NR 22/2023
24.08.2013

W galeriach rzeźba, na łamach poezja. Uwagi na marginesie wystawy Olafa Brzeskiego

W galeriach rzeźba, na łamach poezja. Uwagi na marginesie wystawy Olafa Brzeskiego

Właśnie skończyła się spora wystawa Olafa Brzeskiego w stołecznym CSW. Odwiedziłem ją „rzutem na taśmę”, ostatniego dnia. Zwlekałem nie tylko z powodów – nazwijmy je – wakacyjnych; mając w pamięci poprzednie pokazy Brzeskiego, obawiałem się, że w Zamku Ujazdowskim zobaczę wystawę przewidywalną, bo i – tak sobie myślałem – trudno z prac tego artysty wydobyć jakieś głębsze sensy, zestawić je w nieoczekiwane konstelacje. Ciekawość jednak zwyciężyła. Co zastałem w CSW? Pokaz tak poprawny, że aż mdły; i choć za tło rzeźb pokazanych na Samolubie służyły biele, blada zieleń, grafit i wyblakły róż – nie mogę przestać myśleć o tej wystawie jako o cukierkowej. Wszystko tu jest idealne: nawet proporcje między „klasyczną rzeźbą” a „ciekawym eksperymentem”. Ot, typowa dla tego artysty oswojona drapieżność – dobra i do galerii sztuki współczesnej, i do modnej restauracji.

Po powrocie z Samoluba przeczytałem odhaczone zawczasu recenzje Iwo Zmyślonego i Karoliny Plinty. I zdębiałem. Zadziwiające, jak w zderzeniu z twórczością – nazwijmy to – intensywną wizualnie, krytycy ci zamienili się w Adamów Zagajewskich wyrokujących o metafizycznych głębiach krakowskiego malarstwa. Oto w miejsce chłodnego krytycznego namysłu pojawiają się kawałki ni to poezji (Zmyślony), ni to prozy (Plinta). W wypadku autora „Dwutygodnika” podobna retoryka nie zaskakuje – Zmyślony dał już się poznać jako poszukiwacz Świętego Graala, czyli sztuki, którą można odbierać za pomocą zmysłów; nie szkiełka i oka, lecz czucia i wiary. „Co to właściwie znaczy – dobrze rozumieć rzeźbę? To przecież dwa skrajnie różne, nieprzystawalne światy. Rozum jest czymś w głowie, świadomym i nieprzestrzennym – rzeźba jest czymś na zewnątrz, przestrzennym i nieświadomym. Między nimi przepaść. Po stronie rzeźby ciało – czucie wszystkimi zmysłami, zmienne przepływy doznań w czasie i przestrzeni. Po stronie rozumu język – obsesja nazywania; wtłaczanie tej gmatwaniny w sztywne ramy dyskursu. Rozum, aby zrozumieć, musi najpierw nazwać, czyli upakować ciasno do mentalnych szufladek” – pisze Zmyślony, a ja poczułem się, jakby dyskurs (!) krytyczny cofnął się do czasów, w których krytycy tonem natchnionych mędrców wskazywali na metafizyczne znaczenia kapistowskich plam, a niedobrzy twórcy „eksperymentów intermedialnych” (copyright Iwo Zmyślony) bezcześcili świątynię sztuki. Innymi słowy, poczułem się, jakbym robił kwerendę prasy lat 90. ubiegłego stulecia.

Przesadzam? Tylko trochę.

„Ogołocone z narracji, działają w całkowitym milczeniu, na sposób czysto fizyczny – kształtem, skalą, fakturą, formą, konsystencją, umiejscowieniem w przestrzeni” – napisał Zmyślony o wystawie Clinamen. Wystawie, która jest ilustracją konkretnych teoretycznych założeń; wystawie powstałej w ścisłej współpracy z kuratorem – bez mała wystawą duetu; wystawie do czytania, co podkreśla jej struktura; wystawą nieledwie przeintelektualizowaną – za zgodą i z intencją autorki. Autor być może by to zauważył, gdyby wziął pod uwagę wypowiedzi artystki. Jednak sztuka „ogołocona z narracji” – i to jest naczelna zasada tej retoryki – musi być wypłukana z wszelkiego kontekstu, to dziecko talentu zrodzone w próżni; a najgorsze co można z tą uświęconą materią zrobić – to zagadać. Dlatego krytyk – miast analizować, porównywać, poddawać w wątpliwość, oceniać – musi uderzyć w poetyckie tony – po prostu nie ma innej amunicji. Stąd też słowne potworki typu „myślenie poprzez materię”; stąd emfaza opisu – zdumiewająca tym bardziej, że dotyczy wystaw przekrojowych, a nie debiutów. Bo przecież to wszystko, co tak zachwyciło Zmyślonego i Plintę – znamy doskonale. Cóż, „fantazja niczego nie przesądza, niczego nie nazywa”.

Ale taka krytyka jest przecież stara jak nowoczesność; więcej – jest jej nieodrodnym dzieckiem. I dlatego musi opierać się na diadzie treść-forma, gdzie treść to tylko próba zapisu tego, co niewysławialne; próba skazana więc na porażkę. Tu tekst, wiedza („mentalne szufladki”), dyskurs („sztywne ramy dyskursu”) – są w najlepszym razie złem koniecznym; skoro już muszą się pojawić – niech ograniczą się do tła, na którym dzieło będzie lepiej widoczne. Ich pierwsza funkcja to nie przeszkadzać – „a między nimi przepaść”. Stąd też uwaga Iwo Zmyślonego: „Najważniejsze jednak, że nie usiłuje ona [narracja Stacha Szabłowskiego z katalogu wystawy] wyjaśnić twórczości Brzeskiego, a jedynie nas do niej zainspirować”. Nie wyjaśniać. Inspirować. Czuć. Bo przecież „bezsens to żywioł fantazji”. Trudno o większe chybienie.

Z kolei Karolina Plinta uraczyła nas kilkoma akapitami niby-literackiego opisu, a następnie konstatacją, że Brzeski jest dobry, bo ma dużo pomysłów. Ale czyż sztuka „pomysłów” to nie antyteza sztuki „czucia”…? Ot, łamigłówki krytyków-poetów. W każdym razie – myli Plinta efektowność i efekciarstwo; jednorazowe pomysły pt. „jak by tu jeszcze ugryźć rzeźbę” z konsekwentną twórczą metodą; dekory z estetycznym nowatorstwem.

Jednak oba te teksty – o paradoksie! – to opisy adekwatne do sztuki Brzeskiego (Tarasewicz, jak na złość, została po prostu zredukowana do tego, z czym za sprawą Clinamen próbowała powalczyć – do czystej emocji). Zmyślony pisze o wszystkim, tylko nie intencjach twórcy, podglebiu tych rzeźb, ich – używając niemiłego krytykowi słowa – kontekście. I słusznie – bo u Brzeskiego ich nie ma, to czysty formalizm, przynależny prędzej do porządku dizajnu niż sztuki. Z kolei Plinta musi pompować trzy czwarte swojego tekstu wątpliwej przydatności – i jakości – kawałkami. Czemu nie opisała wystawy krok po kroku, praca po pracy – jak zwykła to czynić? Czyżby nie było czego…?

I na zakończenie – nie obawiajcie się, nie jestem potworem i też dostrzegam w sztuce „to coś”; jej warstwę – prawdopodobnie najważniejszą – którą czasem ciężko wyrazić słowami. Tyle że „to coś” może posiadać każdy rodzaj sztuki – również sztuka niematerialna, procesualna, społeczna, krytyczna, performens itp. No, ale tu nie możemy mówić o „myśleniu poprzez materię”. I to jest właśnie główny problem krytyki zaprezentowanej przez Zmyślonego i Plintę. Tymczasem trzeba umieć opisać również sztukę „czucia” – tyle że poetycka egzaltacja niespecjalnie sprzyja trzeźwości osądu.

Front: karty inwentarzowe eksponatów z kolekcji Muzeum Rzeźby im. Xawerego Dunikowskiego w Królikarni, wystawa Clinamen. Iza Tarasewicz, fot. Piotr Żyliński

Dołącz do grona patronów „Szumu”.

Spodobał Ci się ten materiał? Dziś niezależna krytyka artystyczna potrzebuje Twojej pomocy. Pozwól robić ją nam dalej.

NEWSLETTER

Co piątek w Twojej skrzynce!


Stopka

Zobacz też