Nowa estetyka
Sztuka
… Obok artystów wybranych „czai” się wielu pominiętych, zachęconych przez kulturę do zostania artystami i cierpiących z powodu obojętności artworldu wobec ich twórczości[1]. To ofiary okresu przejściowego. Formą nagrody, jaką – być może – kultura przygotowuje dla artystów pozbawionych sukcesów publicznych, będzie zmiana nastawienia społecznego wobec ludzi tworzących. Obecnie sens przyznaje się jedynie tej twórczości, która odnosi sukces. Być może w przyszłości szacunek wzbudzać będzie również „twórczość dla twórczości”. Jednak chwilowo sztuka uprawiana uporczywie i pozbawiona uznania społecznego uchodzi za żałosną porażkę. Tak więc nadprodukcja artystów wiąże się ze sporym dyskomfortem życiowym ludzi marzących po cichu o cudownym odkryciu i światowym sukcesie. Jednak dla kultury – która bardziej przypomina amoralny mechanizm ewolucyjny niż system etyczny – wypuszczanie setek osób na ambicjonalne męczarnie jest korzystne. Dzięki temu znacznie powiększa pole i zakres wyboru. Wprawdzie ofiar jest sporo, ale korzyści społeczne są większe. Wszystkie metody wydają się dopuszczalne, kiedy szuka się czegoś tak ulotnego i nieokreślonego jak „enzym paradygmatu”.
Artysta
… Dawny artysta był częścią mechanizmu zawodowego sztuki, ćwiczył się w dyplomacji artystycznej, wciskał w kręgi uznanych mistrzów i na różne sposoby oferował swoje usługi. Artysta współczesny jest potencją, możliwością czekającą na wywołanie do wystąpienia publicznego.
Ciągle artystę traktuje się jako potencjalnego geniusza. Ten szkodliwy przesąd niszczy charaktery i wpływa na fałszywe podejście do sztuki.
Nostalgie obecnej sytuacji tkwią w przeszłości, a jej realia w przyszłości. Artysta jest zawieszony pomiędzy jednym a drugim; już nie jest potrzebnym fachowcem, a jeszcze nie potrafi być twórcą prywatnym. Dominuje pragnienie bycia artystą publicznym i brak refleksji nad prywatnym uzasadnieniem własnej sztuki. Kultura szuka prywatności, a artysta marzy o publiczności. Ta rozbieżność interesów odbywa się przede wszystkim kosztem artysty rozgoryczonego niespełnieniem jakiejś wyimaginowanej obietnicy zawartej w studiowaniu sztuki i łudzącej zdobywaniem zawodu.
(…)
Artysta stał się ofiarą zawieszoną pomiędzy dwoma stanami: tym, który przemija, czyli etosem geniusza, i tym który nadchodzi, czyli prywatnością sztuki. Marzenia czepiają się stanu pierwszego, rzeczywistość jest bliższa drugiego. Tworzenie sztuki przestało być zawodem, za uprawianie którego należą się artyście wynagrodzenie, wystawy i sława[2], a stało się szczególną formą konstruowania światopoglądu polegającą na oglądaniu siebie w „tekstach obrazowych”. Ta sytuacja wyprzedziła gotowość do jej akceptacji. Ciągle artystę traktuje się jako potencjalnego geniusza. Ten szkodliwy przesąd niszczy charaktery i wpływa na fałszywe podejście do sztuki. Miniona wiedza i przebrzmiałe doświadczenia są silniejsze od mechanizmów, które – nie do końca nazwane – sterują obecnie sztuką. Artystów nie wybiera się już pod kątem ich wirtuozyjnej perfekcji. Liczy się przede wszystkim czujność i bezwzględność interpretacji oraz „piękna obecność znaczenia”, jedno i drugie możliwe dzięki sile osobowości. Wybór dokonywany przez artworld zamienia prywatny komentarz artystyczny we wspólną własność kulturową. Jednak zostają wybrani tylko nieliczni. Tysiące potencjalnych kandydatów do transferu „prywatnego w publiczne” zostaje pominiętych. W tej sytuacji jedynym wyjściem – poza zabójczą frustracją – jest znalezienie sensu twórczości w samym sobie. Przyjęcie takiej postawy wymaga zapomnienia o ciągle pokutującym schemacie, że artyście coś się należy. Bycie artystą to sprawa ściśle prywatna, która co najwyżej bywa wykorzystywana publicznie[3].
Wartość
… Wszystkie terminy dotyczące sztuki sprawiają kłopoty, ale „wartość” jest w tej dziedzinie bezkonkurencyjna. Wynika to między innymi z odmiennego znaczenia tego terminu w filozofii, codzienności i sztuce. Filozofia rozmyła do granic nieistnienia ontologiczne osadzenie wartości i tym samym utraciła zdolność mówienia o niej[4]. Przez to nie jest zbyt pomocna w dyskusjach o wartości. Z kolei wartość, która towarzyszy nam w życiu jest zbyt pragmatyczna. Z jednej strony odnosi się do działań praktycznych i uznaje za wartościowe to wszystko, co je w odpowiedni sposób – na przykład techniczny czy moralny – usprawnia. Z drugiej wartościuje nasze relacje z innymi i zabezpiecza stosunki międzyludzkie. Za oboma podejściami stoi doświadczenie. Obie wartości są wypracowane, poddane licznym korektom, dostosowywane do czasu i możliwości oraz „konsultowane” społecznie. Najczęściej stanowią modyfikowaną kontynuację, więc tym samym opierają się na przeszłości. Natomiast za wartością w sztuce stoi przyszłość[5]. Jest to więc wartość potencjalna, której weryfikacja nastąpi w momencie, kiedy sztuka uznana za wartościową okaże się częścią jutrzejszego światopoglądu społecznego. Przyszłość weryfikująca wartość sztuki nie jest obecnie odległa. Najczęściej dotyczy szeroko rozumianego „jutra” i spełnia się na oczach decydentów z artworldu sprzed kilku lub kilkunastu lat.
Brak szans na karierę i sławę przywróci wartość prywatności. Artyści skupią się na duchowych korzyściach płynących z uprawiania sztuki.
Publiczną wartość sztuki antycypują ci, którzy przeczuwają „potrzeby” przyszłości. Ich przeczucia konkretyzują się we wskazywaniu artystów, w dokonywaniu transferu prywatnego w publiczne, a następnie w uzasadnianiu wyborów. Ta specyficzna grupa ludzi z myśliwskim napięciem obserwuje „prywatnych” twórców, którzy krytykują, deformują lub demaskują choroby teraźniejszości. Ale zmienianie czy naprawianie świata nie jest celem artystów. To obowiązek artworldu. Za działaniem artystów kryje się potrzeba godnego, poznawczego uporania się z własną irytacją. Dla artysty sztuka spełnia się w momencie powstawania[6]. Wizjonerzy przyszłości – top artworldu – potrafią z tych prywatnych zmagań z irytacją wybrać rzeczy wartościowe, czyli takie, które przerobią naszą teraźniejszość w trochę mniej zakłamaną przyszłość. W tym zawiera się wartość sztuki, która staje się publiczna. Pewnym dowodem na to, że sztuka wskazywana przez artworld potrafi być tą „właściwą”, tą wartościową, jest zakres przemian światopoglądowych poprzedniej generacji. Jednak trudno ten trop przerobić na wiedzę. Poza tym doświadczenia historyczne pokazują, że racjonalnie analizowana teraźniejszość jest często błędnym doradcą wobec przyszłości.
Artworld
… Mimo takich czy innych oporów artworld niewątpliwie ulegnie w przyszłości licznym przemianom. Zapewne obecna postać – płatna służba publiczna na zlecenie kultury i ekonomii – przetrwa jeszcze jakiś czas. W ramach tradycyjnego artworldu głównym narzędziem – zarówno analizy paradygmatu, jak i oceny wartości sztuki aktualnej – jest kumulacja i konfrontacja intuicyjnych decyzji członków artworldu. Więc kresem tego modelu może być stworzenie analizatora informatycznego, który będzie wykrywał miejsca światopoglądowe stanowiące przeszkodę mentalną dla aktualnych tendencji oraz umiał wskazać sztukę, która w danym przypadku będzie właściwym lekarstwem. Trudno przewidzieć, co stanie się z rynkiem sztuki – który ma coraz większe trudności z określeniem własnego „towaru”[7] – oraz jakiej przemianie ulegnie status artysty. Być może osiągniemy etap, kiedy sztuka będzie wybierana i zbierana jak kwiaty na łące; spontanicznie i bez pytania o zgodę, bo ze strony „łąki” nie będzie żadnego zainteresowania tą operacją.
Dzisiaj decyzje społeczne w krajach demokratycznych podejmuje „fachowiec”, czyli artworld. Być może w przyszłości „istnienie sieciowe” doprowadzi do rozbudzenia światopoglądowego.
Kultura ciągle zachęca do bycia artystą. Zapewne więc pojawiać się będzie coraz większa liczba ludzi, dla których sztuka stanie się aktywną formą uprawiania światopoglądu. Już w tej chwili podaż artystów wielokrotnie przekracza instytucjonalny popyt na nich. W przyszłości będzie ich zapewne jeszcze więcej. Brak szans na karierę i sławę przywróci wartość prywatności. Artyści skupią się na duchowych korzyściach płynących z uprawiania sztuki. Twórczość oraz wynikające z niej refleksje staną się dla nich istotną częścią istnienia. Ponieważ naturalnym odruchem społecznym człowieka jest dzielenie się takimi wartościami z otoczeniem, więc pojawią się gesty w stronę najbliższego odbiorcy. Mogą one przybrać różne formy; od przechwalania się, poprzez szukanie potwierdzenia, do próby stworzenia więzi z innymi. Nastąpi rodzinne – w szerokim rozumieniu – rozpowszechnianie sztuki. Najprawdopodobniej nie bezpośrednio, lecz poprzez narzędzia społecznościowe, których raczkującym przykładem jest Facebook. Powstanie forum – raczej liczne fora – prywatnych prezentacji sztuki, gdzie decyzja o ekspozycji nie będzie wynikała z ocen artworldu, lecz z woli artysty.
Taka sytuacja doprowadzi do powstania swoistego, poziomego artworldu, który będzie oceniał sztukę według preferencji indywidualnych i polecał ją znajomym. Jakość tej operacji wartościującej będzie zależała od paradygmatycznego czujnika „zwykłego” człowieka. Gdyby dzisiaj oprzeć selekcjonowanie sztuki na takim mechanizmie, to zdecydowaną większością głosów wygrałaby sztuka „przyjemnościowa” i metaforyczna. W żadnym razie nie sztuka krytyczna. Dlatego dzisiaj decyzje społeczne w krajach demokratycznych podejmuje „fachowiec”, czyli artworld. Być może w przyszłości „istnienie sieciowe” doprowadzi do rozbudzenia światopoglądowego[8]. Wtedy średnia wyborów może być na tyle trafna, że wskaże sztukę zdolną wpływać na ewolucję paradygmatu.
Znacznie bardziej prawdopodobne wydaje się jednak sieciowe odwzorowanie artworldu i stworzenie instytucji w przestrzeni Internetu. Podobnie jak sieciowe odwzorowanie rynku, na którym zakup będzie polegał na dodaniu nazwiska właściciela i przysługujących mu uprawnień do pliku zawieszonego w przestrzeni internetowej.
[1] Ten proces jedynie przejściowo ma charakter negatywny. Dalekosiężną koncepcją kulturową jest sytuacja, kiedy tworzenie sztuki w sposób naturalny stanie się aktywną prywatnością pozbawioną sekretnych marzeń i stresów dotyczących sławy, sukcesu i zamożności. Tacy artyści już od dawna się pojawiają, jednak na razie są to spektakularne wyjątki.
[2] Oczywiście, w momencie, kiedy artysta staje się częścią strategii artworldu, zaczyna – przynajmniej na chwilę – być zawodowcem, któremu należy umożliwić egzystencję na miarę jego przydatności publicznej.
[3] Dawniej artysta był weryfikowany w trakcie edukacji warsztatowej. Przechodząc przez ręce mistrzów i pracując przy cudzych realizacjach był brutalnie informowany o jakości swojego talentu. Jeżeli go miał i do tego dochodziła nieposkromiona osobowość, stawał się geniuszem. Obecnie weryfikacja praktycznie nie istnieje. Studenci kończący akademię niewiele wiedzą o zakresie własnego talentu, predyspozycjach osobowościowych czy intuicji paradygmatycznej. Potrzebne byłoby przyjęcie jakiejś metody wyjaśniania tym, którzy decydują się na edukację artystyczną, zakresu ich ewentualnej przydatności społeczno-kulturowej. Być może dzięki temu zmniejszy się liczba zawiedzionych.
[4] Wszystko z nadmiaru – chwalebnej skądinąd – intelektualnej ostrożności.
[5] Z wyjątkiem tej, do której nie mamy dostępu, czyli do wartości, jaką tworzenie sztuki ma dla samego artysty. Ta wartość konstruuje się i realizuje w teraźniejszości.
[6] Niewiele wiemy o tym etapie. Ani historia, ani teoria sztuki nie były dotychczas zainteresowane analizą spełnienia prywatnego. Zajmował się tym egzystencjalizm, ale w zakresie życia, a nie sztuki. Spełnienie się artysty jest najczęściej kojarzone z udziałem w ważnych wystawach i zdobywaniem dobrych cen na rynku.
[7] Dwa ważne wyróżniki rynkowe – unikatowość i wybitność manualna – znikają w dość błyskawicznym tempie. Powstaje wiele prac, które z racji skali i zawiłości technicznych trudno powtórzyć i które tym samym nie istnieją jako obiekty fizyczne. Twórczość performerska jest ulotna i istnieje tylko w dokumentacjach. Z kolei coraz bardziej popularna sztuka wideo ratuje swoją rynkowość deklarowaniem edycji. To otwiera możliwość sprzedaży do muzeów, ale prywatni kolekcjonerzy nie są taką sztukę najczęściej zainteresowani, tym bardziej że wiele z tych filmów można znaleźć w Internecie. Sztuka współczesna stawia rynkowi trudne wymagania i prędzej czy później doprowadzi do głębokiego przemodelowania tego dziwnego tworu ekonomicznego opartego na przestarzałych założeniach.
[8] Obecnie przeważają spekulacje odwrotne, zakładające, że „istnienie sieciowe” ograniczy samodzielność myślenia.
Przypisy
Stopka
- Osoby autorskie
- Maria Anna Potocka
- Tytuł
- Nowa estetyka
- Wydawnictwo
- Wydawnictwo Aletheia
- Data i miejsce wydania
- 2016
- Indeks
- Maria Anna Potocka