Marzycielskie zarządzanie
Wykład inaugurujący działalność nowego na warszawskiej ASP teoretycznego wydziału to jeden z bardziej podbudowujących tekstów, jaki czytałem ostatnimi czasy. Wypowiedź Wojciecha Włodarczyka opublikowana była w piśmie „Aspiracje” i – równolegle – na stronie „Szumu” (tutaj). Wydział Zarządzania Kulturą Wizualną składa się z dwóch katedr zajmujących się historią i teorią sztuki oraz trzeciej najważniejszej dla jego odrębności i innowacyjności – Katedry Kultury Miejsca. Jest to autorski pomysł opracowany przez wydziałowy zespół, ale faktycznie wymyślony przez jego dziekana. Wykładowca znany z popularnych wśród studentów wykładów na temat sztuki najnowszej i prowadzenia inspirujących seminariów, które wydają się mieć duże znaczenie dla niejednego absolwenta stołecznej ASP, mimo bezpośredniego zaangażowania w wiele inicjatyw, które z grubsza można określić „społecznymi” (organizacje naukowe i regionalne), na uczelni do tej pory kojarzony był raczej z dziedziną opinii niż działania. Dlatego zapewne wiele osób jest ciekawych przełożenia rozpoznań profesora Włodarczyka na praktykę.
Na początku wykładu dziekan przedstawia historię edukacji artystycznej, opierając ją na dwóch zwrotnych momentach – pierwszy to czasy Oświecenia, kiedy tworzyło się zaplecze nowocześnie rozumianej sztuki: muzea, salony wystawiennicze i krytyka artystyczna. Za drugi ważny moment Włodarczyk uznaje połączenie sztuki czystej z rzemiosłem, czyli sztuką stosowaną. Proces ten rozpoczął się w początkach XX wieku, w Polsce wiązał się w dużym stopniu z początkami państwowości II Rzeczpospolitej i jak twierdzi wykładowca z „wiarą w możliwości kształtowania plastycznego oblicza młodego państwa, stworzenia jego swoistej wizualnej identyfikacji, a tym samym kształtowania społecznej świadomości”. Powołanie nowego wydziału wpisane jest w ten ciąg historyczny. Wydaje się, że współcześnie – w III RP – nikt nie dąży do realizacji całościowego, spójnego pomysłu. Trudno taki pomysł przeprowadzić odgórnie, z poziomu władzy. Dlatego być może równie wielkim planem, jak międzywojenna czy nawet peerelowska modernizacja, za to odpowiednim do sytuacji, byłoby odłożenie na bok snów o potędze na rzecz stopniowej pozytywistycznej i oddolnej, ale gruntownej pracy.
Już sama nazwa Wydziału Zarządzania Kulturą Wizualną daje wiele do myślenia. Na pierwszy rzut oka może wydać się wręcz zabawna, na poziomie przysłowiowego kuriozum nomenklatury używanej w edukacji artystycznej – doktora sztuki. Mam nadzieję, że jest to jednak wybór głęboko przemyślany. Nazwę dostosowano do zadań, które staną przed absolwentami wydziału. Wyobrażam sobie, że osoba po takich studiach będzie gotowa do bezpośredniej pracy w terenie (głównie na prowincji, gdzie jest to szczególnie potrzebne) z mieszkańcami, urzędnikami itp. Szczególnie w sytuacji rozmów z urzędnikami czy różnego typu decydentami dyplom standardowego wydziału ASP (np. malarstwa czy grafiki) może być dużą przeszkodą. Zwykle osoba z tak egzotycznym wykształceniem traktowana jest z przymrużeniem oka jako „artysta” (nieżyciowy wariat mający fanaberie) albo z drugiej strony odbierana jest jako ARTYSTA (pełne zrozumienie wyjątkowości i geniuszu każdego rodzaju wypowiedzi), co też nie jest dobre, bo powoduje zanik dystansu. W każdym przypadku osoba z wykształceniem artystycznym nie jest traktowana serio jako człowiek, pracownik itp. Próby merytorycznej rozmowy przestają mieć znaczenie. Właśnie dlatego „zarządzanie” w nazwie wydziału nadaje powagę uzyskanemu wykształceniu, zbliżając je do popularnych kierunków typu „zarządzanie i administracja/i marketing/zasobami ludzkimi” itp.
Dwa zasadnicze pytania, które powtarzają się przy okazji rozmów na temat nowego kierunku, to: jaki będzie stosunek teorii do praktyki w nauczaniu oraz kim mogą zostać absolwenci wydziału? Chodzi o to, jak przygotować studentów do pracy i jaka będzie to praca? „Historię sztuki stosowaną społecznie” rozumiem jako gruntowne poznanie najbardziej interesujących przejawów sztuki i wyciągnięcie z tej wiedzy praktycznych wniosków. Studenci powinni mieć ćwiczone spoglądanie, tzn. umiejętność świeżego spojrzenia (bez uprzedzeń). Spoglądanie nie tylko na dzieła sztuki, ale szerzej – na sytuację, otoczenie. Nie tylko na wygląd, bardziej na istotę rzeczy. Praktyką w takim zawodzie powinna być dodatkowo umiejętność uważnego rozmawiania i dogadywania się z różnymi ludźmi. Zapewne pomocna w tym wszystkim byłaby choć orientacja w praktykach działania z obszaru sztuki. Nie tylko umiejętność fotografowania czy przygotowania druku, ale również przepracowanie mniej konwencjonalnych przejawów sztuki.
A jaka będzie rola absolwentów oraz – czy jest możliwa w realizacji? Przecież decyzje, w których mieliby oni doradzać i pomagać podejmowane są tak czy siak arbitralnie przez polityków. Zarówno na prowincji, jak i w większych miastach. Politycy rzadko kierują się dobrem sprawy, częściej do podjęcia decyzji motywuje ich np. sytuacja towarzyska, realizacje zlecają szwagrowi albo koleżce. Czy dlatego założenia, które przyświecają zakładaniu Wydziału nie są ciągle zbyt marzycielskie? Lekko utopijne? Czy nie zostaną rozbite o mur realiów?