Tak umierają geniusze. Zbigniew Warpechowski wspomina Bogusława Schaeffera
Bogusław Schaeffer był genialnym awangardowym kompozytorem, dramaturgiem, filozofem i historykiem muzyki współczesnej. Stworzył setki kompozycji wykonywanych na całym świecie, jego sztuki też miały wykonania w kilkunastu krajach, podobnie wydania książkowe historii muzyki itd. Był to człowiek cichy, skromny i nie narzucający się światu. Tak też zmarł. Informację o śmierci Bogusława Schaeffera podał tylko Marek Chołoniewski. W polskich mediach ani słowa. Znamienne jest to, że będzie pochowany w Salzburgu w Austrii, gdzie też był profesorem kompozycji. To wielki smutek i wstyd dla polskiej kultury.
Około roku 1966 w Krzysztoforach odbył się koncert muzyki Bogusława Schaeffera na podstawie jego zapisów graficznych. Koncert wykonywało dwóch pianistów – jeden to Adam Kaczyński, drugi zza granicy, którego nazwiska nie pamiętam. Koncert trwał od godziny 18 do 24. Scenografię do niego stworzył Tadeusz Kantor. Były to liny i kukła zwisająca nad klawiaturą, głową na dół. Byłem jednym z niewielu, którzy słuchali całe sześć godzin.
Dokładny spis dzieł, dokonań i zaszczytów, w jakich znajduje się dorobek twórczy Bogusława Schaeffera można wyczytać w Internecie. Nie będę więc ich powtarzał. Powiem tylko, że był to najbardziej twórczy, konsekwentny i awangardowy artysta polski. Dlatego moje rozważania skieruję w stronę miejsca, które w Polskiej kulturze zajmowała awangarda – także w związku z osobą Bogusława Schaeffera.
Lata pięćdziesiąte, rok 1956, czyli tzw. „odwilż”; krótkotrwała iluzja wolności, a z nią nowa sztuka, poezja, dramat i muzyka, które w owym czasie kojarzone są z nowoczesnością. W tym czasie zapoczątkowali swój marsz po sławę Bogusław Schaeffer i Krzysztof Penderecki. W sztuce Kantor i Grupa Krakowska, w poezji Herbert, Różewicz i inni. Awangardzie tamtych lat towarzyszyła atmosfera otwarcia na świat, entuzjazm publiczności, chęć uczestniczenia w tym, co nowe, kredyt zaufania i radość, mimo nierozumienia tego, z czym ludzie nie byli oswojeni. Tamte lata były dla Schaeffera latami tryumfu. Filharmonie, teatry i Warszawska Jesień były dla niego otwarte. Jednak czasem w środowisku zaczął zwyciężać oportunizm. Krzysztof Penderecki porzucił twórczość awangardową na rzecz form klasycznych, eklektycznych. Tym zawładnął publiczność sal koncertowych i menadżerów ruchu muzycznego. To stworzyło mu pole do obecności w nurcie oficjalnym, sławę i pieniądze. To nazwałem „bizantynizmem” w kulturze. Od tego czasu obydwaj, będąc profesorami na jednej uczelni, przestali ze sobą rozmawiać. Bogusław Schaeffer pozostał do końca twórcą awangardowym, poszukującym i ryzykującym odosobnienie czy wręcz marginalizację. Rozwinął też inne talenty, między innymi dramaturgiczne i graficzne, a olbrzymia wiedza zaowocowała książkami, w tym historią muzyki XX wieku. Napisał 39 sztuk teatralnych, które zostały wydane w 17 językach. Tego nikt nie jest w stanie ująć w całości. Świat o nim nie zapomniał, tylko w Polsce tak jakby go nie było.
Schaeffer tak napisał w swoim felietonie, drukowanym w Życiu Literackim – „Badacz gwiazd nie potrzebuje publiczności”.
Na uroczystości z okazji wręczenia mu medalu Gloria Artis był wyświetlany film autorstwa Macieja Pisarka Solo. Obok scen biograficznych jest w nim też i taka: Bogusław Schaeffer jedzie tramwajem z Nowej Huty, gdzie mieszkał, do centrum Krakowa, i na kolanach komponuje swoje utwory. Podczas zebrania zarządu Grupy Krakowskiej, po śmierci Stanisława Balewicza, wybieraliśmy nowego dyrektora, którym został Józef Chrobak. Bogusław Schaeffer siedział koło mnie i spokojnie obrysował talerzyk odwrócony do góry dnem i to koliste pole wypełniał znakami swojej muzyki. To znaczy, że w dalszym ciągu komponuje, leżąc w grobie daleko od Polski, w Salzburgu.
17 lipca 2019