Mit białego miasta. O wystawie „Gdynia – Tel Awiw” w Muzeum Polin
Kiedy polski rząd podjął decyzję o budowie nowego, portowego miasta nad Bałtykiem, było jasne, że przyjmie ono stylistykę modernistyczną, bo ów styl był w pierwszych dekadach XX wieku synonimem postępu, nowoczesności i innowacji. Gdynia, zbudowana na niewielkim skrawku bałtyckiego wybrzeża, które po rozstrzygnięciach Traktatu Wersalskiego zostało przyznane Polsce, była przedsięwzięciem nie tylko budowlanym, ale i propagandowym; wymagała więc efektownych kształtów. Nowy styl architektoniczny dostosowano do lokalnych potrzeb: gdyński modernizm przybrał formy zmonumentalizowane i ubrane w stylistykę „steamline”, kojarzącą się z dalekomorskimi okrętami. Do dziś symbolami Gdyni jest tych kilka potężnych gmachów – siedzib urzędów i instytucji – których białe elewacje i opływowe sylwetki górują nad prostą zabudową mieszkalną czy usługową. Kiedy w Warszawie budowano posępne, kamienne gmachy siedzib władzy, w Gdyni rosły poprzecinane poziomymi pasami okien białe biurowce – okręty, których zaokrąglone kształty sprawiały wrażenie, jakby budowle pruły po ulicach niczym statki po morskich falach.
Twórcy wystawy Gdynia – Tel Awiw w warszawskim muzeum Polin wychwycili podobieństwa pomiędzy architekturą Gdyni i Tel Awiwu – w obu była na usługach polityki w większym niż to ma zwykle miejsce zakresie.
Nie bez przyczyny modernizm nazywa się „stylem międzynarodowym”. Na długo przed globalizacją geometryczne, jasne bryły okazały się pasować do każdego klimatu oraz kultury i rozprzestrzeniły się po świecie, w pierwszej połowie XX wieku stanowiąc znak postępu – z równą skutecznością osadzano je w krajach arabskich, jak europejskich. Tel Awiw w czasie, gdy nad Bałtykiem budowano Gdynię, stał się miejscem osiedlania się Żydów – w zaledwie pięć lat (1920–1925) ludność miasta wzrosła z 2 do 34 tysięcy. W obliczu tego zjawiska powstały urbanistyczne i architektoniczne plany rozbudowy. Rzecz jasna w stylu modernistycznym – i to miasto aspirowało do miana nowoczesnej metropolii. Gdy w 1933 roku do władzy w Niemczech doszedł Hitler, do Tel Awiwu zaczęli masowo przenosić się także niemieccy Żydzi. Wśród nich spore grono projektantów, związanych z założoną w 1919 roku przez Waltera Gropiusa szkołą Bauhaus. Choć nade wszystko szukali oni schronienia przez faszystowskim reżimem, w Tel Awiwie znaleźli też doskonały klimat polityczny dla swojej działalności projektowej. Powstało – dziś wpisane na Listę UNESCO – tzw. Białe Miasto, modernistyczna dzielnica luksusowych domów, willi i gmachów użyteczności publicznej, zaprojektowana w (dostosowanym do upalnego klimatu) stylu „bauhausowskim”.
Twórcy wystawy Gdynia – Tel Awiw w warszawskim muzeum Polin wychwycili podobieństwa pomiędzy cechami zabudowy dwóch wznoszonych w podobnym czasie portowych miast. W obu nowa architektura służyła budowaniu wizerunku, była na usługach polityki w większym niż to ma zwykle miejsce zakresie. W scalanej na nowo z trzech zaborów Polsce i w procesie tworzenia nowego państwa żydowskiego miejskie inwestycje miały cel o wiele ważniejszy niż tylko poprawę jakości życia i rozwój społeczny. Były silnymi politycznymi symbolami. Czy przewidzieli to twórcy tego nurtu? Czy było to zgodne z czynionymi przez nich założeniami?
Modernizm narodził się przede wszystkim z potrzeby społecznej: proste, tanie i szybkie w budowie domy miały nadążać nad zmianami w strukturze społeczeństw, w których po rewolucji przemysłowej coraz liczniejsza stawała się klasa robotnicza. Dynamiczny rozwój miast i potrzeba zapewnienia domów dla pracowników fabryk stały u podstaw nowej stylistyki. Na początku XX wieku aż nazbyt dobrze dało się zobaczyć, że dotychczasowy model mieszkalnictwa w postaci mieszczańskiej kamienicznej zabudowy stracił rację bytu.
„Suma niewiarygodnych przemian, które dokonały się w trakcie ostatniego półwiecza rozwoju przemysłowego, przeobraziła życie ludzkie w stopniu większym niż wszystkie stulecia od czasów Chrystusa razem wzięte” – pisał Walter Gropius, szukając form budynków odpowiadających nowym czasom. Modernistyczne domy pozbawiono kosztownych detali czy zdobień i budowano z prefabrykatów, bo tym sposobem można było je realizować w szybkim tempie i za niewielkie pieniądze. Ale czyste, proste, geometryczne formy nowych „maszyn do mieszkania” nie trafiły do niszy taniego budownictwa dla robotników – okazało się, że wspaniale oddają ducha nowej epoki i pasują do każdego rodzaju budowli. Tak samo dobrze w nowym stylu budowało się socjalne osiedla, jak monumentalne gmachy użyteczności publicznej czy nawet luksusowe wille.
Wystawa w Polin nie drąży politycznych aspektów kreowania za pomocą modernistycznej architektury propagandowej rzeczywistości, tak potrzebnej w wyjątkowo trudnych czasach między wojnami, nie analizuje głębiej politycznej, ekonomicznej, społecznej sytuacji w dwóch budujących na nowo swoją tożsamość narodach. Jest raczej radosną opowieścią o pięknych budowlach dla nowoczesnych ludzi – i w tej kategorii zrobiona jest doskonale. Biała scenografia (proj. ONTO STUDIO | Kaja Nosal, Anna Wręga), zaokrąglone w stylu „steamline” ścianki działowe, piękne, starannie wykonane makiety budynków (rzadkość w polskim wystawiennictwie!) budują ducha tej wystawy, na której zobaczyć można zarówno etapy rozwoju obu miast, najciekawsze budynki, jak i ślady klimatu, który tym dwóm inwestycjom towarzyszył. Od sugerowanej nowoczesnym mieszkańcom modernistycznych domów w Tel Awiwie diety czy modnych dyscyplin sportowych, przez rozwój obiektów rekreacyjnych i turystycznych (oba miasta miały status kurortów), handlowych, usługowych, po przedsięwzięcia uatrakcyjniające życie codzienne, jak festyny i obchody świąt. Autorom wystawy udało się też zebrać prace artystów, których rozbudowujące się nadmorskie modernistyczne miasta inspirowały – można w Polin zobaczyć obrazy żydowskich malarzy, dokumentujących życie w Tel Awiwie czy prace polskich pejzażystek, malujących Gdynię (okazuje się, że inspirowała ona szczególnie kobiety, jak Michalina Krzyżanowska i Kazimiera Pajzderska).
Ten sielankowy nastrój radosnego budowania nowego miasta zakłóca historia, wyeksponowana na antresoli (czy ta osobność jest dziełem przypadku?). To opowieść o – także modernistycznym w stylu – gdyńskim Obozie Emigracyjnym, ośrodku, w którym „osoby opuszczające Polskę w higieniczny, szybki i humanitarny sposób przygotują się do wspólnej podróży i przejścia restrykcyjnych kontroli zdrowotnych w miejscu docelowym”. Bo o ile Tel Awiw miał być portem dla przybywających, Gdynia rozbudowywana była także z myślą o tych, którzy chcą wyjechać (to tylko zasygnalizowany, a niezwykle ciekawy wątek – kiedy to w latach 30. programowo państwo ułatwiało Polakom emigrację, bo miało się to przyczynić do rozwoju ekonomicznego kraju). Dziś w głównym budynku gdyńskiego Dworca Morskiego (modernistycznego, a jakże) działa Muzeum Emigracji, dokumentujące niemalże masowe wyjazdy z międzywojennej Polski.
Wystawa w Polin wpisuje się w nurt wielu ekspozycji, opracowanych w tym roku z okazji jubileuszu stulecia Bauhausu, z których większość sprowadzała się do eksponowania zachowanych z dorobku uczelni przedmiotów, dzieł sztuki i projektów budynków. Mimo upływu czasu dziedzictwo założonej przez Waltera Gropiusa uczelni wciąż traktujemy jako zbiór gadżetów – za mało jest krytycznej analizy modernistycznego dorobku, a nade wszystko mitu, jaki wokół tego nurtu został zbudowany i w którym po dziś dzień żyjemy. Gropius pisał: „Architekt powinien projektować budowle nie z myślą o stawianiu pomników, lecz traktując je jako naczynia na strumień życia, który mają pomieścić, a jego wizja musi być na tyle elastyczna, by współgrała z dynamicznymi cechami nowoczesnego życia”. Brakuje analizy, na ile architektura modernistyczna stała się tym „naczyniem na strumień życia”, a w jakim stopniu używano jej w działalności propagandowej i jak geometryczne bryły nowych budynków stały się narzędziem polityki, używanym do budowania narodowych mitów.
Wystawa w Polin byłaby dobrą okazją do zastanowienia się nad tym, na ile Gdynia i Tel Awiw także zostały na tym micie wzniesione, ile było w obu inwestycjach politycznej kalkulacji, dla której architektura stała się dobrym narzędziem. Wydaje się, że w obu miastach z rozmysłem zerwano z socjalnym obliczem modernizmu i przerobiono go na monumentalne i efektowne bryły, mające swoją surową geometrią dominować i akcentować wielkość i ważność – Gdynia miała być przecież ważniejsza i lepsza od uważanego za miasto niemieckie Gdańska, a żydowski Tel Awiw miał górować nad arabską Jafą. To fenomenalne, że stworzony właściwie na potrzeby osiedli robotniczych nurt w architekturze, wyolbrzymiony, zmonumentalizowany, pozbawiony swego społecznego fundamentu stał się językiem politycznej propagandy, tak samo skutecznym nad zimnym Bałtykiem, jak na Bliskim Wschodzie. Nie bez przyczyny po II wojnie światowej modernizm doskonale sprawdził się w krajach o ustroju autorytarnym – ten porządkujący wszystko, chłodny, pozbawiony indywidualizmu styl idealnie pasował do kreowania kolejnego wcielenia „lepszego świata”.
Niestety refleksji nad modernizmem jako narzędziem kształtowania społeczeństw i budowania pewnego nastroju politycznego w Polin nie zobaczymy, mimo że i w Gdyni, i w Tel Awiwie był wykorzystywany dokładnie w tej roli. Warszawska wystawa – efektowna, przyjemna, pogodna – zatrzymuje się na powierzchownym pokazaniu pięknych obiektów, atrakcyjnej i łatwej narracji opakowanej w wysmakowaną i estetycznie przygotowaną scenografię.
Anna Cymer – historyczka architektury, absolwentka historii sztuki na Uniwersytecie Warszawskim, zajmuje się popularyzacją wiedzy na temat architektury. Pisuje zarówno do mediów popularnych, jak branżowych, związana z portalem Culture.pl. Laureatka Nagrody Dziennikarskiej Izby Architektów RP. Autorka książki Architektura w Polsce 1945–1989.
WięcejPrzypisy
Stopka
- Wystawa
- Gdynia – Tel Awiw
- Czas trwania
- 13.09.2019–3.02.2020
- Osoba kuratorska
- Artur Tanikowski
- Strona internetowa
- polin.pl