„Sytuacja się zmieniła…”*. O wystawie Marcina Maciejowskiego w Galerii Ropac
Dimmed Colours (Przygaszone kolory) to już trzecia wystawa indywidualna Marcina Maciejowskiego w austriackiej Galerii Ropac, tym razem w jej salzburskiej siedzibie, w barokowej Willi Kast. Jej tytuł wydaje się korespondować z wcześniejszymi pokazami malarza: Unsettled Matters, Not Obvious, Będzie wielka burza, wywołującymi uczucie lekkiej niepewności i dezorientacji.
„Maciejowski to przenikliwy obserwator współczesności” – czytamy w tekście towarzyszącym obecnej wystawie. Rzeczywiście artysta znany jest jako obdarzony słuchem absolutnym prekonsumer, odważnie i z chłodną gracją punktujący tematy społeczno-polityczne. Tym razem dostajemy trzynaście obrazów bazujących na natrętnych retrospekcjach, powrotach przeszłości, która nie chce przeminąć, stając się niepożądaną teraźniejszością. O ile aktualną wystawę nadal definiują artystyczno-estetyczne zagadnienia, coś w percepcji krakowskiego malarza jednak się zmieniło. Gdy zarządzanie światem niczym zepsute Heideggerowskie narzędzie zaczyna niebezpiecznie zgrzytać i wypala dziury w tkance rzeczywistości, u Maciejowskiego ponownie uaktywnia się sensor polityczny.
Większość pokazanych obrazów nie wspomaga się, jak kiedyś, tekstem. Semantyczny ciężar został przeniesiony na niematerialne tytuły. Można by stwierdzić, że tym razem obrazy Maciejowskiego stały się prawie nieme, za to ich eseizujące tytuły zwracają uwagę dwubiegunowymi zestawieniami w rodzaju lokalne-globalne, prywatne-publiczne, kultura-brak kultury, egalitaryzm-elitaryzm, pomiędzy którymi sytuują się namalowane sceny. „Przygaszone kolory” natomiast sugerują brak ostrości i niepokój z powodu ograniczenia wzrokowej percepcji, spotęgowany ponadto w nowej serii intencjonalnym wymieszaniem języka sztuki z demagogią współczesnej polityki, zaczerpniętej z masowych mediów i innych socjalnych przekaźników.
Gdy zarządzanie światem niczym zepsute Heideggerowskie narzędzie zaczyna niebezpiecznie zgrzytać i wypala dziury w tkance rzeczywistości, u Maciejowskiego ponownie uaktywnia się sensor polityczny.
Wyglądające jak z sowieckiej czytanki, lecz szykownie ubrane galerniczki próbują zawiesić prosto namalowaną przez Rafała Bujnowskiego zdmuchniętą Richterowską świecę (Art Basel Hong Kong (Raster Gallery)), a obudzona w środku nocy kobieta-Europa ubrana w najmodniejszy w zeszłym sezonie strój – różową piżamę o mundurowym kroju, wychodzi z siniakami na twarzy pobita we własnym domu (Shortly before a Fundamental Change (Europe)). Nie przez obcego. Na oprawcę wyraźnie patrzy jak na kogoś bliskiego. Jest zmuszona wyjść z mieszczańskiego, niezbyt posprzątanego pokoju. Wygląda na to, że Europa przestaje być u siebie, jak bita we własnym domu kobieta, „bo zupa była za słona”. Na sąsiednim obrazie – Erato (Warszawa) or Aestetic priorities of the government – bohaterka razem z dzieckiem idzie wzdłuż wschodniej ściany Pałacu Kultury. Jest bezchmurny letni dzień. W oddali widać bloki przy ulicy Bagno. Patrzymy na tę dwójkę z perspektywy oddalonego o kilka kroków nieznanego, choć jasno zaznaczonego podglądacza. Całej scenie patronuje wyciosana z piaskowca w latach 50. domniemana muza poezji miłosnej Erato. W przeciwieństwie do tego obrazu, na tytułowym Dimmed colours, otoczenie jak i miejsce, do którego zmierzają trzy postacie, jest całkowicie pozbawione jasno zdefiniowanej formy. Obserwator też przestał być jednoznaczny – już nie jest jednostkowy, ale rozmył się jak gołąb pokoju w pracy Relationship between humans and other animals.
Ubrana w różową sukienkę kobieta ucieka z dwoma mężczyznami i walizką pełną pieniędzy w nieznane uroczysko. Pozornie nic strasznego się nie dzieje, ale jak w filmach Michaela Hanekego, jest jasno zaznaczone, że gdzieś tu, poza kadrem, wydarzyła się zbrodnia. Ten dramaturgiczny zabieg stosuje Maciejowski także w innych pracach. Na podobnej grze widzialnego z niewidzialnym skonstruowany jest 4/3 Berlin (The Berggruen Museum). Oglądająca martwą naturę Picassa bohaterka, zamiast skupić się na dziele, odruchowo sprawdza i reaguje na strumień wiadomości w smartfonie. Wywołujące niepokój informacje konkurują z odbiorem sztuki. Nie ma ciszy, mimo że atmosfera obrazu utrzymana jest w aurze Baconowskiej samotności. Przez przenikliwy cyfrowy gwar, nawet tu, w opuszczonej sali muzeum, nie ma już warunków do refleksji. Została tylko zachłanna percepcja informacji, jak na obrazie Perception (Everyone is oriented to perception now). Dominują na nim dwie dłonie (kobiece, nieco dziecinne), z których jedna, spoczywająca na kolanach, widoczna jest w kosztownym, oprawionym w złote ramy obrazie autorstwa Picassa, podczas gdy druga dłoń, pozostająca na zewnątrz, stara się przekroczyć granice nieosiągalnego i dotknąć lub chociaż zbliżyć się do pożądanego i pożądliwego „tekstylnego” piękna na obrazie mistrza. Kultywowane w malarskim uniwersum Maciejowskiego relacje z Pablo Picasso, przybraną figurą ojca, niewspółmierną, choć komplementarną, dostarczają jego sztuce wzorcowych ram do własnych narracji o rzeczywistości, którą buduje zamierzoną negacją zdeformowanych fantasmagorii Francisa Bacona.
Jednak prawdziwym enfant terrible tej wystawy jest portret punkowej grupy Bielizna, w centrum którego ukazana została scenka zamieszek ulicznych, namalowana w starym stylu Maciejowskiego. Artysta cytuje ich piosenkę wspominającą strajki w Stoczni Gdańskiej i stawia wyraźne pytanie: „Would you like to stand up again?”. Czy właśnie obserwujemy jak spełniony ospały byk z rogami podobnymi do drogocennych kamieni znowu zamienia się w gwałcącego orła (jak w micie o porwaniu Europy), by stworzyć nowych malarskich herosów i anty-herosów na miarę Sabo nie idź tą drogą?
Pamiętając twórczość Maciejowskiego z początku wieku, wiemy, że potrafi odważnie podejmować tematy społeczno-polityczne. Wtedy dalekie od estetyzacji, chropowate malarstwo i plakatowy język, wyraźnie skupione były na komunikacie i refleksji. Pokazane na salzburskiej wystawie wyrafinowane malarstwo i jego subtelna aluzyjność zdają się być odwrotnie proporcjonalne do poziomu agresywnej polityki, która wyraźnie wdziera się w spokojny świat artysty. Czy te delikatne sugestie, których ciężar tak naprawdę spoczywa jedynie w tytułach, będą wystarczające by pobudzić austriackiego odbiorcę przestymulowanego Wiedeńskim Akcjonizmem, prozą i dramatami Thomasa Bernharda i Elfriede Jelinek czy filmami Michaela Hanekego? Istnieje spore ryzyko, że w agresywnych czasach rozwrzeszczanej politycznej post-prawdy taki salonowy szept o polityce może być ledwie słyszalny.
Polityka psuje się na naszych oczach, tymczasem artystki i artyści na nowo uczą się podejmować tematy z nią związane. Od czasu gdy ostatni raz musieli to robić, rzeczywistość uległa radykalnej zmianie. Dwie najważniejsze według mnie wystawy na tegorocznym Warsaw Gallery Weekend: Po wiecu i Jakoś to będzie/Czuwaj pokazują, że początki bywają często trudne i nie od razu muszą być udane. Dlatego należy docenić intencje Marcina Maciejowskiego, gdyż jako jeden z niewielu rozpieszczonych sukcesem artystów ma odwagę i potrzebę podejmować te tematy. Ma tę przyzwoitość, której zdecydowanie brakuje innym, pochłoniętym kreowaniem swojej kariery kolegom i koleżankom.
*Fragment tekstu z obrazu Marcina Maciejowskiego: Sytuacja się zmieniła. Dziś wszyscy znają nazwiska. Jest międzynarodowy rynek. Artyści jeżdżą po świecie. Piotr Uklański mieszka w Nowym Jorku. (Wypowiedź Andy Rottenberg z książki Przeciąg, 2009).
Przypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Marcin Maciejowski
- Wystawa
- Dimmed Colours
- Miejsce
- Galerie Thaddaeus Ropac, Salzburg
- Czas trwania
- 29.08-19.11.2016
- Strona internetowa
- www.ropac.net