Tylko błąd nas uratuje. Miesiąc Fotografii 2020
Ranne ptaki są nieufne
Wystawę Dyby i Adama Lachów otwierały trzy zdjęcia pokazujące ludzi w grupach – tłum robiący zdjęcia telefonami, mężczyzn składających przysięgę Wojowników Maryi i rozczarowanych widzów podczas imprezy masowej. Zdjęć, którymi Lach przyglądał się z dystansu anonimowym masom, było więcej. Na jednym z nich grupa wiernych utrwalona została w półklęku – ten brak zdecydowania, czy też jakiś niezgrabny moment „pomiędzy”, wydawał się towarzyszyć całemu cyklowi.
Dalej trafialiśmy na zdjęcie wiejskiego krajobrazu – na nim niewielkie wzniesienia, lasy i łąki. Dopiero oglądając zdjęcie z bliska można było zauważyć niewielki domek w środku kadru i ledwo widoczne ogrodzenie zza którego zostało wykonane zdjęcie. Jak u Sasnalów – z daleka widok jest piękny. Na wystawie i w książce roi się od typowo polskich znaków, pojawia się złamana brzoza, snop siana, krzyż, orzeł. Momentami bywa nieco antykapitalistycznie – krajobraz zniszczony przez reklamy i marną architekturę, pustka wokół galerii handlowej. Kiedy indziej znowu można spojrzeć w oczy tzw. „zwykłego człowieka” – niewinnej nastolatki czy mieszkańca wsi.
Przez trzy i pół roku Lachowie jeździli po Polsce i fotografowali miejsca, ludzi, symbole, wyobrażoną wspólnotę, odbicia mitów. Widać w tych pracach tęsknotę za pracą reportera w terenie, co zresztą zauważył także kurator wystawy, Michał Łuczak, w tekście towarzyszącym zdjęciom.
Z powodu pandemii koronawirusa artyści wspólnie z kuratorem zdecydowali się umieścić na wystawie dodatkową pracę. W osobnej sali zawisła fotografia zanonimizowanych polityków Prawa i Sprawiedliwości składających kwiaty pod pomnikiem smoleńskim 10 kwietnia 2020 – czyli w czasie, w którym większość Polaków karnie przebywała w domu. Jak powieszenie tej pracy wpłynęło na wystawę? Pomyślałem, że bieżąca polityka, której autorzy tak bardzo unikali na pozostałych zdjęciach, jednak wcisnęła się do ich sztuki, a u Adama Lacha, skądinąd przecież świetnego fotoreportera, potrzeba utrwalania bieżących wydarzeń wygrała ze zdystansowanym spojrzeniem dokumentalisty. Czy było warto? Moim zdaniem autorzy niepotrzebnie ulegli pokusie uprawiania publicystyki.
Przez trzy i pół roku Lachowie jeździli po Polsce i fotografowali miejsca, ludzi, symbole, wyobrażoną wspólnotę, odbicia mitów. Widać w tych pracach tęsknotę za pracą reportera w terenie, co zresztą zauważył także kurator wystawy, Michał Łuczak, w tekście towarzyszącym zdjęciom. W warstwie formalnej fotografie momentami przypominały prace Aleca Sotha, amerykańskiego dokumentalisty, z książki Songbook – zwłaszcza czarno-białe portrety i sceny grupowe.
Od kilku lat dla fotoreporterów polskość jest silną inspiracją. Powstają wystawy i książki o tym „jacy jesteśmy”, „gdzie jesteśmy obecnie”, czy „jaką wspólnotą jesteśmy”. W ostatnich latach tego typu projektów było przynajmniej kilka: Biało-czerwona Marka Lapisa, NIE–NOT Adriana Wykroty, Mechanizm. Polska 1988-2019 Mariusza Foreckiego czy Polska Michała Szlagi. Z czego wynika ta nadprodukcja? Z ciekawych czasów? Chęci uporządkowania rzeczywistości? Ambicji opowiedzenia o czymś naprawdę ważnym? Przed skierowaniem aparatu na flagę lub orła, warto zadać sobie kilka pytań o sensowność takich działań – być może opowieść o czymś konkretniejszym, bardziej sproblematyzowanym doprowadzi do nieoczekiwanych wniosków.
Ukłony
Karolina Gembara w przestrzeni Fundacji Razem Pamoja pokazała projekt performatywno-fotograficzny z udziałem mieszkańców Krakowa – Ukłon. Ćwiczenia z gościnności. Dobrze wymyślona, sprawnie zrealizowana i ciekawie pokazana niewielka ekspozycja właściwie nie miała słabych punktów. Artystka w studio fotograficznym odtwarzała gesty z fotografii prasowych przedstawiających migrantów. W przestrzeni galerii można było zobaczyć kilkanaście prac ze studia, spod których przebijały ich pierwowzory. Gembara przechwyciła gesty pełne niepewności i rozpaczy, a zastąpiła je czułymi uściskami i uprzejmym podaniem ręki.
To kolejna udana realizacja przygotowana na zlecenie Miesiąca Fotografii w Krakowie. W poprzednich latach na podobnych zasadach swoje prace przygotowali Diana Lelonek, Michał Łuczak i Anna Orłowska – wszyscy oni pokazali wartościowe i aktualne prace.
O złości
Wystawa Złość piękności szkodzi Weroniki Perłowskiej pokazywana była w rozpadającym się budynku na krakowskim Zabłociu. Ekspozycję tworzyły fotografie, obiekty i projekcja wideo. Po obejrzeniu fragmentów stłuczonego talerza, wbitych w dłoń nożyczek i włosów w szklanym naczyniu nieco dłużej słuchałem monologu artystki, w którym opowiadała swoją historię, jednocześnie rozmasowując sobie zmarszczki na czole.
W pierwszym zdaniu tekstu kuratorskiego Agnieszka Szuścik zapowiadała wielopoziomowy komentarz do współczesnych problemów feminizmu, a po obejrzeniu wystawy miałem raczej wrażenie, że artystka próbuje przekazać dość oczywistą rzecz – że złość jest w porządku. Zgodziłem się z tym i poszedłem dalej.
Kosmos
Zdecydowanie więcej czasu spędziłem na wystawie Zygmunta Rytki Do kogo należy kosmos? w dawnym Hotelu Cracovia. Zobaczyłem w tej wystawie coś, co bardzo lubiłem i ceniłem w poprzednich edycjach festiwalu, czyli odwagę i bezkompromisowość. Taki był np. Miesiąc Fotografii w 2011, którego kuratorami byli Adam Broomberg i Oliver Chanarin, a który skupiał się na autorskości w fotografii. Odważny był też pomysł Karola Hordzieja na pierwszą pośmiertną wystawę Zygmunta Rytki – zamiast zdjęć kamieni i autoportretów, z których znany jest Rytka, Hordziej wystawę oparł na mniej znanym cyklu Fotowizja. Bezkompromisowa okazała się realizacja wystawy – prace zawisły w przykurzonym modernistycznym budynku obok mozaik Krystyny Zgud-Strachockiej oraz Heleny i Romana Husarskich.
Co moglibyśmy utrwalić na ekranach smartfonów i telewizorów z nieobliczalnego 2020? Statystyki dotyczące zakażeń koronawirusem? Donalda Trumpa mówiącego „Nobody likes me”? Mężczyznę śpiącego z pumą w jednym łóżku?
Prace ze wspomnianego cyklu powstały w latach 1978-1983, czyli w czasie, w którym spotkały się gierkowska fantazja o stworzeniu socjalistycznego społeczeństwa konsumpcyjnego, stan wojenny i walki o legalizację Solidarności. W czasie tych intensywnych przemian Rytka fotografował ekran telewizora. Utrwalił zafrasowaną twarz Miłosza, płonący budynek i stłuczoną szybę, migawki z teleturniejów i programów dokumentalnych. Pomysł, by ducha tego czasu oddać za pomocą języka PRL-owskich mass mediów był niezwykle trafny. W modernistycznej Cracovii można było zobaczyć ówczesne lęki i fantazje – dziś często nieaktualne, czy wręcz śmieszne.
Archiwalne prace powstałe w poprzednim systemie, a zaprezentowane w starym hotelu pozwalały na podróż w czasie i zachęcały do ćwiczenia wyobraźni. Co moglibyśmy utrwalić na ekranach smartfonów i telewizorów z nieobliczalnego 2020? Statystyki dotyczące zakażeń koronawirusem? Donalda Trumpa mówiącego „Nobody likes me”? Mężczyznę śpiącego z pumą w jednym łóżku? Wyobraźmy sobie te obrazy za 40 lat – bieżąca polityka i dzisiejsze spory ideologiczne dużo stracą ze swojej intensywności. Z innej strony – skoro media generują w nas tyle emocji, to trafnie pyta w tekście Hordziej: czy nasze życie w ogóle należy do nas?
ShowOff
Sekcja ShowOff, podobnie jak w poprzednich latach, pokazywana była wspólnie – w postindustrialnych przestrzeniach Tytano zorganizowano osiem wystaw wybranych przez czworo kuratorów. Skupienie tylu prac w jednym miejscu kolejny raz spowodowało, że czułem się bardziej jak na targach sztuki, a nie na osobnych pokazach fotografii. Oglądaniu zdjęć towarzyszyły w tym roku puszczane z głośnika wypowiedzi artystów i kuratorów przerywane wstawkami Agnieszki Obszańskiej, dziennikarki radiowej. Zazwyczaj komentarz twórców pokrywał się z tym, co można było przeczytać w tekście autorsko-kuratorskim wiszącym przy pracach.
Patrząc na wystawy młodych twórców, wydaje się, że coraz więcej z nich z przeżywanych emocji robi główny temat swojej sztuki.
Najciekawsza w tym zestawie wydała mi się praca Aleksandry Nowysz Lepsze jutro. Artystka i architektka w tekście towarzyszącym zachęcała do wyobrażenia sobie tkanki miejskiej przeplatanej z przyrodą, która zapewnia pożywienie i oddech. Fotografie pokazywały rośliny stopniowo przejmujące (lub odzyskujące) miasto. Zdjęcia wyglądały jak odbite z negatywu wywołanego w niewłaściwej chemii, miały nienaturalne przebarwienia, błędy. Choć nie wiem, czy tak było, to pomyślałem, że może faktycznie coś musi pójść nie tak, by nastąpiła zauważalna zmiana w podejściu do środowiska. Czy tylko błąd nas uratuje?
W Miasteczku Joanna Szpak Ostachowska pokazała dawne getta żydowskie w polskich miastach znajdujących się na dawnych terenach Generalnego Gubernatorstwa. Choć skojarzenia z pracami Wojciecha Wilczyka są tu oczywiste, a nie-miejsca wielokrotnie przerabiali już nowi dokumentaliści, to jednak prace utrwalające ślady obecności Żydów (i nie tylko) ciągle mogą robić wrażenie – zwłaszcza, gdyby zostały pokazane w miejscu ich powstania.
Na czarno-białych i kontrastowych zdjęciach Bartłomieja Krężołka można było zobaczyć cień nieznanej postaci, złowrogą kawkę i kilkanaście innych obrazów mających, jak myślę, przenieść widza do ciemnego lasu i wywołać u niego gęsią skórkę. Do tego samego zachęcała kuratorka Joanna Kinowska, pytając: Czego się boisz od zawsze, od dziecka? Jeśli Weronika Perłowska swoją wystawą oswajała złość, to Krężołek robił to samo ze strachem.
Opowieść z krainy dzieciństwa zaserwował także Dominik Wojciechowski, który w serii tumblerowych fotografii Zamek odniósł się do trwającej kilkanaście lat separacji rodziców, czy też do końcowej fazy tego procesu – złożenia wniosku o wymeldowanie ojca ze wspólnego domu. Na uwodzących kolorem i detalem zdjęciach wielokrotnie pojawiła się matka autora, a najmocniejszy jej portret to ten z cegłą na głowie przewiązaną złotą kokardą. Jeśli ktoś w fotografii poszukuje emocjonalnych przeżyć, to po obejrzeniu wystawy Wojciechowskiego powinien być zadowolony.
W sekcji ShowOff znalazł się też postmodernistyczno-hipsterski projekt Domenica Camardy, który być może zrobiłby wrażenie na Instagramie wśród tysięcy innych wrażeniowych obrazów, ale w galerii sens tego cyklu rozpływał się wśród fal sportretowanych przez autora. Wyborem tematu zaskoczył też Oktawian Jurczykowski, który głównym bohaterem swojego projektu uczynił Józefa Piłsudskiego, a podwójnych sensów szukał w kolorach polskiej flagi. Sprawnie zrealizowany zestaw, który byłby idealnym kandydatem do grantu lub rocznicowego pokazu, dwa lata po setnej rocznicy niepodległości i ogromie towarzyszących mu imprez, nie intrygował. Jakub Stanek w cyklu W oczekiwaniu na słońce chciał pokazać smog – w tym celu błądził między dokumentem i kreacją, ostatecznie ulegając temu drugiemu. Nie wszystkie prace z tej serii były na tym samym, wysokim poziomie – a szkoda.
Scenariusz przyszłości
Niejako w kontrze do emocjonalnych projektów młodych twórców z sekcji ShowOff, w sali obok pokazywany był projekt Scenariusze przyszłości Leny Dobrowolskiej i Teo Ormonda-Skeapinga. Instalacja wideo była wyobrażeniem artystów o życiu na Ziemi w ciągu najbliższych osiemdziesięciu lat. Ta gęsta od kontekstów praca miała ilustrować potencjalne scenariusze globalnego ocieplenia, przy okazji krytycznie odnosząc się do aktów patrzenia i rejestrowania.
Z edycji festiwalu, którego ambicje stępiła pandemia, zapamiętam głównie wystawy Do kogo należy kosmos? i Ukłon. Ćwiczenia z gościnności, czyli dwa pokazy z czytelnym i dobrym pomysłem, które udało się też atrakcyjnie pokazać, a w przypadku Rytki wręcz wzmocnić siłę oddziaływania prac dzięki wybranej scenografii. Realizacja Karoliny Gembary pokazuje, że festiwalowi udało się wypracować dobry model współpracy z artystami.
Z powodu pandemii w Bunkrze Sztuki nie powstała wystawa Z nikim się nie dzielę, której kuratorem miał być Adam Mazur, a która miała dotyczyć sposobów mówienia o uczuciach za pomocą obrazów. Szkoda, że do tego nie doszło, bo patrząc na wystawy młodych twórców, wydaje się, że coraz więcej z nich z przeżywanych emocji robi główny temat swojej sztuki. Ze względu na pandemię, wystawa musiała zmienić swoją formę – organizatorzy zapowiadają wydanie internetowej publikacji. Kibicuję jej powstaniu i mam nadzieję, że nie zginie wśród setek webinarów i wirtualnych oprowadzań.
Przypisy
Stopka
- Wystawa
- Miesiąc Fotografii w Krakowie
- Czas trwania
- 21.05–26.07.2020
- Fotografie
- fot. Kamil A. Krajewski; dzięki uprzejmości MFK
- Strona internetowa
- photomonth.com/pl