Warsztat opanowany. „Gęsia skórka” w Domu Słowa Polskiego
Wystawa końcoworoczna i dyplomy ASP, z czym właściwie kojarzą mi się te hasła? Nie muszę bardzo się starać, żeby przywołać w myślach szereg fatalnych obrazów: duszne pracownie, brudne ściany, prace ściśnięte i poupychane w niechlujnych wnętrzach, a do tego dużo słabych, szkolnych wyrobów paraartsytycznych. Dyplomy ASP często obierają bardziej efektowną formułę uroczystych wystaw the best of, jak to się ma choćby w przypadku warszawskich Coming outów, ale znowu, biorąc pod uwagę, że odbywają się one pod patronatem szkoły, a o doborze prac decyduje profesorskie gremium, w imprezach tego typu nadal odczuwalny jest element obciachu i przaśności. Z tego względu wyglądają one zwykle jak pokazy straceńców, na które przychodzi się – jak to mówi znajoma galerzystka – żeby zobaczyć, kogo się już więcej nie zobaczy.
W takich okolicznościach wychodzi na to, że od szkolnych pokazów lepiej trzymać się z daleka, a już na pewno w czerwcu ucieczka z akademii wydaje się koniecznością. Własny dyplom to w końcu nie żarty, ale sprawdzian i szansa, żeby pokazać się innym z dobrej strony. Jak dobre mogą być rezultaty ambitniejszego podejścia do dyplomu, pokazuje wystawa Gęsia skórka, zorganizowana przez cztery studentki (obecnie już absolwentki) warszawskiej ASP – Karolinę Bielawską, Magdalenę Golbę, Zuzę Golińską i Magdę Łazarczyk.
Na pokaz swoich dyplomów dziewczyny wybrały opuszczone hale Domu Słowa Polskiego, miejsca, gdzie pod patronatem Griffin Art Space ostatnio wprowadza się sztuka – od kilku miesięcy rezyduje tam na stałe galeria Stereo, niedługo wprowadzi się Fundacja Arton, choć nie będzie to rezydencja permanentna, bo deweloper już szykuje się do przejęcia obiektu. Te przestrzenie, w których znajduje się Gęsia skórka pewnie ciężko by przekształcić na prywatne galerie ze względu na ich znaczą powierzchnię, ale na zbiorową wystawę nadają się idealnie. Klimatyczne i przestrzenne, umożliwiły komfortową prezentację prac, które zapewne nie zmieściłby się w żadnej pracowni na uczelni.
Jak to wystawa dyplomowa, Gęsia skórka teoretycznie nie została pomyślana jako wystawa tematyczna. Znajdziemy tu po prostu cztery osobne dyplomy, połączone nośnym obrazem skurczonej od strachu skóry – no ale jesteśmy na wystawie egzaminacyjnej, więc jest się czym stresować. Ponadto, szkoła i nauka (czy może raczej przystosowanie do życia w społeczeństwie) były tematami dyplomów Magdaleny Gołby i Zuzy Golińskiej, więc mimochodem wyszła z tego trochę wystawa o dojrzewaniu, czy też rodzaj sprawozdania zdanego profesorom po ukończeniu akademii. Problem wchodzenia w dorosłość jest bardzo częstym motywem w sztuce młodych i niewykluczone, że chyba każdy artysta popełnił kiedyś taką pracę, zastanawiając się na swoim jestestwem i możliwościami na przyszłość. Temat jest więc stosunkowo sztampowy, choć może nieunikniony i w takim wypadku pewnie najciekawsze jest pytanie o formę jego wykonania. A tak akurat na Gęsiej skórce jest jasną stroną tego całego przedsięwzięcia.
Najbardziej spektakularną pracą, dominującą w przestrzeni hali i mocno przyciągającą uwagę gości jest Rozbieg Zuzy Golińskiej. Skonstruowana z pianki materacowej i kilkunastu metrów czerwonego dywanu, instalacja Golińskiej jest pomyślana jako gąbczasty tor przeszkód, który zwiedzający mogą pokonać po założeniu czerwonych pokrowców na buty. Zgodnie z tytułem, mogą więc wziąć rozbieg i wskoczyć na ten najeżony pułapkami czerwony dywan rodem z gali Oskarów, oddający metaforycznie układ ścieżki naszej ewentualnej kariery zawodowej bądź też rozwoju jako takiego. Ponadto, powierzchnia instalacji równa się powierzchni rodzinnego mieszkania Golińskiej, co jest kolejnym kluczem do odczytania tej pracy. Operujący minimalistycznym językiem form, Rozbieg dość dobrze pokazuje też estetyczne preferencje artystki, która ma już na koncie kilka hipsterskich i atrakcyjnych wizualnie instalacji. Widać też, że jest ona bardzo świadoma materiałów, których używa, a jej wybory zawsze są umotywowane i odsyłają do jakiś kontekstów bądź pojęć. Uzupełnieniem Rozbiegu był jeszcze aneks Postawa w sąsiednim pomieszczeniu, złożony z portretów młodej baletnicy i początkującego gimnastyka. Znów bardzo estetyczne, fotografie zostały umieszczone w przestrzeni oddzielonej od reszty pomieszczenia żelazną kratą, stanowiącej dopowiedzenie historii ukrytej na zdjęciach.
Co ciekawe, Rozbieg Golińskiej był zaskakująco zgrany z pozostałymi pracami umieszczonymi w głównej hali – instalacjami Klasa Magdaleny Gołby i Gedenken Karoliny Bielawskiej – w którym kluczowym motywem były ludzkie wizerunki, miało się więc wrażenie, że hala wypełniona jest postaciami, które szykują się by wskoczyć na „plac zabaw” przygotowany przez Golińską. Na tym jednak kończyły się pozytywne wrażenia, bo ich prace pod kątem koncepcyjnym przynosiły raczej zawód. Malarska kompozycja Bielawskiej, przedstawiająca uproszczone sylwetki postaci-zjaw, odnosiła się do problemu pamięci o ofiarach wojny, które dla młodego pokolenia bywają już tylko abstrakcyjnymi figurami. Banalny, szkolny temat i umiarkowanie zachęcająca realizacja, nie wiadomo na ile świadomie nawiązująca do Rozstrzelanych Wróblewskiego – to chyba jednak nie jest praca, która pokazuje pełnię możliwości Bielawskiej. Lepiej przedstawia się jej aneks Martwa Natura, składający się z serii fotografii martwych zwierząt, wyglądających jednak jak żywe. Idea znów nie jest porywająca i kojarzy się z akademickimi, posthumanistycznymi modami, ale za to zdjęciom nie można odmówić wizualnej atrakcyjności i perswazyjnego ładunku.
W stan zniecierpliwienia wprowadza instalacja Magdaleny Gołby. Z jednej strony pomyślana jako trochę żartobliwa i skonstruowana z rozmachem, może ciekawić. Jednak kiedy zaczniemy wnikać z motywacje artystki, chciałoby się po belfersku westchnąć. Okazuje się bowiem, że nawiązuje ona do reguł działania systemu szkolnego i hierarchii rodzącej się pomiędzy uczniami. Do tego jest jeszcze aneks Uniform – wideo zawierające manifest artystki, w którym wyjaśnia ona znaczenie różnego typu uniformów, które zakładamy przechodząc przez kolejne szczeble edukacji bądź kariery zawodowej. Oczywiście, w domyśle są to sytuacje lub przebrania stygmatyzujące lub po foucaultowsku dyscyplinujące, za pracami Gołby stoi więc krytyka systemu społecznego, niestety dość powierzchowna i wtórna. No i czy w momencie, kiedy mamy za sobą dyskusję z kręgu „my mieszczanie” czy takie dywagacje nie są jednak intelektualną wpadką? Problematyczny był dla mnie także wielkoformatowy rysunek Gołby, przedstawiający główki uczniów – czy jednak trochę nie za bardzo kojarzy się ona z pracą Chórzyści Zuzy Golińskiej, którą nie tak dawno temu oglądałam w Gdańskiej Galerii Miejskiej? Nie chciałabym, żeby zabrzmiało to jak oskarżenie, ale być może na takiej wystawie gra w skojarzenia, jakby wyjęta z portalu who wore it better, nie jest do końca korzystna dla samej Gołby.
Wreszcie, jest także deser, którym na Gęsiej skórce są prace Magdaleny Łazarczyk. Na górnym piętrze zobaczymy tylko jej aneks Podług nieba i zwyczaju, w którym daje upust swojemu zamiłowaniu do zabawy z przedmiotami. Pozbawione pierwotnego znaczenia, banalne domowe sprzęty stają się w rękach Łazarczyk częściami etnicznych kostiumów członków jakiegoś nierozpoznanego, współczesnego plemienia dzikich mieszczuchów. W umieszczonym pod podłogą magazynie znajdują się z kolei praca Na piętrze po prawej nikogo nie ma, uderzająca starannością wykonania i efektownością. W ciemnym pomieszczeniu, wypełnionym grubymi kolumnami, Łazarczyk zainstalowała trzy projekcje wideo, przedstawiające puste wnętrza szafek. Sporych rozmiarów ekrany dają wrażenie, że mamy do czynienia ze znacznymi powierzchniami, optycznie przedłużającymi wnętrze magazynu, a iluzja jest jeszcze pogłębiona przez umiejętne rozlokowanie ekranów pomiędzy kolumnami. Filmy są w bardzo dobrej jakości, tak więc przyjemność z oglądania tych na dobrą sprawę abstrakcyjnych obrazów jest bardzo duża. Wisienką na torcie jest zaś biały kask motocyklowy, ukryty między kolumnami i oświetlony ledwo widocznym, punktowym światłem. Dopiero podchodząc do niego można odkryć, że obraca się on wokół własnej osi, przypominając pustą czaszkę lewitującą tuż nad ziemią.
Składające się na Gęsią skórkę dyplomy przedstawiały sobą różny poziom, ale sama wystawa wyszła zaskakująco spójnie i atrakcyjnie. Jest to też sytuacja zachęcająca do porównań pomiędzy absolwentkami dwóch pracowni – Działań Przestrzennych Mirosława Bałki i Przestrzeni Malarskiej Leona Tarasewicza. Obok pracowni Kowalskiego, są to najlepsze pracownie na warszawskiej ASP, a pracownia Bałki, szlifująca kolejne roczniki „Mirosławów” jest wręcz uważana za elitarną, także ze względu na to, że niełatwo się do niej dostać. Gęsia skórka pokazuje jednak, że warto się starać, ponieważ to, co wyróżnia Mirosławy od reszty absolwenckiej masy, to właśnie umiejętność posługiwania się językiem sztuki, wyczucie przestrzeni, dbałość o detale czy nacisk na jakość i znaczenie materiału. Oczywiście już od samego talentu studenta zależy, czy jego prace będą wtórne czy świeże, ale taka wiedza to dobry początek. I jest jeszcze coś, co warto pochwalić w ich przypadku, a także jeśli chodzi o wszystkie uczestniczki Gęsiej skórki – umiejętność samoorganizacji i ambicję, żeby przeskoczyć szkolne standardy. Pozostaje mieć nadzieję, że ta wystawa stała się początkiem nowego rozdziału w „końcoworocznych opowieściach” warszawskiej ASP i wreszcie, chodzenie na dyplomy zacznie być aktywnością sensową dla kogoś spoza profesorskiej komisji.
Karolina Plinta – krytyczka sztuki, redaktorka naczelna magazynu „Szum” (razem z Jakubem Banasiakiem). Członkini Międzynarodowego Stowarzyszenia Krytyków Sztuki AICA. Autorka licznych tekstów o sztuce, od 2020 roku prowadzi podcast „Godzina Szumu”. Laureatka Nagrody Krytyki Artystycznej im. Jerzego Stajudy (za magazyn „Szum”, razem z Adamem Mazurem i Jakubem Banasiakiem).
WięcejPrzypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Karolina Bielawska, Magdalena Golba, Zuza Golińska, Magda Łazarczyk
- Wystawa
- Gęsia skórka
- Miejsce
- Dom Słowa Polskiego
- Czas trwania
- 16-23.06.2015
- Fotografie
- Magdalena Łazarczyk, Marcel Kaczmarek
- Strona internetowa
- griffin-artspace.com