Gdzie jest Maria?
O sobie samej zawsze: Jarema. O niej – zwłaszcza od czasu przyjaźni i współpracy z Tadeuszem Kantorem – często mówi się Jaremianka. Kobieta-awangarda. Jedna z bardziej charyzmatycznych postaci pierwszej połowy XX wieku. Twórczyni oryginalnej koncepcji i techniki estetycznej, mistrzyni monotypii. Była niekwestionowanym autorytetem w kręgach polskiej sztuki awangardowej. Rzeźbiarka, malarka, graficzka, autorka kostiumów, scenografii, dekoracji teatralnych, lalek i pomników, współzałożycielka Grupy Krakowskiej, teatru Cricot i Cricot II, w którym zdarzało jej się także występować jako aktorka. „Linia pochodu sztuki Marii Jaremy była bezkompromisowa, odeszła w pełni sił twórczych i rozwoju. Umarła ciałem, ale dla nas pozostała i trwa nadal w Innym Wymiarze – myślę o jej sztuce, o tej osobliwej harmonii koloru i dźwięku” – pisał Xawery Dunikowski.
Marysia-Mama, tak o niej w rodzinie mówili. I tak też do niej się zwracali. Z tej perspektywy będzie to opowieść o Marii ze Starego Sambora na Kresach, córce nietypowych rodziców, siostrze siedmiorga rodzeństwa, od 1929 roku, gdy przeniosła się do Krakowa, partnerce, później żonie i matce. Będzie to też opowieść o wielopokoleniowym domu, różnorodności, wspólnych tradycjach, wzajemnych inspiracjach, podróżach, emigracji, wieloletniej korespondencji, zaufaniu, rozczarowaniach, smutku, miłościach, chorowaniu i konsekwentnym wsparciu. Brzmi banalnie? Ten portret rodzinny w żadnym momencie nie ciąży ku ckliwości. Nie znam dziwniejszej rodziny niż Jaremowie. Pełno tu niejednoznacznych wyborów, nietuzinkowość niekiedy ociera się o szaleństwo. Zwyczajność idzie w parze z nagłymi zwrotami, życiowe eksperymenty mają wysoką stawkę.
Jarema uznawana jest za jedną z najważniejszych, zdolnych i barwnych postaci międzywojennego Krakowa. Znają ją tu wszyscy, większość ją ceni, a na pewno uznają jej autorytet. Wraz z upływem kolejnych dwudziestu lat zaczyna być przedstawiana jako najwybitniejsza polska malarka, rozpoznawana także poza krajem.
Jedno jest pewne: nie ma mowy o zawiści, zdradzie, resentymencie. Niezależnie gdzie, jak i czym żyją, Jaremowie to ludzie spełnieni. Funkcjonują jak sieć, w której każde ogniwo pewne jest trwałości pozostałych. Są silnymi indywidualistami, wspierają się, ale i spierają. Stefania ze Śmigielskich i Józef Jarema, ich dzieci: Władysław, Józef, Aleksander, czyli Oleś, Adam, Roman, Bronisława, to znaczy Nuna, i Maria, oraz ich nieliczne dzieci: Zbigniew, Roman, czyli Jędrek, Aleksander, czyli Al, i Małgorzata, czyli Gonia. „Rodzinka” – mawiali o sobie Jaremowie. Prężnie działająca instytucja – chciałoby się powiedzieć, patrząc z dystansu.
Można też postrzegać historię Marii jako narrację emancypacyjną. Jest to przypadek równouprawnienia wcielonego i spełnionego, zakorzenionego w komórkach ciała, wyssanego z mlekiem matki, wyniesionego z relacji domowych, przekraczającego wszystkie dotychczasowe fazy emancypacji. Jaremianka nie znała ograniczeń, zdawała się nie dostrzegać podziałów płciowych, kulturowych i etnicznych, dosłownie machała na nie ręką. Nie była to ignorancja, po prostu każdą różnicę traktowała jako atut. Sama Maria wprost była różnicą w sposobie zachowania się i noszenia, w stylu, strojach i procesie twórczym. Także innych pobudzała do działania i zmiany. Relacyjność i intensywność były jedynymi wartościami, które miały znaczenie.
Maria była towarzyska, ale też w jakiś sposób nieprzystępna, tająca uczucia, osobna. Tadeusz Różewicz przyznawał, że można było czuć się przy niej niepewnie: „Zdawało się, że M. posiada tajemniczy dar. Podobnie jak różdżka czarodziejska potrafi wykrywać wodę w miejscach dla innych zupełnie niespodziewanych, M. wykrywała w ludziach ich kompleksy i tajemnice”.
Emancypacyjny potencjał opowieści o Jaremie widać najlepiej, gdy sprowadzi się jej losy do schematu biograficznego. Prowincjuszka z wielodzietnej, średniozamożnej, inteligenckiej, ale wciąż małomiasteczkowej rodziny, obciążonej długami, niepewnej stabilności dochodów i przyszłości sześciu synów i dwóch córek. Ta dziewczyna marzy o studiach artystycznych w dużym mieście, gdzie faktycznie udaje jej się wyjechać w wieku dwudziestu jeden lat – ze wschodnim akcentem, jedną walizką, mglistym wyobrażeniem o życiu w Krakowie. Jest jedną z niewielu kobiet w grupie rzeźbiarskiej prowadzonej przez profesora Xawerego Dunikowskiego. Ta sama dziewczyna wkrótce zakłada jedną z ważniejszym grup artystycznych, uczestniczy w wystawach, kończy studia. Jest w centrum życia towarzyskiego, zawiera znajomości, które przetrwają lata, wiąże się z interesującymi mężczyznami i to ona decyduje, kiedy przekuć te związki w trwałe przyjaźnie.
To także ona uznawana jest za jedną z najważniejszych, zdolnych i barwnych postaci międzywojennego Krakowa. Znają ją tu wszyscy, większość ją ceni, a na pewno uznają jej autorytet. Wraz z upływem kolejnych dwudziestu lat zaczyna być przedstawiana jako najwybitniejsza polska malarka, rozpoznawana także poza krajem. Wystawia swoje prace w zagranicznych galeriach, czego zwieńczeniem jest udział w weneckim Biennale Sztuki Współczesnej i zdobyta tam Nagroda imienia Francesco Nullo. Pół wieku konsekwentnego rozwoju.
Droga Mario, Kochana Marysiu, Marianciu, Marysiątko – pisali do Jaremy bliscy przyjaciele. Było ich wielu, głównie z kręgów artystycznych. Henryk Wiciński, Jonasz Stern, Sasza Blonder, Hanka Rudzka-Cybisowa, Erna Rosenstein, czyli Ela, Jadwiga Maziarska, Berta Grünberg, czyli Blima, Helena Blum zwana Blumką, Gizela Szancerowa, Przybosiowie, Różewiczowie, Henryk Vogler, Artur Sandauer, Tadeusz Brzozowski, Jan Kott. No i Tadeusz Kantor, którego łączyło z Marią szczególne porozumienie. Wiele lat później pisał w Liście do Marii Jaremy: „Umiałaś świetnie tańczyć. I taniec był w Twoich obrazach. Szaleńczy taniec z przestrzenią. Nawet gdy w tym tańcu mignął gdzieś jakiś Twój partner, jakieś oko, usta, ręka, zarys rękawa czy marynarki, to zamieniałaś go, jak to bywa w dobrej zabawie, w wirującą przestrzeń i jej ruch. (…) I jeszcze Twój śmiech, i Twoja w tym śmiechu inteligencja (…). Tak jak w Klasie Szkolnej jesteś: obecna! Wielka Pani tej naszej polskiej obecności!”.
Setki spotkań, tysiące wypalonych papierosów, alkohol, proste jedzenie, najchętniej śledzie piklingi, bale, także przebierane, potańcówki, gra w brydża, ogona i szachy, wielogodzinne rozmowy, pomysły i wspólne plany, realizowane razem wystawy, zaangażowanie polityczne, dziesiątki listów i dzielonych podróży, w tym spływów kajakowych. Wiele żartów, koleżeńskiej złośliwości i odwzajemnianej pomocy, ale przede wszystkim dyskusje o sztuce, komentowanie stanowisk, umacnianie własnych programów.
Maria była towarzyska, ale też w jakiś sposób nieprzystępna, tająca uczucia, osobna. Tadeusz Różewicz przyznawał, że można było czuć się przy niej niepewnie: „Zdawało się, że M. posiada tajemniczy dar. Podobnie jak różdżka czarodziejska potrafi wykrywać wodę w miejscach dla innych zupełnie niespodziewanych, M. wykrywała w ludziach ich kompleksy i tajemnice. Odkrywała jednym słowem okryte i zasypane dawno urazy. Nie osądzała nigdy tych spraw; uśmiechała się, niedbale machała ręką. Czasem mówiła: dureń, świnia, idiota”. I dodawał: Jarema to „porządny, uczciwy człowiek. No, i bardzo utalentowana. Tylko się zgrywa…”.
Mimo wszystko żadna z tych perspektyw nie oddaje wielopostaciowości Jaremy, wrażenia, które wywoływała, ruchu, jaki prowokowała. Narracje nie wyjaśnią też, co wydarzyło się jesienią 1958 roku. I co działo się wcześniej, przez te trzy lata, gdy Jaremianka pracowała w zapamiętaniu, by namalować każdy kolejny obraz – choćby tylko jeszcze jeden. Nie ma również logicznej odpowiedzi na pytanie, co się stało na początku 1959 roku, kiedy – jak gdyby w odpowiedzi na odejście Marii – umarła Nuna.
Opublikowany fragment pochodzi z książki Agnieszki Daukszy Jaremianka. Biografia (wyd. Znak).
Przypisy
Stopka
- Osoby autorskie
- Agnieszka Dauksza
- Tytuł
- Jaremianka. Biografia
- Wydawnictwo
- Znak
- Data i miejsce wydania
- 2019, Kraków
- Strona internetowa
- znak.com.pl