Mniej tego samego. 18. Artystyczna Podróż Hestii
Klimat tegorocznej Artystycznej Podróży Hestii w pewnym sensie przypomina ostatni sezon Gry o tron – trudno nie odnieść wrażenia, że stawka, o którą toczy się gra, nagle się zdewaluowała. Organizatorzy konkursu pozostali konsekwentnie niewrażliwi na głosy krytyki ze strony uczestników, dotyczące korporacyjnej otoczki naboru i prezentacji prac. Z kolei kolejni laureaci bez entuzjazmu opowiadają o przebiegu stanowiących nagrodę rezydencji, które ponoć bardziej przypominają wycieczki krajoznawcze niż rezydencje z prawdziwego zdarzenia. W tym roku zmieniło się za to jedno – otwarcie wystawy nie jest już połączone z ogłoszeniem zwycięzców konkursu.
Tym razem gala finałowa odbędzie się na zakończenie, by wśród nagród zmieścić jeszcze jedną – nagrodę publiczności. Publiczność jednak zagłosowała nogami – omijając szerokim łukiem nie tylko urnę do głosowania, ale i cały wernisaż w Muzeum Sztuki Nowoczesnej, wyjątkowo skromny pod względem frekwencji. Nawet zaproszony do przygotowania performansu na otwarcie wystawy Norbert Delman zdecydował się na performans delegowany – gdy zawodniczki z futbolowego zespołu Warsaw Sirens ścieśniały i rozluźniały szyk, wpuszczając kolejne grupki widzów na wystawę, sam artysta zajmował się przygotowaniami do wystawy Force Field w Wenecji.
Sami finaliści w tym roku wypadają na tle poprzednich edycji dość blado. To jeden z tych przypadków, w których „wyrównany poziom uczestników konkursu” niekoniecznie jest komplementem. Nie znajdziemy na tegorocznej wystawie politycznej i psychologicznej siły zeszłorocznych prac Jakuba Danilewicza czy Adeliny Cimochowicz, czy też całkowicie oryginalnych, wyrazistych formalnie prac w stylu serialu Horacego Muszyńskiego, ani też sposobów na subtelne wykręcenie się z konkursowego wyścigu, jak reklamujące usługi fryzjerskie Ciacha skromne stoisko Katki Blajchert.
Ponownie zobaczyć możemy za to jedną z zeszłorocznych uczestniczek. Obecność Jany Shostak w konkursie może dziwić, w końcu sporo czasu minęło już od jej dyplomu w PDP, a aktualnie artystka robi już doktorat w Poznaniu, teoretycznie więc nie powinna kwalifikować się do konkursu. Jednak hakowanie – kluczowa strategia artystyczna Shostak – dotyczy jak widać także systemu edukacji i regulaminów konkursowych. Artystka bowiem formalnie nadal studiuje także na Wydziale Intermediów ASP w Krakowie, chyba już wyłącznie po to, by wkręcać się na imprezy dla studentów pokroju APH czy szczecińskich Młodych Wilków. W tych okolicznościach ciężko uznać Shostak za „pozytywną hakerkę”, jak sama się nazywa. Ten rodzaj oszukiwania systemu przypomina raczej studenckie ściemnianie na temat dochodów w celu wyłudzenia większego stypendium socjalnego. To o tyle zaskakujące, że tegoroczna propozycja artystki wygląda na nieco wymuszoną. O ile rok temu Shostak prezentowała spójną pracę, zestaw przymiarek do projektu Miss Polonii, tak w tym roku dostajemy mały wycinek potencjalnej większej całości. Osnuta wokół wyjazdu na Światowe Dni Młodzieży do Panamy realizacja opiera się na jednym performatywnym działaniu – zbiórce wśród uczestników ŚDM pieniędzy na fundację pomagającą ofiarom pedofilii. Główny element instalacji, złożonej m.in. z wystawionego przez fundację pełnomocnictwa i skarbonka na datki, stanowi jednak słusznych rozmiarów telewizor, na którym oglądamy… trzyminutowy klip z artystką występującą w programie Dzień dobry TVN. Medialna atencja zawsze była dla Shostak kluczowym medium, w tym przypadku jednak niewiele się za nią kryje.
Prac politycznie i społecznie zaangażowanych ogólem na wystawie nie brakuje, im samym za to brakuje pazura. Anna Shimomura, aktualna asystentka Mirosława Bałki, w Always Beautiful podejmuje wątek islamofobii, skanalizowanej konkretnie na syryjskich uchodźców. By rozbić orientalistyczne mity i pokazać, że Inny w gruncie rzeczy nie jest tak bardzo inny, artystka przygotowała album z pocztówkami-kolażami, w którym w syryjskie pejzaże wtapia rodzime elementy, od katedry wawelskiej, przez Świątynię Opatrzności Bożej, po grupę kobiet w ludowych strojach krakowskich. Pozornie paradoksalne zestawienie utrzymane jest w duchu prac Slavs and Tatars, tyle że skromniejsze wizualnie i oparte na czysto formalnych grach. Tymczasem by zneutralizować poczucie kulturowego dystansu trzeba budować paralele, jak w przypadku Slavsów właśnie, niezwykle precyzyjne.
Prac politycznie i społecznie zaangażowanych ogólem na wystawie nie brakuje, im samym za to brakuje pazura.
Nieco lepiej wypada Oliwia Thomas, także ze stołecznej ASP. Drzewa, które nie zakwitną to praca w formie baneru i dokumentującego performatywną akcję wideo. Praca Thomas to reakcja na nielegalną wycinkę drzew w Zegrzu, za którą stoi deweloper. Na banerze artystka „reklamuje” uroki nieistniejącego już zielonego zakątka, a na łysej działce zorganizowała wraz z mieszkańcami akcję opartą na zapaleniu zielonych rac, z których dym tworzyć miał rodzaj symbolicznego, ulotnego lasu. Jaskrawa zieleń dymu wygląda jednak dość toksycznie, zamieniając pejzaż znad Zalewu Zegrzyńskiego w krajobraz rodem z Czarnobyla, a efekt na kręconym z drona wideo wypada całkiem spektakularnie. O dziwo praca Oliwii Thomas jest jedyną na wystawie pracą zaangażowaną w kwestie środowiskowe, chyba że za takową uznać też wideo Sky Burial katowiczanina Marka Wodzisławskiego. To naznaczony typowo śląskim czarnym humorem zaloopowany kadr z niepozornym ptaszkiem, bogatką, rozdziobującą rękę leżącego w trawie artysty. Dobrze, że upuszcza nieco powietrza z dość patetycznej atmosfery całej wystawy, choć widać tu aż nazbyt wyraźne inspiracje starszymi kolegami z okolicy, z Bartkiem Buczkiem i jego krótkimi wideoperformansami na czele.
Po drugiej stronie spektrum prac zaangażowanych znalazła się wyjątkowo toporna Mowa nienawiści Ireny Zieniewicz z łódzkiej ASP. Znany choćby z prac Magdaleny Lazar pomysł przekształcenia wizualizacji fal dźwiękowych w rzeźbiarski obiekt artystka wykorzystała do zilustrowania tytułowej mowy nienawiści. Zaczerpnięte z przestrzeni medialnej wypowiedzi w rodzaju „Kto to rucha?!” i „W dupie mam prawa człowieka!” przyjmują tutaj formę czekoladek. Złoto-czarne pudełka na bombonierki z odpowiednią legendą i ścieżka audio z wizualizowanymi wypowiedziami uzupełniają same obiekty, tworząc w sumie przegadany rebus, z którego wnioski są absolutnie żadne.
Występujący w konkursie malarze i malarki o swoich pracach nie mówią praktycznie nic – zamiast klasycznych opisów opatrują je poetyckimi kawałkami.
Znacznie ciekawsze są założenia stojące za pracą Natalii Laskowskiej z Akademii Sztuki w Szczecinie. These faggots to instalacja dotycząca uprzedzeń i dyskryminacji osób LGBTQ w deklaratywnie otwartych na wszelką inność społecznościach squatersów. Najbardziej wartościowe i konstruktywne opowieści o tolerancji dotyczą właśnie środowisk, w których teoretycznie nie powinna ona istnieć, potencjalnie więc praca Laskowskiej stanowi jedną z najciekawszych na wystawie. Problem w tym, że założenia te widać w gruncie rzeczy jedynie na papierze, sama praca stanowi zaś dość chaotyczną instalację pozszywaną z tekstylnych odpadów. Śmieci jako „metafora nieczystości” to jeszcze trochę za mało.
Odwrotna sytuacja ma miejsce w przypadku malarek i malarzy, w tym roku zakwalifikowanych do finału w dość skromnej liczbie. Ci z kolei o swoich pracach nie mówią praktycznie nic, zamiast klasycznych opisów opatrując je poetyckimi kawałkami. Tak jest w przypadku Konrada Żukowskiego z Krakowa, którego obraz wygląda jak queerowa wariacja na temat płócien zeszłorocznego laureata APH, Mateusza Sarzyńskiego. Podobną strategię stosuje Magdalena Sendek z Katowic, której obraz, formalnie gdzieś z okolic malarstwa Michaela Armitage’a, przedstawia piknik z udziałem wielkiej muchy i dziewczynki wyglądającej jak dziecięca wersja Harley Quinn z Batmana. Znów, jak w przypadku większości – prace przyzwoite, choć wyraźnie wtórne. Docenić za to należy, że w tym roku tylko śladową część wystawy stanowi malarstwo-o-malarstwie.
W ciekawy sposób resztę wystawy ustawia za to otwarcie na studentów szkół filmowych z Łodzi i Katowic. Na wystawie znalazł się cykl fotografii Kamili Winnickiej z łódzkiej filmówki, rodzaj stylizowanego topograficznego dokumentu o niesamowitej słowiańszczyźnie, fotografie miejsc związane z kultem słowiańskich bogów czy rodzimymi piratami. Choć sama strategia fotografki wywodzi się z tradycji nowych topografów lat 70., same zdjęcia pozbawione są chłodnej bezpośredniości. Kadr z Łysej Góry na przykład równie dobrze mógłby być fotosem z Czarownicy Roberta Eggersa. Przede wszystkim jednak interesujący w kontekście całej wystawy jest Król Aleksandra Krzystyniaka z Wydziału Radia i Telewizji Uniwersytetu Śląskiego. Krótka etiuda pod względem fabularnym nie odbiega od typowych realizacji studentów filmówki – ot, prosta opowieść o funkcjonującym na skraju cywilizacji pustelniku, postaci rodem z Żywotu Mateusza. Interesujące jest jednak połączenie go z warstwą formalną. Etiuda nakręcona została analogowo, następnie zeskanowana i poddana cyfrowej postprodukcji. W efekcie trochę stylizuje się na film nakręcony gdzieś w latach 70., a jednocześnie dyskretnie ujawnia nieprawdziwość tego złudzenia. Koniec końców nakierowuje uwagę tyleż na historię samego bohatera, co na jej emocjonalny odbiór – to jak czysto techniczne środki kształtują recepcję samej konwencji.
Film Krzystyniaka jest w kontekście prac pozostałych finalistów wyjątkowy, bo samoświadomy. W odróżnieniu od studentów uczelni artystycznych, jego autor wie jakimi narzędziami się posługuje i jaki efekt chce osiągnąć. Tymczasem nawet najciekawsza formalnie praca na tegorocznej wystawie, rzeźbiarska instalacja Wiktorii Walendzik ze Szczecina, to przykład działania całkowicie intuicyjnego i pozbawionego tej świadomości. Walendzik z drutów zbrojeniowych wykonuje rodzaj przestrzennych rysunków erotycznych, rzeźbi sześcionożnego kota i psy przypominające kundelkowate wersje posągów Anubisa. Wszystko to ilustracje ze „szkicownika” znalezionych w internecie obrazów, którym artystka nadaje materialną formę, zbiorowi temu brakuje jednak wyraźnego konceptualnego kręgosłupa. Na tegorocznej APH nie uświadczymy na szczęście prac o babciach, dziadkach, ciociach, wujkach i pierwszych psach – wszystkich tych wspominków z dzieciństwa, które stają się kołem ratunkowym dla studentów, którzy nie bardzo wiedzą o czym ma być ich sztuka. Jest właściwie dokładnie na odwrót – finaliści najnowszej edycji konkursu wiedzą o czym chcą opowiadać, nie bardzo za to wiedzą jak.
Piotr Policht – historyk i krytyk sztuki, kurator. Związany z portalem Culture.pl, Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza w Warszawie i „Szumem”. Fanatyk twórczości Eleny Ferrante, Boba Dylana i Klocucha.
WięcejPrzypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Maciej Gąbka, Karolina Gołębiowska, Barbara Gryka, Martyna Hadyńska, Xue Jiang, Karol Kobryń, Mateusz Kowalczyk, Joanna Krajewska, Aleksander Krzystyniak, Natalia Laskowska, Karolina Łukawska, Karolina Mądrzecka, Maryna Sakowska, Magdalena Sendek, Anna Shimomura, Jana Shostak, Aleksander Sovtysik, Oliwia Thomas, Jakub Tschierse, Wiktoria Walendzik, Kamila Winnicka, Justyna Wiśniowska, Marek Wodzisławski, Irena Zieniewicz, Konrad Żukowski
- Wystawa
- 18. Artystyczna Podróż Hestii
- Miejsce
- Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie – Muzeum nad Wisłą
- Czas trwania
- 6-19.05.2019
- Strona internetowa
- artystycznapodrozhestii.pl
- Indeks
- Aleksander Krzystyniak Aleksander Sovtysik Anna Shimomura Artystyczna Podróż Hestii Barbara Gryka Irena Zieniewicz Jakub Tschierse Jana Shostak Joanna Krajewska Justyna Wiśniowska Kamila Winnicka Karol Kobryń Karolina Gołębiowska Karolina Łukawska Karolina Mądrzecka Konrad Żukowski Maciej Gąbka Magdalena Sendek Marek Wodzisławski Martyna Hadyńska Maryna Sakowska Mateusz Kowalczyk Natalia Laskowska Oliwia Thomas Piotr Policht Wiktoria Walendzik Xue Jiang