NR 22/2023
28.08.2020

Tylko błąd nas uratuje. Miesiąc Fotografii 2020

Michał Dąbrowski
Dyba Lach, Adam Lach, „Rewizje”
Tylko błąd nas uratuje. Miesiąc Fotografii 2020
Dyba Lach, Adam Lach, „Rewizje”
Polskość, silne emocje i migranci. W roku wyborów prezydenckich tematy wystaw na najważniejszym polskim festiwalu fotografii wyjątkowo pokrywały się z tematami dyskusji przedwyborczych. Co jeszcze można było w tym roku zobaczyć z maseczką na twarzy?

Ranne ptaki są nieufne

Wystawę Dyby i Adama Lachów otwierały trzy zdjęcia pokazujące ludzi w grupach – tłum robiący zdjęcia telefonami, mężczyzn składających przysięgę Wojowników Maryi i rozczarowanych widzów podczas imprezy masowej. Zdjęć, którymi Lach przyglądał się z dystansu anonimowym masom, było więcej. Na jednym z nich grupa wiernych utrwalona została w półklęku – ten brak zdecydowania, czy też jakiś niezgrabny moment „pomiędzy”, wydawał się towarzyszyć całemu cyklowi.

Dalej trafialiśmy na zdjęcie wiejskiego krajobrazu – na nim niewielkie wzniesienia, lasy i łąki. Dopiero oglądając zdjęcie z bliska można było zauważyć niewielki domek w środku kadru i ledwo widoczne ogrodzenie zza którego zostało wykonane zdjęcie. Jak u Sasnalów – z daleka widok jest piękny. Na wystawie i w książce roi się od typowo polskich znaków, pojawia się złamana brzoza, snop siana, krzyż, orzeł. Momentami bywa nieco antykapitalistycznie – krajobraz zniszczony przez reklamy i marną architekturę, pustka wokół galerii handlowej. Kiedy indziej znowu można spojrzeć w oczy tzw. „zwykłego człowieka” – niewinnej nastolatki czy mieszkańca wsi.

Przez trzy i pół roku Lachowie jeździli po Polsce i fotografowali miejsca, ludzi, symbole, wyobrażoną wspólnotę, odbicia mitów. Widać w tych pracach tęsknotę za pracą reportera w terenie, co zresztą zauważył także kurator wystawy, Michał Łuczak, w tekście towarzyszącym zdjęciom.

Z powodu pandemii koronawirusa artyści wspólnie z kuratorem zdecydowali się umieścić na wystawie dodatkową pracę. W osobnej sali zawisła fotografia zanonimizowanych polityków Prawa i Sprawiedliwości składających kwiaty pod pomnikiem smoleńskim 10 kwietnia 2020 – czyli w czasie, w którym większość Polaków karnie przebywała w domu. Jak powieszenie tej pracy wpłynęło na wystawę? Pomyślałem, że bieżąca polityka, której autorzy tak bardzo unikali na pozostałych zdjęciach, jednak wcisnęła się do ich sztuki, a u Adama Lacha, skądinąd przecież świetnego fotoreportera, potrzeba utrwalania bieżących wydarzeń wygrała ze zdystansowanym spojrzeniem dokumentalisty. Czy było warto? Moim zdaniem autorzy niepotrzebnie ulegli pokusie uprawiania publicystyki.

Przez trzy i pół roku Lachowie jeździli po Polsce i fotografowali miejsca, ludzi, symbole, wyobrażoną wspólnotę, odbicia mitów. Widać w tych pracach tęsknotę za pracą reportera w terenie, co zresztą zauważył także kurator wystawy, Michał Łuczak, w tekście towarzyszącym zdjęciom. W warstwie formalnej fotografie momentami przypominały prace Aleca Sotha, amerykańskiego dokumentalisty, z książki Songbook – zwłaszcza czarno-białe portrety i sceny grupowe.

Co mi się podoba. 10 najciekawszych wystaw Miesiąca Fotografii Martyna Nowicka typuje 10 najciekawszych wystaw Miesiąca Fotografii 2019 CZYTAJ!

Od kilku lat dla fotoreporterów polskość jest silną inspiracją. Powstają wystawy i książki o tym „jacy jesteśmy”, „gdzie jesteśmy obecnie”, czy „jaką wspólnotą jesteśmy”. W ostatnich latach tego typu projektów było przynajmniej kilka: Biało-czerwona Marka Lapisa, NIE–NOT Adriana Wykroty, Mechanizm. Polska 1988-2019 Mariusza Foreckiego czy Polska Michała Szlagi. Z czego wynika ta nadprodukcja? Z ciekawych czasów? Chęci uporządkowania rzeczywistości? Ambicji opowiedzenia o czymś naprawdę ważnym? Przed skierowaniem aparatu na flagę lub orła, warto zadać sobie kilka pytań o sensowność takich działań – być może opowieść o czymś konkretniejszym, bardziej sproblematyzowanym doprowadzi do nieoczekiwanych wniosków.

Dyba Lach, Adam Lach, „Rewizje”
Dyba Lach, Adam Lach, „Rewizje”
Dyba Lach, Adam Lach, „Ranne ptaki są nieufne”, widok wystawy, fot. Kamil A. Krajewski
Dyba Lach, Adam Lach, „Ranne ptaki są nieufne”, widok wystawy, fot. Kamil A. Krajewski

Ukłony

Karolina Gembara w przestrzeni Fundacji Razem Pamoja pokazała projekt performatywno-fotograficzny z udziałem mieszkańców Krakowa – Ukłon. Ćwiczenia z gościnności. Dobrze wymyślona, sprawnie zrealizowana i ciekawie pokazana niewielka ekspozycja właściwie nie miała słabych punktów. Artystka w studio fotograficznym odtwarzała gesty z fotografii prasowych przedstawiających migrantów. W przestrzeni galerii można było zobaczyć kilkanaście prac ze studia, spod których przebijały ich pierwowzory. Gembara przechwyciła gesty pełne niepewności i rozpaczy, a zastąpiła je czułymi uściskami i uprzejmym podaniem ręki.

To kolejna udana realizacja przygotowana na zlecenie Miesiąca Fotografii w Krakowie. W poprzednich latach na podobnych zasadach swoje prace przygotowali Diana Lelonek, Michał Łuczak i Anna Orłowska – wszyscy oni pokazali wartościowe i aktualne prace.

Karolina Gembara, „Ukłon. Ćwiczenia z gościnności”, widok wystawy, fot. Kamil A. Krajewski
Karolina Gembara, „Ukłon. Ćwiczenia z gościnności”, widok wystawy, fot. Kamil A. Krajewski
Karolina Gembara, „Ukłon. Ćwiczenia z gościnności”, widok wystawy, fot. Kamil A. Krajewski

O złości

Wystawa Złość piękności szkodzi Weroniki Perłowskiej pokazywana była w rozpadającym się budynku na krakowskim Zabłociu. Ekspozycję tworzyły fotografie, obiekty i projekcja wideo. Po obejrzeniu fragmentów stłuczonego talerza, wbitych w dłoń nożyczek i włosów w szklanym naczyniu nieco dłużej słuchałem monologu artystki, w którym opowiadała swoją historię, jednocześnie rozmasowując sobie zmarszczki na czole.

W pierwszym zdaniu tekstu kuratorskiego Agnieszka Szuścik zapowiadała wielopoziomowy komentarz do współczesnych problemów feminizmu, a po obejrzeniu wystawy miałem raczej wrażenie, że artystka próbuje przekazać dość oczywistą rzecz – że złość jest w porządku. Zgodziłem się z tym i poszedłem dalej.

Weronika Perłowska, Bez tytułu, z cyklu „Złość piękności szkodzi”, © Weronika Perłowska
Weronika Perłowska, Bez tytułu, z cyklu „Złość piękności szkodzi”, © Weronika Perłowska
Weronika Perłowska, Bez tytułu, z cyklu „Złość piękności szkodzi”, © Weronika Perłowska
Weronika Perłowska, „Złość piękności szkodzi”, widok wystawy, fot. Kamil A. Krajewski
Weronika Perłowska, „Złość piękności szkodzi”, widok wystawy, fot. Kamil A. Krajewski
Weronika Perłowska, „Złość piękności szkodzi”, widok wystawy, fot. Kamil A. Krajewski

Kosmos

Zdecydowanie więcej czasu spędziłem na wystawie Zygmunta Rytki Do kogo należy kosmos? w dawnym Hotelu Cracovia. Zobaczyłem w tej wystawie coś, co bardzo lubiłem i ceniłem w poprzednich edycjach festiwalu, czyli odwagę i bezkompromisowość. Taki był np. Miesiąc Fotografii w 2011, którego kuratorami byli Adam Broomberg i Oliver Chanarin, a który skupiał się na autorskości w fotografii. Odważny był też pomysł Karola Hordzieja na pierwszą pośmiertną wystawę Zygmunta Rytki – zamiast zdjęć kamieni i autoportretów, z których znany jest Rytka, Hordziej wystawę oparł na mniej znanym cyklu Fotowizja. Bezkompromisowa okazała się realizacja wystawy – prace zawisły w przykurzonym modernistycznym budynku obok mozaik Krystyny Zgud-Strachockiej oraz Heleny i Romana Husarskich.

Co moglibyśmy utrwalić na ekranach smartfonów i telewizorów z nieobliczalnego 2020? Statystyki dotyczące zakażeń koronawirusem? Donalda Trumpa mówiącego „Nobody likes me”? Mężczyznę śpiącego z pumą w jednym łóżku?

Prace ze wspomnianego cyklu powstały w latach 1978-1983, czyli w czasie, w którym spotkały się gierkowska fantazja o stworzeniu socjalistycznego społeczeństwa konsumpcyjnego, stan wojenny i walki o legalizację Solidarności. W czasie tych intensywnych przemian Rytka fotografował ekran telewizora. Utrwalił zafrasowaną twarz Miłosza, płonący budynek i stłuczoną szybę, migawki z teleturniejów i programów dokumentalnych. Pomysł, by ducha tego czasu oddać za pomocą języka PRL-owskich mass mediów był niezwykle trafny. W modernistycznej Cracovii można było zobaczyć ówczesne lęki i fantazje – dziś często nieaktualne, czy wręcz śmieszne.

Archiwalne prace powstałe w poprzednim systemie, a zaprezentowane w starym hotelu pozwalały na podróż w czasie i zachęcały do ćwiczenia wyobraźni. Co moglibyśmy utrwalić na ekranach smartfonów i telewizorów z nieobliczalnego 2020? Statystyki dotyczące zakażeń koronawirusem? Donalda Trumpa mówiącego „Nobody likes me”? Mężczyznę śpiącego z pumą w jednym łóżku? Wyobraźmy sobie te obrazy za 40 lat – bieżąca polityka i dzisiejsze spory ideologiczne dużo stracą ze swojej intensywności. Z innej strony – skoro media generują w nas tyle emocji, to trafnie pyta w tekście Hordziej: czy nasze życie w ogóle należy do nas?

Zygmunt Rytka, „ATZR”
Zygmunt Rytka, „ATZR”
Zygmunt Rytka, „Do kogo należy kosmos?”, widok wystawy, fot. Kamil A. Krajewski
Zygmunt Rytka, „Do kogo należy kosmos?”, widok wystawy, fot. Kamil A. Krajewski
Zygmunt Rytka, „Do kogo należy kosmos?”, widok wystawy, fot. Kamil A. Krajewski

ShowOff

Sekcja ShowOff, podobnie jak w poprzednich latach, pokazywana była wspólnie – w postindustrialnych przestrzeniach Tytano zorganizowano osiem wystaw wybranych przez czworo kuratorów. Skupienie tylu prac w jednym miejscu kolejny raz spowodowało, że czułem się bardziej jak na targach sztuki, a nie na osobnych pokazach fotografii. Oglądaniu zdjęć towarzyszyły w tym roku puszczane z głośnika wypowiedzi artystów i kuratorów przerywane wstawkami Agnieszki Obszańskiej, dziennikarki radiowej. Zazwyczaj komentarz twórców pokrywał się z tym, co można było przeczytać w tekście autorsko-kuratorskim wiszącym przy pracach.

Patrząc na wystawy młodych twórców, wydaje się, że coraz więcej z nich z przeżywanych emocji robi główny temat swojej sztuki.

Najciekawsza w tym zestawie wydała mi się praca Aleksandry Nowysz Lepsze jutro. Artystka i architektka w tekście towarzyszącym zachęcała do wyobrażenia sobie tkanki miejskiej przeplatanej z przyrodą, która zapewnia pożywienie i oddech. Fotografie pokazywały rośliny stopniowo przejmujące (lub odzyskujące) miasto. Zdjęcia wyglądały jak odbite z negatywu wywołanego w niewłaściwej chemii, miały nienaturalne przebarwienia, błędy. Choć nie wiem, czy tak było, to pomyślałem, że może faktycznie coś musi pójść nie tak, by nastąpiła zauważalna zmiana w podejściu do środowiska. Czy tylko błąd nas uratuje?

W Miasteczku Joanna Szpak Ostachowska pokazała dawne getta żydowskie w polskich miastach znajdujących się na dawnych terenach Generalnego Gubernatorstwa. Choć skojarzenia z pracami Wojciecha Wilczyka są tu oczywiste, a nie-miejsca wielokrotnie przerabiali już nowi dokumentaliści, to jednak prace utrwalające ślady obecności Żydów (i nie tylko) ciągle mogą robić wrażenie – zwłaszcza, gdyby zostały pokazane w miejscu ich powstania.

Na czarno-białych i kontrastowych zdjęciach Bartłomieja Krężołka można było zobaczyć cień nieznanej postaci, złowrogą kawkę i kilkanaście innych obrazów mających, jak myślę, przenieść widza do ciemnego lasu i wywołać u niego gęsią skórkę. Do tego samego zachęcała kuratorka Joanna Kinowska, pytając: Czego się boisz od zawsze, od dziecka? Jeśli Weronika Perłowska swoją wystawą oswajała złość, to Krężołek robił to samo ze strachem.

Sekcja ShowOFF, widok wystawy, fot. Kamil A. Krajewski
Sekcja ShowOFF, widok wystawy, fot. Kamil A. Krajewski
Sekcja ShowOFF, widok wystawy, fot. Kamil A. Krajewski
Sekcja ShowOFF, widok wystawy, fot. Kamil A. Krajewski

Opowieść z krainy dzieciństwa zaserwował także Dominik Wojciechowski, który w serii tumblerowych fotografii Zamek odniósł się do trwającej kilkanaście lat separacji rodziców, czy też do końcowej fazy tego procesu – złożenia wniosku o wymeldowanie ojca ze wspólnego domu. Na uwodzących kolorem i detalem zdjęciach wielokrotnie pojawiła się matka autora, a najmocniejszy jej portret to ten z cegłą na głowie przewiązaną złotą kokardą. Jeśli ktoś w fotografii poszukuje emocjonalnych przeżyć, to po obejrzeniu wystawy Wojciechowskiego powinien być zadowolony.

Stopniowe przesuwanie granicy. Rozmowa z Aaronem Schumanem Z kuratorem 12 edycji Miesiąca Fotografii rozmawia Piotr Drewko CZYTAJ!

W sekcji ShowOff znalazł się też postmodernistyczno-hipsterski projekt Domenica Camardy, który być może zrobiłby wrażenie na Instagramie wśród tysięcy innych wrażeniowych obrazów, ale w galerii sens tego cyklu rozpływał się wśród fal sportretowanych przez autora. Wyborem tematu zaskoczył też Oktawian Jurczykowski, który głównym bohaterem swojego projektu uczynił Józefa Piłsudskiego, a podwójnych sensów szukał w kolorach polskiej flagi. Sprawnie zrealizowany zestaw, który byłby idealnym kandydatem do grantu lub rocznicowego pokazu, dwa lata po setnej rocznicy niepodległości i ogromie towarzyszących mu imprez, nie intrygował. Jakub Stanek w cyklu W oczekiwaniu na słońce chciał pokazać smog – w tym celu błądził między dokumentem i kreacją, ostatecznie ulegając temu drugiemu. Nie wszystkie prace z tej serii były na tym samym, wysokim poziomie – a szkoda.

Scenariusz przyszłości

Niejako w kontrze do emocjonalnych projektów młodych twórców z sekcji ShowOff, w sali obok pokazywany był projekt Scenariusze przyszłości Leny Dobrowolskiej i Teo Ormonda-Skeapinga. Instalacja wideo była wyobrażeniem artystów o życiu na Ziemi w ciągu najbliższych osiemdziesięciu lat. Ta gęsta od kontekstów praca miała ilustrować potencjalne scenariusze globalnego ocieplenia, przy okazji krytycznie odnosząc się do aktów patrzenia i rejestrowania.

Lena Dobrowolska i Teo Ormond-Skeaping, „Scenariusze przyszłości”, widok wystawy, fot. Kamil A. Krajewski
Lena Dobrowolska i Teo Ormond-Skeaping, „Scenariusze przyszłości”, widok wystawy, fot. Kamil A. Krajewski

Z edycji festiwalu, którego ambicje stępiła pandemia, zapamiętam głównie wystawy Do kogo należy kosmos? i Ukłon. Ćwiczenia z gościnności, czyli dwa pokazy z czytelnym i dobrym pomysłem, które udało się też atrakcyjnie pokazać, a w przypadku Rytki wręcz wzmocnić siłę oddziaływania prac dzięki wybranej scenografii. Realizacja Karoliny Gembary pokazuje, że festiwalowi udało się wypracować dobry model współpracy z artystami.

Z powodu pandemii w Bunkrze Sztuki nie powstała wystawa Z nikim się nie dzielę, której kuratorem miał być Adam Mazur, a która miała dotyczyć sposobów mówienia o uczuciach za pomocą obrazów. Szkoda, że do tego nie doszło, bo patrząc na wystawy młodych twórców, wydaje się, że coraz więcej z nich z przeżywanych emocji robi główny temat swojej sztuki. Ze względu na pandemię, wystawa musiała zmienić swoją formę – organizatorzy zapowiadają wydanie internetowej publikacji. Kibicuję jej powstaniu i mam nadzieję, że nie zginie wśród setek webinarów i wirtualnych oprowadzań.

Dołącz do grona patronów „Szumu”.

Spodobał Ci się ten materiał? Dziś niezależna krytyka artystyczna potrzebuje Twojej pomocy. Pozwól robić ją nam dalej.

NEWSLETTER

Co piątek w Twojej skrzynce!


Stopka

Zobacz też