Pokój ścianom, wojna muralom. Katowice Street Art Festiwal 2016
Rewitalizacja Katowic opiera się po części na dość dyskusyjnym pomyśle, którego sens można by streścić w haśle „renowacja – nie, symulacja – tak!”. Na absurd sytuacji zwraca uwagę tegoroczny Street Art Festiwal. Przy katowickim dworcu szereg betonowych kielichów udaje brutalistyczne, jedyne w swoim rodzaju, zniszczone bestialsko oryginały. Kawałek dalej na rynku, pośród palm i szezlongów, dzieci brodzą w przejrzystej, czystej wodzie – to niby-rzeka zastępująca płynącą pod ziemią Rawę. Obok kielichów udających kielichy i wody udającej rzekę pojawiło się też nowy, lepszy „zachód słońca”. To błyskotliwa w swej prostocie, niezwykle efektowna instalacja Supergut Studio (Katarzyna Furgalińska, Łukasz Smolarczyk, Dorota Żurek). Różowo-fioletowy neonowy napis w kształcie słońca zawisł nad fragmentem Rawy (tym razem tej prawdziwej), odbijając się w jej tafli podczas letnich nocy. Instalacja umieszczona w sąsiedztwie rynku, ozdabiając centrum miasta, jednocześnie komentuje uszczypliwie fasadową strategię poprawy jego wizerunku. Brutalistyczne kielichy dworca? Zburzyć, odlejemy nowe! Rawa? Zrobimy lepszą! Zachód słońca? Tylko na naszych warunkach! Wizyta w Katowicach zaczyna coraz bardziej przypominać film science fiction – nic nie jest tu tym, na co wygląda.
„Miasto ogrodów”, jak tytułują się Katowice, z pewnością ma dużo kompleksów, które próbuje zakryć jakąś piękną wizją. Szczytem tego myślenia był fragment filmu Miłość w mieście ogrodów Ingmara Vilquista, który pojawił się w internecie około roku temu (w jednej z głównych ról wystąpiła sama Anda Rottenberg). Stawiając za jeden z celów promocję miasta, zamiast pokazać jego zalety (których przecież nie brakuje), wykonano piękną, wybujałą wizualizację komputerową z wieżowcami i mnóstwem zieleni, która tylko trochę przypominała oryginał. Te desperackie próby stania się prawdziwie „pięknym” czy „europejskim” miastem, przypominają momentami nieudany drag queen show, stając się raczej parodią niż kopią upragnionego ideału.
Tegoroczna edycja Katowice Street Art Festiwal być może nie zachwyca rozmachem – postanowiono raczej na działania mniejsze i bardziej subtelne. Organizując działania pod hasłem „Beyond Street Art” organizatorzy pokazują, że w przestrzeni miasta zrobić można dużo więcej niż tylko mnożyć kolejne murale. To także przykład bardzo rozsądnego myślenia, zupełnie przeciwnego temu, co dzieje się w tym cierpiącym na gigantomanię mieście. Wszystko tu jest wielkie, przesadzone i okazałe. Buduje się muzea, NOSPR, wytycza się wielkie osie, rekompensując kompleksy za pomocą unijnych funduszy. Trzeba budować, tworzyć, produkować i jeszcze raz budować. Im więcej, tym lepiej. Tegoroczny KSAF przeciwstawia się temu myśleniu – zamiast mnożyć murale czy obiekty w mieście, decyduje się zająć tymi istniejącymi – jak choćby pomnikiem w dzielnicy Koszutka, któremu Społeczna Pracownia Mozaiki przywróciła utracony blask (dosłownie!). Bardziej od efekciarstwa liczy się społeczne działanie, rewitalizacja u podstaw i zmiana nastawienia.
Koszutka to obecnie jedna z najciekawszych dzielnic Katowic – mnóstwo zieleni, przy której socrealistyczne bloki nabierają uroku, oprócz tego skwerki, modne sklepy, kawiarnie i kino. W ostatnich latach dzielnica nabrała wyrazu, prestiżu i hipsterskiego sznytu, ale trzeba pamiętać, że przy tym wszystkim to nadal miejsce zamieszkiwane głównie przez osoby starsze. Wywodząca się z Lublina Społeczna Pracownia Mozaiki wzięła na warsztat pomnik Rodzina z lat 50., autorstwa Jerzego Egona Kwiatkowskiego – miękkie, wydłużone sylwetki rodziców trzymających w rękach dziecko, stojące na placu Grunwaldzkim. Słowo klucz współczesnych przedsięwzięć kulturalnych – partycypacja, została w tym przypadku poprowadzona w kierunku jasno określonego celu. Wspólne pokrywanie pomnika mozaiką to nie tylko sąsiedzkie działanie i wartościowe samo w sobie spotkanie, ale też pochylenie się nad socjalistyczną spuścizną Koszutki. Pomnik ozdobiony zielononiebieską i lustrzaną, pięknie połyskującą w słońcu mozaiką, nie wygląda może specjalnie spektakularnie – jest raczej subtelnym gestem, prezentem dla dzielnicy, który z pewnością zostanie zauważony przez odwiedzających skwer mieszkańców. Na działaniu partycypacyjnym opierają się także inne tegoroczne projekty – Szymon Pietrasiewicz i jego Pracownia Sztuki Zaangażowanej Społecznie „Rewiry” działają w dzielnicy Murcki, pracując z mieszkańcami nad wystawą złożoną z ich pamiątek i cennych artefaktów, czyli czegoś w rodzaju „Muzeum Społecznego”, które realizuje Krzysztof Żwirblis. Otwarta przy okazji tegorocznej edycji festiwalu Otwarta Pracownia Vlepki przy ulicy Stanisława ma łączyć dwa pozornie odległe konteksty – wspólne działanie w rodzaju świetlicy oraz tradycyjnie pojęty street art w postaci wlepek.
Od innych realizacji odstaje nieco ta przy ulicy Górniczej 7. Ciesząca się niezbyt dobrą sławą i nieciekawy zapachem (serio) okolica mieści się w samym centrum – nieopodal ulicy Warszawskiej, Centrum Informacji Naukowej i Bibliotecznej oraz Uniwersytetu. Mimo prestiżowej lokalizacji, prezentuje się fatalnie – pełna jest sypiących się kamienic, piachu, brudu i podejrzanych typków. Budynki się sypią, a teren Górniczej i położonej obok Wodnej służy w dużej części za parking przy centrum miasta. Sytuacja zapewne zmieni się za jakiś czas, a teren zostanie zgentryfikowany. Na pobliskiej ulicy Pawła właśnie buduje się nowa, nowoczesna siedziba Wydziału Radia i Telewizji Uniwersytetu Śląskiego. Swoją drogą najwyższa pora, bo teraz studenci kiszą się w pokrytych azbestem barakach.
Póki co Górnicza jest trochę nieciekawą ulicą, a trochę parkingiem samochodowym. Takie otoczenie to wręcz wymarzone warunki dla jakiegoś artysty ze społecznym drygiem – w końcu można zanimować okolicę, zaproponować projekt, który umiliłby życie zmęczonym mieszkańcom. W takiej sytuacji postawiono Mariusza Warasa i jego podopiecznych – studentów z pracowni Street Artu Akademii Sztuki w Szczecinie. Na podwórku za opuszczonym budynkiem wykonali oni dziwny obiekt – „Katoplastikon”, składający się z pomalowanych na czarno, wysokich ścian z płyt pilśniowych i wystających z nich plastikowych rurek. Na pierwszy rzut oka wygląda to na coś w rodzaju ścianki wspinaczkowej. W rzeczywistości konstrukcja jest dość prowizoryczna i wspinać się po niej nie da – o nieudanych próbach świadczą niektóre, powyłamywane rurki leżące smutno na trawie. Zamiast wspinać się powinno się przyłożyć do każdej z nich oko – skierują nasz wzrok na niewielkie, obecne w najbliższej przestrzeni interwencje artystyczne. Brzmi to może banalnie, ale „Katoplastikon” nakłania nas do odnalezienia w pejzażu miasta tych niewielkich, budzących zachwyt rzeczy. To dobra rada szczególnie dla tych, którzy Katowice chcieliby zastąpić ich inną, wyretuszowaną wersją. Nie wiadomo niestety do kogo instalacja miałaby trafić – mieszczące się za opuszczonym budynkiem podwórko nie służy nikomu, trudno na nie trafić bez specjalnego powodu. Może dlatego miasto zgodziło się, by stało się poligonem doświadczalnym dla grupy studentów.
Wystawę „25/7” Karoliny Zajączkowskiej i Sławka ZBIOKa Czajkowskiego ukryto w niewielkiej przestrzeni galerii Pustej na piętrze Centrum Kultury Katowice. Ekspozycja dotyka popularnego, ale z każdym dniem życia w pędzącym kapitalizmie coraz bardziej aktualnego tematu – pracy, czasu, pieniędzy, ich wartości i wzajemnych relacji. Wychodząc zapewne od książki „24/7 Późny kapitalizm i koniec snu” Jonathana Crary’ego , artyści snują rozważania nad utopijną ideą wprowadzenia kolejnej, dwudziestej piątej godziny do doby. Taką godzinę każdy z nas chętnie wykorzystałby nie tylko na nadgonienie z zaległą pracą, spotkanie z rodziną, ale po prostu na sen, który staje się towarem coraz bardziej deficytowym. Na środku „25/7” uśmiecha się do nas szeroko łóżko polowe, zaprasza, aby chociaż na chwilkę przyłożyć do niego główkę. Ale ten zasygnalizowany graficznie uśmiech jest także zegarem, bezwzględnie informującym o tym, że na sen niestety nie ma czasu. Obok zmęczony Snoopy leży na swojej budzie. Śpi? A może zmarł z wycieńczenia?
Nie wiem, dlaczego zrezygnowano z prezentacji wystaw w Galerii Miasta Ogrodów przy ul. Stanisława, ale szkoda, że tak się stało – przestrzeń była większa, dostępna z ulicy i zapraszała przechodniów. Do „Pustej” z ulicy wejść nie sposób, a i w kolosalnym Centrum Kultury nie łatwo ją znaleźć. Kilka obiektów, malarstwo i kompozycje graficzne zepchnięto na małej przestrzeni działając ewidentnie na ich niekorzyść. Czajkowski, czujący się przecież świetnie w wielkich realizacjach i otwartych przestrzeniach, w konfrontacji z tą niewielką przestrzenią wypada nieco gorzej.
Moimi faworytami są w tym toku dwie realizacje: świecący jasno Zachód Słońca i mozaika na pomniku Rodzina ożywiająca Plac Grunwaldzki. W obydwu przypadkach upiększanie miasta idzie w parze z nawiązywaniem do jego historii. Mozaika przypomina w oczywisty sposób lata sześćdziesiąte, realizacja Supergut Studio przywołuje czasy, gdy Katowice nazywano „miastem tysiąca neonów”. Budzić może też inne, odleglejsze skojarzenie – masońskiego wątku w historii miasta. Masoni, którym Katowice zawdzięczają swe powstanie, spotykali się w loży „Loge zum Licht im Osten” (Loża Światło Wschodu) mieszczącej się w budynku nad brzegiem Rawy, kilkanaście metrów od miejsca, gdzie świeci neon.
Tegoroczna edycja pokazuje, że festiwal streetartowy w Katowicach ma perspektywy i powinien rozwijać się dalej. Realizacje wskazują kierunek tego, nad czym w przestrzeni Katowic trzeba pracować, co jest miastu potrzebne i przydatne. I z pewnością nie jest to mnożenie murali. Muralom sprzeciwia się też realizacja Mariusza Warasa, występującego już nie jako pedagog, ale podpisanego pseudonimem m-city. Na pustostanie przy ul. Górniczej zawiesił on baner z napisem „Pokój ścianom, wojna muralom” stylizowany na płachty, na jakich squotersi lub anarchiści artykułują często swoje postulaty. Takie hasło na festiwalu street artu? No, no, bardzo przewrotnie.
Jakub Gawkowski — jest kuratorem i historykiem sztuki, pracuje w dziale sztuki nowoczesnej Muzeum Sztuki w Łodzi. Absolwent Uniwersytetu Środkowoeuropejskiego w Budapeszcie. Kurator i współkurator wystaw m.in.: Erna Rosenstein, Aubrey Williams. Ziemia otworzy usta (Muzeum Sztuki, 2022), Atlas Nowoczesności. Ćwiczenia (jako część zespołu kuratorskiego, Muzeum Sztuki, 2021), Ziemia znów jest płaska (Muzeum Sztuki, 2021), Agnieszka Kurant. Erroryzm(Muzeum Sztuki, 2021), Die Sonne nie Świeci tak jak słońce (Trafostacja Sztuki, 2020), Diana Lelonek. Buona Fortuna (Fondazione Pastificio Cerere, 2020), Najpiękniejsza Katastrofa (CSW Kronika, 2018). Stypendysta European Holocaust Research Infrastructure oraz programu DAAD theMuseumsLab 2022.
WięcejPrzypisy
Stopka
- Wystawa
- Katowice Street Art Festiwal 2016
- Czas trwania
- 19-26.06.2016
- Strona internetowa
- www.katowicestreetartfestival.pl
- Indeks
- Akademia Sztuki w Szczecinie Centrum Kultury Katowice Dorota Żurek Galeria Pusta Jakub Gawkowski Karolina Zajączkowska Katarzyna Furgalińska Katowice Street Art Festiwal Łukasz Smolarczyk Mariusz Waras Otwarta Pracownia Vlepki Pracownia Sztuki Zaangażowanej Społecznie - Rewiry Sławomir Zbiok Czajkowski Społeczna Pracownia Mozaiki Supergut Studio Szymon Pietrasiewicz