Zawsze chciałem być artystą, ale mogę o nich tylko pisać: Agnieszka Brzeżańska
Był ktoś kiedyś, kto zrobił wystawę, która zrobiła na mnie wrażenie, jeszcze w latach 90-tych, i nie wiem, czy to przypadkiem nie ona, więc postanawiam wpleść to w rozmowę. To były takie obrazki wyrwane z gazet, zwiewne kobiety, perfumy, ezoteryka, lekka kreska przez te kartki, linia giętka, jakby jej nie było, a jednak połączenie. To sobie biorę w głowie, że to ona; niech będzie, tego się będę trzymał. I idę. Jest pierwszą artystką, którą opisuję.
Spotykam ją równo rok temu, gdy jeszcze nie myśleliśmy, że będziemy opisywać artystów, a Agnieszka Brzeżańska po prostu przyszła do nas z ciekawości wprost z facebooka. Do nas, bo wtedy jeszcze chcieliśmy takich ludzi, którzy do nas przychodzą po portret także rysować, więc było nas dwóch (aby narysować i opisać). Dziś jestem z Szymonem, przyjaciel z którym zacząłem, zrezygnował – i nagle to wszystko wraz z Agnieszką i jej opisem wraca.
Wtedy od razu przechodzimy z nią na ty, od razu włącza mi się też jakiś kod, że jak kobieta to trzeba zacząć, jak wygląda, jakie kolory nosi i w tym tonie to wszystko wtedy trzymam, a teraz się dziwię, że tak zrobiłem. Może naturalnie wyszły kolory, bo malarka, usprawiedliwiam się.
I tak: Agnieszka ma złote powieki, ale to nie jest prawda prawdziwa, bo naprawdę to ma czarne. Złote powieki, a właściwie już tylko kolor z nich idą w egipskim makijażu na boki, aż dochodzą do włosów, które już mówią prawdę. Włosy są czarne i później to się jeszcze wszystko bardzo potwierdza.
Chodzi o to, że czerń włosów wydaje się (tak ezoteryczne oczywiście) – właściwym kolorem tej osoby i właściwie każdy kolory zewnętrzny – czyli niebieskie dżinsy i później jeszcze złota, jesienna bluzka i buty pod jej kolor, wszystko z tą czernią walczy i ją podważa, ale podważyć nie może. Drgająca rzęsa przy brzegu szeroko otwartych oczu, mówią, że czarny, czarny i czarny – za każdym zamknięciem oczu, czarny. I ja nie wiem, co w związku z tym robić, wszystko mnie straszy i obezwładnia. I myślę, że to może i ze strachu, który przebił się przez tysiące jej doświadczeń, stworzył ją może na nowo milion razy, a jednak został i ja go czuję. Na takie wrażenia sobie pozwalam, bo i sam ten strach czuję.
Rozmawiamy jednak o stypendiach, pieniądzach (że brak) i kto co z kim organizuje. Tego tematu, powiedziałbym nawet, jest za dużo jak na tak ezoteryczny początek, ale przecież środowisko, kontakty, możliwości. Słucham łapczywie, nagle wiem więcej, kto jest kim w Warszawie i tylko dziwi mnie łatwość przejścia w drugi temat, zupełnie inny, niespodziewany, ale przyjmują, chłonę tym bardziej.
Ot, że rośliny mają świadomość. Bo ludzie przecież nie mają na to monopolu, a w każdym razie nikt tego nie udowodnił. Zresztą Agnieszka jedzie się opiekować jedną rośliną teraz do Peru, nie chcę tego spłaszczać, ale będę tam korzystać też z halucynogenów i całkiem wyraźnie widać, że rzeczywistość mimo wszystko nie jest jedna, ale co najmniej dwie – moja, jej, a jeszcze możliwe, że roślin, które tego wszystkiego mogą słuchać, a nawet myśleć. Czy one się ze sobą mieszają, czy łączą, czy spotykają te świadomości?
Przyglądamy się rozłożystemu krzewowi świecącemu w wilgotnym powietrzu odbitym światłem latarni i Agnieszka opowiada o kukurydzy, która podobno wykorzystuje ludzi, opanowała kurczaki (to żart) i sporą część Ameryki, a ja odpowiadam – żeby się może trochę otrząsnąć z tej zaskakującej teorii – że właściwą, może jedyną, świadomością jest świadomość pana nad tym wszystkim. Myślę tak przez chwilę, szukam tego pana, ale w końcu gubię się i zostaję sam w tej mieszaninie pojęć i świadomości.
Jak te światy łączą się u niej? Czarny ze złotym oraz światkiem znajomych, o który tak wypytywała? Nie wiem. Czy czarny, ten ważny i prawdziwy, jak sądzę, nie wychodzi przed maskujący go złoty i roślinny, zielony? Czy tak jak mówiliśmy wcześniej istnieją samodzielnie jak liście na drzewie, każdy na swoim miejscu, nie przeszkadzając drugiemu – w swoja stronę, pracując może tylko na całość, która gdzieś dopiero u korzeni to wszystko łączy i spaja? Jeśli tak, to i jej światy, i mój w końcu, gdzieś wszystko to w jakimś ciemnym dole powinno się złączyć i czerń powinna być już właściwa i usprawiedliwiona. Na swoim miejscu.
Na razie się jej obawiam, na razie wyobrażam ją sobie jak siedemnastolatkę z tych, które wyznają gotyk. I w tym szukam jej prawdziwego obrazu, aby znaleźć w końcu sam smutek czy strach, bez naleciałości. Agnieszka jednak co jakiś czas się uśmiecha, wewnętrzna czerń opada, wtedy bierze i poprawia czarne włosy i znowu wracamy do jakiejś przyjemnej rozmowy i plotek.
W końcu wychodzi, że ta wystawa, którą kiedyś oglądałem, to rzeczywiście ona i podaje jej tytuł: Double Happiness. Tak – double. Jej, moja, z jakąś sympatią nawzajem, raczej nie wspólna, z pewnością trudna, ale w jakiś sposób happiness.
Przypisy
Stopka
- Fotografie
- Szymon Rogiński