Seksowny bolszewik w kolejnej odsłonie. „Mon chéri Soviétique” Karola Radziszewskiego w BWA Wrocław
![](https://magazynszum.pl/wp-content/uploads/2022/02/03-radziszewski-kard-z-filmu-mon-cheri-sovietique-2021-2-1200x851.jpg)
Mon chéri Soviétique Karola Radziszewskiego to właściwie film ze skromną quasi-kinową instalacją. To bardzo udana produkcja oświatowa, w prosty sposób tłumacząca jak zwycięzcy piszą historię i co się w dominującej narracji znaleźć nie może. Bo Mon chéri Soviétique oparty jest właśnie na cudem uratowanych źródłach, a właściwie ich szczątkach. Nic z tych archiwów miało się nie zachować, bo mogły obciążać zbyt wielu ludzi. Film wyświetlany jest za szafą, jakżeby inaczej; i po ciemku, by zachować sekretny charakter pokazu. Widz zdaje się podróżować w czasie, w przestrzeni sugerującej niewielkie prowincjonalne kino. Artysta od lat uzupełnia publiczne kolekcje o stworzone przez siebie artefakty, wskazując na luki w państwowym zbieractwie, z zasady podlegającym władzy.
Anonimowy narrator filmu to przyjaciel fotografa – niejakiego Staszka, także o nieujawnionej tożsamości. Pan Staszek miał niezwykłą pasję – dokumentował urodę stacjonujących we Wrocławiu żołnierzy radzieckich. Robił to metodycznie, notując konkretne nazwiska i wiążąc je z serią bardzo różnych portretowych zdjęć. Młodzi chłopcy z Armii Czerwonej pozują albo w cywilu, na tle budynków i Wrocławia, albo na ukwieconych łąkach – wówczas romantycznie rozebrani, albo na neutralnych lub trudno rozpoznawalnych tłach – wówczas są otwarcie erotyczni i gotowi na seks. Bywają w mundurach i w dezabilu, blondyni i bruneci, Europejczycy i Azjaci, byczki i chudziny, wyuzdani i nieśmiali – bardzo różni pod zuniformizowanym zielonym strojem żołnierza złowrogiej armii, stacjonującej w Polsce od II wojny światowej do pamiętnego 17 września 1993 roku, gdy ostatni żołnierze opuścili nasz kraj.
Radziszewski idzie śladami Michała Witkowskiego i jego wspaniale soczystej powieści Lubiewo. Razem przemierzali zresztą Dolny Śląsk piętnaście lat temu, w poszukiwaniu lieux de mémoire opisanych w książce Witkowskiego.
Seksualny wymiar tego stacjonowania opisywany jest – w dużym skrócie – w ramach, jakie z jednej strony wyznaczył Paweł Kowalewski w obrazie Mon Cheri Bolscheviq z 1984 roku (dziś płótno jest własnością rodziny Staraków), Jerzy Szumczyk w rzeźbie z 2013 roku Komm Frau (którą po protestach ambasady rosyjskiej usunięto z ulicy Gdańska) oraz z drugiej – właśnie Mon chéri Soviétique Radziszewskiego (jeśli nie liczyć łagodnie pikantnych pomników przyjaźni polsko-radzieckiej z okresu PRL). Kowalewski, eksponując czerwień wydętych ust radzieckiego sołdata i takiej samej, agresywnej gwiazdy, wpisywał się w batailleowski dyskurs jouissance, erotycznego ekscesu i moralnej rejterady – typowej perwersji stanu wojennego i jego zaskakujących erotycznych skutków. Nie mówi się o nich zbyt głośno, ale przecież także polscy herosi podziemia, ukrywając się przed bezpieką, wykonywali przy okazji rożne erotyczne fikołki, nie mające nic a nic wspólnego ze służbą krajowi. Jouissance pod presją, w przestrzeni przemocy, ciągle czeka na niemoralnego piewcę. Radziszewski idzie z kolei śladami Michała Witkowskiego i jego wspaniale soczystej powieści Lubiewo. Razem przemierzali zresztą Dolny Śląsk piętnaście lat temu, w poszukiwaniu lieux de mémoire opisanych w książce Witkowskiego. Powstała wystawa polaroidów Radziszewskiego (pokazana też w Studio BWA) – zapis „umierającego PRL-u”, jak pisano w roku 2006, a przy tym – pomysł na opracowanie jednego z wydań książki, noszącego notabene nazwę „złotej edycji”. Tu dorzucić muszę, że i ja, po przeprowadzce do Wrocławia, szłam śladami opisanymi przez Witkowskiego, i ja pojechałam zobaczyć mur, za którym stacjonowali radzieccy żołnierze, bo – z książką w ręku (choć bynajmniej nie ze „złotą edycją”) – chciałam zobaczyć hałdę koksu, na którą skakali przez mur spragnieni amorów polscy geje, gdy – jak trafnie określił to znakomity pisarz – „para buchała im z gaci”. Tak jak w Krakowie queerowe zwiedzanie miasta wypada rozpocząć od nobliwej gotyckiej płyty Kallimacha, tak we Wrocławiu nie trzeba wchodzić do kościoła i nie trzeba estetycznej sublimacji, by rozpoznać nienormatywnego ducha miasta. Pamiętny mur jest estetycznie mało wyrafinowany, a „wrocławska szkoła” ciotecznego podrywania była szczera i prostolinijna – geje się nie przebierali za kobiety (w przeciwieństwie do „szkoły legnickiej”, wedle której przybywali w damskich ciuchach i oszukiwali co do swych przymiotów cielesnych tak długo, jak długo się dało).
![Karol Radziszewski, kadr z filmu Mon chéri Sovietique, 2021](https://magazynszum.pl/wp-content/uploads/2022/02/karol-radziszewski-kadr-z-filmu-mon-cheri-sovietique-2021-1200x851.jpg)
![](https://magazynszum.pl/wp-content/uploads/2022/02/karol-radziszewski-kadr-z-filmu-mon-cheri-sovietique-2021-200x142.jpg)
![03_Radziszewski_kard z filmu_Mon cheri Sovietique_2021 (3)](https://magazynszum.pl/wp-content/uploads/2022/02/03-radziszewski-kard-z-filmu-mon-cheri-sovietique-2021-3-1200x845.jpg)
![](https://magazynszum.pl/wp-content/uploads/2022/02/03-radziszewski-kard-z-filmu-mon-cheri-sovietique-2021-3-200x141.jpg)
![03_Radziszewski_kard z filmu_Mon cheri Sovietique_2021 (4)](https://magazynszum.pl/wp-content/uploads/2022/02/03-radziszewski-kard-z-filmu-mon-cheri-sovietique-2021-4-1200x851.jpg)
![](https://magazynszum.pl/wp-content/uploads/2022/02/03-radziszewski-kard-z-filmu-mon-cheri-sovietique-2021-4-200x142.jpg)
Na film Mon chéri Soviétique składa się archiwum ocalałych cudem zdjęć radzieckich żołnierzy wykonanych przez pana Staszka, udostępnionych przez warszawskie stowarzyszenie Lambda. Radziszewski na filmie ukazuje te zdjęcia w sekwencjach albo w całości, albo kadrując je i robiąc zbliżenia, aby osiągnąć efekt bliższego cielesnego obcowania z modelami. Dodał też dodatkowo do tak spreparowanego filmu – zapewne z podobnego względu – specjalnie nakręcony materiał z wynajętym modelem, czerpiącym przyjemność z prezentowania swojej urody i jurności do kamery. Film zaczyna się w momencie, gdy model rozpina guziki żołnierskiej bluzy i ukazuje nagie ciało. Potem bawi się charakterystyczną czapką z daszkiem i czerwoną gwiazdą, osłaniając nią genitalia, by za chwilę łaskawie i szczodrze ukazać swe męskie wdzięki. Mamy tu więc trochę nostalgicznego fetyszyzmu związanego z mundurem złowrogiej armii, przerabianym już wcześniej w obfitości w związku z mundurami gestapo i SS. Drugi etap ingerencji w dokumenty pana Staszka i uartystycznienie przekazu to domalowanie gwiazd, kwiatków i różowych serc na twarzach portretowanych żołnierzy. Choć konieczne było unieczytelnienie twarzy, by żołnierze pozostali anonimowi (poza wszystkim większość z nich ma dziś – jak się wydaje – żony i dzieci), to decyzja dotycząca malowania na zeskanowanych fotkach alla prima zamaszystym gestem pędzla (podobnie jak wprowadzenie współczesnego modela) wymaga refleksji. Właśnie na ingerencjach Radziszewskiego w archiwum pana Staszka chciałabym się skupić. Bo choć już samo pokazanie archiwum w galerii można uznać za gest artystyczny, to stworzenie narracji z dokamerowym striptizem na kraciastym kocu z dawno minionej epoki oraz malarskimi interwencjami stwarza nie tylko narrację, ale także sposób oglądania i rozumienia.
Fetyszyzm męskiego munduru wzmocniony jest nostalgicznymi gadżetami – po pierwsze jest to kraciasty koc z epoki, a po drugie wielki naręczny zegarek ze święcąco mocno metalową bransoletą na nadgarstku modela, zapewne dodany z powodu zasłyszanych opowieści na temat miłości radzieckich żołnierzy do kolekcjonowania zegarków.
Niewątpliwie decyzja pokazania cudem zachowanego archiwum pana Staszka mogła przybrać różne formy. Najprostsza – czyli pokazanie oryginalnych zdjęć – była o tyle problematyczna, że twarze powinny zostać zakryte. Kolejny przychodzący do głowy pomysł to zeskanowanie zdjęć i wydrukowanie ich w oryginalnym formacie. Zdjęcia są kolorowe, pochodzą bowiem z późnego okresu stacjonowania wojsk radzieckich w Polsce – wręcz samej końcówki. Skali domyśleć się można z kilku fotek przylepionych do meblościanki z epoki – wielkiej paździerzowej szafy oddzielającej w pomieszczeniu Studio BWA część kinową. Zdjęcia te mają format pocztówki i tak zapewne wyglądała cała kolekcja pana Staszka. Ponieważ fotograf był skrupulatny – kolekcja była starannie posegregowana. Można ją było na przykład powsadzać w albumy i przeznaczyć do indywidualnego wertowaniu w czymś w rodzaju klubokawiarni. „Wyśniona armia spacyfikowanych kochanków”, którzy wybrali miłość zamiast wojny i przeszli „na stronę wroga (wroga?)” – jak pisze Michał Grzegorzek, kurator wystawy – mogła zostać poddana samotnemu oglądowi, nie skoordynowanemu z oglądem innych widzów. Decyzja o zrobieniu filmu wprowadza nas w sam środek wspólnoty nieznajomych w ciemnym pokoju. Gdyby bowiem artysta wymyślił z kolei oglądanie przesuwających się zdjęć w dziurze chwały (glory hole), zmieniłoby się to w nieomal duchampowskie podglądactwo, ośmieszające widza, zamiast zachęcania go do nawiązywania bezpruderyjnych kontaktów z innym widzem. A zatem skoro kinowy film to największa ze sztuk, umożliwiająca wspólne katarktyczne uniesienia, pozostaje kwestia modela i zaproponowanej narracji.
![](https://magazynszum.pl/wp-content/uploads/2020/03/szum28pdf-520x661.jpg)
Strategie artystyczne Karola Radziszewskiego przy okazji „Potęgi sekretów” analizuje Jakub Gawkowski
Fetyszyzm męskiego munduru wzmocniony jest nostalgicznymi gadżetami – po pierwsze jest to kraciasty koc z epoki, a po drugie wielki naręczny zegarek ze święcąco mocno metalową bransoletą na nadgarstku modela, zapewne dodany z powodu zasłyszanych opowieści na temat miłości radzieckich żołnierzy do kolekcjonowania zegarków. Gdybym powiedziała, że ten szał kolekcjonerski dotyczył raczej lat 40. niż 80. XX wieku – byłoby to czyste historyczne czepialstwo. Nie zauważyłam zresztą na zdjęciach przedstawiających żołnierzy zbyt wielu zegarków. Tak czy inaczej, Radziszewski zrobił sporo, by dzięki rekwizytom nadać modelowi historyczny charakter, a dla artysty urodzonego w czasach gdy Kowalewski malował Mon Cheri Bolscheviq odległa historia to przecież także lata 80. Z kolei decyzja o zamalowaniu każdej twarzy inaczej, za każdym razem powiązywania tej anihilacji tożsamości z indywidualnym gestem pędzla, wydaje się dystansować od ujednoliconych sposobów, w jaki przedstawia się zdjęcia prasowe z ludźmi, którzy muszą pozostać niezidentyfikowani. Mają oni z reguły czarną opaskę na oczach, rodzaj powtarzalnego szablonu. Taki szablon wydaje się bezcześcić ich twarze, nadawać im piętno. Tymczasem różowe serduszka czy kwiatki wprowadzają motywy sympatyczne i czułe. Wydaje się, iż kolorowe maziaje przesłaniają oczy i twarze w jakieś nieznanej grze, kojarząc się raczej z erotyczną przekomarzanką, niż z biurokratycznymi procedurami organów ścigania. To coś w rodzaju archiwalnej pieszczoty – czułego gestu, na który pozwolić sobie może artysta w ramach tego, co nazywamy badaniami artystycznymi, a co ciągle jest wątpliwe w ramach badań naukowych.
![Karol Radziszewski, kadr z filmu Mon chéri Sovietique, 2021(2)](https://magazynszum.pl/wp-content/uploads/2022/02/karol-radziszewski-kadr-z-filmu-mon-cheri-sovietique-20212-1200x845.jpg)
![](https://magazynszum.pl/wp-content/uploads/2022/02/karol-radziszewski-kadr-z-filmu-mon-cheri-sovietique-20212-200x141.jpg)
![fot. Wojciech Sobolewski_Studio BWA Wrocław (2)](https://magazynszum.pl/wp-content/uploads/2022/02/fot.-wojciech-sobolewski-studio-bwa-wroclaw-2-1200x822.jpg)
![](https://magazynszum.pl/wp-content/uploads/2022/02/fot.-wojciech-sobolewski-studio-bwa-wroclaw-2-200x137.jpg)
![Karol Radziszewski, kadr z filmu Mon chéri Sovietique, 2021(1)](https://magazynszum.pl/wp-content/uploads/2022/02/karol-radziszewski-kadr-z-filmu-mon-cheri-sovietique-20211-1200x851.jpg)
![](https://magazynszum.pl/wp-content/uploads/2022/02/karol-radziszewski-kadr-z-filmu-mon-cheri-sovietique-20211-200x142.jpg)
Na zdjęciach pana Staszka chodzi o fascynację urodą i młodością. Estetyzacja w filmie Radziszewskiego to jednak kreowanie określonego obrazu środowisk nieheteronormatywnych, ma więc wymiar polityczny.
Dlaczego z tej solidnej, z miłością wykonanej prezentacji archiwum, nie przekonuje mnie jedynie przystojniaczek ze świecącym zegarkiem, żonglujący czapką na penisie i wyginający się na kocyku w kratkę? Chyba dlatego, że dobra dydaktyka i poglądowo przybliżony materiał dokumentalny nie dorównuje niestety soczystej, rabelaisowskiej prozie Witkowskiego. Idealne ciało, spokojnie i metodycznie wywołujące podniecenie wedle sprawdzonych sposobów, wprowadza język glamour jako czytelny język mainstreamowego gejowskiego kodu. U Witkowskiego natomiast ktoś siedzi z „owłosioną, rudą dupą” i sobie gmyra, komuś włosy zaczynają się tuż nad oczami – ale wszystkim „para bucha z gaci”. To prawda, żołnierze radzieccy na zdjęciach pana Staszka są młodzi i piękni, prawdziwe ciacha. Przywołując ich dzisiaj dla polskiego widza w sali kinowej Radziszewski chce jednak uczynić ich na nowo ciachami dla nowych pokoleń widzów. Seksualne zabawy z nazistami zastępując erotyzacją sowietów, powtarza z premedytacją wytarte wzorce obrazowania, powraca do imaginacji przedyskutowanej chociażby w Nazistach Piotra Uklańskiego. Rozumiem, że film ma mówić prostym językiem i przemawiać prosto do widza. Oczywiście, na zdjęciach pana Staszka chodzi o fascynację urodą i młodością. Estetyzacja w filmie Radziszewskiego to jednak kreowanie określonego obrazu środowisk nieheteronormatywnych, ma więc wymiar polityczny. Być może tak to trzeba robić w nietolerancyjnym kraju, gdzie zagląda się ludziom do łóżek. Nie wiem. Dla mnie jednak najciekawszy jest pan Staszek i te wszystkie brzydkie stare cioty, które skakały przez mury z narażeniem połamania nóg, a potem – po odejściu Czerwonej Armii – przechowywały w plastykowych workach przepocone onuce swych adonisów, by od święta zaciągać się nimi z sercami przepełnionymi tęsknotą. Najciekawsze jest jednym słowem to, czego na zdjęciach pana Staszka nie widać.
To właściwie nie jest krytyka obranej przez Radziszewskiego strategii – artysta obraca się w formule oświatowej w bardzo konkretnym momencie historycznym. I jest w tym bardzo dobry, inteligentny, lekki i przyjemny. Więc chwała mu za to.
Anna Markowska – historyczka sztuki, profesorka, wykładowczyni na Uniwersytecie Wrocławskim. Ostatnie książki: Sztuka i rewolucja. Wieloperspektywiczne ujęcie sztuki polskiej zaraz po wojnie (2023); Natalia LL (2022), Gry z miejscami.Wrocławskie galerie: Katakumby, Zakład nad Fosą, Ośrodek Działań Plastycznych (2022); Dlaczego Duchamp nie czesał się z przedziałkiem? (2019). Mieszka we Wrocławiu i Krakowie.
WięcejPrzypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Karol Radziszewski
- Wystawa
- Mon chéri Soviétique
- Miejsce
- Studio BWA Wrocław
- Czas trwania
- 27.11.2021–19.02.2022
- Osoba kuratorska
- Michał Grzegorzek
- Strona internetowa
- bwa.wroc.pl/wydarzenie/karol-radziszewski-mon-cheri-sovietique/