Niebywały Oskar Karaś
Oskara Karasia poznałem na studiach, był na Wydziale Malarstwa, kiedy ja uczyłem się naprzeciwko – w budynku grafiki. Jako postępowy student Karaś w zasadzie nie bywał na uczelni. Uznał zapewne, że obmierzłe pracownie i sztywna atmosfera nie są wystarczająco atrakcyjne. Właściwie oficjalnie nie był nawet studentem malarstwa. Tak naprawdę w ogóle go nie było.
Został wymyślony i dopisany do listy studentów pracowni Jarosława Modzelewskiego w warszawskiej Akademii przez grupę młodych malarzy. Pewien czas udawało się utrzymywać wykładowców i administrację wydziału w przeświadczeniu, że Oskar Karaś istnieje, a nawet, że jest pełnoprawnym studentem malarstwa. Nie mógł pojawiać się na korektach, ale zawsze w czasie nieobecności znajdował się kolega, który chętnie prezentował jego prace. Profesor przez dłuższy czas akceptował tę sytuację, bo najważniejsze, że kąt Karasia w pracowni był regularnie zaopatrywany w świeże wytwory. Dopiero samozwańcze zorganizowanie wystawy na wydziałowym korytarzu spowodowało wykrycie spisku. Trwająca dłuższy czas zabawa w ciuciubabkę ujawniła niewydolność Wydziału Malarstwa, pokazała, że wystarczy jedynie długopis, żeby stworzyć nowego studenta. Akademickie oszustwo jest fundamentalnym i zdecydowanie najciekawszym elementem w biografii Karasia, jednak jego kariera nie ograniczyła się wyłącznie do murów uczelni. Znany jest również z kilku wystaw indywidualnych, m.in. w Warszawie i Szczecinie, dodatkowo niczym najprawdziwszy artysta brał udział w wielu wystawach zbiorowych, np. w Bunkrze Sztuki w Krakowie.
Sprawę Karasia można by zbyć, jako żakowski dowcip i dodać, że powoływanie do życia zmyślonego artysty, podobnie jak opisywanie fikcyjnych dzieł sztuki, czy galerii nie jest niczym nowym. Robiono takie rzeczy na większą skalę „już w starożytności”. Warto jednak na podstawie tej prostej historii rozważyć sytuację kilku młodych artystów, którzy wykorzystywali swoiste porte-parole, aby wypowiadać się otwarcie, robić rzeczy, których nie zrobiliby na własne konto. Przy okazji dyskusji, którą prowadziłem z nimi w warszawskiej galerii Praca, okazało się, że dotychczasowa luźna atmosfera, wokół organizowania kolejnych wystąpień Karasia, zaczęła się zagęszczać, kiedy prawie wszyscy rozpoczęli swoje poważne artystyczne kariery. Coraz trudniej jest im się porozumieć i wspólnie opracować bardziej przemyślaną, a nie wyłącznie lekką i imprezową, narrację. Doskwiera nieumiejętność współpracy, czym obarczają system edukacji. Na podstawie naszej rozmowy widzę jeszcze jeden ważny element, który powoduje upadek Karasia. Alter ego pozwala na dystans, krytyczność wobec samego siebie, szczerą autoanalizę – czyli na wszystko, czego mamy deficyt w świecie artystów i sztuki. Jest oczywiście dużo dystansu do świata i do innych, krytyczności wobec wszystkiego oprócz siebie samego. Stąd zapewne niedobór humoru w tymże świecie, humoru, który wyróżniał różnorodne poczynania Karasia. Potrzeba bycia poważanym i wyrobienie własnej pozycji dziwnie nie idzie w parze z dystansem do siebie. Poważanie i pozycja wydają się za to niezbędne, szczególnie młodym ludziom, w bardzo życiowej sprawie utrzymania się. Tym trudniej być Karasiem, którego program zakłada niemałe wyrzeczenia. Michał Szudrawski – jeden z jego ojców, napisał w tekście do wystawy Niespójna wizja: “za każdym razem, gdy w społecznej debacie pojawiają się głosy, by Państwo wspomagało prężniej rozwój młodych artystów, Oskar komentuje sytuację jednakowo: