Żywe metafory. Dwie wystawy o chorobach
W Polsce wystaw, w których kwestie artystyczne schodzą na dalszy plan, a prym wiodą problemy o charakterze antropologicznym, jest tyle co kot napłakał. Sztuki wizualne, obok przekazów dokumentalnych i przedmiotów, są wtedy tylko jednym z narzędzi podporządkowanych celom edukacyjnym i aktywistycznej skuteczności. Dlatego zorganizowane niemal równocześnie Kreatywne stany chorobowe: HIV, AIDS, RAK w Galerii Miejskiej Arsenał w Poznaniu oraz HIVstorie: Żywe polityki w ramach Biennale Warszawa to wydarzenia w skali kraju niezwykłe. Wyjątkowa jest również problematyka obu projektów, nieobecna w polu sztuki od na poły mitycznej wystawy Ja i AIDS (1996, kuratorzy: Grzegorz Kowalski, Katarzyna Kozyra, Artur Żmijewski) w kinie Stolica. Takich wystaw w Polsce po prostu nie było.
Zabić Kotana
W „gęstych czasach” lat 90., zaraz po przełomie, wokół AIDS wiele się działo: z jednej strony rosły nadzieje aktywistów i poczucie przynależności do wspólnoty, z drugiej panowały dezinformacja, panika i strach[1]. Zofia Kuratowska, lekarka i autorka pierwszej książki o AIDS w Polsce, pisała: „Próbuje się tragiczną chorobę wykorzystać jako narzędzie prymitywnej propagandy politycznej i jako sposób pozbycia się ze społeczeństwa niewygodnych ludzi”[2]. Monar planował stworzenie odrębnych ośrodków dla osób zakażonych, co za każdym razem spotykało się z ostrymi reakcjami mieszkańców miejscowości, w których powstawała placówka. Manifestanci wywieszali transparenty w rodzaju: „Przecz z pedałami” czy „Zabić Kotana” [Marka Kotańskiego, założyciela Monaru], w podwarszawskich Laskach podpalono wyremontowane budynki dla seropozytywnych matek z dziećmi[3].
Nie sprzyjała też mówieniu o chorobach narracja ery „dzikiego kapitalizmu”. Na początku dekady w prasie nie występowały prawie żadne komunikaty dotyczące chorób[4]. Rubryki o zdrowiu pojawiły się dopiero około roku 1995, kiedy ciało zaczęto przedstawiać jako inwestycję na przyszłość[5]. Jak relacjonowała socjolożka Beata Łaciak, nowością w gazetach były wtedy artykuły o „wygranych”, którzy mimo choroby lub niepełnosprawności osiągnęli szeroko rozumiany sukces: czterokrotnie okrążyli Polskę na wózku inwalidzkim, mimo raka piersi nie zrezygnowali z pracy i tym podobne. Teksty okraszano ogólnikami, że jeśli bardzo się czegoś pragnie, wszystkie marzenia się spełniają[6]. Pułapką takiego myślenia jest oczywiście życzeniowość. Nikt nie stawiał wówczas pytania, czy nie należy w czasie choroby odpocząć, nikt nie pisał, że nie nad wszystkim da się przejąć kontrolę.
W rezultacie wykształciły się dwie odrębne narracje związane są z postępującym procesem indywiduacji ciała[7]. Pierwsza z nich to wspomniana narracja sukcesu opierająca się na potwierdzeniu, a nie na falsyfikacji (jeden przykład osoby, której „się udało”, pomijanie całego mnóstwa innych). Druga narracja podkreśla zagrożenia czyhające na ciało. Należy poświęcić mu odpowiednią ilość zasobów, żeby osiągnąć zamierzony efekt. Choroba to ciągłe zagrożenie. Trzeba nieustannie dokładać starań, aby jej uniknąć. Ciało w latach 90. było jak ogródek: jeśli zarósł chwastami, była to tylko wina właściciela – zdaniem Zygmunta Baumana to w tej metaforze miał się przejawiać stosunek do ciała w ponowoczesnym świecie[8]. Silne tendencje wykluczające i normatywizujące (wreszcie będzie normalnie, czyli dla wszystkich tak samo, a wszyscy też będą tacy sami), a zarazem idealizujące, nie pozostawiały miejsca na słabość, w tym na chorobę, chyba że jest to chwilowa trudność, z którą się „wygrywa”. Podobne podejście, także do HIV i AIDS, było obecne w USA, zwłaszcza na początku epidemii, w latach 80., kiedy lekarze, nie znając jeszcze przyczyn zjawiska, nazwali je „gniewem bożym” oraz „dziwaczną pedalską epidemią”[9]. Argument dotyczący „kary za grzechy”, wykorzystywany nieraz do dziś, miał największe znaczenie właśnie w czasie amerykańskich wojen kulturowych. Był wykorzystywany przede wszystkim przez kardynała Johna O’Connora i Ronalda Reagana, którzy sugerowali, że jedynym moralnym środkiem zaradczym przeciw chorobie jest wstrzemięźliwość seksualna. W swoich pracach przeciw takiemu stosunkowi do AIDS opowiadali się między innymi kolektyw Gran Fury, Keith Haring, Jenny Holzer, Barbara Kruger czy David Wojnarowicz.
W Polsce choroba nie miała takiego kulturowego oddźwięku – swoistym znakiem „gęstego czasu” był utwór Stanisława Sojki Tolerancja (na miły Bóg), stworzony na koncert na rzecz chorych na AIDS w 1991 roku[10]. Jak wobec tego mówić o tym zjawisku bez sztuki? Na wystawie HIVstorie „gęste czasy” w Polsce ilustruje hiphopowy kawałek Kalibra 44 Plus i minus (1996). Na Kreatywnych stanach chorobowych zaprezentowana została ściana z infografiką i dokumentacją wspomnianej wystawy Ja i AIDS. Warto jednak przypomnieć, że brały w niej udział osoby zdrowe, ale bojące się zakażenia. Kilka z prezentowanych wtedy prac wpisało się w kanon polskiej sztuki lat 90. Między innymi wideo Artura Żmijewskiego o takim samym tytule jak wystawa przedstawiało strach przed chorobą jako lęk przed kontaktem z drugim człowiekiem. Bolesnej kolizji ciał męsko-męskich i męsko-żeńskich towarzyszył monumentalny dźwięk zderzenia przypominający uderzenie skały o skałę. Paweł Althamer stworzył rzeźbę Adam i Ewa przedstawiającą uwspółcześnione figury pierwszych ludzi, co oznaczało odniesienie AIDS do narracji o grzechu pierworodnym i gniewie bożym. Wystawa została zamknięta po jednym dniu. I tyle, nic, pustka przez dwie dekady, może z wyjątkiem pojedynczych projektów Karola Radziszewskiego.
[…]
Pełna wersja tekstu jest dostępna w 28. numerze Magazynu „Szum”.
[1] Termin „gęste czasy” został opisany na wystawie HIVstorie. Zob. Polska. Gęste czasy: protesty i mobilizacje w latach 90. XX wieku, [w:] HIVstorie: Żywe polityki, katalog wystawy, Humbold Universität zu Berlin, Berlin 2019 – Biennale Warszawa, Warszawa 2020, s. 25.
[2] Cyt. za: Zofia Kuratowska, AIDS: nowa choroba, Omega, Warszawa 1986, s. 9.
[3] Violetta Krawczyk-Wasilewska, AIDS: studium antropologiczne, Wydaw-nictwo Uniwersytetu Łódzkiego, Łódź 2000, s. 57.
[4] Sylwia Breczko, Polityzacja ciała. Między dyskursem publicznym a teorią socjologiczną, Nomos, Kraków 2013, s. 141.
[5] Tamże, s. 155.
[6] Beata Łaciak, Choroba i cierpienie, [w:] tejże, Obyczajowość polska czasu transformacji, czyli wojna postu z karnawałem, Trio, Warszawa 2007, s. 244–246.
[7] Sylwia Breczko, Polityzacja ciała…, s. 12, 137.
[8] Zygmunt Bauman, Ciało i przemoc w obliczu ponowoczesności, Wydawnictwo Naukowe UMK, Toruń 1995, s. 94.
[9] Magdalena Ankiersztejn-Bartczak, Psychospołeczna sytuacja osób żyjących z HIV i chorych na AIDS w Polsce, praca doktorska napisana pod kierunkiem prof. Jolanty Rogali, Uniwersytet Warszawski, Instytut Stosowanych Nauk Społecznych, Warszawa 2013, s. 43, mps, https:// depotuw.ceon.pl/bitstream/handle/item/422/praca%20%20dr%20 MAB%20OST.pdf?sequence=1, 6.02.2020 [dostęp: 13.02.2020].
[10] Tamże, s. 50.
Wiktoria Kozioł – historyczka sztuki (doktorat na Wydziale Historycznym UJ), krytyczka, badaczka. Rozwija działalność pedagogiczną w zakresie wyższej edukacji związanej z historią sztuki i sztuką. Pracowała jako asystentka na Wydziale Sztuki UP, wykłada na Wydziale Polonistyki UJ (krytykę artystyczną i syntetyczny kurs dotyczący dziejów historii sztuki europejskiej) oraz na Wydziale Malarstwa Akademii Sztuki w Szczecinie. Obecnie jest przede wszystkim związana z Uniwersytetem SWPS w Krakowie (dawna Wyższa Szkoła Europejska), gdzie pomaga kształcić osoby zajmujące się grafiką, przede wszystkim w obszarze gier cyfrowych. Pracuje także w Liceum Sztuk Plastycznych Cosinus w Krakowie, gdzie uczy historii sztuki. Jest autorką ponad 50 artykułów krytycznych i kilkunastu tekstów naukowych
Więcej