Szum Express #4: #zdradzieckiemordeczki #pleśnwłazience #fatalnaimitacja
Arsenał Białystok, Jest tak, jak się Państwu wydaje
W momencie, gdy polska polityka wydaje się coraz bardziej czarno-biała (jak tam wasz piąteczek, zdradzieckie mordeczki?), Monika Szewczyk przekonuje publiczność, że rzeczywistość to skomplikowana sprawa, nie zawsze jest tak, jak się nam wydaje, a sztuka to pole niekończącej się walki. Przesłanie piękne, szkoda, że nie doczekało się frapującej realizacji – w Arsenale kończy się to mniej więcej na dywagacjach w rodzaju „śmieć czy dzieło sztuki?” oraz prezentacji bezpiecznych formalizmów. Nawet jednak tak letnia wystawa może wywołać w gościach pewne poruszenie – zainstalowana w piwnicy instalacja z grzybów Izy Tarasewicz skłania do refleksji nad sanitarnymi warunkami w galerii, jeśli nie szybkiego kontaktu z sanepidem.
Cricoteka, Druga Grupa, Co mieliśmy zrobić, tośmy zrobili
Drugiej Grupie z pewnością potrzebna była retrospektywa. Trio neoawangardowych wesołków przez większą część kariery pozostawało w cieniu Kantora, a tajemnicą poliszynela jest niezbyt dobra już pamięć artystów. Najwyraźniej wbrew dotychczasowemu stanowi wiedzy medycznej, skleroza jest zaraźliwa. Tłumaczyłoby to, jak zespół kuratorski mógł zapomnieć, że wystawy konceptualno-happeningowych prac pod postacią długich rzędów stołów pełnych archiwaliów przestały być atrakcyjne jeszcze w latach 70.
Wschód, Functional-Utility Program For Wschód Gallery
Czy pamiętacie takiego artystę jak Jaś Domicz? Nie? Coś wam mówi to nazwisko, ale nie wiecie, w którym to było roku? No cóż… Dawny współtwórca Billy Gallery, jeszcze w trakcie studiów wessany przez frankfurcką akademię, powraca wreszcie na polską scenę w roli nie tylko artysty, ale także kuratora. W obu tych przypadkach udowadnia, że pomimo upływu lat ciągle pozostaje pod silnym wpływem rodziców-architektów. Razem z kolegami z Frankfurtu zrobił więc wystawiennicze przemeblowanie, taras przenosząc do galerii, a biuro eksportując na taras, by w jego miejscu zrobić palarnię. Podsumowując: zafiksowanie na architekturze galerii level pro. O bezsprzecznym talencie i przebiegłości konceptów Domicza przekonywał nas podczas wernisażu właściciel galerii Piotr Drewko – zobaczymy co powie na finisażu. Weekend ponoć zapowiada się burzowy.
Widna, Dominik Stanisławski, Fatalna imitacja
Wystawa o niespełnionych modernizacyjnych aspiracjach pod postacią rozbitego samochodu i zapachowej instalacji – czy nie przypomina wam to czegoś widzianego w ostatnich tygodniach w innej galerii? W warunkach krakowskich musi być rzecz jasna nieco biedniej niż u Marii Toboły, zamiast prawdziwego samochodu mamy więc tekturową atrapę, a zamiast obfitych zapasów Kucharka las Wunder-Baumów, przerzedzony jak polskie zagajniki w ostatnich miesiącach. Faktycznie, „fatalna imitacja”. Ups.
Zachęta – Narodowa Galeria Sztuki, Dominika Olszowy, Ego Trip (w ramach wystawy Lepsza ja)
Po latach działania w duetach śpiewaczych, gangach i w roli charakteryzatorki, Dominika Olszowy zaczyna się jawić jako samodzielna artystka. Kontekst co prawda dziwny – Zachęta przemieniona na salę do fitnessu nijak ma się do zaproponowanego przez artystkę perfo, no chyba że za manifest bycia fit uznamy kiepy wbite w perukę, brodzenie w kawie w kaloszach i powiększony kawałek sera ustawiony na środku galerii. Cokolwiek o tym sądzić, jedno jest pewne – Olszowy to zjawisko kaloryczne i zasługuje na miano „tłustego kąska” w młodej sztuce performance.
Zachęta – Narodowa Galeria Sztuki, Maria Lassnig
Globalne docenienie Marii Lassnig nadeszło dość późno, by nie powiedzieć – za późno. Malarstwo Austriaczki dość dotkliwie się postarzało, a duża ilość autoportretów, na których niezadowolona ze swojej fizjonomii artystka z masochistyczną wprawą oszpecała się za pomocą żabiej perspektywy i głupiej miny może być trudna do zniesienia. Duży plus za pokazanie wyboru animacji Lassnig, mniej znanych niż malarstwo, a niesłusznie. Widok artystki śpiewającej o swoim trudnym dzieciństwie przy akompaniamencie wesołych dudów i z włosami przyprószonymi brokatem – bezcenny.
Salon Akademii, Przerwa wakacyjna
Wystawy końcoworoczne na akademiach nigdy nie cieszyły się szczególną estymą i zainteresowaniem. Michał Suchora i Agnieszka Żechowska postanowili więc trochę poczarować, wybrać prace według własnego widzimisię i podlać kuratorskim gęganiem. Efekt? Połączenie przeciętnej wystawy studenckiej z wymuszoną kuratorską linią tematyczną. Warto dla bardzo niewielu prac (Anna Banout z Syrią 2087 rozbija bank), ale ostrzegamy, że prace do tego stopnia „wchodzą ze sobą z rezonans”, że do dziś dzwoni nam w głowach.
Piktogram, Pomniki
Po bardzo udanej wystawie Mchów i porostów w Piktogramie, Michał Woliński postanowił urządzić u siebie małe Skulptur Projekte. Pomysł ambitny, ale efekt końcowy nie jest szczególnie wciągający. Pokazane na wystawie prace pomnikami być bowiem mogą, ale nie muszą, w zasadzie w każdym innym kontekście mogły być czymś innym, a że pokazywane są właśnie w galerii, to na dobrą sprawę tymi pomnikami na pewno nie są. Jak jednak podkreśla galerzysta, chodzi o pokazanie potencjału z premedytacją niespełnionego i pod tym względem przynajmniej możemy mówić o pewnego rodzaju kuratorskiej konsekwencji.
CSW Zamek Ujazdowski, Bank Pekao Project Room, Stachu Szumski, Prognoza dla czasów potermomodernizacyjnych
Idealistyczny chłopak z tego Stacha Szumskiego. Niby odkrywki potermomodernizacyjne, ale zamiast pastelozy dominuje gustowna szarość. Niby skamieliny mieszają się z grafficiarskimi wrzutami, ale tak gustownie wyciętymi, jakby prawilne chłopaki najpierw jadły kebsa i biły Araba, a później przesiadywały na kursach kaligrafii, by móc pokrywać mury napisem „JP” z pięknymi zawijasami. Taka dzisiejsza chłopomania, ma to swój urok. No i propsy za futuro-archeologiczną stylizację, która nie służy do oznajmiania po raz tysięczny, że żyjemy w antropocenie.
lokal_30, Sklep Wielobranżowy Fundacji Bęc Zmiana, Diana Lelonek, Mi rośnie
Diana Lelonek to jedna z tych artystek, których kariery rozwijają się prężnie, ale trudno właściwie powiedzieć dlaczego. Jej rozważania o końcu antropocentryzmu (!) trącą banałem, a prace-pleśniawki kojarzą się z bio-artem rodem z WRO Biennale. A jednak, na brak wystaw w ostatnim czasie artystka nie mogła narzekać, w tym roku zaczęła współpracę z lokalem_30 i właśnie trwa tam, oraz w witrynie Fundacji Bęc Zmiana, jej kolejny pokaz. Czy Lelonek dopnie swego i stanie się polskim Eduardo Kacem? Na razie wydaje się specjalizować we wdzięcznych obrazkach z zapleśniałymi wizerunkami filozofów, które jak ulał pasują do sklepowej witryny lub galeryjnej łazienki. Nic tylko kupować, oczywiście pod warunkiem, że nie macie alergii na pleśń.