Rysy w „Rysie”. O wystawie Jakuba Karwowskiego
Cykl fotografii Rysa to kolejna odsłona autorskiego albumu rodzinnego tworzonego od kilku lat przez Jakuba Karwowskiego. Do żony fotografa Ajki, bohaterki poprzednich projektów, dołącza syn artysty, kilkuletni Fryderyk i to o nim jest ta opowieść.
Rysa – to opowiadanie.
Krótka forma oparta na prawdziwych wydarzeniach.
Jej bohaterem jest mój syn Fryderyk. Jego historia nie jest nadzwyczajna, ale kryje w sobie tajemnicę.
Po urodzeniu przeszedł poważną operację serca, czego śladem jest blizna na jego piersi.
Ta blizna to nie jedyna rysa w tej opowieści, choć jedyna tak widoczna.
Tyle słowem wstępu od autora. Brak wskazówek, gdzie rozpocząć oglądanie historii. Aranżacja ekspozycji w Galerii Pauza wyróżnia dwie fotografie. W sali po lewej od wejścia – zdjęcie kobiety trzymającej dziecko w ramionach. W sali po prawej – nietypowy portret dziecka. Jest on na tyle znaczący, że nie sposób nie zacząć od niego.
W zacienionym pokoju siedzi na łóżku, pośród skołtunionej białej pościeli, nagi chłopczyk z lekko pochyloną głową. Blisko przy tułowiu trzyma obie ręce, wskazując na swoje oświetlone piersi. Między nimi widnieje jasna pionowa kreska blizny – tytułowa rysa nr 1. Za nim rozciąga się draperia pościeli i fragment ściany. Nacisk został położony na bliznę i swoisty gest autoprezentacji. Mały chłopiec naznaczony cierpieniem – dzwonienie w głowie robi się coraz głośniejsze i nie sposób obronić się ze skojarzeniem z wizerunkami Dzieciątka Jezus. Barokowa forma przejawiająca się w podobieństwie dziecka do putta, tle z draperii oraz silnym światłocieniu wydobywający esencję obrazu – to jeden powód. Drugi wiąże się z gestem i uwidocznieniem blizny. W Bizancjum utrwalił się typ Chrystusa Emmanuela – dorosłego nad wiek dziecka, którego powaga koresponduje z wiedzą o przyszłych zadaniach. W średniowieczu natomiast znany był typ ikonograficzny ukazujący Jezusa w żłobie przypominającym grób, owiniętego w pieluszki niczym mumia, co miało symbolizować przyszłą ofiarę. W przypadku zdjęcia Fryderyka mamy do czynienia z pewnym odwróceniem historii – dziecko już przeszło przez mękę i pokazuje jej ślad jak później dorosły Chrystus swoje rany niedowiarkom. Skoro dramat chłopca został ujawniony, można postawić pytanie zasugerowane już w tekście fotografa: jakie kolejne rysy posiada ta opowieść?
Zdjęcia tworzą spójny cykl ilustrujący wchodzenie dziecka w życie. Jedyną czynną towarzyszką tej podróży jest matka, której osoba, w kadrach wyeksponowanych w sali z opisanym zdjęciem, znajduje się w cieniu. Dojmujące jest zatem poczucie osamotnienia malca, który sam poznaje co to trawa, a co przestrzeń. Następną rysą zdaje się być dzieciństwo, w którym mały człowiek musi przewalczyć własne lęki. Niektóre rozwiązania tej kwestii są banalne. Na przykład oświetlony chłopiec popycha wielki cień. Albo – zaopatrzony w plecak-miśka wbiega w czarną toń lasu. Lub – raczkuje po ścieżce w lesie pod złamanym konarem drzewa. Ciekawiej wypadają kadry odwołujące się do klasyki malarstwa. Karwowski nie kryje swojej fascynacji malarstwem i zdjęcia najlepiej to przekazują. Pojawia się echo intymizmu rodem z obrazów Pierre’a Bonnarda. Błyszczący drobinkami śniegu ogród przywodzi na myśl szlachetnie zszarzałą wersję brzóz Gustawa Klimta. Jednakże w cyklu Rysa prym wiodą przede wszystkim mniej lub bardziej oczywiste cytaty z polskiego malarstwa młodopolskiego. W zdjęciach Karwowskiego znajdziemy zatem cytaty choćby z Malczewskiego (Boginka w dziewannach), a przede wszystkim z plakatu Wnętrza oraz „macierzyństw” Wyspiańskiego. Z biegiem opowieści o małym dorosłym (vide w szczególności fotografia, na której chłopiec jest ubrany jak starsza osoba, a charakterystyczne światło zmienia blond jego włosów w siwy) wyraźniejsza staje się milcząca obecność matki. Podkreślone są jej dwie role – żywicielki i przewodniczki. Obraz tej pierwszej powstał w kontraście do młodopolskich reprezentacji. Piękna kobieta karmiąca dziecko w ciemnym pokoju patrzy przed siebie, jakby czujnie wypatrywała nadchodzących zagrożeń. Błękitny mrok wypełniający pokój (ukłon w stronę Picassa) zagarnia także umieszczoną w centrum grupę. Kolejną rysą, która żłobi historię, jest zatem strach matki o przyszłość syna. Jednak ten rozdział „albumu rodzinnego” kończy się dobrze.
Uśmiechnięta w leonardowski sposób matka prowadzi trzymane w ramionach dziecko w stronę morza. Skierowana w lewą stronę kadru, kobieta ewidentnie „wchodzi do” kompozycji – gdyby ruch odbywał się w przeciwną stronę, dominowałoby poczucie opuszczania pola obrazu, co przełożyłoby się na negatywny wydźwięk zdjęcia. Niespokojne morze czytelnie symbolizuje życie. I choć dziecko odwraca się od niego, kręci głową, to w matce znajduje tę siłę i akceptujący spokój potrzebne, aby podjąć wyzwanie.
Wyraźna narracja zbliża cykl do ułożonych chronologicznie fotosów z filmu. Absolwent Fotografii PWSFTviT w Łodzi za swoich mistrzów podaje bowiem operatorów filmowych: Rogera Dekinsa, Emmanuela Lubezkiego oraz Vittoria Storaro. Wymienieni twórcy znani są z malarskiego sposobu konstruowania obrazu filmowego i kręcone przez nich ujęcia charakteryzują się silną estetyzacją. Któż nie pamięta śnieżnych przestrzeni w Fargo braci Coen upstrzonych abstrakcyjnym wzorem czarnych badyli? Czy oblanych ciepłym światłem scen idyllicznego dzieciństwa z Drzewa życia Terrence’a Malicka? Jak wskazałam wcześniej, Karwowski także przykłada olbrzymią wagę do formy kadrów, które czerpią to, co najlepsze z malarstwa oraz filmu. Co prawda autor nie numeruje fotografii i każdy widz może ułożyć własną historię z przedstawionych elementów.
Filmowość cyklu pozwala także spojrzeć na sceny z życia Fryderyka jako na fikcję. Autor zachowuje prawdziwe imiona członków własnej rodziny i trzyma się faktów z własnego życia, ale nie należy identyfikować ujęć Rysy z dziennikiem fotografa. Podkreśla on wagę własnych przeżyć, które stały się inspiracją do powstania zdjęć, ale przy okazji tekstu do poprzedniego cyklu Sentimental Fiction jasno zaznaczył granice między kreacją a życiem w swojej sztuce:
Co powstanie ze świadomie budowanego albumu rodzinnego, który równocześnie, w tle będzie próbował zgłębiać bieżące, nurtujące problemy? Czego wymaga taka forma? Potrzeba modyfikacji rzeczywistości, zagęszczenia czasu i sytuacji, inscenizacji, stworzenia pewnej fikcji, lub iluzji fikcji, która ułatwi mówienie o własnej rzeczywistości. Czym jest ta własna rzeczywistość? To sam obraz, który równocześnie tworzy pamięć, jak i determinuje to, co chciało by się pamiętać. To równocześnie zwykły „snapshot” czy zdjęcie rodzinne, jak i powidok i deja-vu. To zarazem relacja i reminiscencja.
Mówiąc o Rysie, Karwowski przyznaje, że konkretne uczucia determinowały formę, której skrupulatnie poszukiwał. Sięgnął po znane wzory. Obrazy zakorzenione w kulturze wizualnej, nasuwające wielopłaszczyznowe skojarzenia działają tak sugestywnie właśnie dzięki swojej złożoności i niedopowiedzeniom. Przetykają je rozwiązania jednoznaczne, najmocniej odwołujące się do silnych emocji ergo kiczowate, które jak tępymi nożyczkami tną ten sprawnie zmontowany materiał. Niedosyt pozostawia również warstwa psychologiczna tematu. Cienie dzieciństwa przytłoczyły nadal powszechnie wypieraną dionizyjskość tego okresu. Jednowymiarowy wizerunek, naznaczony piętnem choroby, jest mdły jak na to, co można było jeszcze odsłonić w przedstawionej sytuacji. Brakuje mi dwuznaczności i napięcia, które tak świetnie wykorzystała w zdjęciach własnych dzieci Sally Mann. I dla mnie są to nieznośne rysy w dopieszczonej pod kątem estetycznym Rysie.
Przypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Jakub Karwowski
- Wystawa
- Rysa
- Miejsce
- galeria Pauza, Kraków
- Czas trwania
- 20.02-23.03.2014
- Strona internetowa
- pauza.pl