Metoda rozwodnionej metafory. 6 Narracje w Gdańsku
Polska kultura festiwalami stoi i nie muszę chyba ani tego szczególnie udowadniać, ani tym bardziej tłumaczyć. Dla niektórych może być to powód do narzekań, umówmy się jednak, że są różne festiwale – mniej i bardziej wartościowe, ambitne lub skierowane do masowej publiczności. Gdański festiwal Narracje w swojej pierwotnej koncepcji zaliczał się do tej ostatniej grupy. Jego pomysłodawcą jest Gdańska Galeria Miejska, dla której – jak wyjaśnia Iwona Bigos w ostatnim wywiadzie opublikowanym w „Szumie” – Narracje miały być wabikiem, przyciągającym do galerii widza na co dzień nie zainteresowanego sztuką współczesną. Pierwsze edycje festiwalu były spektakularne i efektowne, dzięki czemu faktycznie zyskał on bardzo dużą publiczność, gotową włóczyć się po mieście nawet w najmniej sprzyjających warunkach (listopad, deszcz, chłód). Jednak z czasem festiwal zaczął obierać bardziej skromne formy, by w końcu w tym roku podążyć w zupełnie innym kierunku. Jego obecni kuratorzy, Adam i Anna Witkowscy postanowili stworzyć festiwal wchodzący w krytycznych dialog z tkanką miejską. Już nie tak łatwy w odbiorze jak poprzednie edycje, za to oferujący widzowi coś więcej niż tylko ludyczną rozrywkę.
Jadąc na tegoroczne Narracje miałam wrażenie, że ambicje kuratorów – choć mogą wypływać ze szczerego zainteresowania miastem – wcale nie są gwarancją sukcesu. Więcej, transformacja Narracji wydaje się powtarzać schemat funkcjonowania podobnych festiwali sztuki w przestrzeni miejskiej (np. ArtBoomu), których „krytyczny” potencjał wzrasta wraz z topniejącym budżetem imprezy. No ale klamka zapadła, bilet do Gdańska został zakupiony, niedługo po tym obsypano mnie festiwalowymi gadżetami (kartki, karteluszki, płyty z poezją lokalną, magnesy, przypinki, pocztówki, zakładki na książki, podstawki pod kubki etc. – wszystko koniec końców pozostawione w hotelu, mam nadzieję że ku uciesze obsługi) i wreszcie wyruszyłam z mapką w ręce na podbój Wrzeszcza, dzielnicy Gdańska w której tym razem urządzono Narracje.
Moje wątpliwości zaczynają się już od samego Wrzeszcza. Jest to dzielnica willowa, zachowana w nienaruszonym stanie. Urokliwa, pełna „magicznych” zakątków (Święta Studzienka, Królewska Dolina), z zabytkowym budynkiem Politechniki Gdańskiej jako jedną z głównych atrakcji. Wrzeszcz jest też sypialnią artystycznego środowiska Gdańska. Mieszkają tu kuratorzy festiwalu i niektórzy artyści biorący w nim udział. Podsumowując, Wrzeszcz to taka miła i ładna dzielnica mieszkalna, jednak trudno powiedzieć czy akurat to jest najlepsza sceneria dla festiwalu podejmującego krytyczny dialog z tkanką miejską. Kuratorzy wskazali jednak kilka problemów okolicy – gentryfikacja, mnożące się galerie handlowe i banki. Do tej sytuacji odnosiła się instalacja Avida Dollars (czyt. Chciwy dolarów) Dominika Rudasza, ustawiona na dachu kantoru znajdującego się naprzeciwko galerii Manhattan i słynnego Dolarowca, w którym za PRLu wykupowało się mieszkania za dolary. Praca Rudasza była animacją przedstawiającą złotego cielca obracającego się wokół własnej osi. Jej tytuł, nawiązujący do anagramu Salvadora Dali, ironicznie pił do tych konsumpcyjnych okoliczności. Kontekst faktycznie mógł być ciekawy (szczególnie historia Dolarowca), jednak forma instalacji Rudasza pozostawiała raczej wrażenie niedosytu – prosta i jednoznaczna, nie wiem czym w zasadzie miała przyciągnąć uwagę widza. Co gorsza w czasie dwóch festiwalowych dni była zepsuta. Ja zobaczyłam ją dosłownie dwie godziny przed oficjalnym otarciem, później LEDowy ekran zgasł.
Podczas swojej wędrówki natknęłam się jeszcze na jedną pracę, wskazującą jednoznacznie na doraźne problemy Wrzeszcza – chodzi mi o Drogę do lasu Julity Wójcik, która postanowiła oznaczyć świecami drogę prowadzącą do dzielnicowego lasu, obecnie zagrodzoną przez TVP Gdańsk i niedostępną dla mieszkańców. Interwencję Wójcik w zasadzie trudno nazwać działaniem artystycznym, było to po prostu wskazanie pewnego problemu, i do tego w bardzo delikatny sposób (ale ponoć nawet ustawienie tablicy informacyjnej przed wejściem było niełatwe i wymagało załatwienia wielu zezwoleń).
Mamy więc dwie, bardzo proste prace dotykające współczesnych problemów Wrzeszcza, a reszta? Im dalej w las, tym postulowany krytycyzm prac co raz bardziej rozmywał się w nastrojowości, a wyświetlane na kamienicach projekcje były bardzo metaforycznym komentarzem na temat dzielnicy lub po prostu podkreślały jej wyjątkową atmosferę. Na pewno taką funkcję miały prace Aleksandry Waliszewskiej, których pokazano aż pięć. Ta imponująca nadobecność wynika ponoć z faktu, że prace Waliszewskiej pełniły poniekąd rolę wypełniacza pomiędzy kolejnym punktami wycieczki zaplanowanej przez Witkowskich. Pomijając fakt, że fenomenu Aleksandry Waliszewskiej najprawdopodobniej nigdy nie zrozumiem (skąd ta zbiorowa fascynacja sztuką i stylówą na modłę Emily The Strange?), to prezentowane na Narracjach prace faktycznie wydawały się rodzajem broszek, które kuratorzy postanowili przypiąć w kilku miejscach „żeby było ładniej”. Złośliwi komentowali, że Narracje powinny w tym roku nazywać się festiwalem Oli Waliszewskiej, ale wypada oddać sprawiedliwość organizatorom i zaznaczyć, że jej groźnym konkurentem był Konrad Smoleński, który porozstawiał na trasie Narracji kilka buczących samochodów. Uczestnicy festiwalu mieli je odnaleźć sami, ja niestety nie zauważyłam żadnego, pomimo poszukiwań.
Tematem, który często pojawiał się w pracach pokazywanych na festiwalu była poniemiecka historia Wrzeszcza. I znów, mógł to być punkt wyjścia dla niejednej błyskotliwej realizacji, ale takiej na Narracjach zabrakło. Przyznam, że przechodząc od jednej pracy do drugiej czasem nawet nie mogłam do końca uwierzyć w kuratorskie wybory, demaskujące ich sentymentalne podejście do Wrzeszcza i naskórkowość refleksji. Taki problem miałam na przykład z filmem Wojtka Doroszuka, inspirowanym holenderskimi martwymi naturami, który w tym kontekście miał być komentarzem na temat wyburzania pięknych kamienic w dzielnicy pod budowę ulicy Nowej Politechnicznej. Wpaść samemu na to niełatwo, a na dodatek nie wiadomo czy chodzi tu po prostu o to, że zniknie kilka ładnych (ale starych) budynków, czy jednak problem jest głębszy. Kto mieszka w tych domach, dlaczego one są takie ważne, po co jest nowa droga? Tego już się nie dowiadujemy, zatrzymując się na etapie melancholii. Jeszcze bardziej niewiarygodnym wyborem były dwie prace Agnieszki Polskiej, zdecydowanie zbyt flegmatyczne i nudne by pokazywać je publiczności Narracji. Na jednej z nich, animacji Moje ulubione rzeczy artystka opowiada o tytułowych, swoją drogą niekoniecznie interesujących rzeczach, wymieniając ich nazwy monotonnym tonem. I to tyle, a animacja ma być ponoć odniesieniem do gabinetów osobliwości w dawnych dworach lub bogatszych domach – czy więc chodzi o to, żeby po prostu zasępić się nad dawno minioną świetnością Wrzeszcza, westchnąć do wyburzanych właśnie pałaców i ich niegdysiejszych, mówiących po niemiecku lokatorów? CO jednak z takiego podejścia wynika i czy nie jest to jedynie naiwny sentymentalizm?
Takich zawodów było więcej – do nieznośnie złych zaliczyć muszę instalację Doroty Walentynowicz, utrzymaną w cyfrowej estetce z lat 90. wideo Natalii Osuch i Dominika Rudasza, czy instalację Hełm Boga Jacka Niegody, inspirowaną wynalazkiem Michaela Persingera. Był to hełm emitujący pole magnetyczne, pod którego wpływem można pobudzić umysł do doznań mistycznych. Hełm Niegody był jednak tylko imitacją oryginału, wydawał jedynie dźwięk naśladujący odgłos fal magnetycznych, ci więc którzy zdecydowali się go założyć mogli poczuć się zawiedzeni marnością całego konceptu. Trudno nawet powiedzieć, czy instalację Niegody można nazwać sztuką, czy po prostu jest to atrapa fascynującego go obiektu. Podobny problem miałam z „pracą”Agnieszki Baaske, która na strychu Nowej Synagogi pokazała sukienkę ślubną z 1910 roku. Na sukience naszyte są swastyki, jako symbol pomyślności i szczęścia. Widok znaku nazistów na sukience tak zaintrygował artystkę, że postanowiła ona kupić ją i wystawić na festiwalu. Rozumiem, że w takim razie należy ją skatalogować do gatunku „przedmiotów znalezionych”, jak wiemy bardzo popularnego w sztuce. Choć z drugiej strony, zabrakło mi tu interwencji autorki „pracy”, jakieś nadbudowy, odautorskiego komentarza… czegokolwiek, u licha.
Trasa Narracji wiodła od Nowej Synagogi do Politechniki Gdańskiej, zgodnie z przyjętym i dobrze brzmiącym hasłem „Mędrzec i duch”. Tło w postaci spektakularnych zabudowań politechniki dodało umieszczonym tam pracom sporo polotu, zwiedzanie zabytkowych wnętrz było ciekawe same w sobie. Tam chyba najbardziej podobać się mogły rzeźby dwóch sów o laserowych spojrzeniach Grzegorza Drozda. Piszę „podobać się mogły” myśląc o wrażeniach publiczności (ja po jego wystawie indywidualnej w Zamku Ujazdowskim odstawiłam go na półkę „zagadek niewyjaśnionych i nie do końca interesujących”), była to też praca stosunkowo łatwa do odczytania, w przeciwności do hermetycznego wideo Igora Krenza czy dziwacznego performansu Tomasza Gwincińskiego, wykonanego razem z chórem kameralnym 441 HZ, który miał kwestionować tradycyjnie pojmowany wymiar czasu oraz podważać sensowność racjonalnych metod myślenia o świecie i doskonale mu się to udało…
Pewnie było by przesadą stwierdzić, że tegoroczne Narracje okazały się katastrofą. Niektóre decyzje kuratorów były bardziej, inne mniej przekonywujące. Trafionym pomysłem było zaproszenie do festiwalu Stowarzyszenie Inicjatywa Miasto. Jego członkowie urządzili na trasie Narracji uroczą kawiarenkę na świeżym powietrzu, gdzie można było napić się ciepłej herbaty i coś zjeść. Z tego, co zdążyłam się dowiedzieć Narracje są właściwe festiwalem rozrywki i wspólnego przebywania, więc tu to założenie zostało spełnione. Tylko – chwileczkę – przecież nie była to akcja artystyczna. Sama zaś sztuka wypadła zdecydowanie niemrawo. Narracje ani nie były solidnym przepracowaniem sytuacji społecznej czy politycznej we Wrzeszczu, ani nie oferowały wspomnianego już elementu rozrywkowego, na który czekała być może część stałej publiczności festiwalu. Stąd też zrozumiałe są głosy niezadowolenia, które pojawiły się później na łamach prasy lokalnej. Wyszedł z tego festiwal trochę dla nikogo, ani specjalistów, ani mas. Inna sprawa, że atrakcyjność miejskich interwencji wcale nie musi osłabiać krytycznego przekazu pracy i właściwie chyba właśnie taką sztukę powinno się pokazywać na ulicy (wyrazistą, przykuwającą uwagę, z czytelnym przekazem, nawet prowokującą), a nie coś takiego jak rozmemłane wideo Polskiej czy „straszne” rysuneczki Waliszewskiej. Wydaje mi się, że ten fakt zignorowali Witkowscy i pomimo ich ambicji wyjścia poza ludyczny festiwal światła, całość jednak nie zagrała.
Swoją podróż powrotną z Gdańska do Warszawy miałam przyjemność odbyć ze Stachem Szabłowskim, wyraźnie podekscytowanym Narracjami. Kolega krytyk zaznaczył jednak, najbardziej interesowało go zjawisko „artysty zamieniającego się w kuratora”, w którym to dopatrywał się niezwykłości. Dla mnie ta kwestia przedstawia się akurat prosto i sprowadza się do stwierdzenia, że artysta jako kurator w zasadzie ma podobne preferencje artystyczne i technikę działania. Jakim artystą jesteś, takim będziesz kuratorem. Pozostaje więc mieć nadzieję, że jeśli stery następnych edycji Narracji znów przejmie artysta, to będzie on mocniej związany z poetyką ulicy niż miało to miejsce w tym roku.
Przypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Julita Wójcik, Aleksandra Waliszewska, Dorota Walentynowicz, Konrad Smoleński, Agnieszka Polska, Dominik Rudasz, Natalia Osuch, Agnieszka Baaske, Maciej Chodziński, Krzysztof Topolski aka ARSZYN, Hubert Czerepok, Wojciech Doroszuk, Grzegorz Drozd, Tomasz Gwinciński, Katarzyna Kijek, Przemysław Adamski, Igor Krenz, Paweł Kulczyński aka Wilhelm Bras, Gerard Lebik, Jacek Niegoda
- Wystawa
- Narracje
- Miejsce
- Gdańsk, Wrzeszcz Górny
- Czas trwania
- 15-16.11.2014
- Osoba kuratorska
- Anna Witkowska, Adam Witkowski
- Strona internetowa
- narracje.eu
- Indeks
- Adam Witkowski Agnieszka Baaske Agnieszka Polska Aleksandra Waliszewska Anna Witkowska Dominik Rudasz Dorota Walentynowicz Festiwal Narracje Gerard Lebik Grzegorz Drozd Hubert Czerepok Igor Krenz Jacek Niegoda Julita Wójcik Karolina Plinta Katarzyna Kijek Konrad Smoleński Krzysztof Topolski aka ARSZYN Maciej Chodziński Natalia Osuch Paweł Kulczyński aka Wilhelm Bras Przemysław Adamski Tomasz Gwinciński Wojciech Doroszuk