„Salon Odrzuconych” – polemika
Obszerna recenzja z wystawy Salon Odrzuconych wielce mnie ucieszyła. I to z kilku powodów. Po pierwsze, dotychczas ukazywały się raczej teksty informacyjne, a swoje poglądy ich autorzy skrzętnie ukrywali. Ba. Pan Andrzej Biernacki na łamach „Arteonu” był łaskaw skrytykować wystawę nawet jej nie widząc. Oburzył się bowiem na obecność Zbigniewa Libery (jaki to on wykluczony????), nie wiedząc, że ów twórca pojawia się w ekspozycji trochę w roli „meta” – jako ten, który o zapomnianych się upomina. Po drugie, dlatego, że „Szum” jest tytułem, który cenię i cieszę się że ekspozycję zauważył. Po trzecie zaś dlatego, że autor tekstu Przemysław Chodań daje mi okazję do polemiki, co niżej podpisanego zawsze raduje. Choć dodam, że jestem wdzięczny za próbę głębszego namysłu i szanuję odrębne poglądy autora.
Zacznę od ogólnego tonu wypowiedzi recenzenta. Otóż sprowadza się do tez typu „dlaczego ten, a nie inny” oraz „czegoś mi tu brakuje”. Odpowiadam: mnie też brakuje. Mimo ogromnej skali przedsięwzięcia, co p. Chodań raczył zauważyć, trzeba by pewnie całego budynku „Zachęty” i wielokrotnie większego budżetu, by zmieścić wszystko, co na pamięć zasługuje. Oczywiście brakuje rzeźby, wideoartu, sztuki performance, abstrakcji, konceptualizmu i wielu innych rzeczy. W gruncie rzeczy na takiej wystawie powinni znaleźć się wszyscy artyści, bo proszę pokazać mi twórcę, który czułby się w pełni dowartościowany, spełniony, uznany. Zawsze znajdzie się jakieś „ale”. Bawiąc się jednak w sofistykę można by zauważyć, że wystawa w ogóle nie ma sensu, bo dziś, w czasach internetu i setek kulturowych nisz, każdy może znaleźć miejsce dla siebie.
Pan Chodań pisze: „Wystawa robi wrażenie, jakby kurator tęsknił za PRAWDZIWĄ sztuką malarską i wielkimi metafizycznymi tematami”. Cóż, ta sugestia mnie zasmuca. Powtarzałem bowiem wszem i wobec (także w wydawnictwach towarzyszących wystawie), że nie chodzi tu o dopominanie się o cokolwiek, że nie ma we mnie ani krzty chęci budowania aksjologicznych porządków. Chciałem tylko zwrócić uwagę na niektóre MECHANIZMY wykluczenia, korzystając z dorobku różnych artystycznych światów. Stąd w ekspozycji znaleźli się obok siebie twórcy, którym artystycznie dużo dalej do siebie niż politycznie Kaczyńskiemu i Tuskowi.
Ot, i zahaczając o politykę gładko przejdę do kolejnego wątku i czujnego pytania p. Chodania o to, jakie są powiązania wystawy z ideologią tzw. dobrej zmiany. Wywołany, odpowiem na trzy sposoby. Oczywiście na stare lata ludziom strzelają do łbów różne rzeczy. Mam jednak wrażenie, że analizując to, co piszę w „Polityce”, trudno byłoby odnaleźć jakiekolwiek nici łączące mnie z „lepszym sortem” Polaków. Po drugie, wspomniany już Andrzej Biernacki zaatakował mnie za tę wystawę z całkiem odmiennej flanki – jako pełnego lizusostwa apologetę dotychczasowego artystycznego mainstreamu. To w końcu, na litość boską, kim jestem???? Osadzonym w elitach lewakiem czy kontestującym je miłośnikiem dobrej zmiany? Panowie krytycy, warto by coś uzgodnić dla ochrony mojej rozpadającej się osobowości. I po trzecie, jak to w porządnych instytucjach bywa, wystawę w PGS Sopot uzgodniliśmy jakieś dwa lata temu, na długo przed politycznymi zmianami i przed wojną, którą Monika Małkowska wydała zasiedziałym oraz zgniłym do cna elitom krytyków, kuratorów i artystów.
I jeszcze jedno. Pan Chodań pyta: „Do kogo mówi kurator? Do innych kuratorów, krytyków czy tzw. szerokiej publiczności?”. Wywołany, znów odpowiem. Jako człowiek pióra nigdy nie definiowałem się jako krytyk sztuki. Nie budowałem hierarchii, nie kreowałem niczego, nie lansowałem. Byłem zawsze POPULARYZATOREM SZTUKI, który stara się czytelnikom wyjaśnić i pomóc zrozumieć. Tylko tyle. I taka też była intencja wystawy. Socjologiczna. Coś wyjaśnić, coś przybliżyć. Zatem tak, mówię do tzw. szerokiej publiczności. A czy ona zgodzi się z moimi (mam świadomość, że niekiedy ułomnymi) diagnozami? Nie wiem. Ale wiem, że dzięki tej wystawie wielu widzów odkryło, niejako przy okazji, artystyczne światy, z którymi nigdy wcześniej nie mieli do czynienia. I to już uważam za duży sukces debiutującego w roli kuratora niżej podpisanego.