Poszerzenie pola walki. „Ecce Animalia” w Centrum Rzeźby Polskiej w Orońsku
Bohater komiksu Kot Rabina autorstwa Joanna Sfara, czyli prawdopodobnie najmądrzejszy kot na świecie – który po połknięciu papugi zyskał głos i domagał się dla siebie rozmaitych praw, m.in. prawa do własnej bar micwy – powiedział: „Moja pani, Zlabia, mówi, że gdyby koty umiały mówić, to opowiadałyby niewiarygodne historie”. Wśród różnych szowinizmów, szowinizm gatunkowy jest najmniej dyskutowany. Za sprawą obojętności usprawiedliwionej zbiorową amnezją i konformizmem rozpanoszył się na dobre w naszej codzienności. Agata Araszkiewicz owo nieme przyzwolenie na powszechne i skrajnie instrumentalne traktowanie zwierząt nazywa współczesnym dymem kompromitującym ludzkość. Nieopowiedziane historie zwierząt, którym brak głosu, straceńczo domagają się wyartykułowania. Brak głosu zabieranego przez polskich artystów na temat praw zwierząt odzwierciedla postawę polskiego społeczeństwa wobec tego niewygodnego tematu. Milczącą.
Z ogromną radością przyjęłam więc informację o wystawie Ecce Animalia. Do entuzjazmu jednak niemal natychmiast dołączyło wzburzenie, wystawa bowiem odbyła się w Orońsku, czyli miejscowości oddalonej od centrum – czyli Warszawy – około dwie godziny jazdy samochodem. Od początku stało się jasne: bagatelizowany społecznie problem zostanie zatrzymany w punkcie wyjścia, na swoim od lat wygrzanym miejscu – marginesie, w tym wypadku marginesie również mapy kulturalnej, nie zakłócając żadnych tłustych snów – jak śpiewa pewna polska pisarka – o kanapkach z szynką z amstaffa i z hajsem. Domyślić się, że po żmudnej i bynajmniej nie obfitującej w piękne krajobrazy wycieczce do Orońska trafią głównie osoby już zajmujące się tematem praw zwierząt, to jak wpaść na to, że Michał Witkowski jest gejem. Nie zmienia to jednak faktu, że Ecce Animalia to wystawa ze wszech miar słuszna i potrzebna.
Według deklaracji kuratorów wystawy: Doroty Łagodzkiej i Leszka Golca na wystawie zostały zaprezentowane dzieła, w których zwierzęta nie zostały przedstawione w sposób instrumentalny, a więc nie są na przykład traktowane jako symbol czy metafora tego co ludzkie. Nie ma też antropomorfizacji.
Najmocniejszym punktem wystawy są zdjęcia Mary Britton Clouse, najlepsze prace na całej wystawie. W Autoportrecie twarz artystki stapia się z głową kury, współdzieląc jedno oko. Dwie gatunkowo różne istoty stają się symbiotyczną, współodczuwalną jednością. W jeszcze mocniejszym Ręka i ręka na kobiecym palcu delikatnie i z czułością zaciska się kurza łapka. Do złudzenia przypomina ono zdjęcie z poczekalni ginekologicznej, na którym mała piąstka niemowlaka zaciska się na palcu matki.
Zdecydowanie najsłabszym punktem wystawy jest zdjęcie z internetu anonimowego twórcy, przedstawiające kocią czeredę z odblaskującymi oczami na masce samochodowej, włączone do ekspozycji z nieczytelnych powodów. Meandry internetu oferują dużo ciekawsze i bardziej błyskotliwe memy o zwierzętach. Ale to w ogóle temat na jeszcze inną wystawę.
Plusem jest to, że wystawa nie popada w egzaltację, nie uderza w wysokie C. Przemawia przez nią rzeczywista empatia kuratorów. Jednak wystawa jest za mało radykalna, bez wyraźnych tez. Jest również za mało krytyczna wobec wystawianych prac. Może czasami warto byłoby je podważyć, jakimś wspólnym zestawieniem budującym konkretną narrację, propozycję? Nie stawia pytań. Nie skłania do szukania odpowiedzi. Jest to raczej bezkrytyczna afirmacja relacji międzygatunkowych. Kryterium relacji ludzi ze zwierzętami, jest zdecydowanie za szerokie. Przyjmuje do swojego opasłego brzucha wszystko: hodowle krów, kochanego psa, który umarł, rozjechane zwierzęta wpisane w pejzaż ulic, przemielając ze sobą, trawiąc i wydalając w postaci niewiele mówiącej masy informacji.
W założeniu wystawa Ecce Animalia miała problematyzować podmiotowość zwierząt. Kwestia ta ogniskuje mój główny zarzut. Mianowicie, ani razu nie odniosłam wrażenia, że dzięki niej zwierzęta zyskały na podmiotowości. Po raz kolejny ujawniły się przeszkody, jakie tematom emancypacyjnym stawiają tradycyjne metody wystawiennicze. Być może trzeba je przeformułować żeby po raz kolejny nie utknąć w tradycyjnej strukturze antropocentrycznej, w której podmiot patrzący, czyli zawsze człowiek ma władzę i uprzedmiotawia eksponat.
Na wystawie dominowały przedstawienia ukochanych piesków artystów. Z ukochanym pieskiem do Orońska pojechałam również ja. Michelek to dziewięciomiesięczny mops z nadwagą. Swoje imię zawdzięcza pewnemu francuskiemu pisarzowi, mimo, że jedynym poszerzeniem pola o które Misiek konsekwentnie walczy jest poszerzenie pola własnego żołądka. Michel żywo reagował na dzieła sztuki. Podbiegał do rzeźb przedstawiających psy i zachęcał je do zabawy. Ich zastygłe unieruchomienie odczytywał jako prowokację. W nieintencjonalny sposób był jedynym elementem rozbijającym antropocentryzm wystawy.
Zofia Krawiec — Autorka książek „Miłosny Performans” i „Szepczące w ciemnościach”. Absolwentka filozofii i kulturoznawstwa. Mieszka w Warszawie.
WięcejPrzypisy
Stopka
- Wystawa
- Ecce Animalia
- Miejsce
- Centrum Rzeźby Polskiej
- Czas trwania
- 08.03.-15.06.2014
- Osoba kuratorska
- Dorota Łagodzka, Leszek Golec
- Strona internetowa
- www.rzezba-oronsko.pl