozmaitych przekonań niemożliwych do empirycznej weryfikacji czy w pełni naukowej falsyfikacji. Przyjęta metodologia ma prowadzić nie tylko do uzyskania pogłębionego rozumienia poszczególnych optyk, ma być także narzędziem poszukiwania potencjalnej płaszczyzny porozumienia”. W ramach projektu, na który składały się rejestrowane wywiady z zaproszonymi artystami oraz wystawa ich prac, spotkali się m.in. Daniel Rycharski, Iwona Demko, Dariusz Nowak oraz jego autor Łukasz Murzyn. W dobie ostrych sporów i rujnujących podziałów Dogmat uważam za niezwykle ważne wydarzenie, które wyznacza nowe dla świata sztuki standardy dialogu.
Porażka
Brak dialogu, plemienność, uprzedzenia, zła wola, wzajemne wykluczanie i siłowe przejęcia – niemal codziennie ponosimy porażkę jako środowisko.
Kuriozum
Jeśli muszę określić coś mianem „kuriozum”, niech będzie to Triennale Rysunku Wrocław 2019 oraz każda wystawa, której organizatorzy próbują wmówić odbiorcom, że rysunkiem może być np. usypana kupka śmieci. Nie kupuję takiego rozmywania definicji.
Wystawa
VII Międzynarodowe Biennale Pasteli w BWA Sokół w Nowym Sączu – wyróżniam to wydarzenie dla kontrastu ze wspomnianym wyżej Triennale Rysunku Wrocław 2019. Nowosądecka wystawa pokazuje, że praktyka artystyczna współczesnych twórców domaga się przeglądów dedykowanych nie tylko konkretnemu medium, ale nawet technice. Różnorodność propozycji artystycznych oraz ich poziom wciąż można zobaczyć na dobrze przygotowanej stronie projektu. Dodatkowo wystawa jest dobrym przykładem tego, jak śmiało instytucja znajdująca się na prowincji buduje własną ofertę programową (profil) oraz międzynarodowe środowisko niezależnie od mód wyznaczanych przez większe ośrodki.
Miejsce
Galeria Yes w Poznaniu to miejsce, które wspiera polską sztukę złotniczą, poprzez realizację projektów wystawienniczych oraz działania edukacyjne. Często prezentuje prace z pogranicza biżuterii i sztuki współczesnej m.in. w ramach pokazów Moim zdaniem… Wystawa biżuterii z komunikatem czy Para anestetyczna (twórczość duetu LIS² – biżuteria krytyczna). Z drugiej strony, innymi wystawami Galeria Yes promuje biżuterię o atrakcyjnej formie, którą stworzono z dużą świadomością specyfiki użytego materiału (Sansdscapes Hanny Kowalskiej czy Srebro – druga odsłona wystawy pokonkursowej 28. Międzynarodowego Konkursu Złotniczego organizowanego przez Galerię Sztuki w Legnicy). Niewielki zespół Galerii Yes aktywnie współpracuje ze światem nauki i instytucjami kultury realizując misję popularyzowania tej mało znanej w środowisku sztuk wizualnych dziedziny twórczości.
Książka
Ukryte piękno. Architektura współczesnych kościołów Jakuba Turbasa (Biblioteka Więzi). Autor na przykładach konkretnych realizacji uznanych architektów (m.in. John Pawson, Paolo Zermani, Mario Botta czy Stanisław Niemczyk) przybliża takie zagadnienia jak: „Awangarda w Kościele”, „Architektura wspólnoty”, „Sacrum w obliczu nowych technologii i biznesu” czy „Cielesność architektury: sacrum – ciało i zmysły – natura”. Publikacja godna uwagi.
Stach Szabłowski
Sukces
Reaktywacja „Dwutygodnika”. Nie wszystko płynie z nurtem złego trendu zawężenia się realnego pola publicznej kultury i sztuki. Są też zdarzenia płynące pod prąd.
Porażka
Orońsko, ZUJ, Muzeum Śląskie… Wzrost zainteresowania władzy sztuką współczesną – władzy, która nie tylko nie interesujące się taką sztuką, ale również jej nie lubi; to więc fatalny wzrost. Szkoda szczególnie, że Eulalia Domanowska nie będzie mogła kontynuować misji w CRP. Ale prawdziwą porażką jest unia personalna pomiędzy Bunkrem Sztuki a MOCAK-iem. Dlatego, że to akurat nie była „dobra zmiana” ani w sensie politycznym, ani dosłownym. Dlatego, że okazało się, że decydenci kultury jak już decydują, nie zważają na głos środowiska artystycznego. Dlatego, że instytucja została potraktowana bez szacunku, jak coś, co można „zoptymalizować”; fatalny przykład, szkodliwy precedens. Feudalna stylówka w podobno mieszczańskim ośrodku. Za wiele ambicji ze strony dyrektorki MOCAK, Anny Marii Potockiej, za mało ambicji ze strony Krakowa. Bo cóż to za miasto, któremu nie chce się mieć galerii miejskiej, skoro ma już muzeum. Centralizacja? Poważnie?
Artysta/tka
Mikołaj Sobczak
Wydarzenie
Oskar Dawicki, performans Najmniejsza apokalipsa, Fundacja Witryna i Komuna Warszawa.
Dzieło/realizacja
Rafał Bujnowski, Pomnik neurotyków. Kałuża Oskara, Fundacja Witryna & Muzeum Rzeźby im. Xawerego Dunikowskiego, kuratorka: Agnieszka Sural.
Wystawa
Maria Loboda, Siedząc tu znudzona jak lamparcica, CSW Zamek Ujazdowski, Warszawa, kuratorka Ewa Gorządek (choć gdyby nie było fenomenalnej wystawy Lobody, mówiłbym pewnie o Nowym Królestwie Mikołaja Sobczaka, albo o Strachach Daniela Rycharskiego, albo o Potędze sekretów Karola Radziszewskiego, albo o Farba znaczy krew, albo o Sumie wiedzy Pawła Susida, albo o…).
Kuriozum
Powołanie Piotra Bernatowicza; można by sklasyfikować ten fakt jako porażkę, ale czyją? Dla Bernatowicza to przecież sukces. Tyle że koncept oddania mu CSW jest tak przerysowany, negatywistyczny i nie rokujący powodzenia dla instytucji, ale dla nowego dyrektora w sumie też nie, że jednak jest kuriozalny.
Miejsce
Muzeum Sztuki Nowoczesnej, ale – w innej skali – również Polana Institute.
Książka
Pod wpływem nagrodzenia Olgi Tokarczuk Noblem zabrałem się za jej książki. Rzeczywiście świetne.