Polityczność a dobry „timing”
Tegoroczne Konteksty spowodowały niewielką falę korespondencyjnych coming-outów, krytyki pisanej w formie konfesyjnej („wstydziłam się”, „prawie mnie zlinczowali”) ujawniania nieprzejrzystych zasad i „spraw organizacyjnych”, a także sporadycznie – ataki ad personam.
Postanowiłam się dołączyć.
Mój tekst nie jest polemiką z krytyczną oceną Kontekstów sformułowaną przez Karolinę Plintę, ale usytuowaną (współpracuje z artystką, o której będzie mowa) krytyką fragmentu tekstu Plinty z elementami niewyrafinowanych ataków ad personam i ujawnianiem prywatnej korespondencji. Na zasadzie mimikry – tekst ten ma bawić i uczyć.
Zanim przejdę do sedna sprawy – to znaczy do moim zdaniem powierzchownej interpretacji polityczności zaproponowanej przez autorkę – chciałbym zwrócić uwagę na pułapki krytyki pisanej maczugą. Oczywiście zawsze jest to lepsze niż obślizgłe peany „na cześć” – sama poruszam się zatem po niepewnym gruncie:
Poniedziałek w Polsce to kolejne manifestacje na ulicach i orędzie prezydenta Dudy, który zapowiedział zawetowanie dwóch z trzech ustaw o sądownictwie. W Sokołowsku tymczasem upłynął on pod znakiem dyskusji o polityczności sztuki i polityce Fundacji In Situ
Doskonale rozumiem tę frustrację: myślę, że większość z nas – dostawców sztuki i dyskusji o niej – w tym momencie czuła, że raczej należy wyjść na ulice, niż iść na kolejne otwarcie. Zacznę jednak ad personam – czyli wykonam gest sympatyczny, ale na dobrą sprawę dość łatwy. Co krytyczka robiła na festiwalu sztuki, kiedy w Polsce ludzie (ja też) „spacerowali”? No właśnie, zbierała materiały do artykułu, o tym, że tak mało jest polityczności w sztuce – czyli pracowała. Zapewne legislacyjna aktywność Sejmu RP zaskoczyła autorkę artykułu w połowie drogi do Sokołowska. Zawsze się jednak można było wrócić. Nie politycznej byłoby protestować zamiast użalać się nad tym, że inni inwestują w artystyczną produkcję bez znaczenia? Lub, co gorsza, pić wódkę z artystą, którego twórczość okazała się jedyną intersującą sprawą na tym smutnym festiwalu (oprócz oczywiście ocenzurowanej artystki, z którą autorka artykułu wcześniej współpracowała). Zatem nie „wielka wspólna” ale – zawsze – rodzina.
To tyle – teraz do sedna sprawy, to znaczy do momentu, w którym maczuga – bo przecież nie ostrze – krytyki Karoliny Plinty próbuje ściąć czarne parasolki Ewy Partum:
Co zaś do samej polityki, to ta obecna jest na festiwalu w dość dwuznaczny sposób. W momencie jego otwarcia trwają w końcu protesty w całej Polsce i obywatele domagają się od prezydenta zawetowania ustaw o sądownictwie. Na festiwalu też niejako można poczuć ducha protestów, ale – co znaczące – tych sprzed roku. Ustawiona na parkowej łące instalacja Ewy Partum Feministyczne cytaty, złożona z czarnych parasolek i dużego hasła „Wy odbieracie nam wolność decyzji, my odbieramy wam władzę” wydaje się nie tylko mocno spóźniona, ale i absurdalna w tym sanatoryjnym kontekście.
Jeżeli chodzi o zarzut absurdalności sztuki w lesie, to nie będę z nim polemizować – jak wiemy z historii sztuki, w kontekście lasu sprawdzają się jedynie drzewa, krzaki, grzyby, sarny i jelenie. Odniosę się natomiast do argumentu o „mocnym spóźnieniu” tej pracy.
Ewa Partum podjęła decyzję o zaprezentowaniu nowej pracy pt. Feministyczne cytaty, odnoszącej się do jednej z manifestacji dobrej zmiany: ataku partii rządzącej na prawa kobiet.
Ewa Partum zaproszona została do udziału w Kontekstach zanim Sejm RP podjął decyzję o zdemolowaniu trójpodziału władzy i zajmował się niszczeniem innych demokratycznych instytucji. Oni są naprawdę szybcy – trudno synchronizować rytm festiwalowy z ich nadpobudliwą destrukcyjnością. Zawsze przecież łatwiej jest niszczyć niż tworzyć. W każdym razie, artystka podjęła decyzję o zaprezentowaniu nowej pracy pt. Feministyczne cytaty, odnoszącej się do jednej z manifestacji dobrej zmiany: ataku partii rządzącej na prawa kobiet. Tematyka tej interwencji nie dziwi – Ewa Partum jest przecież artystką feministyczną i artystką, która zawsze interweniowała w obszar przestrzeni publicznej. Przypomnijmy chociażby Legalność Przestrzeni (1971) zrealizowaną na – nomen omen – Placu Wolności w Łodzi czy Samoidentyfikację (1980): serię foto-kolaży i performance, w którym Partum pojawia się nago wśród ulicznego tłumu, a także naprzeciw dzisiejszego Pałacu Prezydenckiego. Ewa Partum mogłaby pokazać jedną z tych prac na festiwalu Konteksty- wszyscy byliby szczęśliwi. Albo zaproponować kolejną edycję active poetry, (1971– ) pracy w procesie, wykonywanej w różnych – mniej lub bardziej – politycznych okolicznościach. To znaczy, zaprezentować polityczną pracę, niezwiązaną z działalnością obecnego rządu i sejmu. Jakkolwiek, zamiast performować rolę „polskiej artystki neoawangardowej i prekursorki feminizmu” – Partum postanowiła wypowiedzieć się jako artystka usytuowana „tu i teraz”, nie zaś jako „nestorka” celebrująca wcześniejsze osiągnięcia. Wypowiedzieć się wobec sytuacji politycznej w Polsce.
W instalacji Feministyczne cytaty Partum wykorzystała motyw, który pojawiał się w jej twórczości wielokrotnie, to znaczy gest hołdu, hommage á… W 1982 roku Partum zrealizowała np. performance Hommage á Solidarność, powtórzony rok później w Berlinie Zachodnim w Galerii Wewerka. Struktura obydwu realizacji jest podobna: w przypadku hołdu oddanego Solidarności pojawia się motyw upłciowienia walki „z systemem”, natomiast w Feministycznych cytatach Partum re-prezentuje (cytuje) feministyczną akcję polityczną. W obydwu realizacjach artystka wykorzystuje elementy, które posłużyły obywatelom i obywatelkom do wykonania politycznego performance. Partum zawłaszcza materialność politycznego gestu oraz jego język – w pierwszym przypadku odtwarza słowo „Solidarność”, a także rozrzuca kwiaty i zapala znicze nawiązując do publicznych manifestacji oporu wobec władzy; w drugim – prezentuje instalację z czarnych parasolek, a także hasło protestu. Innymi słowy w Feministycznych cytatach artystka oddaje hołd organizatorkom i uczestniczkom protestu – polskim kobietom, które stały się feministkami walczącymi o swoje prawa; cytuje ich (nasze) słowa, wyciszając swój własny głos.
Czy gdyby Ewa Partum spontanicznie zamieniła parasolki na znicze, to jej instalacja byłaby według Karoliny Plinty „polityczna” czy raczej koniunkturalna?
Powracając do chronologii: Partum opisała swój koncept w mailu przesłanym kuratorce i otrzymała pozytywną odpowiedź. Jakkolwiek w połowie lipca organizatorzy zaproponowali drobne zmiany, to znaczy nieumieszczanie hasła: „Wy odbieracie nam wolność decyzji, my wam odbierzemy władzę”. Prośba ta motywowana była obawami przed odcięciem od strumienia pieniędzy podatników (granty ministerstwa). Pozwolę sobie zacytować fragment odpowiedzi artystki:
Jakiego typu cenzura istnieje na Festiwalu Konteksty?
Kto konkretnie obawia się reakcji władz z powodu mojej instalacji cytującej czarny protest
i walkę polskich kobiet o ich prawo do wolności i demokracji..?
Wychodziłam z moją sztuką w przestrzeń publiczną jako jedna z pierwszych,teraz chciałam Polską przestrzeń publiczną wprowadzić do mojej sztuki.
Nie miałabym tej pozycji w świecie sztuki gdybym obawiała się urzędników.
Artystka zasugerowała również, że jeżeli ktoś organizuje festiwale po to, aby przypodobać się władzom to nie powinien zapraszać właśnie jej – zły wybór. W efekcie organizatorzy odstąpili od swojego „kuratorskiego” pomysłu i wyrazili zgodę na realizację projektu.
I tu pojawia się pytanie, a właściwie trzy:
Czy gdyby Ewa Partum spontanicznie zamieniła parasolki na znicze, to jej instalacja byłaby według Karoliny Plinty „polityczna” czy jej instalacja byłaby według Karoliny Plinty „polityczna” czy raczej koniunkturalna? Po drugie, czy w świetle zagrożonego trójpodziału władzy prawa kobiet stają się problemem irrelewantnym? Czy tylko teraz chodzi o naprawdę istotne sprawy? Oraz – last but not least – czy jakikolwiek gest wykonany na festiwalu performance może być bardziej polityczny, to znaczy efektywny, niż nasze wspólne protesty?
Odpowiedź na to ostatnie pytanie zależy oczywiście od definicji polityczności, ale nie jest moim zamiarem kontynuowanie dyskusji na poziomie teoretycznym: zajmiemy się tym z pewnością na kolejnym festiwalu sztuki lub konferencji naukowej. Myślę jednak, że nie należy udawać, że np. fotografia czy jatka wokół niej, lub nawet inteligentny, nie-pompatyczny i niewykonywany na boso performance ma większe polityczne znaczenie niż obecność jego autora lub autorki na ulicy wśród innych protestujących. Jedyne, co moim zdaniem „zrobić” może w tym momencie sztuka, to wskazać palcem na to, co istotne – rozdystrybuować i wzmocnić społeczną energię protestu; utrwalić protest i jego wciąż aktualne hasła. A także, przede wszystkim, nie poddawać się autocenzurze, to znaczy nie akceptować pseudokrytycznej postawy, o której pisał Piotrowski w swoim znanym tekście Dekada: o syndromie lat siedemdziesiątych… Przypomnimy: według autora przyczyną „mizerii i tandety” sztuki była nie tylko koteryjność krytyki, ale także system finansowania kultury. Jeżeli zatem zadaniem krytyki jest denuncjowanie fasadowości systemu, to zadaniem artystów jest bycie przydatnym społeczeństwu. Utrwalanie hasła czarnego protestu wbrew oporom organizatorów jest właśnie tego typu działaniem.
Polityka oślej łączki. Odpowiedź na tekst Karoliny Majewskiej-Güde
Karolina Plinta
W odpowiedzi na tekst Polityczność a dobry „timing” Karoliny Majewskiej-Güde pozwolę sobie rozwiać kilka wątpliwości trawiących autorkę.
Tegoroczna edycja festiwalu Konteksty w Sokołowsku odbyła się w szczególnym czasie. W całym kraju trwały protesty przeciwko reformom sądownictwa, wobec których trudno było pozostać obojętnym. Ani organizatorzy festiwalu, ani jego uczestnicy nie mogli wiedzieć o tej nadchodzącej politycznej gorączce, ale na dobrą sprawę udział w Kontekstach nie oznaczał, że nie można było się udzielać w protestach i próbować reagować na aktualne wydarzenia w kraju. Ja sama protestowałam w Warszawie i we Wrocławiu, w samym Sokołowsku z kolei wspierałam znajomych w zawieszeniu transparentu z napisem „Veto”, który zawisł na wieży sanatorium dra Brehmera (ku niezadowoleniu organizatorów). Dla chcącego nic trudnego, choć oczywiście w moich rozważaniach nie chodziło o to, by rozliczać kogokolwiek z tego, czy na protesty chodził czy nie. Jak się zresztą dowiedziałam z rozmów z artystami biorącymi udział w festiwalu, ich stosunek do bieżących wydarzeń politycznych często był niezwykle zdystansowany – tutaj warto przytoczyć wypowiedź Przemysława Kwieka opublikowaną na Facebooku, w której jasno określił on, że w Sokołowsku odpoczywał od polityki, a moje refleksje na temat jego działań na festiwalu określił jako „niedemokratyczny zamordyzm” skierowany w jego wolność.
Dla jednych wszczynanie dyskusji o potencjalnych odczytaniach jakiegoś dzieła sztuki w określonym kontekście będzie atakiem na wolność, dla innych jej wyrazem i ja akurat zaliczam się do tej drugiej grupy. Z tego też powodu w swoim tekście kilka razy podkreśliłam polityczny kontekst, w jakim przyszło zafunkcjonować tegorocznej edycji Kontekstów, nota bene niepozbawionej politycznych ambicji (stąd zaproszenie takich artystów jak Ewa Partum czy Joanna Rajkowska). Było to o tyle ważne, że podkreślało hipokryzję organizatorów festiwalu, drżących przed każdym, nawet najmniejszym, najbłahszym politycznym gestem (ocenzurowano nawet protest food trucka!) w sytuacji, kiedy tysiące ludzi w Polsce ma odwagę by wyjść na ulice i wykrzyczeć swoje racje. Niechęć do pokazania instalacji Ewy Partum w takim kształcie, jaki zaproponowała sama artystka, tylko moje przeczucia potwierdza.
Praca Ewy Partum miała charakter interwencyjny i publicystyczny – był to po prostu transparent umocowany na czarnych parasolkach. Gdyby taki transparent został użyty na demonstracji w sprawie praw kobiet, jego polityczna wymowa byłaby zapewne dużo większa niż podczas prezentacji na łące w Sokołowsku.
To, że Ewie Partum udało się pokazać swoje Feministyczne cytaty w takiej formie, jaką sobie zaplanowała, jest niewątpliwie sukcesem artystki i cieszę się, że miała siłę by walczyć o swoje racje. Jednak czy jest to argument przemawiający za tym, żeby bezkrytycznie zachwycić się jej dziełem? Znowu – wolę do sprawy podejść bardziej krytycznie, nawet jeśli niektórym kojarzy się to z „waleniem maczugą” albo „niedemokratycznym zamordyzmem”. Warto na przykład zwrócić uwagę na fakt, że praca Ewy Partum miała charakter interwencyjny i publicystyczny – był to po prostu transparent umocowany na czarnych parasolkach. Gdyby taki transparent został użyty na demonstracji w sprawie praw kobiet, jego polityczna wymowa byłaby zapewne dużo większa niż podczas prezentacji czy to na łące w Sokołowsku, czy jakiejkolwiek innej przestrzeni wystawienniczej. Taka jest właśnie specyfika transparentów – najlepiej sprawdzają się jako uliczne narzędzia, mniej jako artystyczne eksponaty. W używaniu tego typu interwencyjnych narzędzi warto brać także pod uwagę czas i zadać sobie pytanie – czy transparent rodem z Czarnego Protestu będzie miał wystarczająco silną wymowę rok po proteście? Czy może w oddalonym od świata Sokołowsku lepiej sprawdzi się jakaś inna forma artystyczna, poprzez którą artystka również mogłaby wesprzeć walkę o prawa kobiet, ale która byłaby lepiej dostosowana do kontekstu prezentacji w sanatorium?
W swoim tekście Karolina Majewska-Güde pyta: „Czy gdyby Ewa Partum spontanicznie zamieniła parasolki na znicze, to czy jej instalacja byłaby według Karoliny Plinty «polityczna» czy raczej koniunkturalna?”. Myślę, że to pytanie zostało postawione bardzo brzydko. Sugeruje przede wszystkim, że ci artyści, którzy decydują się by zareagować na bieżące wydarzenia polityczne, robią to z pobudek koniunkturalnych (czyli np. zawieszenie transparentu „Veto” na wieży było koniunkturalne). A czy jeśli Ewa Partum postanowiłaby „zaktualizować” swoją instalację, to byłaby ona bardziej polityczna? Na pewno tak.
Nie znaczy to oczywiście, że walka o prawa kobiet w Polsce jest tematem nieaktualnym. Niestety, wydaje mi się, że jeszcze bardzo długo będzie problemem palącym, na który warto reagować. Każda reakcja powinna być jednak dostosowana do czasu i miejsca, ponieważ na tym opiera się jej polityczny potencjał.
Karolina Majewska-Güde — Historyczka sztuki. Zajmuje się wschodnioeuropejską sztuką neoawangardową, feministyczną historią sztuki oraz zagadnieniami obiegu, tłumaczenia i produkcji wiedzy poprzez badania artystyczne. Autorka recenzji oraz esejów w katalogach wystaw. Członkini feministycznych kolektywów badawczych i kuratorskich. Pracuje jako adiunkt badawczy w Instytucie Historii Sztuki UW. https://karolinamajewska.
Karolina Plinta – krytyczka sztuki, redaktorka naczelna magazynu „Szum” (razem z Jakubem Banasiakiem). Członkini Międzynarodowego Stowarzyszenia Krytyków Sztuki AICA. Autorka licznych tekstów o sztuce, od 2020 roku prowadzi podcast „Godzina Szumu”. Laureatka Nagrody Krytyki Artystycznej im. Jerzego Stajudy (za magazyn „Szum”, razem z Adamem Mazurem i Jakubem Banasiakiem).
Więcej