Już po. O „Powidokach” Władysława Strzemińskiego
Powidok, ujmując rzecz możliwie najkrócej, jest tym, co zostaje z zobaczonego obrazu, gdy już nań nie patrzymy. To pewien ślad przedmiotu, który trwa w naszym spojrzeniu nawet wówczas, kiedy aktualnie widzimy już coś całkiem innego. Wizualne echo czegoś, co mieliśmy przed sobą, ale co już przeminęło. Rysunki Władysława Strzemińskiego z lat II wojny światowej układają się w kilka cykli powidoków pod znaczącymi tytułami – Deportacje (1940), Wojna domom (1941) czy Twarze (1942). Są to dzieła bardzo dopracowane, czyte, pozbawione tak częstych w przypadku szkiców skreśleń, poprawek czy dygresji. Jest w tej precyzji, w tej jednoznaczności gestu coś niepokojącego, jakby oddalonego od wrzasku historii, choć odsyłającego do niego otwarcie, bez uników.
Spojrzeć lub wspomnieć ze zrozumieniem oznacza uznać, że nasi poprzednicy zmuszeni zostali do mierzenia się z doświadczeniami, z których trudno wyjść bez szwanku, tak jak trudno zachować niewinność tym, którzy musieli na żywo śledzić konsekwencje wojennego terroru.
Obrazy powidokowe – jako etap pośredni między aktualnym widzeniem a jego wspomnieniem, pozwalają objąć w obrazie coś, co jest zbyt przytłaczające, aby objąć je spojrzeniem. Dają możliwość pokazania, choć nie przedstawienia, wojny wypowiedzianej domom, czyli uchwycenia zarazem ruiny i wspomnienia kształtu budynku sprzed aktu destrukcji. W powidoku mglisty ślad przeszłości staje się bowiem nieodróżnialny od deformacji wywołanej bombardowaniem albo systematycznym wyburzaniem (cykl: Wojna domom). W swoich rysunkach Strzemiński chce także pokazać wojnę wypowiedzianą ciałom i ich zakorzenieniu w konkretnych miejscach (cykl: Deportacje). Efemeryczność figur wędrujących uchodźców jest rodzajem wizualnego wspomnienia obserwowanej udręki mas ludzkich, a jednocześnie zachowuje w obrazie ślad samego przemieszczenia, umykania z z jednej przestrzeni do drugiej. Pojedyncze postaci albo grupy przemykają przez obraz, a zarazem on sam wydaje się przemieszczać między tym, co aktualne, a tym, co już minione. Seria powidokowych portretów (cykl: Twarze), które przywołują – choć znów nie przedstawiają – trupie czaszki jest natomiast opowieścią o wojnie wypowiedzianej twarzom, o koszmarze zamieniającym ludzi w potwory, zniekształcającym ich rysy, deformującym oblicza jednocześnie, choć całkiem inaczej, ofiar i oprawców.
Gdyby chcieć przełożyć słowo „powidok” na niemiecki – a więc język okupanta, który z pewnością zajmował mnóstwo przestrzeni w miejscach, do których Strzemiński powraca w rysunkach – należałoby użyć słowa Nachsicht, od nachsehen, co dosłownie znaczy „widzieć po”, tak jak Nachleben oznacza „życie po życiu”, „przetrwanie”. Nachsicht oznacza także „pobłażanie”, „wyrozumiałość”, a więc szczególny rodzaj empatii. Właśnie o tego rodzaju spojrzenie apelował do przyszłych pokoleń Bertolt Brecht w swym wierszu Do potomków, gdy pisał:
Wy jednak, kiedy już do tego dojdzie
Że człowiek człowiekowi będzie pomocą
Wspomnijcie nas
Z pobłażaniem[1].
Spojrzeć lub wspomnieć ze zrozumieniem oznacza uznać, że nasi poprzednicy zmuszeni zostali do mierzenia się z doświadczeniami, z których trudno wyjść bez szwanku, tak jak trudno zachować niewinność tym, którzy musieli na żywo śledzić konsekwencje wojennego terroru. Rysunki Strzemińskiego mają w sobie tę delikatność, która jednak ani przez chwilę nie oznacza pobłażliwości dla opraców, ani odwracania wzroku od bezmiaru oglądanego cierpienia. To raczej uważność na to, co to wszystko zmienia w spojrzeniu patrzącego.
„Powidok” kojarzy się jednak także w tych rysunkach z „powojniem”, odsyła nieustannie do epoki następującej już później, tak jak Brecht w zwym wierszu zwraca się do tych, którzy przyjdą po nim i ocenią udział w historii jego pokolenia. Obrazy Strzemińskiego stanowią więc miejsce trwania tego, czego nie da się już, albo nie chce, zobaczyć. Nawet jeśli powstawały w latach okupacji, spędzonej przez artystę w Łodzi, są one poszukiwaniem drogi wyjścia z porządku wojny, chcą być niejako już wychylone ku przyszłości. Dlatego te powidokowe rysunki nie są w żadnym razie prostym wspomnieniem wojennej traumy, anamnezą czasów historycznego zamętu, lecz stanowią próbę antycypacji spojrzenia z punktu widzenia epoki, która nastanie po zakończeniu wojny. Będąc świadkiem koszmaru Strzemiński tworzy więc rysunki w imieniu kogoś, kto już się z niego obudził i teraz powraca do niego po śladach, które pozostawił on w jego umyśle. Jest to więc pozycja paradoksalna, anachroniczna, wewnętrznie zmącona. Siła tych cykli polega na tym, że artysta patrzy zarazem jak ktoś ogarnięty przerażeniem i ktoś, kto uchyla je w obrazie czyniąc od razu elementem przeszłości. Powstałe w samym epicentrum horroru II wojny światowej te ulotne obrazy wydają się zanurzone w czasie, który nastał, gdy jest już po wszystkim.
Tekst pochodzi z katalogu towarzyszącemu wystawie Katarzyna Kobro & Władysław Strzemiński – A Polish Avant-garde (współwydawca: Muzeum Sztuki w Łodzi).
[1] Cyt. za: Andrzej Kopacki, Rozmowa o drzewach, Oficyna Naukowa, Warszawa 2016, s. 14.
Przypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Katarzyna Kobro, Władysław Strzemiński
- Wystawa
- Katarzyna Kobro & Władysław Strzemiński – A Polish Avant-garde
- Miejsce
- Gemeentemuseum, Haga; współorganizacja: Muzeum Sztuki w Łodzi
- Czas trwania
- 23.03–30.06.2019
- Osoba kuratorska
- Jarosław Suchan (Muzeum Sztuki w Łodzi), Hans Janssen (Gemeentemuseum), Daniel Koep (Gemeentemuseum)
- Strona internetowa
- gemeentemuseum.nl