Żeby tylko nie spłonąć. O IV edycji Dwubiegunowych Międzynarodowych Spotkań Performerów w Sopocie „Multi Occulti”
Tegoroczne Dwubiegunowe Międzynarodowe Spotkanie Performerów w Sopocie przypominało dwudniowy zjazd szamanów. Co prawda kurator Arti Grabowski zdecydował się pokazać jedynie dwa występy, to jednak była to najprawdopodobniej jedna z mocniejszych edycji festiwalu. W ten sposób występy La Pocha Nostry, Non graty i Shouna Catona stanęły na przeciwległych biegunach. Jeden występ jednego dnia oznaczał pełnię autonomii performerów i zarazem uwagi ze strony widzów. A to były performansy z prawdziwego zdarzenia. Radzące sobie z dużą przestrzenią. Zmieniające punkt widzenia. Bezkompromisowe zarówno ze strony artystycznej, jak i kuratorskiej.
Pierwszego dnia wystąpiły grupy La Pocha Nostra i Non Grata, dwa artystyczne zespoły, znane ze swoich kontrowersyjnych akcji. Pierwszy, meksykańsko-amerykański, bazuje na symbolice wierzeń i sekt meksykańskich, motywach kultury Indian, przemieszanych z lepką i soczystą amerykańską popkulturą. Niestety, Guillermo Gómez-Peña – lider Pocha Nostry, amerykański kowboj i indiański szaman zarazem, przedstawiciel społeczności Chicano – trafił do szpitala i obecny był podczas występu jedynie na projekcjach wideo. Druga grupa, wywodząca się z Estonii, zajmuje postawę krytyczną wobec kapitalizmu i dali jej wyraz także w ramach sopockiego występu. Pomysł na wspólny występ Non Graty i La Pocha Nostry, pierwszy w historii obu grup, to zasługa kuratora. To było moje marzenie, by ściągnąć Pocha Nostrę i Non Gratę do Sopotu i by wystąpili razem – mówił Arti Grabowski. Widząc jednak efekty tej współpracy, która w tak naturalny sposób zaiskrzyła, trudno uwierzyć, że ich drogi wcześniej się nie spotkały. Nazajutrz odbył się występ Shauna Catona, pięciogodzinny, wymagający zupełnie innej energii i wrażliwości, lokujący się na skrajnym wobec Pocha Nostry i Non Graty biegunie.
Do sali wchodziły selekcjonowane grupy osób. Wejście wiodło przez komorę gazową, w której jednocześnie mogła się zmieścić określona grupa osób. Żelazny szkielet parabudynku pokryty był szczelnie rodzajem przezroczystej foli, a wnętrze wypełniano systematycznie dymem. Tam otrzymywało się zapalaną od razu świecę, symbolicznie traciło się życie, by przekroczyć granicę realnego i nie-realnego. Za nią istniał już inny świat. Fascynujący, budzący lęk, ekscytację i odrazę jednocześnie. Wiszące nad podłogą dopiero co zaduszone kury zakreślały w przestrzeni okrąg. Plotka głosiła, że kury to tylko kompromis, bo performerzy zażyczyli sobie krowy! (Okazało się, że w realizacji pomysłu przeszkodziły przepisy unijne…). Na podłodze zaczął pojawiać się krąg utworzony z zapalonych świec. Napięcie stopniowo narastało, przekraczając kolejne poziomy lęku, zażenowania, napięcia widzów. Al Paldrok, lider Non Graty, przez cały czas trwania performansu recytował manifest. Będąc w centrum wydarzeń, nie sposób było cokolwiek zrozumieć, słyszało się jedynie pojedyncze hasła: rewolucja, ideał, historia, zbrodnia, człowiek, prawda, pożądanie, Polska, Rosja, Niemcy… Czytelny był też kontekst płci, globalizacji i amerykańskiej popkultury. Ten sam mężczyzna z bronią, który wpuszczał widzów, częstujący wódką niby pod groźbą śmierci, buchająca z butelek coca-cola, rekwizyty indiańskie, sypiące się z sufitu kurze pierze, tańczący na podeście trans, wszechobecny dym, chwilami rozpylane nawet spaliny silnikowe. Wszystko odbywało się równocześnie na kilku scenach, symultanicznie. W nieskrępowanej i ekspresyjnej pracy artystów było coś wyzwalającego, działającego jak katharsis. Gwałtowny ruch, kompulsywna ekspresja, łatwość interakcji. Mimo szokującego, bardzo efektownego charakteru tych działań artyści postawili sobie jednak granice, których nie przekraczali i które nie naruszały godności widzów. Członkowie Non Graty zaś – jedynie w majtkach i czerwonych maskach na twarzy – krążyli między tłumami, palili papierosy, budzili grozę swoim wyglądem. W stosunku do La Pocha Nostry byli stanowczo bardziej skryci, mniej gwałtowni, jednak chętniej przekraczali własne granice bólu: to właśnie członkowie Non Graty decydowali się na oblewanie ciała gorącym woskiem czy podpalenie ciała na koniec występu.
Jedną z newralgicznych kwestii jest zabijanie przez członków La Pocha Nostry zwierząt na potrzeby swoich artystycznych realizacji. Faktem jest, że robią to bez oporów i prawdopodobnie „niehumanitarnie”. W dużej mierze to zwierzętom – rozpołowionym tuszom krów, ich organom, kurom – zawdzięczają szokujący charakter swoich występów. W przypadku La Pocha Nostry wydaje mi się jednak, że pierwszą warstwą znaczeniową i zarazem mającą wpływ na wszystkie pozostałe, jest kontekst etniczny artystów. Meksykanie wydają się nam, Europejczykom, narodem gwałtownym, gorącym, namiętnym i skłonnym do ekspresyjnej afektywności. Także religia oraz związane z nią rytuały i praktyki w Meksyku wyglądają zupełnie inaczej niż w Europie czy Ameryce Północnej, z którą przecież Meksyk graniczy. Jest to kraj katolicki, ale z powodu silnie zakorzenionych tradycji i specyfice narodowej w kontekście religii malowniczy i podatny na – w naszym europejskim pojmowaniu – heretyckie wędrówki. W Meksyku istnieje chyba największa liczba sekt, także tych uchodzących za katolickie, bądź bazujących na chrześcijańskiej symbolice. Jedną z nich jest Santa Muerte, licząca obecnie prawdopodobnie 10 milionów wyznawców. Co roku w Meksyku ginie ogromna rzesza dzieci i kobiet. Pomijając przestępstwa na tle seksualnym i ucieczki z domu, część z nich pada ofiarą mordów rytualnych. Przykładem może rytualne, brutalne morderstwo sześciolatka. Christopher został zamordowany przez nastolatków, dzieci wyznawców Santa Muerte. Rytualny charakter mogła mieć także część morderstw kobiet w Juarez – mówi się, że to miasto, w którym każdy może zabić kobietę. Mimo oficjalnej doktryny katolickiej, w Meksyku – zwłaszcza wśród biedniejszej części społeczeństwa – nie udało się wykorzenić tradycyjnych wierzeń i praktyk, ani okiełznać tamtejszej fascynującej, ale i pełnej przemocy kultury.
Druga oprócz Santa Muerte sekta o skrajnie rytualnym charakterze to Palo Mayombe, popularna w Ameryce Południowej – Wenezueli, Portoryko, Kolumbii, ale i w Meksyku. To religia o genezie afrykańskiej, powstała po nieudanej próbie misyjnej. Pod swoich bogów wyznawcy Palo podkładali figury świętych katolickich i krótko mówiąc, mieli spokój. Powstała odmiana „katolicka”- Palo Christiano. Podstawą dla Palo Mayombe jest kociołek – pojawiający się zresztą w performansie – w którym wyznawcy trzymają składane w ofierze kości i resztki zwierząt, ale i ludzi. Z reguły swoich przodków – ale znany jest meksykański morderca i zarazem guru lokalnej społeczności Palo, Adolfo Constanzo, w którego kociołku policja zidentyfikowała szczątki kilku ofiar i trzynastu, a według innych źródeł, piętnastu okaleczonych rytualnie ciał na terenie posesji. Policja podkreślała fakt, że ciała były pokawałkowane do tego stopnia, że prawdopodobnie nie udało się zebrać i zidentyfikować wszystkich. Po aresztowaniu i skazaniu Constanza i jego najbliższych uczniów, wielu członków sekty pozostało na wolności, a w latach 80. policja nadal trafiała na przypadki podobnych rytualnych morderstw. Palo Mayombe, podobnie jak Santa Muerte, popularne są szczególnie w kręgu narko-biznesu. Dilerzy wierzą, że składane w ofierze zwierzęta i rytuały z pogranicza czarnej magii ustrzegą ich przed schwytaniem przez policję lub obronią przed konkurencją. Biorąc pod uwagę kulturę i specyfikę wierzeń i religijności Meksyku, charakter występów La Pocha Nostry wydaje mi się mieć głębszy charakter niż tylko egotyczna chęć szokowania i popularności. Na marginesie warto przypomnieć performansy Hermana Nitscha, gdzie artysta rozrywał żywcem zwierzęta, pił ich krew i rozprowadzał ją po płótnach. Czy w tym kontekście La Pocha Nostra wypadają równie okrutnie? Ktoś powie, że to nie ma znaczenia, bo zwierzę jest zwierzęciem, a jego zabicie na potrzeby sztuki pozostaje tym samym. Egocentryzmem, brakiem poszanowania godności zwierząt, ich prawa do „humanitarnej śmierci” i tak dalej. Humanitarna śmierć dla zwierząt to jednak jedynie jedna z wielu zasad, czy konwencji ustalonych przez człowieka. W czasie trwania performansu na świecie zabito pewnie dziesiątki tysięcy kur, krów czy świń. Nie twierdzę, że to artystów usprawiedliwia, ale pewnym jest to, że ten aspekt performansu jest w stanie sprowokować dyskusję.
Wróćmy jednak do samego występu La Pocha Nostry. Charakter rytuału był tam wszechobecny. Potrzeba interakcji z odbiorcami była wyraźnie wyczuwalna przez cały czas. Zaczynając od zapalania świec, które każdy otrzymywał przechodząc przez „komorę gazową”, kończąc na przenoszeniu bezwładnego i stawiającego opór ciała z podestu do wyznaczonego świecami kręgu. Widzowie wychwytywani byli przez performerów i nie mieli możliwości sprzeciwu. Niektórzy nie spodziewali się, że wymagana będzie od nich duża siła, jak na przykład podczas przenoszenia performera, bądź że zostaną ubrudzeni. Nikt nie został jednak postawiony w sytuacji, w której mógłby poczuć się ośmieszony. Kiedy po kolei proszeni byliśmy o wbicie flagi w zwisające ciało kury, każdy mógł wejść w tak intensywną relację z Michele Ceballos Michot, performerką z Pocha Nostry, na jaką pozwalały mu jego wewnętrzne granice. Ci, którzy mieli ochotę na pocałunek, mogli go zainicjować, jeśli jednak ktoś nie czuł się komfortowo, nie był do niczego zmuszany. Ja odeszłam, nie wchodząc w żadną interakcję z artystką i nie byłam zatrzymywana. To współuczestnictwo w performansie sprawiło, że czuło się w powietrzu energię rytuału, łatwo było też utożsamić się z widzami. Powstała wyraźna linia podziału my-oni. Performerzy podporządkowali sobie tłum, tłum zaś zyskał wspólną podmiotowość współwyznawców, uczestników rytuału.
Po rytualnym katharsis La Pocha Nostry, przyszedł czas występu Shouna Catona, charakteryzującego się zupełnie inną energią. W czasie pięciogodzinnego występu zyskiwało się poczucie indywidualności, swojej przestrzeni i możliwość zajęcia własnego stanowiska wobec obserwowanych wydarzeń. O ile podczas performansu La Pocha Nostry i Non Graty nie było innej możliwości niż znalezienie się wewnątrz wydarzeń, nie sposób było spojrzeć na wydarzenia z dystansem, o tyle w przypadku Shauna Catona widz znajdował się na zewnątrz, w dyskretnej i bezpiecznej odległości. Artysta przez pięć godzin całkowicie przedefiniował przestrzeń, którą wcześniej skrupulatnie rozplanował i zagospodarował. Z dużej sali zastawionej stołami z grupami artefaktów (totemy, pomalowane kości zwierzęce, obrazki, figurki) uczynił organiczną przestrzeń, gdzie pogrupowane elementy finalnie stworzyły przestrzenny obraz. W czasie występu świadomie odwoływał się do tradycji teatru cieni, sztuki prymitywnej, art-brut i szamanizmu. Non Grata i La Pocha Nostra grały symbolami kojarzonymi z okultyzmem, jak okrąg ze świec czy ofiary ze zwierząt, a także do estetyki meksykańskich sekt i wierzeń, za sprawą Non Graty ważny był tam także aspekt polityczny. Shaun Caton konsekwentnie bazował na estetyce neo-szamanizmu. Jego występ wydawał się bardzo uporządkowany, a on sam skupiony i pracujący według wcześniej opracowanego scenariusza.
To przywiązanie do scenariusza, snucia jednej, metodycznie wypracowanej narracji dało się zauważyć w czasie pewnego incydentu. Godzinę przed końcem performansu do sali wpadli Paweł Althamer i Adam Mazur. Althamer przemalował prawie połowę „obrazów” Shauna znajdujących się na ścianach działowych. Oczywiście nie zabrakło autoportretu Althamera. Mazur zaś namazał coś, co chyba miało być palmą. Shaun Caton tymczasem usiadł na krześle i ze spuszczoną głową czekał, aż wyjdą. Po tym incydencie entuzjazm artysty ewidentnie opadł, a może było to po prostu zmęczenie po wielu godzinach pracy?
Nie da się ukryć, że występ La Pocha Nostry przygniótł spokojny i systematycznie rozwijający się performans Shouna Catona. Być może jest to wrażenie subiektywne, oparte na mojej wrażliwości i zainteresowaniom, którym ten występ niewątpliwie schlebiał. Faktem jednak jest, że siła i gwałtowność działać La Pocha Nostry i Non Graty pochłaniały całą uwagę, wywoływały skrajne emocje. Odcinały od wszystkiego co znajduje się na zewnątrz występu, jak i od tego co wewnątrz mnie – działał jak narkotyk. Być może to działanie opresyjne, szkodliwe, może nieetyczne? Niemniej jednak rzadko kiedy cokolwiek jest w stanie tak mocno wyrwać mnie z aktualnego kontekstu, poczucia tożsamości, zachwiać poczuciem realności, jak to się udało podczas sopockiego występu La Pocha Nostry i Non Graty.
Przypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- La Pocha Nostra, Non Grata, Shaun Caton
- Wystawa
- IV Dwubiegunowe Międzynarodowe Spotkanie Performerów w Sopocie "Multi Occulti"
- Miejsce
- Państwowa Galeria Sztuki w Sopocie
- Czas trwania
- 15 - 16 stycznia 2016
- Osoba kuratorska
- Arti Grabowski
- Strona internetowa
- www.pgs.pl