Szklany brzuszek. Dominika Olszowy w Gdańskiej Galerii Miejskiej
Wystawa Dominiki Olszowy nazywa się uroczo – Odsłonięty brzuszek – ale to oczywiście podpucha; jeżeli artystka coś odsłania, to raczej duszę i wypełniający ją półmrok. Sama ekspozycja też pogrążona jest w półcieniu i do tego pozostaje w połowie pusta. To zamierzony efekt, który ma się rzucać w oczy. W galerii zmieściłoby się jeszcze sporo prac, ale kto ma siłę je robić? Za co? I, w gruncie rzeczy, po co? Nie chodzi o to, że Olszowy się nie chce; o czym jak o czym, ale o nonszalancji nie ma tu akurat mowy. Artystka tematyzuje w ramach Brzuszka kwestie niemocy, zwątpienia i czarnych myśli. Nad tą depresyjną wystawą można by przejść do porządku dziennego, wzruszając ramionami może i ze współczuciem, ale przecież bezsilnie w obliczu złego samopoczucia artystki, gdyby w ekspresję jej nastroju nie był wpleciony duch czasu. Powiedzmy sobie szczerze: Olszowy nie jest jedyną osobą, której przytrafia się moment zwątpienia i nieprzypadkowo wydarza się to właśnie teraz i właśnie tu. Można powiedzieć, że autorka Brzuszka channelinguje zwątpienie, któremu ulega cały system artystyczny. Czy więc Olszowy zaraziła się wątpliwościami od samego systemu? Czy też to system zakaża się zwątpieniem od ogarniętych wątpliwościami osób, takich jak Olszowy? Na jedno wychodzi; infekcja się szerzy.
Odsłonięty brzuszek to swego rodzaju follow-up wystawy Mózg ofiary erupcji Wezuwiusza zamienił się w szkło, którą jesienią zeszłego roku Olszowy pokazywała w Galerii Foksal. Niektóre prace z Brzuszka mogłyby się śmiało znaleźć w Mózgu ofiary. Olszowy znów sięga po swój fetysz czy może raczej ulubioną alegorię – motyw filiżanki, na której dnie często pojawia się czarna resztka niedopitej kawy. W imaginarium artystki takie naczynie, oprócz oczywistej wanitatywnej konotacji, lubi zmieniać się w oko, które zaprasza do nietzscheańskiego obrządku wymiany spojrzeń między podmiotem a otchłanią – i to bez opuszczania obszaru drobnomieszczańskiej codzienności z jej rytuałami, wśród których picie kawki zajmuje przecież poczesne miejsce.
Na Brzuszku mamy dwie filiżanki. Jedna jest rozbita; ze stłuczonej skorupy wycieka płyn, który na podłodze układa się w coś na kształt rozlanej tęczówki ludzkiego oka. Drugie naczynie jest całe, ale za to monstrualnie przeskalowane. Można by w nim wykąpać niedużą osobę przedszkolną, jednak na dnie zamiast przedszkolaka leży suche, zszarzałe serce. Nie zabrakło też materii, którą artystka wykorzystuje równie chętnie jak motyw kawy i filiżanki; chodzi o betonową, szarą masę, która oblepia rozmaite przedmioty i która każdą rzecz jest w stanie przemienić w coś zastygłego, ciężkiego, bezkształtnego i odrażającego. Na Brzuszku w ten sposób potraktowany został parasol ogrodowy. Betonowy parasol? Właśnie tak! Aż strach pomyśleć jak mogłoby wyglądać słońce, przed którym chronić miałoby człowieka takie urządzenie. A żeby było nie tylko ciężko, ale i oślizgle, beton pokryty jest warstwą błyszczącej niczym śluz żywicy i dodatkowo posypany kolorowymi odłamkami szkła, więc w grę wchodzą też skaleczenia; oto praca, która jest prawdziwym potworem!
Czy wiesz, że ten tekst powstał dzięki wsparciu naszych Patronów i Patronek? Bez nich nie byłoby to możliwe. Dziękujemy, że jesteście z nami! Więcej o naszych celach i ofercie dla Patronów i Patronek dowiecie się na patronite.pl/magazynszum.
W Galerii Foksal takich monstrów było wiele; wszystkie występowały jako para-osoby aktorskie w gęstej, scenograficznej inscenizacji napędzanej animistyczną energią, która sprawia, że przedmioty martwe zyskują pozór życia, niemal ludzkie oblicza i demoniczne tożsamości. W Gdańskiej Galerii Miejskiej nie jesteśmy jednak na scenie; ciągnąc teatralną metaforę, można wyobrazić sobie, że znaleźliśmy się za kulisami, wśród porzuconych resztek scenografii. Niewiele jest rzeczy tak melancholijnych jak rekwizyty wyjęte z kontekstu spektaklu (nie mówiąc o bezrobotnych aktorach).
Nauka tworzenia witraży, poznawanie nowego skillu zamiast knucia nowego konceptu, zaangażowanie w robotę warsztatową zamiast w pracę projektową – to wszystko przynosi dużo satysfakcji, ma wręcz wymiar terapeutyczny.
I to wszystko?
O nie, są jeszcze trzy prace wykonane w technice witrażu.
To w repertuarze Olszowy coś nowego, choć formalnie rzecz biorąc, artystka zadebiutowała jako witrażystka już w 2020 roku na Biennale w Rydze. Była to pechowa, druga edycja łotewskiej imprezy, która przypadła na czas pandemii; art-turystyka zamarła, pojechanie do Rygi było praktycznie niemożliwe. W pracy pojawił się – a jakże – motyw filiżanki kawy, a także ociekający wydzieliną nos; całość utrzymana była w odpychającej szaro-burej gamie. Realizacja miała wymiar performatywny: w Rydze przed witrażem stawała wynajęta zawodowa aktorka i patrząc nań, płakała.
Realizację z Rygi wykonał według projektu Olszowy rzemieślnik-specjalista. Prace pokazywane w Gdańsku to dzieła jej własnych rąk. Na wystawie Mózg ofiary erupcji Wezuwiusza zamienił się w szkło artystka, jak sam tytuł wskazuje, zajmowała się kategorią szklistości, ale prawdziwego szkła, ani tym bardziej wykonanych z niego witraży, na Foksal nie oglądaliśmy. Mimo to pokazane w Gdańsku nowe realizacje są poniekąd pokłosiem tamtego projektu. W ramach przygotowań do wystawy Galeria Foksal wysłała Olszowy na kurs tworzenia witraży. Pierwsze owoce tych nauk możemy teraz podziwiać na Brzuszku. Ale czy rzeczywiście są one godne podziwu? Są bez wątpienia ładne; technicznie to zresztą nie tyle witraże, ile wykonane w witrażowej technice mozaiki. To prace piktorialne, nie można przez nie patrzeć wskroś na świat. Szklane elementy mozaiki zamontowane są na drewnianych podobraziach i zawieszone na ścianie.
W ikonografii szklanych mozaik Olszowy zaszyfrowane są przypisy do jej biograficznych doświadczeń i prywatnych skojarzeń. Z pracami wiąże się na przykład historia wyjazdu artystki do Turcji. Olszowy pojechała do tego kraju złapać oddech, odpocząć – między innymi od realiów życia codziennego w świecie sztuki. Tak się złowieszczo złożyło, że jej podróż zbiegła się w czasie z katastrofalnymi trzęsieniami ziemi, które nawiedziły Turcję na początku tego roku. Można też w kontekście witraży przywołać turecki zwyczaj malowania na nagrobkach cyprysów z pochylonymi czubkami. Ale można też tego nie wiedzieć; witraże Olszowy dają się czytać za pomocą samej intuicji, bez żadnych backstories; żeby zadziałały, wystarczy przebijać się wzrokiem przez ich szkliste powierzchnie, szukać w nich figur, skojarzeń, widm przedstawień, a także rezonansów z brzmieniem rozmaitych malarskich języków, od art nouveau po informel. W sumie są to prace wpadające w oko, dekoracyjne, a jednocześnie podszyte charakterystycznym dla Olszowy niepokojem. I świetnie odnajdują się na wystawie, przy czym nie chodzi wyłącznie o wymiar czysto wizualny. Równie ciekawe – a może nawet bardziej – jest to, co witraże dodają do wątku zwątpienia, melancholii i artystycznego kryzysu, którego manifestacją jest Brzuszek. Nauka tworzenia witraży, poznawanie nowego skillu zamiast knucia nowego konceptu, zaangażowanie w robotę warsztatową zamiast w pracę projektową – to wszystko przynosi dużo satysfakcji, ma wręcz wymiar terapeutyczny. Dominika Olszowy nie jest pierwszą osobą twórczą, która tego doświadcza. Nie jest też pierwszą w Polsce performerką i instalatorką, która zaczyna wieszać prace na ścianach. Można bowiem i tak spojrzeć na Odsłonięty brzuszek – zobaczyć w nim nie tylko refleks nastroju autorki, lecz również rodzaj alegorii kondycji sceny artystycznej w Polsce po ośmiu latach d. zmiany. Patrząc na w połowie pustą galerię, w której nieliczne obiekty stoją niczym pozostałości po zakończonym przedstawieniu, nie umiem opędzić się od myśli o tym, jak zubożało życie instytucjonalne w Tym-Kraju. Zubożało w sensie ilościowym, biorąc pod uwagę ile instytucji, i to tych największych, wypadło z gry i zajęło się kupowaniem policyjnych pałek w kolorach tęczy, klękaniem podczas malowania, tropieniem Sorosa oraz wywieszaniem na fasadach trupich czaszek z wizerunkami polityków opozycji. Zubożało też w sensie ekonomicznym; to klękanie i wywieszanie sporo kosztuje. Owszem, na dobrej zmianie w świecie instytucjonalnym skorzystało wiele galerii miejskich, ciężar życia artystycznego przeniósł się w znacznej mierze do nich. Artworld w Polsce nieco się zdecentralizował, co jest dobrą rzeczą, ale korzyść, którą odnoszą instytucje spoza Warszawy, jest natury prestiżowej, a nie ekonomicznej. Środków i miejsc, które byłyby w stanie wyprodukować od zera wystawę site-specific, scenograficzną instalację, nie mówiąc o rzeźbie czy projekcie medialnym, zrobiło się bardzo mało. Rynek tymczasem, o którym mówi się, że jest rozgrzany, dużo sprzedaje, ale niewiele produkuje. W dodatku nie sprzedaje przecież wszystkiego, a właściwie: sprzedaje wszystko, jednak pod warunkiem, że jest to olej lub akryl na płótnie. W rezultacie sztuka w Polsce zrobiła się płaska, przenośna, analogowa, możliwa do powieszenia na ścianie; było to świetnie widać na zeszłorocznej wystawie Niepokój przychodzi o zmierzchu w Zachęcie.
Wystawa, którą kochacie nienawidzić. „Niepokój przychodzi o zmierzchu” w Zachęcie
Czy więc Dominika Olszowy dołączyła do osób, które spojrzały prawdzie w oczy i zamiast robić kolejną wystawę z dużych, delikatnych, trudnych w transporcie i jeszcze bardziej kłopotliwych w magazynowaniu obiektów, zdecydowała się sięgnąć po format, który lepiej pasuje do obecnych czasów i ich polityczno-ekonomicznych parametrów? Cóż, nie przypominam sobie, żeby Olszowy, znana z praktyk interdyscyplinarnych, a ostatnio zajmująca się również rzeźbą i tworzeniem instalacji, obiecywała kiedykolwiek, że nigdy nie zrobi pracy na ścianę. Przed witrażem w Rydze artystka ustawiła płaczącą performerkę; do prac pokazanych w GGM oczy się w sumie śmieją, nawet jeżeli ten śmiech może zabrzmieć cokolwiek nerwowo. Dlaczego zatem, skoro jest tak wesoło, melancholia, z której Olszowy zdaje sprawę na Odkrytym brzuszku, okazuje się tak zaraźliwa? Jedna odpowiedź jest taka, że mamy do czynienia ze skuteczną, dobrą artystką, która potrafi wyrazić swoje doświadczenie i ubrać je w formę sugestywnej wystawy. Druga byłaby taka, że Olszowy, mówiąc o sobie, zbudowała przy okazji oniryczny w formie, ale wierny w swojej istocie model polskiego artworldu, który w 2023 roku jest światem z odsłoniętym brzuszkiem. Żadna z tych odpowiedzi nie wyklucza drugiej.
Stach Szabłowski – krytyk sztuki, kurator i publicysta. Autor koncepcji kuratorskich kilkudziesięciu wystaw i projektów artystycznych. Publikuje w prasie głównego nurtu, w wydawnictwach branżowych i katalogach wystaw. Współpracuje m.in. z magazynem SZUM, Przekrojem, dwutygodnik.com. i miesięcznikiem Zwierciadło.
WięcejPrzypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Dominika Olszowy
- Wystawa
- Odsłonięty Brzuszek
- Miejsce
- Gdańska Galeria Miejska 1
- Czas trwania
- 28.04 – 2.07.2023
- Osoba kuratorska
- Gabriela Warzycka-Tutak
- Fotografie
- Tomasz Koszewnik
- Strona internetowa
- ggm.gda.pl/pl/21903/dominika-olszowy-odsloniety-brzuszek/