NR 22/2023
01.06.2018

Syn górnika i świt żywych trupów. „Jestem synem górnika” Michała Soi i Róży Dudy

Anna Batko
Michał Soja i Róża Duda, „Jestem synem górnika”, mat. pras.
Syn górnika i świt żywych trupów. „Jestem synem górnika” Michała Soi i Róży Dudy
Michał Soja i Róża Duda, „Jestem synem górnika”, mat. pras.
Górnik to zombie, któremu – niczym w haitańskiej bajce – skradziono umysł i duszę, pozostawiając jedynie pracę. I dodając nieposkromiony apetyt. Ale kim tak naprawdę jest jego syn? Produktem jakiejś nowej świadomości, frankensteinowskim zlepkiem wyzysku i gorączki konsumpcji. Pozszywanym z kawałków historii i kulturowych kodów.

Jestem synem górnika to nie tylko oświadczenie, ale swego rodzaju manifest. Róża Duda i Michał Soja pod patronatem krakowskiej Galerii Henryk i Miesiąca Fotografii otwierają wystawę w ramach obrony swoich dyplomów na krakowskiej ASP. W postindustrialnej, przytłaczającej swoim ogromem hali dawnych Zakładów Teletechnicznych Telos, budynku od dawna działającym jako siedziba kilkunastu drobnych przedsiębiorstw, zaprezentowano zaledwie kilka rozrzuconych w przestrzeni prac. Narracja rozpoczyna się od pracy Michała Soi Heater. To dźwiękowa instalacja skonstruowana z kaloryfera, którego rury w zamkniętym obiegu składają się w kształt gestu fucka, podłużnego ekranu LED, filtrującego co bardziej pikantne komentarze sfrustrowanych internautów pod artykułami na tematy społeczno-polityczne, oraz widelca, który działa niczym specyficzny sensor, reagując uderzeniem na każdą obraźliwą frazę i wywołując głuchy łoskot. Witając nas na wystawie gestem fuck you, artyści katalizują falę internetowego hejtu za pomocą równie pierwotnych gestów i odruchów. Miałkich jak wylewające się z internetowych dyskusji brudy, żółcie i egzystencjonalne ścieki.

Michał Soja i Róża Duda, „Jestem synem górnika”, widok wystawy

Heater Soi zestawiono z wielkoformatowymi zdjęciami, cyfrowymi grafikami Róży Dudy. Bohaterami fantasmagorycznych wyobrażeń są Dracula i Frankenstein, którzy wspólnie wyruszają na wakacje i pozują na tle romantycznego pejzażu, majestatycznych pokrytych śniegiem gór. Oraz górnik przemieniony w zombie, dominujący nad dżunglą, mitycznym jądrem ciemności, z błyszczącym cielskiem monstrualnego węża u boku. Prace Dudy to nie tylko przedziwna mieszanka estetyk, ale i przewrotna gra w niemożliwe spotkania: potworów o wieloletniej tradycji, uosabiających ludzkie lęki, i egzotycznych krajobrazów, wyrażających pragnienia i afekty. Suma zbiorowych oczekiwań i suma wszystkich strachów krystalizuje się tu w osobach Draculi i Frankensteina, którzy w ujęciu Franco Morettiego symbolizują kolejno kapitał i proletariat. Walkę klas widzianą przez pryzmat konstruowanej autentyczności, kontrastu splatającego w jedno romantyczną egzaltację, etos pracy i odpoczynku, emancypacyjną propagandę i krwiożerczość systemów kapitalistycznych.

Róża Duda, bez tytułu, grafika, 2018

Tytułowy górnik jest nie tylko figurą retoryczną. Owszem, tkwi niemo zapętlony w iście romantycznym anturażu, ale poza wszystkim jest też umocowaniem całego projektu w proletariackiej spuściźnie i systemowych mechanizmach, czyniących zeń swojego bohatera i ofiarę.

Tę specyficzną inscenizację autentyczności dopowiada wspólna praca Soi i Dudy. Zapętlone wideo z budowlańcem stojącym na tle szumiącej kaskady wody – kolejnym zombiakiem. W pełnym rynsztunku, poplamionym krwią i z ręką wzniesioną do góry, bezskutecznie próbuje przemówić. Nawiązuje tym samym do gestu Mynheera Peeperkorna z Czarodziejskiej Góry, którego ostatnia przemowa została dosłownie wchłonięta przez huk wodospadu. O ile jednak Peeperkorn mówił, nawet jeśli bezgłośnie i pozornie bezcelowo, o tyle bohatera Jestem synem górnika nie stać nawet na to. Nie chodzi tu bowiem o uprzedmiotowienie, ale odpodmiotowienie. Echem, ale i czkawką, odbija się tu Zombie Manifesto Sary Juliet Lauro i Karen Embry. Do statusu zombie – jeszcze nie martwego, ale już nie żywego tworu – sprowadza on wyzyskiwanego pracownika kapitalizmu, będącego jednocześnie wygłodniałym konsumentem. A także opisywana przez Judith Butler klasyczna figura Antygony, która nie może przemówić, bo kierując swoje roszczenia z zewnątrz względem domeny społecznej, jednocześnie każdy akt mowy czyni bezprawnym. Zombie nie mówi. Nie pozuje na tle romantycznych, wyrażających pejzaż duszy krajobrazów. Nie jest w stanie przekroczyć historycznych uwarunkowań. Dorzucając jeszcze Foucaulta, po prostu nie wejdzie w porządek dyskursu.

Michał Soja i Róża Duda, „Jestem synem górnika”, widok wystawy

Trudno powiedzieć, żeby wystawa Dudy i Soi rzucała na coś nowe światło. A nawet dodawała coś nowego do starego jak świat tematu pracy i wyzysku, czy zaczynającej już trącić myszką prekarności. A jednak trudno pozbyć się wrażenia, że opowiada o tym wszystkim w inny sposób, przypominający trochę wywoływanie duchów, a trochę szamańskie rytuały i postapokaliptyczną kinematografię.

Na końcu oglądamy film, prezentowany w styropianowej, nieznośnie disneylandowskiej w swej symulakralności, stylizowanej trochę na kopalnię, trochę na platońską jaskinię, ciemnej i ciasnej przestrzeni. To niewątpliwie najmocniejszy akcent całej wystawy, zbierający w sobie wiele z wcześniej ledwie szkicowanych wątków. Urzekające dokumentalną estetyką wideo zbudowane jest z surowych fragmentów nagrań z częściowo zatopionej kopalni na Dolnym Śląsku i zrujnowanego hotelu na greckim Korfu. Duda i Soja okrasili je cyfrowymi wykwitami, niepozwalającymi oddzielić realnego od fikcyjnego, a także ścieżką dźwiękową będącą kolażem społecznych i kulturowych tekstów. Miejscami pustych frazesów, innym razem paranaukowego bełkotu naszpikowanego górnolotnymi wtrętami i teoriami spiskowymi. Film pozwala się czytać jako swego rodzaju podróż na freudowski wschód, w głąb podświadomości, do tego, co wyparte i niechciane, co w swej dwuznaczności staje się obiektem pożądania. Do przestrzeni, w której główną rolę gra ona sama, materia w entropii, rozpadająca się, zawieszona między wyzyskiem a konsumpcją, przeszłością, która przeminęła, i przyszłością, która nie nadejdzie.

Michał Soja i Róża Duda, „Jestem synem górnika”, widok wystawy
Michał Soja i Róża Duda, „Jestem synem górnika”, widok wystawy

Tytułowy górnik jest tu nie tylko figurą retoryczną. Owszem, tkwi niemo zapętlony w iście romantycznym anturażu, ale poza wszystkim jest też umocowaniem całego projektu w proletariackiej spuściźnie i systemowych mechanizmach, czyniących zeń swojego bohatera i ofiarę. Jednego z wielu pionków w grze. Jest też w dalszej perspektywie otwarciem się na życie w prekariacie. Wystawa, bardziej niż o tożsamości będącej konstruktem starych kategorii i zglobalizowanych wzorców, jak piszą w tekście artyści, opowiada o niepewności. O braku stabilności, chronicznej niemożliwości przewidzenia swojej przyszłości. O doświadczaniu, któremu towarzyszy samonapędzające się pragnienie. Żywiące się – trochę jak zombie w empatycznym przebłysku świadomości – sobą.

Nikt tu nie odkrywa Ameryki, ale i nie wyważa otwartych drzwi. W gruncie rzeczy trudno powiedzieć, żeby wystawa Dudy i Soi rzucała na coś nowe światło. A nawet dodawała coś nowego do starego jak świat tematu pracy i wyzysku, czy zaczynającej już trącić myszką prekarności. A jednak trudno pozbyć się wrażenia, że opowiada o tym wszystkim w inny sposób, przypominający trochę wywoływanie duchów, a trochę szamańskie rytuały i postapokaliptyczną kinematografię. Trudno też otrząsnąć się z hipnotyzującej mocy blisko półgodzinnego filmu i trudno nie dać się złapać w tę wciągającą niczym Stranger Things pułapkę, magnetyzującą niedopowiedzeniami i pulsacyjnym rytmem. Rwaną strukturą zbiorowej świadomości zapośredniczonej przez medialną rzeczywistość pandemicznego kryzysu.

Michał Soja i Róża Duda, „Jestem synem górnika”, widok wystawy
Michał Soja i Róża Duda, „Jestem synem górnika”, widok wystawy
Michał Soja i Róża Duda, „Jestem synem górnika”, widok wystawy

To kim jest górnik, jest jasne. Górnik to zombie, któremu – niczym w haitańskiej bajce – skradziono umysł i duszę, pozostawiając jedynie pracę. I dodając nieposkromiony apetyt. Ale kim tak naprawdę jest jego syn? Produktem jakiejś nowej świadomości, frankensteinowskim zlepkiem wyzysku i gorączki konsumpcji. Pozszywanym z kawałków historii i kulturowych kodów. Jest świadomością wrzuconą w sam środek postapokaliptycznego krajobrazu, pustego i martwego. Zalana kopalnia nie działa. Nad opuszczonym hotelem unosi się duszna i ciężka aura, typowa dla krajów śródziemnomorskich. Jest bezdźwięcznie i bezwietrznie. Coś musi się wydarzyć. Czekasz, ale nic się nie dzieje. I to chyba jest tu najstraszniejsze.

Jest tu zarówno nutka starego dobrego science-fiction z obyczajowym wtrętem, szczypta romantyzmu i katastrofizmu, społeczne zaangażowanie i wyestetyzowane złudzenia. Całość, choć oszczędna, gra ze sobą nieźle, ale jeszcze lepiej gra z przestrzenią postindustrialnej hali. Hali, do której nie dalej niż w przeciągu kilku najbliższych miesięcy, wkroczą deweloperzy.

Górnik, który przeżył noc, o świcie jest już zombie. Ale jego syn ma przed sobą jeszcze cały dzień.

Dołącz do grona patronów „Szumu”.

Spodobał Ci się ten materiał? Dziś niezależna krytyka artystyczna potrzebuje Twojej pomocy. Pozwól robić ją nam dalej.

NEWSLETTER

Co piątek w Twojej skrzynce!


Stopka

Artystka / ArtystaRóża Duda, Michał Soja
WystawaJestem synem górnika
MiejsceTelos, Kraków
Czas trwania24–29.05.2018
FotografieMichał Soja
Strona internetowaphotomonth.com
Indeks

Zobacz też