NR 39/2023
20.07.2018

Znajomi znajomym

Karolina Plinta
Ania Nowak, „Bez tytułu #3”
Znajomi znajomym
Ania Nowak, „Bez tytułu #3”
W przypadku festiwalu Present Performance sytuacja została zaprojektowana prosto – jako wypad znajomych nad morze, w trakcie którego każdy pokazał, czym obecnie się zajmuje. Bez napinki, ale też bez szczególnego pomyślunku – jak na odświeżenie formuły festiwalu to jednak trochę za mało.

Festiwal Present Performance to wydarzenie, o którym na dobrą sprawę mało się słyszy, a wielu w ogóle o nim nie wie, choć w tym roku odbyła się jego piąta edycja. Patronem tego mającego miejsce co roku w Brzeźnie festiwalu jest od początku Leszek Przyjemski, lokalny nestor performance artu, a w przeszłości artystyczny kontestator PRL-owskiej rzeczywistości, autor Nieistniejącej Przytakującej Galerii „TAK” i Museum of Hysterics. Duchowy patronat i artystyczne preferencje kuratorki Marii Sasin jak do tej pory miały znaczący wpływ na kształt festiwalu – występowali tu głównie reprezentanci starszej generacji performerów (Ewa Zarzycka, Janusz Bałdyga, Zbigniew Warpechowski), ich spadkobiercy (Justyna Górowska, Przemysław Branas) i artystki/ści związani ze środowiskiem trójmiejskim, jak Angelika Fojtuch czy Anka Leśniak. Ze względu na swój stosunkowo skromny charakter, festiwal (za którym stoi Gdańska Galeria Miejska) nie mógł konkurować z inną istotną imprezą performance organizowaną w Trójmieście – Dwubiegunowymi Międzynarodowymi Spotkaniami Performerów, kuratorowanymi przez Artiego Grabowskiego w PGS Sopot. W tym roku po raz pierwszy organizatorzy Present Performance wyciągnęli z tej sytuacji wnioski i postanowili odświeżyć formułę festiwalu, zapraszając jako kuratora towarzyszącego Mateusza Szymanówkę. Szymanówka, związany głównie ze środowiskiem tanecznym, ma już pewne doświadczenie we współpracy z instytucjami poza Warszawą – w 2016 i 2017 roku współkuratorował spotkania performatywne w Galerii im. Jana Tarasina w Kaliszu, oparte na dość ciekawej formule pokoleniowej konfrontacji. Wtedy pomysł sprowadzenia tancerzy do niewielkiej galerii w Kaliszu wydawał się innowacyjny; równie interesująco mógł wypaść festiwal w Brzeźnie, temperatura wydarzenia była jednak typowo sezonowa, czyli letnia.

Spacer po Brzeźnie z Dorotą Kuś
Spacer po Brzeźnie z Dorotą Kuś
Przemek Kamiński, „Soft Spot (Sezon 1, Epizody 1-5)”
Performans Marty Ziółek
Leszek Przyjemski
Performans Leszka Przyjemskiego

Hype na performans taneczny nie mija (ostatnia wystawa Alexa Baczyńskiego-Jenkinsa w Fundacji Galerii Foksal tylko go potwierdziła), jednak zasadniczą bolączką środowiska tanecznego w Polsce jest jego wielkość i możliwości ekspansji. Polscy performerzy-tancerze to zaledwie garstka osób, grupa znajomych warszawskiej publiczności już świetnie znana. Zapuszczanie się w inne rejony kraju jawi się tu więc jako nieuchronna konieczność, jednak wyjeżdżając zawsze warto zastanowić się, dokąd się jedzie i po co. W przypadku festiwalu Present Performance sytuacja została zaprojektowana prosto – jako wypad znajomych nad morze, w trakcie którego każdy pokazał, czym obecnie się zajmuje. Bez napinki, ale też be szczególnego pomyślunku – jak na odświeżenie formuły festiwalu to jednak trochę za mało. Dla nielicznej publiczności z Gdańska możliwość konfrontacji z nowymi twarzami sceny tanecznej stanowiła pewnie jakąś atrakcję, ale z drugiej strony zaproszenie artystów w kluczu koleżeńskim nieuchronnie doprowadziło do sytuacji znanych z takich imprez jak Konteksty, gdzie przyjeżdża się po to, żeby oglądać rok w rok to samo i odpocząć z resztą starych wyjadaczy pod chmurką. Wygląda więc na to, że nowe pokolenie performerów z zadowoleniem wchodzi w buty swoich poprzedników, trochę jakby niepomne, do czego może to doprowadzić.

Naśladownictwo to było nieuświadomione i bynajmniej nie wiązało się z pokoleniowym dialogiem. Leszek Przyjemski rytualnie wystąpił na początku festiwalu, tym razem zapowiadając umieszczenie na plaży w Brzeźnie tablicy dedykowanej międzynarodowym spotkaniom galerii nieistniejących w Gdańsku-Brzeźnie w marcu 1975 roku. Tablica, o wadze 60 ton, ma lewitować dziesięć metrów nad poziomem morza, projekt jest więc znów z serii tych nieistniejących. Przyjemski, postać wyjęta z innego artystycznego porządku i do kręgu tancerzy pasująca jak pięść do oka, był wiernie supportowany przez Łukasza Guzka, Ankę Leśniak i swoich przyjaciół, podczas gdy reszta, trochę jakby nie rozumiejąc co się właściwie dzieje, zajęta była sobą.

Jeśli chodzi o rozpoznanie lokalne, dominowała raczej refleksja popkulturowo-wypoczynkowa, co skutkowało akcjami zajawkowymi i humorystycznymi, ale czasem trafiała ona w punkt.

Przyznać trzeba, że lokalne historie i sytuacje to nie jest mocna strona środowiska tanecznego, zasadniczo osadzonego w globalnym kontekście. Ciężko było się więc spodziewać, że choreografowie sami spróbują podjąć jakiś dialog z trójmiejską sceną performance, wyszło jednak na to, że sam fakt występu poza bezpieczną sytuacją sceniczną może być pewnego rodzaju próbą. Co innego bowiem występować w zamkniętej przestrzeni, z odpowiednią podłogą, oświetleniem oraz widownią usadowioną w wygodnych fotelach, a co innego w plenerze, gdy w uszach świszczy zimny wiatr, a pod butami chrzęści piasek, znacząco zwiększający możliwość upadku. Zderzenie z siłami natury zmęczyło nawet największego tanecznego perfekcjonistę, Pawła Sakowicza, który podczas swojego występu co chwila przystawał, ciężko dysząc i starając się utrzymać równowagę. Gdyby zresztą zaliczył upadek, właściwie wyglądałoby to nieźle, jego choreografia Jumpcore jest w końcu poświęcona Fredowi Herko, amerykańskiemu tancerzowi-samobójcy, który w swoim ostatnim performansie wyskoczył przez okno nowojorskiej kamienicy. Brzeźno to jednak nie Nowy Jork, wylecieć tutaj na dobrą sprawę nie było z czego, performans Sakowicza zakończył się więc bezpiecznie i odegrany w parkowym amfiteatrze prezentował się nawet malowniczo.

Paweł Sakowicz, „Jumpcore”
Paweł Sakowicz, „Jumpcore”
Przemek Kamiński, „Soft Spot (Sezon 1, Epizody 1-5)”
Przemek Kamiński, „Soft Spot (Sezon 1, Epizody 1-5)”

Na urokliwym otoczeniu podobnie skorzystał performans Przemka Kamińskiego Soft spot, w którym czwórka tancerzy w połyskliwych, jakby futurystycznych strojach wykonywała enigmatyczne układy ruchowe – rodzaj umówionej gry gestów i znaków, przywodzących na myśl sceny z filmów sci-fi. W konfrontacji z niekorzystną pogodą performans został jednak skrócony, co właściwie zostało przez wszystkich przyjęte z dużą ulgą (pytanie, na ile cieszono się z możliwości powrotu do hotelu, a na ile z zakończenia samego, dość monotonnego performansu, pozostawiam otwarte).

Wyzyskać letniskowy klimat najlepiej się udało Ani Nowak, która swoją choreografię Bez tytułu #3 postanowiła umieścić w jednym z ciasnych pokoi hotelu Lido. Lepka, bardzo intymna atmosfera trącącego myszką pokoiku intensyfikowała doświadczenie performansu, rozgrywanego pomiędzy artystką – ubraną w obcisły gorset, ze sztuczną brodą, wąsami i w peruce – i jej półnagim towarzyszem.

Bardziej zręcznie wypadły te performansy, których autorzy postanowili się choć trochę dopasować do zastanej sytuacji. Jeśli chodzi o rozpoznanie lokalne, dominowała raczej refleksja popkulturowo-wypoczynkowa, co skutkowało akcjami zajawkowymi i humorystycznymi, ale czasem trafiała ona w punkt. Marta Ziółek postanowiła więc wcielić się w bohaterkę, którą zawsze chciała zostać – piratkę – i w efektownej masce kościotrupa-korsarza groziła publiczności pistoletem, by następnie w typowym dla siebie stylu zaprosić wszystkich na plażę na wspólne, energetyczne przytulanie. Duet Małpeczki świetnie wybrał lokalizację – różany skwer, otoczony ławeczkami, na których starszyzna wygrzewa korzonki, a dzieci jedzą lody – gdzie na luzie, w zwiewnych podomkach i z kieliszkami wina w rękach dziewczyny przez dwie godziny debatowały nad projektem performansu, jaki mają przygotować na jesień w Zamku Ujazdowskim. Performans ma być ponoć o jedzeniu widzianym z perspektywy klasowej, co było dla dziewczyn przyczynkiem do częstowania publiczności serią głupawych i niepoprawnych politycznie żartów, na temat grubych, chudych i głodu. Nie wiem, czy te żarty były dla wszystkich zrozumiałe, ale artystki nie mogły narzekać na brak zainteresowania, szczególnie ze strony grupy lokalnych penerów, wyśpiewujących świńskie piosenki i – no cóż było to nad morzem, tuż przy porcie – dumnie prezentujących swoje wędki.

Performans Marty Ziółek
Performans Marty Ziółek
Performans Małpeczek, Festiwal Present Performance 2018, Michał Szymończyk
Małpeczki

Wyzyskać letniskowy klimat najlepiej się udało Ani Nowak, która swoją choreografię Bez tytułu #3 postanowiła umieścić w jednym z ciasnych pokoi hotelu Lido. Lepka, bardzo intymna atmosfera trącącego myszką pokoiku intensyfikowała doświadczenie performansu, rozgrywanego pomiędzy artystką – ubraną w obcisły gorset, ze sztuczną brodą, wąsami i w peruce – i jej półnagim towarzyszem. Performans Nowak oparty jest na sekwencji gestów i interakcji – czasem czułych, macierzyńskich, ale i namiętnych – tutaj wykonywanych milimetry od nosów publiczności, na podłodze, parapetach lub łóżkach, na których siedzieli także przybyli goście. Po wejściu do środka właściwie nie chciało się wychodzić, łatwo było wniknąć w nastrój i zupełnie odpłynąć, w czym akurat działanie Nowak przypominało trochę performans Baczyńskiego-Jenkinsa w FGF. Tyle że było mniej efekciarsko, a bardziej intymnie.

Ania Nowak, „Bez tytułu #3”
Ania Nowak, „Bez tytułu #3”

Kto się jednak nie nasycił atmosferą intymności podczas działania Ani Nowak, miał jeszcze szansę uzupełnić te braki w trakcie występu Zuzanny Ratajczyk i Juana Pablo Cámary I remember the last episode but not the last anecdote. Zdaje się, że było to działanie bardzo na poważnie, z ambicjami badania problemu bliskości (znowu) i nudy, ale biorąc pod uwagę wysoką częstotliwość występowania tych zagadnień na festiwalu, performansem Ratajczyk i Cámary można było się na serio znudzić. Przyglądając się działaniom performerów (powolnemu dotykaniu się wzajemnie, szeptom, wychodzeniu z sali, patrzeniu tępo w pustkę) odnosiło się wrażenie, że wystarczyłoby tylko trochę zmienić dekoracje – artystów przebrać w czarne stroje i zostawić bosych, publiczność pozbawić czapeczek z daszkiem i modnych najeczek – i jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki z fajnego performansu wyszedłby pretensjolany, oldshoolowy performance art. Brakuje tylko tarzania się nago w piasku lub kolorowym pyle, choć ostatni spektakl Agaty Swinarskiej w Teatrze Nowym (You Are Safe, choreografia: Agata Siniarska, Ania Nowak, Katarzyna Wolińska / dramaturgia: Mateusz Szymanówka) daje sporo nadziei, że i ten motyw wkroczy na dobre do młodej polskiej choreografii.

W Brzeźnie ten sytuacyjny komizm – spotkania znajomych ze znajomymi, z których każdy wygląda podobnie i robi podobne rzeczy, dzięki czemu festiwal przypominał zlot jakiegoś gangu z Berlina – miał szansę wybrzmieć w szczególnie mocny sposób. Ciekawe jest na pewno pytanie, na ile sami choreografowie zdają sobie z tego sprawę i czy w końcu się ockną, że jest ich za mało na to, by móc pozwolić sobie na kiszenie się we własnych sosach. Jak na razie idą w artystyczną turystykę, w czym znów przypominają swoich starszych kolegów od performance artu.

Dołącz do grona patronów „Szumu”.

Spodobał Ci się ten materiał? Dziś niezależna krytyka artystyczna potrzebuje Twojej pomocy. Pozwól robić ją nam dalej.

NEWSLETTER

Co piątek w Twojej skrzynce!


Stopka

Artystka / ArtystaPrzemek Kamiński, Małpeczki (Maria Magdalena Kozłowska i Maria Toboła), Ania Nowak, Zuzanna Ratajczyk i Juan Pablo Cámara, Paweł Sakowicz, Marta Ziółek, gość honorowy - Leszek Przyjemski i inni
WystawaPresent Performance 5: Future Perfect
MiejsceGdańsk-Brzeźno, Lido Dom Przy Plaży i Park Brzeźnieński im. J. J. Haffnera
Czas trwania30.06–1.07.2018
Kuratorka / KuratorMateusz Szymanówka
FotografieMichał Szymończyk
Strona internetowaggm.gda.pl
Indeks

Zobacz też