Na pustej scenie. Rozmowa z Konradem Smoleńskim
Mateusz Mondalski: Aby wejść na twoją wystawę Phantom Power w Instytucie Polskim, musiałem się wdrapać na wielki podest, po uprzednim przeciśnięciu się przez lekko uchylone drzwi. Już sam fakt wkroczenia do galerii jest dla wielu osób stresujący. Ty dosłownie podniosłeś poprzeczkę. Poruszył mnie widok starszej kobiety, która stanęła przed wejściem o kuli i po napotkaniu tej przeszkody wybrała inne wejście. Twój gest można rozpatrywać jako komentarz o alienującym charakterze środowiska sztuki, ale też – jak widać – to wyłączenie może dotyczyć kryteriów fundamentalnych jak wiek czy kondycja fizyczna. Na otwarciu wspomniałeś mi, że zależało ci na okupacji i zawłaszczeniu tej przestrzeni.
Konrad Smoleński: Okupacja i zawłaszczenie, mogłem się tak wyrazić. Galeria Instytutu Polskiego w Berlinie nie jest przestrzenią łatwą. Początkowo miałem w planie zupełnie inny projekt, ale w żaden sposób nie umiałem sobie poradzić z charakterem tego miejsca, które ma nieco biurowy posmak i w sumie nie sprzyja prezentacji obiektów. Adaptacja przestrzeni byłaby zbyt kosztowna i niełatwa. Ostatecznie zdecydowałem się zmienić projekt na prosty i zdecydowany gest, który, owszem, rozprawia się z architekturą bezpardonowo, ale jest też nośny znaczeniowo i wyczerpuje wszystko, co miałem do powiedzenia. Lubię proste rozwiązania, jeśli są dostatecznie mocne, by udźwignąć treści. Myślę że udało się nie tylko uniknąć trudności związanych ze specyfiką przestrzeni, robiąc z niej zaletę, ale także wykorzystać jej pozytywne strony – przeszklenie i naturalny kontakt z ulicą oraz ciąg komunikacyjny. Kiedy zaproponowałem zmianę projektu, kurator wystawy Carsten Stabenow natychmiast przyklasnął na ten pomysł. Szczególnie spodobał mu się wymiar polityczny, związany ze stosunkiem między instytucją, artystą i odbiorcą, jaki odczytał w tym zabiegu. Nieco zwlekaliśmy z przedstawieniem projektu w Instytucie, mieliśmy obawy związane z niemieckim BHP, ale okazało się, że w strukturach, jakby nie było ministerialnych, pracują jeszcze ludzie bardziej przywiązani do wolności niż przepisów. Poza tym spójrz na tą historię ze staruszką o kuli którą przytoczyłeś z innej perspektywy – zawsze znajdzie się inne rozwiązanie napotkanych przeszkód.
Na wernisażu Phantom Power goście wystawy stali na scenie rodem z festiwalu muzycznego. Gwar rozmów uzupełniały pętle szumów wydobywające się z dwóch kolumn ustawionych w rogach sali. Skrzynka darmowych piw skojarzyła mi się z atmosferą podczas próby dźwięku. Obecność sceny sprawiła, że każdy z nas mógł się tam poczuć jak potencjalny artysta. Co skłoniło cię do wstawienia wielkiej sceny do galerii sztuki?
Piwa nie były elementem wystawy. Zazwyczaj galeria Instytutu częstuje winem na otwarciach, ale uznaliśmy, że w tej scenicznej sytuacji skrzynki z piwem będą stosowniejsze. Scena, owszem, była wypożyczona od firmy obsługującej koncerty, ale ten sam system jest w użyciu w teatrach, czy na wiecach politycznych i dożynkach. Zależało mi na użyciu sceny, nie na kreowaniu atmosfery koncertu. Jeśli poczułeś się jak muzyk przed koncertem, to dobrze, ale wydaje mi się że można szerzej czytać to wypełnienie pomieszczeń galerii sceną. Zależało mi na spojrzeniu na galerię jako przestrzeń prezentacji, promocji – instytucję, która stawia „na scenie” pewne osoby i treści; jednocześnie chciałem ukazać potencjał tych treści, które w tym przypadku fizycznie tę instytucję blokują. Scena wypełnia galerię, paraliżuje komunikację, wymaga wysiłku. Sprawia, że codzienna droga pracowników, która często wiedzie przez galerię, staje się uciążliwa poprzez „rozlanie” tej sceny na wytartej ścieżce. Ten prosty zabieg niesie ze sobą więcej szczegółów mogących pogłębić refleksję. Głośniki były zwrócone w stronę szyb, niby na zewnątrz a zakneblowane; uchylone drzwi, przez które trudno się przecisnąć; trzaski i brudy dźwiękowe, które zazwyczaj usuwa się z emisji; uniesienie publiczności; wszelkie ślady pozostawione na scenie, jej zużycie i blizny; czy wreszcie szczelina powstała między sceną a pomieszczeniem. Te wszystkie elementy dodają laserunku pracy, która na ogólnym poziomie dotyczy języka, komunikacji, środowiska i wspólnoty. Jednym ze szczegółów, który sobie cenię, a na który nie wszyscy zwrócili uwagę, jest fakt, że dźwięk z nagłośnienia odbija się od szyb galerii. Dla widza stojącego na scenie i patrzącego na Wyspę Muzeów, kierunek, z jakiego dochodzi dźwięk, pokrywa się z obserwowanym pejzażem na zewnątrz, a nie ze stojącym obok głośnikiem. Przez obecny szum z systemu audio sprawia to wrażenie oglądania filmu w kinie, który (w czasach analogowych przynajmniej) zawsze miał teksturę szumu audio. Wracając do wątku sceny jako miejsca propagandy, wprowadza to dodatkowo ciekawe pytanie o realność rzeczywistości, czy stopień kształtowania jej obrazu, między innymi przez obserwowane przez okna muzea.
Tytuł twojej instalacji – Phantom Power – zaproponował kurator wystawy. To metoda zasilania napięciem stałym urządzeń audio takich jak mikrofony. W pewnym wywiadzie powiedziałeś, że „Prąd w kablach płynie cały czas.” To hasło świetnie odzwierciedla twój temperament i zainteresowanie fizycznym oddziaływaniem dźwięku na człowieka. W kontekście Polskiego Instytutu Phantom Power możemy też rozumieć jako władzę iluzoryczną, autorytet nadany ustawą, który może być de facto wydmuszką, pustym hasłem. To ciekawy wątek w kontekście obecnego zwrotu w dotowaniu kultury przez rząd preferujący sztukę konserwatywną.
Tak, to też ciekawy trop. Tytułu szukaliśmy razem z Carstenem. Początkowo skłaniałem się do określeń podkreślających znaczenia związane ze szczeliną, jaka powstała między sceną a pomieszczeniem (dziełem a instytucją), w którą łatwo wpaść przypadkiem po tych kilku wernisażowych piwach. Pewne nieprzystawanie, niedopasowanie do siebie rzeczy czy sytuacji wydaje mi się bardzo ciekawe w kontekście tworzenia „wspólnoty”. Jednak nie udało mi się znaleźć odpowiednio dobrze brzmiącego zwrotu, który by tę myśl zawierał. Wysłałem więc do kuratora listę różnych haseł z opisem treści, które chciałbym wydobyć w zestawieniu pracy i tytułu. Carsten odesłał mi swoje uwagi i listę skojarzeń. „Phantom Power” jako jedna z jego propozycji od razu wydał mi się strzałem w dziesiątkę, chociaż nieco inaczej akcentuje ścieżki interpretacji. I to nie tylko przez skojarzenie z bólem fantomowym – fizycznym doświadczeniem braku. (pustej sceny). Zawarte w tytule zestawienie siły i miękkości, pustki, omdlenia jest często w kręgu moich zainteresowań artystycznych. Wiąże się też bezpośrednio z silnym porażeniem prądem, jakiego doświadczyłem na próbie muzycznej w trakcie studiów. Poczułem się wtedy pozbawiony jakiejkolwiek własnej siły, jednocześnie wyraźnie poczułem, że jestem wypełniony przepływającą mocą. Energią jaka wypełnia tą wystawę są właściwie widzowie. Z resztą jak zawsze, bo bez odbiorcy komunikaty są tylko fantomowe. Jak nałożysz na to jeszcze ten wymiar związany z władzą i kształtowaniem wizerunku rzeczywistości, przez dobór komunikatów robi się jeszcze ciekawiej na tej pustej scenie.
Tak, ten instytucjonalny wątek w interpretacjach jakie się pojawiły jest bardzo ciekawy.
To jest zawsze bardzo ciekawe kiedy polityka zmienia obraz „sceny”. Sztuka ma zawsze wymiar polityczny, niezależnie czy jest to free jazz czy abstrakcyjny ekspresjonizm. Dlatego wystawiając staram się brać pod uwagę kontekst miejsca i otoczenia, tak jak uwzględnia się architekturę czy światło. To gdzie się wystawia, rzutuje i na odbiór i na rodzaj publiczności, z jaką się można spotkać. Kolejną wystawę otworzyłem z Honzą Zamojskim w zgoła odmiennym środowisku – niekomercyjnej galerii artystów w Newcastle. Dość wyraźnie widać jak różne miejsca gromadzą wokół siebie określoną publiczność. Kształtowanie zrozumiałych komunikatów powinno brać pod uwagę odbiorcę, do jakiego są kierowane, i środowisko, w jakim mają wybrzmieć. W tym kontekście bardzo mi się podobała architektura wystawy THE BLACK YEARS w Hamburger Bahnhof. Ukazanie konstrukcji, na których trzymają się ściany wystawy dodało ciekawy kontekst, uwspółcześniający muzealną prezentację sztuki zdegenerowanej i nacjonalistycznej lat 30. Warto zwracać uwagę na mechanizmy w jakich funkcjonujemy.
Jesteś znany z działalności destrukcyjnej – na swoim koncie masz spalenie perkusji i wystawienie wielkiego płonącego napisu ŚMIERĆ ze zbitych desek na szczerym polu – pod pasażerów przejeżdżającego pociągu. Grałeś też na gitarze z czaszką psa. Czy Instytut Polski jako publiczna instytucja z dużym ciężarem symbolicznym był dla ciebie dużym wyzwaniem? To chyba jedno z grzeczniejszych miejsc, w których dotąd pracowałeś?
Wydaje mi się, że ten obraz, jakim przyjęło się mnie określać, czasami przeszkadza, zawęża odbiorcy perspektywę. Często np. spotykam się z apriorycznie sformułowaną obawą, że będzie za głośno. Jeśli mam się zajmować destrukcją, to najchętniej walczyłbym ze wszelkimi metkami, którymi zamykamy sobie uważne obserwowanie świata. Mnie bardziej niż chęć wkładania kija w szprychy interesuje słabość jednostki zmagającej się z przytłaczającą masą systemów (w tym religii). Jeśli takie historie przedstawia się dodatkowo w zwierzęcym spojrzeniu na ludzkość – jak w ostatnim filmie Słaboszpyckiego Plemię – wzruszam się najbardziej. Kontekst Instytutu nie był dla mnie wcale trudniejszy od wystawiania na skłocie czy w szczerym polu, z czym też miałem przyjemność się mierzyć. Tak jak powiedziałeś, traktuję takie sytuacje jak wyzwania, szukam w nich ciekawych relacji. Pretekstu do opowieści.
Przypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Konrad Smoleński
- Wystawa
- Phantom Power
- Miejsce
- Instytut Polski w Berlinie
- Czas trwania
- 14.04 - 10.06.2016
- Osoba kuratorska
- Carsten Stabenow
- Strona internetowa
- berlin.polnischekultur.de