Z ziemi izraelskiej do Polski. „Bóg-Honor-Ojczyzna” w Galerii Sztuki im. Jana Tarasina w Kaliszu
Dariusz Fodczuk w 2015 roku dwa razy odwiedził galerię w Kaliszu i dwa razy poruszył temat przeszłości żydowskiej społeczności tego miasta. Tym razem rzecz traktuje o Polakach żydowskiego pochodzenia (część z nich przed wyjazdem była związana z Kaliszem), którzy wyemigrowali do Izraela. Temat nie jest nowy, był już podejmowany w projektach artystycznych – jednak zwrócenie się ku lokalności wydaje się być dobrym pomysłem w przypadku pracy realizowanej w peryferyjnej galerii. Tu lokalne spojrzenie może okazać się atutem, zwłaszcza w przypadku Kalisza – jednej z pierwszych osad żydowskich w Polsce i miasta, którego ludność żydowska stanowiła 30% wszystkich mieszkańców.
Na co dzień parający się performansem Fodczuk tym razem sięgnął po wideo. Materiał do sześciu filmów, które budują ekspozycję, zebrał w Izraelu – przeprowadził tam rozmowy z trzynastoma osobami, które opuściły Polskę wiele lat temu. Ich biogramy opatrzone zdjęciami wiszą w przedsionku galerii, są niejako wstępem do ekspozycji. Artysta zwraca się w stronę losów konkretnych jednostek, słucha historii swoich bohaterów. Dzięki pracom wideo poznajemy ludzi, którzy wyemigrowali. Do każdego z sześciu monitorów przytwierdzona jest jedna para słuchawek – spotkanie z bohaterami w cztery oczy jest intymne, a wrażenie to pogłębia fakt, że oglądamy ich w ich własnych domach. Wpuścili artystę, a tym samym nas – odbiorców – do swojej prywatności. Artysta operuje bliskimi kadrami. To twarze będą mówić więcej niż słowa.
Większość bohaterów wystawy urodziła się już po wojnie, a Polskę opuścili jako dzieci. Opowiadają o wspomnieniach ze szkoły, o pożegnaniach, czasami o antysemickich ekscesach, o rzeczach zabranych w podróż. Posłużenie się formą dokumentu sugeruje, że to historie są tu główną materią pracy, że stoją na pierwszym miejscu, a artysta przyznaje pierwszeństwo rzeczywistości nad kreacją artystyczną. Jednak narracja stworzona przez Fodczuka w dużej mierze zostaje przez niego przetworzona – miksuje on i sampluje części materiału niczym nadgorliwy DJ. Wypowiedzi bohaterów są krótkie, okrojone, poruszane wątki zmieniają się jak w kalejdoskopie, trudno wyodrębnić tu początek czy koniec historii. Wydaje się, że artysta zastosował ten zabieg formalny w obawie, iż puszczenie historii od początku do końca byłoby zbyt tradycyjne. Jakby chciał w ten sposób odróżnić swoje prace od świadectw zbieranych w archiwach przez wyspecjalizowane instytucje. Być może zamierzał uzyskać efekt chóralnego, kolektywnego głosu, lecz pozostając przy metaforyce muzycznej, jest to raczej zbiór chaotycznych, znoszących się wystąpień solowych. Artysta przerywa swoim bohaterom w kluczowych, niekiedy emocjonalnych momentach wypowiedzi. Widz jest podenerwowany, zniecierpliwiony, często zawiedziony brakiem ciągu dalszego. Brak tu tła, kontekstu historycznego. Spośród środowiska emigracyjnego Fodczuk wybrał chyba najbardziej nieżydowskich Żydów, którym kulturowo bardzo było blisko do Polaków. W swoich wypowiedziach powtarzają, że nie obchodzili świąt żydowskich, niektórzy nawet nie wiedzieli, kiedy one przypadają. Jeden z bohaterów dowiedział się, że jest Żydem dopiero tuż przed wyjazdem.
Pytanie o to, czy po wojnie zostać czy wyjechać, było kwestią rozważaną przez każdego Żyda. Wiadomo jednak, że każda z powojennych fal emigracyjnych miała swoją specyfikę, była inaczej motywowana. Można to przedstawić następująco – tuż po wojnie wyjechali najbardziej religijni Żydzi, dla których ważne było pielęgnowanie swojej kulturowo-religijno-etnicznej odrębności i czuli się bardziej Żydami niż Polakami. Emigranci gomułkowscy byli rozczarowani ustrojem komunistycznym, w którym pierwotnie pokładali wielkie nadzieje. Zaś emigranci marcowi – najbardziej zasymilowani, najczęściej intelektualiści – zostali zmuszeni do wyjazdu z racji antysemickiej nagonki. Nie można pominąć też faktu, że każda decyzja o wyjeździe lub pozostaniu podejmowana była w cieniu Zagłady, fundamentalnym punktem odniesienia dla żydowskiej społeczności.
O bohaterach jako emigrantach, o ich motywacjach oraz ich rodzin nie dowiadujemy się dużo, dostajemy jedynie postrzępione, naskórkowe informacje. To bardzo niewiele jak na wystawę zatytułowaną Bóg-Honor-Ojczyzna i która, jak sugeruje towarzyszący jej tekst, ma opowiadać o dwóch ojczyznach, a więc i podwójnej tożsamości, jak też i życiu w dwóch różnych krajach, poszukiwaniu nowego domu. Tymczasem nie dowiadujemy się, jak kształtuje się ich tożsamość jako Izraelczyków, jak posługują się językiem hebrajskim, jakie wykonują zawody, z jakimi grupami społecznymi się przyjaźnią. Nie wiadomo, czy wyjazd był szokiem kulturowym i gdzie zamieszkali, na ile ważny jest dla nich kontakt z innymi emigrantami z Polski, innymi Polanim (hebr. Żydzi z Polski) czy do jakiego stopnia identyfikują się z Izraelem. O oswajaniu się z nową ojczyzną wiadomo bardzo niewiele; w pamięci pozostaje chyba najbardziej historia mężczyzny, który idąc do izraelskiego wojska musiał przejść swoisty rite de passage. Został obrzezany, aby mógł stać się członkiem nowej społeczności.
Tytuł Bóg-Honor-Ojczyzna ma niewątpliwie także militarną konotację, jednak ten wątek także nie został szczególnie pociągnięty przez artystę. Jeden z bohaterów opowiada o swoim udziale w polskich działaniach wojennych. Szkoda, że nie ma więcej w tym kontekście Izraela, gdzie społeczny wymiar życia jest bardzo zmilitaryzowany – państwo to znajduje się w niemalże permanentnym stanie konfliktu, a właściwie każdy obywatel ma za sobą doświadczenie służby wojskowej.
Niewiele wiadomo również o obecnym stosunku emigrantów do Polski. Niektórzy mówią wprost, że to już nie jest ich kraj; więcej dowiadujemy się przyglądając się temu, co widać w kadrze – w mieszkaniach brak polskich akcentów (poza kobietą, która zbiera tomiki Szymborskiej). Dużo za to dużo mówi o nich język – w większości posługują się oni bardzo dobrą polszczyzną, mimo że nie mieszkają w Polsce już od ponad pięćdziesięciu lat. Wymowne są te momenty, w których bohaterom brakuje słów, kiedy milkną i szukają ich w pamięci, tak, jakby przypominali sobie swoją dawną tożsamość, której cząstki, elementy uleciały na przestrzeni lat. Słuchając ich, od razu rodzi się pytanie w jaki sposób podtrzymywali tę więź językową.
W obliczu tak wielu luk i niewiadomych staje się jasne, że wystawa Dariusza Fodczuka mówi więcej o naszej (polskiej) pamięci o emigrantach pochodzenia żydowskiego niż o ich pamięci o Polsce. Pokazuje, że nasza pamięć jest ażurowa, fragmentaryczna. Znamy historię Żydów w Polsce, ale wyłączając pasjonatów raczej w niepełny sposób, jest ona złożona z migawek nieukładających się w linearną opowieść o początku i końcu. Polska przestała być domem dla żydowskiej diaspory nastąpił ostatecznie wraz z wyjazdem osób podobnych bohaterom wystawy. Obrazu Żyda w polskim społeczeństwie nie może więc kształtować już doświadczenie spotkania z sąsiadami z tej samej ulicy, gdyż sąsiadów takich właściwie już nie ma – zostali ofiarami Zagłady, wyjechali lub się zasymilowali. Jesteśmy więc skazani na obraz kształtowany w sposób zapośredniczony.
Na ekspozycję składa się również instalacja utworzona z przedmiotów, o których bohaterowie filmów wspominają w swoich relacjach. To rzeczy zabrane przez nich do Izraela oraz te, które byli zmuszeni zostawić, a więc meble: szafy, komody, bieliźniarka; sprzęty: lodówka, maszyna do szycia, książki, płyty, a nawet rower. Instalacja jest wyważona scenograficznie; natłok porzuconych, osieroconych rzeczy bez właścicieli świadomie buduje nastrój nostalgii i skutecznie budząc do pracy wyobraźnię. Automatycznie nasuwa się pytanie: do kogo należały te rzeczy, częścią jakiego życia były? Potęguje to jeszcze bardziej wrażenie fragmentaryczności pamięci, pełnej niejasnych śladów i urwanych wątków. Rumowisko wypełniające centralną część sali galeryjnej stanowi próbę fizycznego uobecnienia nieobecnych. Bohaterowie widnieją na nagraniach, ich obecność zapośredniczona jest przez medium filmu, gdy instalacja staje się namacalna, materialna. Natłok przedmiotów, swoiste horror vacui obrazuje próbę zapełniania pustki po nieobecnej w Polsce społeczności. Porzucone przedmioty domowe to też wizualna klisza, która w tym przypadku prowadzi do wątku Zagłady. Wystawa wprawdzie wprost dotyka powojennej emigracji, lecz jeśli mowa o nieobecności Żydów, w sposób bezpośredni temat łączy się z Zagładą.
Antropolodzy twierdzą, iż dziś na płaszczyźnie społecznej ową pustkę zapełniają figurki Żydów „na szczęście”. Najczęściej są to drewniane, małe postaci z pieniążkiem w ręku, czasami odwrócone do góry nogami – pieniądze dające. Na taką społeczną koegzystencję jesteśmy gotowi jako naród. Niestety, raczej nie świadczy to o otwartości i gotowości na odrodzenie się społeczności żydowskiej, lecz pokazuje jak mocno zakorzenione są w nas stereotypy. W Polsce Żyd nadal kojarzony jest z pieniędzmi zdobytymi najczęściej w mało szlachetny sposób.
Prace artystyczne o żydowskiej nieobecności i żydowskiej tożsamości, zwłaszcza w obecnej sytuacji społeczno-politycznej, mogą być przyczynkiem do głębszej refleksji. Historia opowiadana przez Fodczuka nabiera cech uniwersalności, płynnie wpisuje się w dyskusję o uchodźcach i ich obecności w Polsce. W końcu Żyd, nawet jeśli funkcjonuje w Polsce jako „wielki nieobecny”, nadal jest tu synonimem obcego. Wszak nie dalej jak trzy miesiące temu na islamofobicznej manifestacji we Wrocławiu spłonęła kukła Żyda. Plac Świętego Józefa, przy którym znajduje się kaliska Galeria Sztuki im. Tarasina okazuje się ciekawym, bo bezpośrednim, miejscem starcia dwóch racji politycznych: tuż obok galerii im. Tarasina mieści się bazylika, z której co miesiąc odbywają się msze transmitowane na całą Polskę przez telewizję Trwam. Myślenie o Żydzie jako wrogu, Żydzie jako „nieobywatelu” Polski związane jest z narodowymi hasłami i silnie wiąże się ze światopoglądem, który lansuje Radio Maryja i tym samym telewizja Trwam.
Wystawa Bóg-Honor-Ojczyzna ma wiele niedociągnięć. Nie podejmuje nowego tematu i nie zachwyca jego realizacją. Artysta działa powierzchownie, nie drąży tematu. Jednak jej niewątpliwą zaletą jest zwrócenie uwagi na fragmentaryczny charakter polskiej pamięci o społeczności żydowskiej, zwłaszcza w tak konserwatywnym mieście jak Kalisz.
Przypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Dariusz Fodczuk
- Wystawa
- Bóg-Honor-Ojczyzna
- Miejsce
- Galeria Sztuki im. Jana Tarasina w Kaliszu
- Czas trwania
- 3.12.2015 – 15.01.2016
- Osoba kuratorska
- Małgorzata Kaźmierczak
- Strona internetowa
- tarasin.pl