Pomarańczowy punkt i błyski za zasłoną. „Skiz(e)m” w ostrawskim PLATO
Minęły dokładnie dwa lata, od kiedy galeria PLATO w Ostrawie rozpoczęła działalność w nowej tymczasowej siedzibie, w dawnym markecie budowlanym. Poprzednie projekty, czyli cztery odsłony Temporary Structures, polegały na badaniu przestrzeni i wprowadzaniu w nią artystycznych kompozycji. Struktury o charakterze funkcjonalnym (szatnia, biblioteka, bufet, ogród, display, czyli szereg elementów, które służą wystawianiu) stanowią meta-artystyczne źródła rozważań o warunkach prezentacji sztuki. Efekty były i nadal są imponujące, a PLATO bez wątpienia stało się jedną z ciekawszych i dobrze rokujących czeskich instytucji artystycznych. Stawka jest więc wysoka, a oczekiwania publiczności rosną. Byłam ciekawa, czy i tym razem udało się im sprostać, zwłaszcza że kuratorki, Daniela i Linda Dostálkove, szarżują zarówno w tej domenie, jak i w sferach artystycznych. Stają się coraz bardziej rozpoznawalne także w Polsce, gdzie od ponad dekady realizują projekty, a obecnie są reprezentowane przez warszawski Piktogram. Gdyby nie pandemia, ich prace można by oglądać teraz na trwającej jeszcze w Muzeum Śląskim w Katowicach wystawie Duch natury i inne bajki.
Tytuł – Skiz(e)m – balansuje między slangowym angielskim „skizem”, przejawianiem wybitnego talentu w danej dziedzinie, a wyrazem „skizm”. To tyle co „chaotyczny”, „popieprzony”, „zmieszany”, ale i „podekscytowany”.
Skiz(e)m to pierwsza ekspozycja w nowej siedzibie PLATO, która jest po prostu wystawą prac artystycznych, a nie projektem na granicy sztuki użytkowej. Wpisuje się w całoroczny program wydarzeń, których tematem jest intensywność. Na Skiz(e)m są prezentowane prace kilku rozpoznawalnych artystów i artystek związanych z medium fotografii. To międzynarodowy przekrój twórców urodzonych w poszczególnych dekadach od lat 50. do 80. Kluczem będzie nie tylko medium/format, ale przede wszystkim ekscentryczna i dziwaczna poetyka, do czego jeszcze powrócimy. Peleton otwiera młodsza generacja trzydziestoparolatków, którzy zyskali już międzynarodowe uznanie: Andrey Bogush, duet Mazzacio (Elise Mazac) i Robert Drowilal, Joanna Piotrowska. Za nimi z większym stażem Ilit Azoulay, Lukáš Jasanský we współpracy z Martinem Polákiem oraz Asger Carlsen i Roger Ballen. Wpływowy nestor od freudowskich wizji już kilka lat nie był pokazywany ani w Polsce, ani w Czechach, a i cykl No Joke, stworzony we współpracy z Carlsenem, pokazywany jest tu po raz pierwszy.
Kuratorki wystawy, w dość enigmatycznym i ogólnym tekście towarzyszącym, nie zdradziły wiele. Dowiadujemy się, że paradygmat współczesnej fotografii zmienił się w latach 80., a projekt ma na celu ujawnienie ambiwalencji doświadczenia odbioru fotografii: zarazem dyskomfortu jak i przyjemności. To się akurat udało, resztę musimy zbadać sami.
Tytuł – Skiz(e)m – balansuje między slangowym angielskim „skizem”, przejawianiem wybitnego talentu w danej dziedzinie, a wyrazem „skizm”. To tyle co „chaotyczny”, „popieprzony”, „zmieszany”, ale i „podekscytowany”. Kojarzy się ze „schizą”, skrótem od schizofrenii, zarówno po czesku jak i po polsku, co metaforycznie sugeruje rozdwojenie. W polskim „schiza” oznacza zmieniającą się sytuację i psychodeliczne stany, raczej z tych nieprzyjemnych i stresujących, choć zadziwiających. Słusznie, bo prace zaprezentowane na wystawie wpisują się w powyższą trójwartościowość (zręczność/chaotyczność/psychodelię). Diagnozę można uznać za wyraz międzynarodowej tendencji we współczesnej fotografii. Zdjęcia są zmyślne, wycwaniaczone, pozornie dyletanckie, a nazwa wystawy została na plakatach zakreślona jakby od niechcenia szkicowym pismem. W ramach promocji połacie papieru z nadrukiem Skiz(e)m jak ulotki reklamowe wtykane były za wycieraczki samochodów; niektóre z kartek skończyły jako śmieci walające się po asfalcie i kałużach. Całość pasuje stylistycznie do wnętrza Plato, na poły niefrasobliwego i biednego, na poły błyskotliwego (nawet jedzenie jest tu przecież sztuką, obecnie tworzoną przez Zuzanę Blochovą, Davida Fesla i Adélę Brož, samo bistro to projekt Dominiki Olszowy).
Intensywności nie można odmówić samym realizacjom, pokazanym na wystawie, które wywołują silne odczucia somatyczne, w tym afektywne. Część z nich korzysta z nostalgicznej estetyki grafiki komputerowej rodem z lat 90., może być też odebrana jako opowieść o skondensowanym przesyceniu obrazami. Takie są zwłaszcza projekty Andrey’a Bogusha z cyklu We will only have a Future Tense i seria Iconology Mazzacia (Elise Mazac) i Roberta Drowilala. Cechuje je intensywna kolorystyka i brikolażowe łączenie śmieciowych motywów popularnych metodami DIY. Ctrl+c, ctrl+v, nakładanie różnokolorowych warstw na zdjęcia i mazanie po nich za pomocą narzędzi z prostych programów graficznych. Fotografie Bogusha to prace na granicy abstrakcji, francuski duet zestawia podobne wizualnie formy w zaskakujący sposób, chociaż wszystkie pochodzą z porządku popkultury. A jednak prac Bogusha nie mogę ścierpieć, wywołują mój fizyczny ból, skręcają mi się wnętrzności. Po zastanowieniu wiem już, dlaczego. Nie mogę znieść obcesowości, która z prac Bogusha wyziera. Odnoszę wrażenie, że to jest ekran, za którym nie ma nic, kompletnie. To jest Nic-Realne, bezideowe, a przy takim Nic moje wnętrzności okazują się reagować, jak widać, konserwatywnie.
Intensywności nie można odmówić samym realizacjom, pokazanym na wystawie, które wywołują silne odczucia somatyczne, w tym afektywne. Część z nich korzysta z nostalgicznej estetyki grafiki komputerowej rodem z lat 90., może być też odebrana jako opowieść o skondensowanym przesyceniu obrazami.
Co innego Mazzacio i Drowilal. Łowcy obrazów zrywają z ideą autorstwa (nawzajem edytują prace, scalają je, przekształcają) i praw autorskich, odwołując się do wspomnień o ściąganiu nielegalnych plików. To kampowa zabawa na granicy żartu, pastiszu, kiczu – zbyt duża dbałość o techniczne aspekty fotografii ma przeszkadzać w spontaniczności. Wszystkie prace z serii składają się z dwóch horyzontalnych, połączonych dłuższymi bokami obrazów. Piłka Michaela Jordana łączy się z ikonicznym przedstawieniem bólu pleców rodem z reklamy (promieniujący, pomarańczowy punkt), stockowe zdjęcie kobiety trzymającej zegar przy stole zastawionym warzywami i owocami. Artykuł o diecie i zdrowym odżywianiu występuje w zestawieniu z fotosem ze Słonecznego patrolu, a Stworzeniu Adama Michała Anioła z ikoną o fatalnym błędzie systemu (fototapeta?) towarzyszy scena z Arnoldem Schwarzeneggerem i Sylvestrem Stallonem w szpitalu. Błyskotliwość tych fotografii polega na nietypowych i nieoczekiwanych podobieństwach formalnych – 9 prac duetu jest opakowanych w folie i oklejonych taśmą jak gotowe do kupienia towary. Wizualnie podobny, chociaż nieco chłodniejszy i bardziej stonowany jest silikonowy wydruk Ilit Azoulay (…ok, shall we sit? z serii Regarding Silences). Siła rażenia zdjęcia tkwi w odniesieniach intertekstualnych. Artystka, wnikliwie badająca przedmiot swoich artystycznych rozważań, kolekcjonuje zdjęcia przedmiotów, których historię poznaje, a następnie buduje z nich „mapę umysłu” albo gromadzi je na jednym kolażu. Tak jest i w przypadku Regarding Silences, na których przedstawiła wnętrza izraelskiego, luksusowego hotelu z dziełami sztuki na ścianach. Miejsce przeszło radykalne przemiany, będące znakami czasu, między innymi przekształceniami systemowymi z socjalizmu do kapitalizmu w Izraelu. W przedstawionym miejscu pierwotnie znajdował się obóz, w którym przetrzymywano i przesłuchiwano żołnierzy podczas wojny Yom Kippur. Niektórym aplikowano ostre narkotyki, by poradzili sobie z traumatycznymi doświadczeniami. Milczenie w tytule odnosi się zapewne do kontraktu, który zobowiązywał uczestników tajnego rządowego projektu do 18-letniego zachowania tajemnicy. Później budynek stał się domem rekonwalescentów, a następnie przeszedł gruntowny remont, podczas którego został on zmieniony w hotel. W tym czasie zainteresowała się nim Azoulay, nic nie wiedząc o jego przeszłości. Dokumentowała proces renowacji, a na kolażach umieściła przedmioty dotyczące różnych warstw czasowych, związanych z miejscem. Wnętrze w formie zaprezentowanej przez izraelską artystkę nigdy nie istniało.
Przyjrzyjmy się bliżej wystawie, która gra na ambiwalencji między zgrywą a powagą. Nie wiadomo, czy nie jest pastiszem i kolejnym meta-komentarzem na temat wystawiennictwa. Obcesowo powieszone świstki na ścianie, z ramami lub nie, w pozornym, ale kontrolowanym nieładzie (to akurat chyba stała praktyka na wystawach fotograficznych od paru lat). Wszystkie prace są zagęszczone na biednej ściance działowej, rzuconej w poprzek sali. Samotna diagonala w przepastnym wnętrzu. Wielka pustka i – w zamyśle – gorejąca ściana, brak bodźców, a później krótka kumulacja. Niestety, całość gubi się w ogromnej hali. W robiącym duże wrażenie wnętrzu ten skądinąd ciekawy pokaz nie wybrzmiewa odpowiednio. Za mało i chciałoby się więcej. Chodzi o uporządkowanie przestrzenne, bo prac doliczyłam się aż 48, chociaż można odnieść wrażenie, że jest ich o wiele mniej. Druga, pusta strona ściany wygląda wcale atrakcyjnie, jednak w kontekście otoczenia kuratorski zamysł nie jawi się jako realizacja dotycząca problemu intensywności. Właśnie obcesowość wydaje się osłabiać to wrażenie. Bo co jak co, ale intensywność nie jest bezceremonialna. Z tego powodu Skiz(e)m to raczej całościowo refleksja o niewidocznym i nieobecnym, metaforyczna spekulacja na temat przebłysków zza zasłony. Intensywny byłby jątrzący się kolorowy odcinek, ściana, klin.
Zachęcam do zwiedzania Skiz(e)m połączonego z udziałem w koncercie, rozmowie, a nawet sesji psychodramy. Na razie majowe seminarium tego typu nie zostało wykreślone z grafiku. Będzie przeprowadzone przez Jiřego Šimáčka za pomocą metody hellingerowskich konstelacji rodzinnych.
Intensywność ma być prawdopodobnie wywołana zebraniem wszystkich prac w jednym skupisku, związana jest także z multiplikacją i ze zdwojeniem. Prezentowane są zdjęcia dwóch artystycznych duetów, a projekt kuratorski zrealizowały siostry Daniela i Linda Dostálkove. Całe nieporozumienie, związane z intensywnością, dotyczy dwóch kwestii. Pierwsza jest taka, że program związany jest raczej z krytyczną analizą kategorii, także opartą na negacji, a nie koniecznością jej wywołania i przywołania (może powinno to być zaznaczone w tytule?). Druga wiąże się z konkretną inspiracją, teoria została zaczerpnięta z pism Tristana Garcii. Chociaż koncepcja francuskiego filozofa jest dość przystępna, nie jest całkowicie intuicyjna. To manifest przepracowania kategorii intensywności, przemyślenia jej na nowo. Z pewnością zjawisko jest ważną kategorią dla sztuki współczesnej, której dystynktywną cechą jest somatyczne doświadczenie. Metaforą najlepiej oddającą cechy intensywności ma być dla Garcii elektryczność: dzika, nieujarzmiona, niemal magiczna, tajemnicza, stojąca w opozycji do mechanicystycznej, racjonalnej, „oświeceniowej” wizji świata. Intensywność charakteryzuje różnorodność, akceleracja i primaweryzm, czyli upodobanie do nowości. Zaprezentowane na Skiz(e)m prace wcale nie reprezentują jednoznacznie tej kategorii, część z nich jest pozornie rozpoznawalna, po czasie zaskakująca (intensywność jest natychmiastowa, nie sukcesywna), a zdaniem Garcii elektroniczność osłabia intensywność. Medium historycznie sugeruje realność i prawdziwość, co także daje jedynie obietnicę intensywności. Współczesna fotografia proponuje złożone, komponowane, wielowarstwowe powłoki widzialności, dawno już odeszła od poetyckiego zapisu kameralności i intymności. W świecie, w którym intensywność staje się zasadą, porządki odwracają się. Relaksacyjna asceza, mindfulness w rytmie slow zaczynają umożliwiać intensywność na nowo. Koniec końców Skiz(e)m nie oferuje brutalnego zagęszczenia bodźców, alienacyjnego szoku czy innych formalnych środków kojarzonych bezpośrednio z przeżyciem intensywności. To raczej subtelna medytacja o intensywności, widzianej z daleka, nieuchwytnej, pobłyskującej zza zasłony. To także manifest antyintensywności w imię jej przywrócenia. Intensywność szkodzi relacjom, nie pozwala budować długotrwałych więzi, to pułapka ciągłego nienasycenia i uzależnienia. Garcia uważa (a zanim siostry Dostálkove konkludują) że im więcej powszechnie rozumianej intensywności, tym w rzeczywistości otrzymujemy jej mniej.
Ze względu na obecną sytuację trudno stwierdzić, czy będzie nam dane zobaczyć bogaty program, którego wystawa jest częścią, wiele wydarzeń odwołano. Zachęcam do zwiedzania Skiz(e)m połączonego z udziałem w koncercie, rozmowie, a nawet sesji psychodramy. Na razie majowe seminarium tego typu nie zostało wykreślone z grafiku. Będzie przeprowadzone przez Jiřego Šimáčka za pomocą metody hellingerowskich konstelacji rodzinnych. Przeżycie wywołuje bardzo silne emocje. Psycholodzy są zwykle zgodni, że technika ta nie powinna być traktowana jako forma leczenia. W mniej delikatnych słowach mówią o szkodliwej szarlatanerii, chociaż opis wydarzenia na stronie PLATO mówi o niej jako psychoterapii, wbrew poglądom wielu towarzystw zrzeszających specjalistów, które informują o jej szkodliwości oraz o tym, że nie spełnia ona odpowiednich kryteriów. Możliwość wykorzystania kontrowersyjnego narzędzia w obszarze sztuk wizualnych wydaje się jednak kusząca, jeśli będzie wykorzystana przez osoby z dużym poziomem dobrostanu i z odpowiednim dystansem. Trudno powiedzieć, jak będzie wyglądać samo seminarium. Szkoda, że nie zorganizowano grupowej sesji terapeutycznej, która wykorzystywałaby mniej wątpliwe techniki i teorie szkół psychoterapeutycznych. Psychodramą w metaforycznym rozumieniu mogą być określone „fikcjonalne dokumenty” Rogera Ballena i Asgera Carlsena, pokazane na wystawie. Niemal efekciarskie, teledyskowe sceny, z nabazgranymi na ścianach ekspresyjnymi, kreskówkowymi postaciami w rozpoznawalnym stylu Ballena. Z siedmioma aktami, na których postacie nigdy nie mają twarzy, ale groteskowe maski, i z jednym zdjęciem, przedstawiającym kurę. To ta popkulturowa intensywność, która z czasem okazuje się być przesadzona i w gruncie rzeczy banalna. Bardziej interesujący okazał się sposób pracy Carlsena i Ballena, którzy nigdy nie spotkali się w tym samym studiu, tworzyli zdalnie, a ich celem było wykreowanie złowrogiej atmosfery. Postacie ze zdjęć wyglądają w istocie jak ofiary morderstw, co przypomina, że Carlsen zaczynał swoją karierę od fotografowania scen zbrodni.
Metodę ustawień rodzinnych zastosowała wcześniej w projekcie fotograficznym także Joanna Piotrowska (FROWST, 2014), której cztery fotografie z cyklu Shelters są pokazywane na Skiz(e)m. Dostálkove wybrały zdjęcia, na których nie ma postaci ludzkich (chociaż w innych pracach z serii pojawiają się użytkownicy tytułowych „schronów”). Mimo to, całość ma psychologiczny wymiar, oddaje atmosferę globalnego lęku i zagrożenia, a także regresji do dziecięcej zabawy budowania „szałasu”, czy „domku”, w którym można czuć się bezpiecznie. To doskonały komentarz do trwającej pandemii. Przy okazji prace artystów z dawnych demoludów odróżnia to, że mają wyraźny kontekst historyczny. Przedstawione przez Piotrowską wnętrza wypełnione są meblami pamiętającymi Gomułkę albo Gierka. Rys postsocjalistycznego resentymentu widoczny jest przede wszystkim w zdjęciach Lukáša Jasanský’ego i Martina Poláka, którzy przedstawili na fotografiach popiersia stworzone przez Alfonsa Karnego z muzeum w Białymstoku. Tym razem zapośredniczenie wywołane jest poprzez referencje historyczne oraz za pomocą wielokrotnej mediacji (zdjęcie rzeźby, która jest podobizną ludzkiej twarzy, zwykle rozpoznawalnej postaci).
Dzięki tym kontekstom ma się wrażenie przedzierania przez powłoki, warstwy. Znowu jakiś „Lacan” wyziera ze ściany. Ostatecznie bardziej przekonuje mnie intensywność samych prac (pomarańczowy punkt), niż cała kompozycja wystawiennicza (ekran projekcji, z jakimiś błyskami za, do których nie da się dotrzeć). Mimo drobnych zastrzeżeń, czasem wynikających po prostu z preferencji (oniryzm, pretensjonalność Ballena, męczący nihilizm, obcesowość i pozorny dyletantyzm, który nie każdemu będzie odpowiadać), wystawa zdecydowanie pozytywnie wyróżnia się przemyślaną koncepcją, unikaniem zbytniej dosłowności, sięgnięciem po świeżą ideę. Nie zobaczycie tam jednak czerwonego klina, gorejącej ściany, jątrzącego się odcinka. Wszystko jest jak koncert Joshuy Sabina, którego fragmenty słyszałam w PLATO podczas zwiedzania wystawy. To relaksacyjna muzyka, przypominająca wielorybi śpiew, a nie kopnięcie prądem elektrycznym.
Wiktoria Kozioł – historyczka sztuki (doktorat na Wydziale Historycznym UJ), krytyczka, badaczka. Rozwija działalność pedagogiczną w zakresie wyższej edukacji związanej z historią sztuki i sztuką. Pracowała jako asystentka na Wydziale Sztuki UP, wykłada na Wydziale Polonistyki UJ (krytykę artystyczną i syntetyczny kurs dotyczący dziejów historii sztuki europejskiej) oraz na Wydziale Malarstwa Akademii Sztuki w Szczecinie. Obecnie jest przede wszystkim związana z Uniwersytetem SWPS w Krakowie (dawna Wyższa Szkoła Europejska), gdzie pomaga kształcić osoby zajmujące się grafiką, przede wszystkim w obszarze gier cyfrowych. Pracuje także w Liceum Sztuk Plastycznych Cosinus w Krakowie, gdzie uczy historii sztuki. Jest autorką ponad 50 artykułów krytycznych i kilkunastu tekstów naukowych
WięcejPrzypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Ilit Azoulay, Andrey Bogush, Roger Ballen & Asger Carlsen, Mazaccio & Drowilal, Lukáš Jasanský & Martin Polák, Joanna Piotrowska
- Wystawa
- Skiz(e)m
- Miejsce
- Plato Ostrava
- Czas trwania
- 20.02–31.05.2020
- Osoba kuratorska
- Daniela Dostálkova, Linda Dostálkova
- Strona internetowa
- plato-ostrava.cz