Ziemniaczana poduszka oklejona niebieską taśmą i dinozaur z origami w domku z makaronami
Tytuł wystawy – Wszystko widzę jako sztukę – jest ewidentnie dla dzieci, ale może mieć znaczenie filozoficzne, dlatego że cały świat też jest sztuką. Wystawa zaczyna się od długiej tablicy na całą ścianę, do której można przyczepiać czarne magnesy. To nawiązanie do sztuki Ryszarda Winiarskiego, który rzucał kostkami i w zależności od tego, co wyrzucił to zamalowywał kwadraciki na kartce lub na płótnie. W Zachęcie są też kostki tylko w rozmiarach XXL. Więc dzieci zwykle do ściany przyklejają kwadraty, tak by układały się we wzorki, a na kostkach sobie siedzą lub kopią jak piłkę. Po prawej stronie jest tor przeszkód, po którym dzieci (raczej te mniejsze) biegają. Można na nim usiąść i obejrzeć ciekawy film o wszystkich artystach, którzy są na wystawie. Film za pomocą animacji kredkowej pokazuje prace artystów. Film wyświetlany jest na ścianie dużego domku bez dachu, który stoi na środku głównej sali. W środku konstrukcji są prawdziwe obrazy i fotografie artystów, a nawet jeden neon. W rogu ściany jest mały otwór, przez który mogą wyjść dzieci, a rodzice muszą je wtedy gonić. W środku domku były oryginalne fotomontaże Jana Dziaczkowskiego z dinozaurami, które napadały na japońskie plaże i miasta. Kuratorka Ewa Solarz umieściła je bardzo dobrze, gdyż zaraz po obejrzeniu filmu wchodziło się do domku i widziało jak artysta je zrobił. Zaraz za domkiem są identyczne, tylko że większe obrazy, gdzie samemu można umieszczać dinozaury i ludzi (są to magnesy jak na lodówce). Gdy idziesz dalej, po lewej jest labirynt, gdzie wszędzie wyklejana jest niebieska taśma, którą można oderwać z rolek przymocowanych do ściany. W ścianach labiryntu są też przejścia dla dzieci. To coś podobnego do sztuki Edwarda Krasińskiego, który wszędzie naklejał niebieską taśmę: w kawiarni, na drzewach, w galeriach i muzeach, w domu (np. obrazy na ścianach, a nawet okleił własną córkę). Wiem to, bo odrobiłem pracę domową, o której mówili na stronie internetowej wystawy i przeczytałem książkę Bałwan w lodówce Łukasza Gorczycy. Bez tego bym nie wiedział, o co chodzi na wystawie. Wprawdzie w galerii były napisy, ale ich nie czytałem, bo byłem zbyt zajęty oglądaniem wystawy. Nieopodal był długi stół, na którym można było przymierzyć perukę i malować twarz (np. wąsy lub brodę), a komputer po chwili zamieniał cię na czarnego z białymi rysami lub na odwrót. To zostało zrobione na podstawie wystawy Anety Grzeszykowskiej. Artystka użyła podobnego programu komputerowego, w którym malowała się na czarno i nagle zamieniała się na biało. Kolejna atrakcja to domek, w którym wszędzie są dziurki, a obok taki sam stół. W dziurki wkłada się gumowe makarony w różnych kolorach. Niestety nie wiem, ani kto to zrobił, ani o co chodzi. To domek zdecydowanie dla młodszych. Blisko były także prace Romana Opałki, który przez 46 lat malował na kilku obrazach liczby od 0 do 50,600,000 (niezła sumka). Chodzi o to, że liczby symbolizują upływający czas. Gdy kończył jedną tablicę, robił sobie zdjęcie i nagrywał swój głos, żeby zobaczyć jak bardzo się postarzał. Obok oryginalnych obrazów były tablice, gdzie można było zdrapać kolejną liczbę. Nie ma to nic wspólnego z upływającym czasem, ale dzieci mogą się poczuć jak artysta (czyli ja też). Obok była olbrzymia hala, w której była ponad setka poducho-ziemniaków, którymi można było się rzucać. Niestety ja za bardzo z tego nie skorzystałem, gdyż jakaś dziewczynka zabrała sobie wszystkie „ziemniaki” do budowy własnego zamku. Te, które ja wziąłem przed ułożeniem konstrukcji, zabrała mi, a jak chciałem jej odebrać, to mnie odpędzała. To było dziwne, a do tego obraziła krytyka – to był błąd. Sala ziemniaczana i tak była bardzo fajna. Moim zdaniem najlepsza na wystawie. Jest podobna do pracy Julity Wójcik, która kiedyś siedziała w tej samej galerii i obierała ziemniaki. Nie wiem jaki to ma sens, bo artystka nie rzucała się przecież ziemniakami z publicznością. Wójcik chciała powiedzieć, że w galerii można robić zwyczajne rzeczy i jeśli robi się je w galerii, to przestają być zwyczajne. Zresztą budowanie z ziemniaków zamku być może jest sztuką, to samo można powiedzieć o rzucaniu się poduchami. Moim zdaniem to była raczej fajna wystawa, która dobrze wypada w porównaniu z placem zabaw. Inne dzieci też bawiły się bardzo dobrze. Polecam ją dzieciom w wieku 3-12, a dorośli mogą sobie obejrzeć sztukę, jeśli nie chcą się bawić. Wszystkie prace fajne, ale odrzuciłbym magnesy Winiarskiego i dziurkowany domek. Niezbyt podobało mi się układanie czarno-białych puzzli – tandetne to było. Na wystawie zabrakło mi za to Pawła Althamera. Poznałem go kiedyś i jest bardzo fajny, a jego prace sprzyjają dzieciom i pasowałyby do wystawy. Dzięki tej wystawie i książce nie widzę sztuki jako czegoś super nudnego, tylko jako już coś lepszego. Chyba będę chodził trochę chętniej do galerii i wcale się nie przymilam.
Przypisy
Stopka
- Wystawa
- Wszystko widzę jako sztukę. Wystawa dla dzieci
- Miejsce
- Zachęta - Narodowa Galeria Sztuki, Warszawa
- Czas trwania
- 10.03–3.06.2018
- Osoba kuratorska
- Ewa Solarz
- Fotografie
- Marek Krzyżanek
- Strona internetowa
- zacheta.art.pl