Szum Express #3: #chrystusnarodów #artnotcraft #głodówka
Potencja, NO PROBLEM
Nieczęsto trafiamy na wystawę, gdzie obok siebie wiszą prace Wilhelma Sasnala, Jakuba Juliana Ziółkowskiego i… galerzystów z Rastra. Dla Potencji urządzenie takiej wystawy to, zgodnie z tytułem, żaden problem. Właściwie ciężko nam powiedzieć coś o samej ekspozycji, gdzie w salonowym ścisku spotykają się i gwiazdy polskiej sztuki, i zaprzyjaźnieni z Potencją młodzi artyści, krytycy i kuratorzy, bo choć sami też się wśród tego grona znaleźliśmy, obejrzenie wystawy graniczyło z cudem. Długaśna lista gości zrobiła swoje i w Potencji na wernisażu pojawił się tłum, jakiego inne krakowskie galerie i instytucje nie widziały od dawna (a większość nigdy). NO PROBLEM traktować należy głównie jako wydarzenie towarzyskie i filuterną manifestację własnej pozycji. Jako taka, ostatnia wystawa w dotychczasowej przestrzeni Potencji z pewnością się udała. Życzymy więc wszystkiego dobrego na nowej drodze życia.
Widna, Tymon Nogalski, Jutro zatańczyłbym na zgliszczach świata
Otwierana tego samego dnia co pożegnanie Potencji z klitką na ulicy Józefińskiej wystawa Tymona Nogalskiego stanowiła wobec tego wesołego spędu uroczy kontrast. Co może wyjść ze współpracy pesymistycznie nastawionego do przyszłości artysty i kuratora, który coraz bardziej traci wiarę w sztukę? Jak nietrudno zgadnąć – nic dobrego. Najzabawniej na wystawie wypada płyta CD z nadrukowaną grafiką kuli ziemskiej, złowieszczo rozświetlana elektrycznymi wyładowaniami w mikrofalówce, ale już inne prace, takie jak pustynna fototapeta z tabliczką „Keep off the grass”, wyróżniają się głębią godną przeciętnego mema. Jeśli przyszłość pełna będzie takiej sztuki, to faktycznie nie wygląda to różowo.
Marta Shefter Gallery, Sequoyah Aono, Tożsamość różnicy
Artyści mają różne sposoby na przetrwanie, ale zapewne jednym z bardziej zastanawiających przykładów jest Sequoyah Aono, japońsko-amerykańsko-indiański artysta goszczący właśnie w Marta Shefter Gallery. Podróżujący od jednej rezydencji do drugiej, Aono na każdej z nich zwykł wykonywać swój autoportret w formie drewnianej figurynki, którą następnie filmuje, np. w miejskim pejzażu. Widok krakowskiego tłumu, który mija figurynkę niewzruszony, ma mieć w założeniu głęboko egzystencjalny przekaz, ale właściwie jest kiczem rodem z powieści Paolo Coelho. Krakowską wystawę rezydencyjnego mistrza uzupełnia jeszcze osobliwa instalacja złożona z drewnianych rzeźb przedstawiających członków rodziny galerzystki Marty Błachut, wszystkich nagich, za to pomalowanych na różne kolory (zapytany o powód pomalowania rzeźb artysta miał ponoć odpowiedzieć „Because it’s art, not a craft”). Nagi mąż Błachut przypomina Jana Pawła II, ale szczęśliwie obyło się bez kontrowersji. Rzeźby ustawione są na prawdziwej trawie, która w momencie naszej wizyty trochę zaczynała już gnić, wydzielając intensywny zapach i stając się siedliskiem dla różnego rodzaju robaczków, które chodziły także po rzeźbach. Tak więc nawet jeśli sztuka pana Sequoyah nie do końca nas przekonała, to koniec końców wyszła z tego wystawa nawet nie tyle niezapomniana, co wręcz trudna do wyparcia.
Muzeum Narodowe w Krakowie, #dziedzictwo
Po latach szkalowania i śmichów-chichów z polskiego narodu, na które nikczemnie pozwalali sobie rodzimi artyści (patrz wystawa Późna polskość) wreszcie doczekaliśmy się realnie krzepiącej wystawy. #dziedzictwo, otwarte z pompą dwa tygodnie temu (na wernisaż wpadł nawet prezydent Duda), dumnie prezentuje liczne dokonania Polaków zarówno w kraju, jak i na świecie (#kupokrzepieniu). Duchowym patronem wystawy jest Leszek Sobocki (#chrystusnarodów), a pomiędzy kontemplacją dzieła Mikołaja Kopernika (#polakwkosmosie) i husarskimi zbrojami (#potęgasmaku) można się także uraczyć patriotyczną muzyczką sączącą się offu (#chopin). I pogadać z wolontariuszkami o tym, co oznacza dla was polskie #dziedzictwo. Jeśli więc macie ochotę na doznania rodem z filmów Barei (#miś), polecamy.
Henryk, Polen Performance Gemalt
Galerzyści z Henryka wraz z kuratorem Tomkiem Pawłowskim postanowili zorganizować retrospektywę duetu Polen Performance. Szkopuł w tym, że materiału było jak na lekarstwo, wpadli więc na pomysł, by do współpracy zaprząc wychowanków henrykowej szkoły rysunku. Młodzi wannabe artyści namalowali na podstawie dokumentacji performansów Mikołaja Sobczaka i Justyny Łoś obrazy przedstawiające duet w akcji. Wiele z nich jest na tyle koślawych, że bohaterów poznać można tylko po charakterystycznych uniformach, choć na innych zgodnie z najlepszymi nowożytnymi tradycjami młodzi malarze wyraźnie schlebili swoim modelom. Wymiana wypadła niewątpliwie korzystnie dla performerów – po raz pierwszy w karierze z pozycji petentów zderzających się ze szklanym sufitem artworldu wyniesieni zostali na pozycję art-celebrytów. Gorzej wygląda to z drugiej strony – jako potencjalna reklama szkoły Henryka wystawa raczej nie może służyć. Czy obnażenie nieporadności szkolnej dziatwy to zamierzona krytyka instytucjonalna czy też nie – oto jest pytanie.
Stroboskop, Maria Toboła, Schadenfreude
Zaczynamy się powoli obawiać, że Tomek Pawłowski niedługo będzie nam wyskakiwał z lodówek. Wszędobylski młody kurator z Poznania przygotował w ostatnim czasie także kolejną wystawę w Stroboskopie, prezentując nową pracę Marii Toboły, ex-członkini duetu Cipedrapskuad. Toboła kontynuuje w Stroboskopie swoją artystyczną gastrofazę i trzeba przyznać, że wychodzi jej to coraz lepiej. Po nieco żenujących pracach z sosem czosnkowym i bursztynowym kebabem, zdezelowany samochód w kolorze wściekłocytrynowym, wypełniony po brzegi zapasami Kucharka, świetnie odnajduje się w garażowej przestrzeni Stroboskopu. Nawet jeśli głębia metafory na temat zawiedzionych transformacyjnych aspiracji jest równie subtelna, co głębia smaku rzeczonej przyprawy.
Akcja artystyczna po powrocie z pleneru w Dolinie Pięciu Stawów, Park Morskie Oko, Warszawa
Jak wiadomo nie od dziś, podróże kształcą. Przykładowo Dobrawa Borkała na plenerze w Dolinie Pięciu Stawów odkryła, że w górach rozrzedza się atmosfera, a organizm wymusza przyspieszone i głębsze oddychanie. Winszujemy, choć obeszłoby się bez urządzania pretensjonalnej Symfonii oddechowej z tej okazji. Katarzyna Korzeniecka odkryła z kolei antropocen i wykonała instalację z potencjalnymi skamielinami przyszłości, naznaczonymi przemysłową aktywnością człowieka. Nie podejmujemy się nawet zgadywać, która to praca tego typu na świecie w ostatnich latach, choć intuicja podpowiada, że w grę wchodzą liczby co najmniej dwucyfrowe. Obronną ręką wyszli z sytuacji Katarzyna Krakowiak, Piotr Urbaniec i Grzegorz Stefański, którzy asekurowani linkami zeszli po pionowej ścianie bloku na skraju parku. Co prawda można to potraktować jako efektowny, acz prosty reenactment słynnego Man Walking Down the Side of a Building Trishy Brown, ale do umiarkowanej oryginalności akcji w scenerii Morskiego Oka już się przyzwyczailiśmy.
Natalia LL, Sum ergo sum, CSW Znaki Czasu / Tobiasz Jędrak, Czarny kwadrat na białym tle mieszka w widoku, galeria Miłość
Jeśli zastanawiacie się, jak może wyglądać selfie-feministyczne piekło, to polecamy wycieczkę na wystawę Natalii LL w toruńskim CSW. Sum ergo sum to co prawda pokaz opierający się po części na wystawie Secretum et Tremor z CSW Zamek Ujazdowski, ale uzupełniony o prace z różnych okresów działalności artystki. Jeśli więc dzięki głęboko przemyślanej selekcji prac zamkowa wystawa miała krytyczny charakter (nie dla każdego czytelny, ale jednak), to wystawa z Torunia jest już po prostu celebracją Natalii. Ekspozycja kończy się spektakularną salą-kaplicą, eksponującą egocentryzm artystki w sposób trudny do przetrawienia. Wszystkim gościom CSW na uspokojenie polecamy więc wystawę Tobiasza Jędraka w mieszczącej się niedaleko galerii Miłość. Co prawda poetycki film złożony z widoku zza okna artysty oraz jego poetyckich wynurzeń działa wręcz usypiająco, ale jest to ostatnia wystawa w zamykanej Miłości (właściciele umykają do Wrocławia), więc tym bardziej warto.
Strajk głodowy Arka Pasożyta / Festiwal Wizje, Toruń
Być może zabrzmi to depresyjnie, ale najciekawszym wydarzeniem ostatnich miesięcy w Toruniu pozostaje działalność Grupy nad Wisłą, która 1 maja tego roku ogłosiła Deklarację Sprzeciwu i domaga się zmiany polityki kulturalnej w Polsce. Protest Grupy nad Wisłą opiera się na szantażu – członkowie grupy zapowiedzieli, że będa atakować tak długo, póki ich postulaty nie będą spełnione. Jednak jak do tej pory „ataki” GnW przechodziły bez echa, aż w końcu do działania przystąpił Arek Pasożyt, który od dziewięciu dni prowadzi strajk głodowy. Co ciekawe, głodujący w różnych punktach miasta artysta zaskakująco wpisał się w program Festiwalu Wizje, który w ciągu ostatnich dwóch dni prezentował w Toruniu sztukę w przestrzeni publicznej. Głodujący Pasożyt co prawda trochę odstaje od cukierkowo-entertainmentowych realizacji innych artystów, ale całościowo daje to na tyle wymowny obraz kultury w Toruniu, że w zasadzie więcej do oceny już nam nie potrzeba.