Szum Express #1: Czips art, teksańska masakra i polityczność na sprzedaż
W Polsce co tydzień otwiera się kilka, a czasem nawet kilkanaście wystaw. Nieliczne z nich zostaną skomentowane przez krytyków, o niektórych być może pojawią się jakieś informacje w gazetach niebranżowych, część może zdobędzie kilka lajków na fejsie lub doczeka się foty na Instagramie. A co z resztą tej wystawienniczej ławicy, niknącej gdzieś w ciemnej toni morza informacji? Kierując się troską o nasze środowisko artystyczne, postanowiliśmy uruchomić nową rubrykę „Szum Express”, dzięki której wszyscy wreszcie zostaną dopieszczeni (w telegraficznym skrócie). A żeby nie było, przypominamy, że to nie wszystko, bo w końcu nasza redakcyjna machina recenzecka działa także w zwyczajowym, weekendowo-kwartalnym trybie.
Poza zasadą przyjemności. Afektywne operacje, Zachęta – Narodowa Galeria Sztuki
Afekty to modny ostatnio temat, do tego stopnia, że poświęconą im wystawę urządziła nawet szacowna Zachęta. Szkoda tylko, że nie łapiąc za bardzo, o co w tym wszystkim chodzi. Nawet wybór artystów dowodzi smutnego faktu ostatecznego zmocakowienia stołecznej instytucji. Być może zakaz robienia zdjęć na wystawie (pracownicy skrupulatnie dbają o to, by był on przestrzegany) stanowi desperacką próbę ukrycia katastrofy przed wzrokiem potencjalnej publiczności. Mała podpowiedź dla galerii – lepszym wyjściem byłoby po prostu zamknięcie wystawy.
Maurycy Gomulicki, Nightflight to Venus, Galeria Leto
Maurycy Gomulicki jak zwykle na tropie Amora i Wenus. Pomimo niezwykłej liczby dup w galerii, sama wystawa dupy nie urywa. Podobnie jak nowa siedziba Leto, które po tak spektakularnych miejscówkach jak domek fiński chyba wystrzelało się z pomysłów i straciło zapał.
Spiros Hadjidjanos, Solo show, Galeria Wschód
Nowy lokal ma nie tylko Leto – prowadzona przez Piotra Drewkę nomadyczna galeria Wschód wreszcie doczekała stałej siedziby w Domu Funkcjonalnym. Wschód zaczyna nowy etap działalności od wystawy Spirosa Hadjidjanosa, niby greckiego, ale właściwie to berlińskiego artysty współpracującego z Future Gallery (reprezentującej takich postinternetowych tuzów jak Constant Dullaart, Brenna Murphy czy Jon Rafman). Kierunek Wschodu jest więc mniej więcej jasny – byle na Zachód, a ambicje galerii wyraża chociażby fakt, że wystawie Solo show nie towarzyszy nawet notka po polsku. Konsekwencję w realizacji tak eskapistycznej i komercyjnej strategii warto docenić; już nie możemy się doczekać kolejnego „solo show”, które mogłoby się odbyć wszędzie i nigdzie.
Michelle Rawlings, Girl Talk, Raster
Zakusy na postinternetową zachodniość ma także galeria Raster, która od pewnego czasu współpracuje z amerykańską artystką Michelle Rawlings. Dlaczego akurat Rawlings i co w jej sztuce jest takiego, czego jeszcze byśmy nie widzieli w Polsce, trudno powiedzieć. Nam naklejkowo-tkaninowe instalacje Rawlings przypominają prace Zuzy Golińskiej i co ciekawe, twórczość obu pań jest podobnie mało interesująca. Dzięki Rastrowi po raz kolejny zrozumieliśmy więc słabość polskich roczników 90’, tylko czy musieli oni w tym celu jechać aż do Teksasu?
Karolina Bielawska i Zuza Golińska, Megalit, Miejsce Projektów Zachęty
Skoro już jesteśmy przy temacie twórczości Zuzy Golińskiej, to ostatnio razem z Karoliną Bielawską przygotowała ona instalację Megakit – to znaczy, przepraszamy, Megalit. Rzeczony kit, zmaterializowany w postaci kolorowych kamulców, stanął u wejścia do Miejsca Projektów Zachęty i wnioskując po wyglądzie dzieła, był on inspirowany amatorską twórczością ogródkową w Polsce. No cóż, jaki kraj, taki Robert Smithson.
Historiofilia. Sztuka i polska pamięć, Stara Drukarnia Naukowo-Techniczna
Najciekawsza wystawa sezonu w stolicy, przy niej anemiczne polityczne podrygi w komercyjnych galeriach bledną. Gąszcz wykwitów typu TUSK154M przeplata się z celebracjami macierzyństwa i obrazami Ignacego Czwartosa, który chciałby być Wróblewskim pokolenia fanów żołnierzy wyklętych. Niestety, wciąż jest tylko Ignacym Czwartosem. Swoje drugie pięć minut przeżywają w smoleńskiej glorii dawni artyści przykościelni, Piotr Bernatowicz dopieścił też oczywiście Jacka Adamasa (do pewnego momentu można wręcz myśleć, że to jego wystawa indywidualna). Prawicowa prasa puchnie z dumy, że artyści z ich politycznego obozu opanowali język sztuki krytycznej, która jeszcze do niedawna była dla konserwatystów synonimem estetycznego zwyrodnienia. Strach pomyśleć co będzie, kiedy przechwycą postinternet.
Dekadencja/Sklepik z pamiątkami, Klubojadalnia Eufemia [`]
Gdy środowisko teatralne walczyło o demokratyczne wartości pod Teatrem Powszechnym, w artystycznym półświatku najważniejszym wydarzeniem miesiąca okazała się bitwa o klub, na dodatek taki raczej trzeciego sortu. Oddalając pytanie o to, co właściwie to o nas mówi, warto zwrócić uwagę że w wyniku tej potyczki powstała jedna z zabawniejszych wystaw miesiąca, będąca wspólną kreacją studentów ASP, awanturniczego duetu kuratorskiego Ola Rusinek & Agata Grabowska oraz samego rektora ASP Adama Myjaka, dzięki któremu pokaz nabrał charakteru manifestacji nowego gatunku artystycznego, tzw. czips artu. Co więcej, dzięki staraniom rektora Myjaka zabawa na ASP trwa nadal i wystawa „Dekadencja/Sklepik z pamiątkami” ma swoje kolejne odsłony (nową można oglądać na wystawach końcoworocznych na Wydziale Zarządzania Kulturą Wizualną). Żeby tego było mało, duet Rusinek & Grabowska także obiecuje dalszą aktywność w obszarze krytyki akademickiej i w kuluarach mówi się nawet o ich planach przejęcia rektoratu…
Bracia, Półbiedy, CSW Zamek Ujazdowski, Bank Pekao Project Room
Oglądając oszczędną wystawę Braci w Project Roomie trudno spodziewać się po dawno niewidzianym duecie wielkiego comebacku – Bracia wpadają najwyraźniej na średnio jeden nowy pomysł na rok. Sklecony z dywanów i pościeli joński portal nas jednak urzekł, choć sensu w zestawieniach poszczególnych prac nie dostrzegają chyba nawet sami twórcy. Choć zapewne znacznie lepiej odnaleźliby się jako teatralni scenografowie, wciąż heroicznie walczą oni o to, by pozostać artystami wizualnymi.
Czyń lub giń, lokal_30
Kiedy większość warszawskich galerii stawia na bezpieczny formalizm, lokal_30 stara się odpowiedzieć na wyzwania, jakie rzuca sztuce współczesność. Co jednak znaczące, inspirowana zeszłorocznymi dyskusjami z Kongresu Kultury wystawa Czyń lub giń pokazuje, że czasem lepiej ukatrupić niektóre pomysły niż wcielać je w życie. Szczególnie, jeśli owym pomysłem jest po prostu pokazanie czegoś (czegokolwiek) politycznego, w dowolnym zestawieniu (co ma afrykański butik modowy do filmów z Majdanu?).
Seven Sisters, Kasia Michalski Gallery
Nad polityczną siłą sztuki można się zastanawiać, natomiast bezdyskusyjna jest jej umiejętność estetyzowania i komercjalizowania tego, co polityczne. Na przykład taki „Czarny protest”, który na wystawie Seven Sisters w galerii Kasia Michalski stał się pretekstem do pokazania apetycznych marmurków i ceramik w kształcie pupć, usteczek czy też fallusików. Rektor warszawskiej ASP Adam Myjak, gdyby był feministką, pewnie też robiłby takie wystawy, tym bardziej, że biznes jest z tego konkretny.
Mchy i Porosty, Czarna plaża w moim sercu, Piktogram
Jeśli pseudonim Mchy i Porosty nasuwa wam skojarzenia z kaszankowym bio-artem, możecie odetchnąć ze spokojem – nic z tych rzeczy. Bartek Zaskórski w Piktogramie pokazuje prace stworzone przez grono zaproszonych artystów do zilustrowania utworów ze swojego świeżego winyla. Wśród atrakcji mały VR-owy trip i teledysk o tytułowej czarnej plaży w sercu dziewczyny Zaskórskiego. Krótko mówiąc – Brutaż w galerii, i to jeden z bardziej udanych.
Married to the Nature, Polana Institute
Otwarcie kolejnej nowej przestrzeni w Warszawie, czyli prowadzonego przez Marikę Zamojską i Justynę Wesołowską Polana Institute (kryptonim Ośla Łączka) to okazja zarówno do wstępnych deklaracji, jak i stawiania pytań. Jak twierdzą galerzystki, „wiemy już, że natura nie jest i nie będzie jedynie inspiracją” ich zainteresowań. To dobrze. Patrząc jednak na powstałą w wyniku tej arcygłębokiej refleksji wystawę, warto zapytać, czy wiedzą już po co założyły galerię?
Ula Niemirska, Konturówka, Stroboskop
Jak podkreślają twórcy jedynej w swoim rodzaju garażowej galerii, Stroboskop to przestrzeń eksperymentalna, w której można testować różne, również niekoniecznie udane rozwiązania. Nic dodać, nic ująć – najnowszy eksperyment dowodzi tego, że nie wystarczy wypełnić całej przestrzeni wystawienniczej powykręcanymi czarnymi formami (wersja budżetowa: rurkami do napojów), by stać się Moniką Sosnowską.
Sebastian Krok, Corp Us, m2
Nachalne, łopatologiczne moralizatorstwo to także domena niektórych malarzy. Na przykład takiego Sebastiana Kroka, któremu żaden aktualny temat nie straszny. Losy uchodźców? Ma się rozumieć. Korporacyjna unifikacja? Proszę bardzo. Sposób ich ujęcia jest jednak, delikatnie mówiąc, mało odkrywczy. Krok na przykład w 2017 roku potrafił wpaść na pomysł, by namalować żołnierza US Army z logiem Coca-Coli na piersi i zatytułować to błyskotliwe dzieło Christmas is coming. W dodatku namalować koślawo, na naciągniętej na blejtram pościeli, z użyciem różnego rodzaju farb i lakierów. Co tu więcej dodawać – beka przez łzy.