Tlące ciała. Bogusław Bachorczyk w galerii aTAK
Mieszczańskie wnętrze Galerii aTAK w kamienicy tuż obok bramy Uniwersytetu Warszawskiego ze skrzypiącym parkietem i dużymi szprosowanymi oknami zwróconymi na Krakowskie Przedmieście z widokiem na Kościół Świętego Krzyża i Akademię Sztuk Pięknych. W doświetlonym do granic możliwości światłem słonecznym wnętrzu zaaranżowany jest przez Bogusława Bachorczyka przytulny salonik. Dwa ustawione tyłem do okna uszate fotele, stolik, artdekowska lampka, orientalny dywanik oraz dający poczucie prywatności i schronienia, w połowie przeszklony kryształową szybą parawan. Na stylowej kolumience rozłożysta Monstera deliciosa zapewniająca swoimi dziurawymi liśćmi odrobinę kojącego cienia. Jeden z wiszących w saloniku obrazów przedstawia pasterkę Józefa Chełmońskiego wyciągającą do nieba dłoń by zamiast babiego lata schwytać bardzo modnego ostatnio na salonach banana. Chłopiec ze zmierzwioną brodą i włochatym brzuchem wyzierającym spod ortalionowego stroju markiza częstuje gości wernisażu udającymi fotoceramikę nagrobkową pralinami, na których widnieją przeznaczone do natychmiastowego zlizania podobizny żołnierzy. Smacznego.
Obrazy wiszą na ścianach zakłóconych sinymi korpusami żołnierzy, różowymi stadami królików lub pasiastą tapetą. Ich centralnym punktem jest męski akt. Bachorczyk deklaruje, że malowany z modela, bez korzystania z fotografii i rzutnika. Wszystko miało wydarzyć się we wspólnym czasie i przestrzeni na linii ciało modela – oko malarza – ręka malarza. Ten brak pośrednictwa mechaniki i elektroniki w odtwarzaniu ciała przez ciało jest mocno wyczuwalny, a powstający w tradycyjny sposób ślad-trop żywej postaci zostawia kilka stopni interpretacyjnej swobody co do jej pozy i stanu. Ekstaza czy agonia? Czule budowane ciało modela zestawione jest z agresywnie przedstawionymi atrybutami władzy: czarną rękawiczką czy uprasowaną w doskonały kant nogawką spodni, które gwałtem wkraczają w przestrzeń obrazu i próbują dominować nad subtelnie wyłaniającą się sylwetką. Dookoła toczy się wojna, jednak jej dramat zdaje się być bardziej oparty na ścieraniu się znaczeń i gestów oraz strukturze obrazu niż na przedstawianiu akcji. Astygmatyczne malarstwo łączone jest z ocierającą się o internetowy śmietnik fotografią porastającą nagie ciała i ich otoczenie niczym kępy mchu albo pleśniowe wykwity. Całość zaszyta jest aktywnymi optycznie konstrukcjami z nici. Zastosowane w ten sposób formalne spoiwo sprawia, że mechanizmy akomodacji w oku zaczynają wariować – soczewka kompulsywnie spłaszcza się i wybrzusza próbując złapać właściwą ostrość. Bez skutku. Pojawia się moment niepokoju prowadzący do percepcyjnej paniki. Czujemy się zdezorientowani, gdy niczym na zamglonych bagnach zaczynamy stąpać po grząskim gruncie tych obrazów. Nawarstwienie pozornie realistycznych przedstawień o dużym nasyceniu kumuluje esencję wojennej energii jak w filmie Dziecko wojny Andrieja Tarkowskiego. Świadomie budowany przez Bachorczyka tematyczny i formalny chaos wydaje się nie do ogarnięcia, a jakby tego było mało, zaszyfrowane w tytułach postaci, zamiast stanowić wskazówkę, dodatkowo komplikują próby racjonalnej interpretacji.
Porządkujący efekt przynosi autystyczne skupienie na znaczeniu, a nie na dramacie i emocji, które powinny chyba zostać potraktowane tutaj jedynie jako efekt uboczny lub artefakt. Odrzucając przyzwyczajenia związane z odbiorem obrazu przez pryzmat emocjonalnego wrażenia, możemy dostrzec misternie budowane ze znaczeń i form opowieści, które należy czytać bardziej jak średniowieczne ikony lub wyzuty z akcji komiks. Bachorczyk bezczelnie wyciąga nici z osnowy obcych sobie porządków, powodując ich rozszczelnienie. Nadprute światy następnie precyzyjnie łączy za pomocą estetycznych i intelektualnych pętli-pokręteł działających razem jak prowizoryczne Denettowskie dźwignie wyobraźni. Mimo że każdy z obrazów wydaje się być delikatnym rozklekotanym prototypem, to ich otwarta, lecz posiadająca mocno zdefiniowane przez artystę zakresy konstrukcja umożliwia dostęp do wnętrza i zachęca do aktywnego manipulowania semiotycznym mechanizmem.
Podczas gdy uczestnicy znaczeniowego zgiełku toczą walkę o uwagę widza, w centralnym punkcie obrazu tli się nagie, bezbronne ciało. Czasem wyraźne, czasem ledwo dostrzegalne, zanikające, na granicy bezpostaciowości. Ulotny ślad – organiczna dokumentacja minionego bezpowrotnie wydarzenia, jak plama na pościeli. Twórca Wiedeńskiego Akcjonizmu Günter Brus deklarował, że Mein Körper ist das Ereignis (Moje ciało jest zdarzeniem). Bachorczyk w swoich pracach dodaje, że żywe ciało, w tym przypadku malowane z natury w jego pracowni ciało modela, choć adorowane przez artystę i gloryfikowane na przedstawieniu, jest niczym więcej jak tylko skazanym na rychłe zakończenie zdarzeniem. Przypomina, że jedyne, co nam jest dane, to wydarzać się przez chwilę, mimo że złudzenie trwałości jest tak natrętne i silne. Trwałe jest tylko to, co martwe. Afirmacja dyskretnego uroku ulotnej cielesności zostaje na obrazach zestawiona z jej martwymi wytworami. Dzisiaj już wiadomo, że tym, co odróżnia ludzi od zwierząt, nie jest samoświadomość czy moralność. Rację ma Julia Fiedorczuk twierdząc, że jedyną typowo ludzką cechą jest wytwarzanie śmieci. Bachorczyk konstruuje z tych śmieci historie, tak samo sensowne i bezsensowne jak te, które wydarzyły się naprawdę, sytuując pośród nich nagie życie.
Wiele obrazów przedstawia postać mężczyzny z dostojną erekcją, która staje się wyrazem nieskrępowanej pełni życia i przypomina o stopniowo dziś topniejącej autonomii fizjologicznej witalności. Wyraźny wzwód u Wacława Niżyńskiego podczas premiery baletu „Popołudnie fauna” był świadectwem totalnego zatracenia się w sztuce. Dodatkowo podsycony erotyzm niezdefiniowanej seksualnie postaci fauna zbulwersował paryską publiczność, uderzając w mieszczański porządek jasno rozgraniczanej płciowości i stał się jednym z przełomowych momentów w reprezentacji męskiej seksualności.
Dzisiaj mężczyznom, którzy odetchnęli na chwilę przestawszy być traktowanymi jak mięso armatnie, pokazuje się, że męskość to coś, w co można się odziać i zaprezentować otoczeniu, a nie coś, co posiada głębsze znaczenie. Ten brak fundamentów generuje głęboki lęk przed utratą fasadowej tożsamości objawiający się seksizmem, homofobią i przemocą (znamiennymi nie tylko dla heteronormatywnych mężczyzn). Stąd wynika też powszechny strach przed braterskim dotykiem i męską nagością, która w XXI wieku wciąż jest nieoswojona. Skandalem było, gdy na początku 2015 roku Rick Owens po raz pierwszy pokazał na wybiegu odsłonięte męskie krocze.
Ofiary patriarchalnego porządku są również wśród mężczyzn. Przymusowo uwikłani w ten silnie spolaryzowany układ (jak bohater powieści Jonathana Littela Łaskawe Maxymilian Aue w faszyzm) mężczyźni są zawłaszczeni, tresowani i utrzymywani w hierarchii przez naród, religię i korporacyjny grill. Dezercja jest surowo karana. Potrzebna jest wojna domowa, aby mężczyźni mogli się wreszcie wyzwolić i zdefiniować. Jest to jedyna droga do osiągnięcia międzypłciowej równowagi. Jednak dzisiejszy mężczyzna nie kwapi się do podejmowania emancypacyjnych prób, jak zaczęły to robić już sto lat temu kobiety. Jak pisze w najnowszej książce Philip Zimbardo, faceci w wolnym od zarabiania pieniędzy czasie zajęci są graniem w gry komputerowe i oglądaniem pornografii.
Drzewiej w opartej na maksymalizacji produkcji nowoczesności, masturbacja była nieakceptowalna społecznie, popierano tylko takie wykorzystanie ciała, które dawało największą produktywność. Nawet fachowa literatura medyczna szeroko opisywała negatywne skutki zdrowotne onanizmu, traktując go jako trudną, choć możliwą do wyleczenia patologię. W konsumpcyjnej neoliberalnej rzeczywistości, kładącej nacisk na wykorzystanie ciała w celu maksymalizacji przyjemności masturbacja stała się pożądaną normą, czego efektem jest wart miliardy dolarów rynek pornograficzny.
Człowieku, przecież jesteś wolny i możesz robić, co chcesz, tylko konsumuj i bądź opłacalny. Nie musisz już niczego produkować. Nie bój się wojny, jej nie będzie. Siedź w swoim saloniku ze stucalową plazmą i białymi skórzanymi kanapami na chromowanych nóżkach i oglądaj na żywo wojnę w telewizji i w Internecie jak fajny serial, trailer gry lub co najwyżej fabularyzowany dokument. Ważne, żebyś nie brał wszystkiego za bardzo na serio, bo jeszcze byś się skapnął, że świat, w którym żyjesz, to wyjątek, a nie norma, i że zbędny ci jest najnowszy SUV. To nic, że wielka historia przebudza się ze snu i wydaje pełne rozkoszy pomruki tuż pod twoim oknem. Starsi ludzie, którzy rozpoznają te dźwięki, nie mają głosu albo umarli. Rację mieli XIX-wieczni lekarze, twierdząc, że onanizm powoduje ślepotę.
Przypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Bogusław Bachorczyk
- Wystawa
- Prosimy nie strzelać
- Miejsce
- Galeria aTAK, Warszawa
- Czas trwania
- 12.06-31.07.2015; 1-19.09.2015
- Osoba kuratorska
- Anna Baranowa
- Fotografie
- Michał Sosna, Dominik Stanisławski
- Strona internetowa
- atak.art.pl