„Rosa Rotes”. Stanowisko artystki / Artist’s Statement
Do rozpoczęcia tego projektu skłoniły mnie własne doświadczenia prekarności i błyskawicznie zmieniająca się sytuacja polityczna naszego kraju. Do władzy doszły niedawno populistyczne partie prawicowe. Przeczytałam inspirującą książkę Miasteczko Hibiskus, w której opisana jest równie szybko zmieniająca się sytuacja mieszkańców małego miasteczka w Chinach podczas rewolucji kulturalnej. Bohaterka traci całe swoje dotychczasowe życie i możliwość decydowania o sobie samej. Zmuszona jest do sprzątania ulic, ale nie traci przez to godności. Kwiat hibiskusa przypomina swą barwą określenie „Rosa Rotes”, którym określano w Niemczech Różę Luksemburg, urodzoną w Zamościu działaczkę i teoretyczkę komunistyczną, zamordowaną w Berlinie 15 stycznia 1919 roku. Lewica jest dziś nie tylko „czerwona”, ale i „różowa” (kolor kojarzony z osobami homoseksualnymi). W Polsce „pedały i lewactwo” to dziś dwa najbardziej obraźliwe polityczne epitety.
Nie chcę nazywać mojego działania „performansem”. Jest ono interdyscyplinarne, przecina się w nim kilka form i tematów – awangardowe uznanie, że każdy może być artystą, strajk i protest pracowniczy, polityka przyjaźni i afektu, krytyka społeczna, performance, sztuka feministyczna z jej zainteresowaniem pracą reprodukcyjną… Nie jestem w stanie teraz jednoznacznie stwierdzić, jak ten remiks strategii i tematów powinien się nazywać, myślę o tym jako „post-performensie”, ale może trzeba tu znaleźć jakąś inną nazwę.
Na całym świecie artyści i artystki zaangażowani w krytykę instytucjonalną od wielu lat kwestionują hierarchie i podział pracy w produkcji artystycznej. Kontestowany jest autorytet kuratorów, seksualne zależności między artystami i dyrektor(k)ami galerii, niesprawiedliwe traktowanie personelu technicznego. Tylko u nas funkcjonowanie instytucji artystycznych traktuje się jako zło konieczne. Moja praca jest protestem wobec tej niepotrzebnej uległości.
Moje własne prekarne doświadczenia życiowe przypomniały mi o wykluczeniu sprzątania i innych prac technicznych, niezbędnych dla życia społecznego, poza obręb tego, co wartościowe, co jest godne rzetelnej opłaty. Duży projekt multimedialny, który założyłam i prowadziłam przez prawie 10 lat, został w ubiegłym roku rozwiązany. Po wielu wahaniach zaproponowano mi prowadzenie witryny internetowej, na co bez namysłu odpowiedziałam: „Już raczej umyję wam podłogę”. I zaczęłam sprzątać publiczne instytucje sztuki.
Pytacie: jakim cudem artystka zarabia 1200 pln za umycie podłogi? To jest mylenie przyczyny ze skutkiem. Zapytajcie raczej: dlaczego sprzątaczka zarabia 5 pln za godzinę ciężkiej fizycznej pracy? Dlaczego nie ma trwałego zatrudnienia, ubezpieczenia, dlaczego często traktowana jest jak szmata? Dlaczego nie pytacie, jakim prawem odpowiedzialnością finansową za prezentowane w muzeach dzieła obarcza się panie i panów pilnujących tych często bardzo drogich prac, za grosze, bez prawa do siedzenia podczas wykonywania pracy (8 godzin na stojąco!)?
Pracując nad Rosa Rotes sprzątnęłam w proteście blisko 10 publicznych galerii, przeważnie nie zarabiając w nich ani grosza. Jestem niezmiernie wdzięczna instytucjom, w których mogłam przeprowadzić moje działanie oraz wszystkim osobom, z którymi i dzięki którym ten projekt powstawał. Sprzątnęłam też kilka metrów rynku w Lublinie, gdzie rasiści pobili niedawno Nigeryjczyka, sprzątałam Muzeum Sztuki Nowoczesnej po wystawie o post-artystycznych narzędziach produkcji. Nikt nie pytał, dlaczego nie dostaję wynagrodzeń w większości tych placówek, nikogo nie oburzała moja nieodpłatna praca w wielu wystawach i projektach artystycznych w Polsce i innych krajach w ciągu ostatnich dwudziestu lat. Dlaczego kontrowersje budzi akurat projekt w którym otrzymałam typowe dla artystów honorarium? Dlaczego nikt nie bierze pod uwagę, że za to wynagrodzenie wspólnie z kilkoma artystami zorganizowałam również protest przeciwko temu, że Koszalinie nie ma BWA, że nakręciłam materiał filmowy, w którym wspólnie z osobami kluczowymi dla koszalińskiej kultury omawiamy znaczenie takiej placówki dla życia miasta oraz skutki jej braku przez ostatnie kilkanaście lat?
Mój projekt jest krytyką apodyktycznego założenia, że sprzątaczka może zarabiać grosze. Pozbawiona empatii zgoda na taki stan rzeczy oraz przekonanie, że praca artysty i praca sprzątaczki nie mają ze sobą nic wspólnego, to idealistyczny, konserwatywny mit. Otóż mogą mieć, i to bardzo wiele, zwłaszcza w czasach neoliberalnego kapitalizmu, gdzie nikomu już nie zależy na tym, by pracownicom i pracownikom przysługiwały jakiekolwiek prawa, gdzie ludziom płaci się grosze, wymaga bardzo wiele i nie daje żadnej gwarancji ubezpieczeń ani stabilności zatrudnienia. Mój projekt, w którym sprzątam publiczne galerie, na ogół za darmo, czasem sama, czasem z wsparciem innych osób, jest protestem wobec nierówności finansowych w placówkach kulturalnych oraz wobec odarcia wszystkich – od artystów po sprzątaczki – z elementarnych praw i godności.
Brak gotowości do sensownej współpracy, cechujący dziś większość miejsc pracy, jest ważnym powodem mojego działania. Przynosi on również pewne skutki formalne – moje działania nie są po prostu performansem, bo są też formą strajku, przyjaźni oraz otwierają się pomału, także na budowanie kolektywu czy spółdzielni… Czuję, że pracujemy z przyjaciółkami, artystami, kuratorami nad jakimś nowym formatem, łączącym pewne elementy sztuki współczesnej z działaniem politycznym oraz praktyką przyjaźni… Nie wiem, jak to się skończy, ale jest bardzo intensywne i ekscytujące.
Już w latach 50. i 60. XX w. awangardowe formacje artystyczne żądały likwidacji granicy między sztuką i tym, co nieartystyczne. Granice te pojedynczy artyści i artystki kwestionowali już wcześniej, gdy – jak Kazimierz Malewicz – żądali, by obraz przekierowywał uwagę na to, co społeczne, jak Katarzyna Kobro, by sztuka stawała się formalnym narzędziem przekształcania organizacji życia społecznego, albo – jak Bertolt Brecht – by sztuka generowała i wzmacniała poczucie dyskomfortu towarzyszące wyalienowanym jednostkom w świecie utowarowania i wyzysku. Nie jestem pierwszą artystką, która sięga po prace domowe, w tym zwłaszcza sprzątanie. Mierle Laderman Ukeles uczyniła ze sprzątania wieloletni projekt badawczy, łącząc siły z osobami pracującymi w tym zawodzie. Teresa Murak w pracy Ścierki wizytek eksplorowała mistyczny wymiar czyszczenia podłóg, ale też chyba przepracowywanie rosnącego poczucia obcości i bezsilności… Moja interwencja jest systemowa i prosta: dość nierówności i wyzysku, dość używania argumentu z pieniędzy podatnika, by maskować i fałszować sytuację osób sprzątających! Dość sztucznego premiowania zużytych formatów twórczości artystycznej w imię „wartości” i „kreatywności”. Jak mawiał Joseph Beuys, Każda i Każdy jest artystą. Nie rozumiejąc tego, nie rozumiemy sztuki. Musimy wreszcie przestać interpretować to zdanie i zacząć zmieniać reguły produkcji.