Kongres Kultury: program stolika ds. instytucji artystycznych „Instytucja bez przemocy”
Wstęp (dlaczego jest tak źle, skoro jest tak dobrze)
Kiedy patrzymy na instytucje kultury w Polsce od zewnątrz, widać, że wiele z nich intensywnie pracuje i odnosi sukcesy. O wielu możemy powiedzieć, że to „instytucje progresywne”, proponujące zaangażowane społecznie programy, zbudowane wokół egalitarnych, demokratycznych, wolnościowych i równościowych wartości. Długofalowe cele, jakie sobie stawiają, mają krytyczny i emancypacyjny wymiar. Ale jednocześnie wewnątrz instytucji kultury dzieje się coś niedobrego. To organizacje, które zdają się działać nie w zgodzie, ale bywa że na przekór deklarowanym przez nie demokratycznym wartościom. Wydaje się, że mechanizmy i praktyki instytucjonalnego działania, stoją w sprzeczności z merytorycznymi programami i wartościami sfery symbolicznej. Szczególnym problemem są wewnętrzne relacje pracownicze i sytuacja zatrudnionych. Te problemy przekładają się też na relacje instytucji z twórcami. Np. wynagrodzenia dla szeregowych pracowników są niskie, a wynagrodzenia twórców współpracujących z instytucjami kultury, właściwie symboliczne. Uderzająca jest nieustannie narastająca „nadprodukcja”, którą generują niemal wszystkie instytucje, starając się generować coraz więcej, coraz bardziej innowacyjnych projektów. Dzieje się to kosztem pracowników i współpracowników, twórców, a nawet kadry zarządzającej, i prowadzi do różnych form wyzysku i przemocy. W instytucjach, o których wciąż myślimy jak o przestrzeni bezpieczeństwa, stabilności i zespołowości, zanika podział na pracę i czas wolny. Czyli tak, jak w systemie prekarnej pracy projektowej. Praca pochłania cały czas pracowników, kolonizując ich życie prywatne i eksplorując wszelkie, najbardziej nawet intymne zasoby i dobra. W przeciwieństwie jednak do pozornej niezależności projektariuszy, pracownicy instytucji funkcjonują bardzo często w hierarchicznych i przemocowych relacjach władzy.
Czas polityczny w Polsce zagraża instytucjom kultury i ich wolności. Trzeba tych instytucji bronić. Ale żeby ich bronić, powinny one być stawką dla wielu, nie tylko dla kadr dyrektorskich zagrożonych zwolnieniami. Także dla pracowników, twórców i publiczności.
Brak przy tym pogłębionej dyskusji o misji instytucji kultury i o etycznych podstawach, na jakich ta misja miałaby być budowana. Uważamy, że bez zadania pytań, bez wskazania źródeł wpisanej w instytucjonalną codzienność przemocy, nie da się na dłuższą metę tworzyć wartościowej, wolnej kultury, która miałaby jakąkolwiek emancypacyjną moc, walory poznawcze i wiarygodność. W istocie każde dzieło i każdy proces twórczy na pewnym poziomie komunikuje także to, w jaki sposób został wytworzony. Mechanizmy artystycznej produkcji pozostają w dziełach i docierają do odbiorców. Kultura wytwarzana w przemocowy sposób nie stanie się narzędziem rzeczywistej zmiany. Bez rozwiązania tych problemów, nie da się także obronić autonomii i swobody działania instytucji. To system naczyń połączonych, którego działanie powinniśmy zrozumieć i w zmianę którego musimy się zaangażować.
*
Hierarchiczną, konserwatywną kulturę, w którą wpisany jest wyzysk, alienacja, przemoc władzy już mamy. Nie potrzebujemy instytucji kultury, aby ją utrwalać i potwierdzać. Potrzebujemy instytucji jako przestrzeni wolnej krytyki status quo, obszaru, w którym można formułować alternatywne, lepsze modele społeczeństwa i świata, potrzebujemy miejsc swobodnego rozwijania twórczych praktyk, wymiany myśli i wyobrażeń, instytucji, których pracownicy nie będą obawiali się ryzyka. Potrzebujemy także instytucji jako wzorów sprawiedliwych relacji międzyludzkich, jako laboratoriów nowych form społecznego ładu, w których jakość przestrzeni wspólnej będzie celem równie ważnym, jak jakość realizowanych tu projektów. To w instytucjach kultury powinniśmy pracować nad tym, jak relacje wyzysku i przemocy przekształcać w kooperatywne i solidarnościowe modele współdziałania. Jeżeli nie będziemy ich w stanie urzeczywistnić w instytucjach kultury, to jak miałoby się to nam udać w innych instytucjach życia społecznego?
Czas polityczny w Polsce zagraża instytucjom kultury i ich wolności. Trzeba tych instytucji bronić. Ale żeby ich bronić, powinny one być stawką dla wielu, nie tylko dla kadr dyrektorskich zagrożonych zwolnieniami. Także dla pracowników, twórców i publiczności.
– Czy będą bronić instytucji ich pracownicy, którzy nierzadko doświadczają w nich złego traktowania, rażących nierówności płacowych, zawłaszczania czasu wolnego, bywa że także gróźb i bezpośredniego mobbingu?
– Czy będą bronić tych instytucji twórcy, którzy nie dostają wynagrodzeń za udział w wydarzeniach, lub dostają symboliczne honoraria i są traktowani jako tworzywo do produkcji projektów, a nie podmiot tych przedsięwzięć?
– Czy będzie bronić ich publiczność, kiedy dostrzeże sprzeczność między instytucjonalną retoryką a praktyką? Kto uwierzy w sprawczość emancypacyjnych deklaracji, jeśli pracownicy nie mają szans na rozwój, awans, itd.? Kto uwierzy w ducha wspólnoty, jeśli zespoły podzielone są głębokimi konfliktami, bywa że zastraszone? Jeśli twórcy w swoich pracach opowiadają się za sprawiedliwszym porządkiem społecznym, to stan instytucji pokazujących ich prace nie może tych ambicji dyskredytować.
Chcielibyśmy wskazać kilka parametrów, które powtarzają się w praktykach i strukturach polskich instytucji – i w których widzimy przyczyny ich etycznej zapaści.
1. Modele zarządzania
Instytucja staje się wartością samą w sobie, stawianą wyżej niż los tworzących ją ludzi, wyżej niż interes artystów (którym powinna oferować przestrzeń działania i rozwoju), wyżej niż sztukę i dobro wspólne.
Ze względu na stojące przed nimi zadania (wspieranie twórczości i wolnej myśli), instytucje kultury powinny być w awangardzie relacji społecznych i praktyk zarządzania. Tymczasem w większości z nich kadry zarządzające sięgają po najprostsze wzorce zaczerpnięte z porządku korporacyjnego. W dodatku te wzory, już same w sobie dyskusyjne, interpretowane są powierzchownie i prymitywnie. Z systemu korporacyjnego do instytucji przenika przede wszystkim koncept optymalizacji rozumiany jako zasada wyciskania z pracowników maksimum wysiłku przy minimum nakładów. Ponieważ brak jest czasu (a często i kompetencji) na refleksję nad tym, jak to osiągnąć, bezradne kadry zarządzające starają się to robić na siłę, czyli przemocą. Do instytucji przenika zatem najgorsza część praktyk „optymalizacyjnych”: outsourcing, umowy śmieciowe, mobbing. Ta przemoc, w której zobaczyć można nie tylko efekt korporyzacji, ale także tego, co Andrzej Leder opisuje jako nieprzepracowaną mentalność folwarczną, spotyka się w polskich instytucjach z drugim rodzajem przemocy właściwej dla pracy w systemie projektowym, w którym łatwo o eksploatację entuzjazmu i potrzeby samorealizacji.
2. Dyskurs sukcesu i cyniczni gracze
Instytucje wpadają w pułapkę retoryki sukcesu. Ponieważ uciekają od pytania, na czym w istocie ma polegać cel sztuki i twórczości, czyli jej „sukces”, zaczynają utożsamiać sukces z umacnianiem marki samej instytucji, kreowania jej wizerunku i mocnej pozycji wobec innych instytucji. Przy czym najczęściej chodzi tu o wizerunek instytucji progresywnej, modernizacyjnej, innowacyjnej i – zaangażowanej społecznie. Instytucje takie doskonale opanowały retorykę politycznego i obywatelskiego zaangażowania i na tym najczęściej budują swoją markę. Taka praktyka wydaje się szczególnie niebezpieczna, bo jest objawem cynizmu i świadomej gry rynkowej. W ten sposób przejmowany i kompromitowany jest dyskurs emancypacyjny, a reguły rynku okazują się ostateczną i nieprzekraczalną determinantą społecznego ładu. Instytucja buduje instytucję (jako markę), ale czy faktycznie tworzy kulturę? Czy raczej działa na jej szkodę? Instytucja staje się wartością samą w sobie, stawianą wyżej niż los tworzących ją ludzi, wyżej niż interes artystów (którym powinna oferować przestrzeń działania i rozwoju), wyżej niż sztukę i dobro wspólne.
3. Rabunkowa gospodarka „zasobami ludzkimi”
W instytucjach ludzie (pracownicy, ale również współpracujący twórcy) zbyt łatwo zmieniają się w „zasoby ludzkie”. Te zaś w przekonaniu kadry zarządzającej są obfite; nie brakuje bowiem osób, które mają ambicję i potrzebę współtworzenia kultury. Zgodnie z tą logiką bardziej „opłaca się” zużywać i wymieniać wyeksploatowanych pracowników i artystów, niż w nich inwestować.
4. Wykorzystywanie pomieszania pojęć
W instytucjach kultury ekonomiczna wartość pracy miesza się z jej wartością symboliczną w stopniu większym niż gdziekolwiek indziej. Kadry zarządzające wykorzystują ten fakt (świadomie lub instynktownie) – zaniedbują wynagradzanie ekonomiczne, przyjmując, że wystarczającą rekompensatą są „wypłaty” w kapitale symbolicznym.
5. Produkcja zamiast twórczości
Tworzenie wymaga odwagi, do produkcji wystarcza dyscyplina. Dlatego w instytucjach zbyt często zamiast ryzykowanego tworzenia kultury wybiera się jej produkowanie.
6. Strach przed demokracją
W polskich instytucjach dominuje model charyzmatycznego przywództwa; w retoryce instytucji wiele jest mowy o partycypacji, ale realna partycypacja pracowników i twórców w podejmowaniu decyzji, w budowaniu programów, często ograniczana jest do minimum.
7. Stan wyjątkowy
W instytucjach kultury stawianie sobie niemożliwych celów stało się normą. W realizację projektów zaangażowana jest zbyt mała liczba osób, przeznacza się na nie niewystarczające fundusze i zbyt małą ilość czasu. Ten system jest patologiczny, ale sprzyja organizatorom i kierownictwom instytucji, dlatego właśnie upowszechnia się, przepoczwarzając się w permanentny stan wyjątkowy.
8. Hermetyczność i niska kultura prawna
Instytucje są hermetyczne i nieprzejrzyste, ich statuty dają uprawnienia szefom, a nie załodze; pracownicy są wykluczani z procesu podejmowania znaczących decyzji; ciała zarządcze monopolizują odpowiedzialność za kształt instytucji, jej program, jej sukcesy i jej porażki. Szefowie nie chcą, a pracownicy boją się mówić o wewnętrznych relacjach w instytucjach. Załogi nie mają, oprócz dysponujących słabymi narzędziami związków zawodowych, możliwości kontrolowania swoich szefów, a także skutecznej krytyki i zmiany relacji wewnątrz instytucji. Krytyka instytucji, jaką podejmują np. środowiska twórców, znajduje bardzo ograniczony oddźwięk, np. nie sposób zmienić kształtu umów podpisywanych z twórcami (które gwarantują prawa instytucji, a obowiązki przerzucają na twórców), nie udaje się systemowe, znaczące podniesienie wynagrodzeń dla artystów, konkursy na stanowiska dyrektorskie są nieprzejrzyste, itd.
9. Kultura komunikacji
Mało faktycznej komunikacji, w której racje stron szefów instytucji, załóg, twórców i publiczności są wzajemnie uznawane. Zwykle komunikacja jest jednostronna, dominuje przekrzykiwanie się i polecenia. Bywa, że twórcy są dyscyplinowani i niejako stają się podwładnymi w instytucji z którą czasowo współpracują.
Rezultatem powyższych praktyk jest…
…Przemoc strukturalna
….czyli rozumiana na różne sposoby relacja dominacji i podporządkowania, generująca niesprawiedliwość, niemożność rozwoju czy nawet cierpienie osób podporządkowanych. Nadużywanie pozycji w hierarchii, urzędniczych procedur czy manipulacyjne wykorzystywanie prawa pracy [np. najczęstszy czas zwolnień w instytucjach to oczywiście letnie wakacje, gdy związki zawodowe nie mają szans na reakcję]. Przemoc wynika z możliwości, jakie daje instytucja. Jeśli pensja dyrektorska w Warszawie wynosi 15 tysięcy złotych, a pensja szeregowego pracownika – 3 tysiące, to szefowie przestają rozumieć problemy pracowników, którzy za otrzymywane wynagrodzenia mogą zrealizować tylko swoje podstawowe potrzeby. Żeby pracownicy bronili instytucji, powinni mieć w nich możliwość rozwoju, godne wynagrodzenia, znaczący udział w tworzeniu ich programów. Instytucja to tworzący ją ludzie, którzy nie powinni bać się muzeum, galerii czy teatru, w którym pracują. Instytucja nie jest własnością jej dyrektora, a ścisła hierarchia nie odpowiada już rozwojowi świadomości własnych praw pracowników i twórców.
Jest dla nas jasne, że model instytucjonalny, w który wpisana jest przemoc trzeba zmienić. Jaki? Oto temat do dyskusji. Pragniemy otworzyć ją kilkoma pytaniami:
– Co takiego jest w instytucji kultury, co zmienia dobrych ludzi w funkcjonariuszy, czerpiących przyjemność z wykonywania władzy? Pewnie to samo, co w innych instytucjach państwa: nierówność, dominacja i możliwość ograniczania swobód jednostki. Pytanie, jak wyłączyć mechanizm produkujący przemoc; jak systemowo odsunąć od szefujących instytucjami pokusę sprawowania władzy, a nie organizowania pracy zespołu?
– Jak upodmiotowić pracowników kultury, twórców, a także publiczność, tak, aby instytucje z hermetycznych i pseudokorporacyjnych „firm” przemienić w społeczne?
Co w obecnie dominujących definicjach misji instytucji sprawia, że przestają one działać w oparciu o założenia etyczne?
– Jak zmienić artystów/twórców z podwykonawców w kreatywnych partnerów instytucji? Jak oczyścić pole z wzajemnych animozji, gdy np. pracownicy instytucji kultury uważają artystów za szkodników „pożerających” budżety ich działów, albo za cwaniaków, którzy za pieniądze ich instytucji tworzą dzieła, które później sprzedają na rynku sztuki?
– Czy faktycznie osoba kierująca instytucją musi być twardzielem? Albo funkcjonariuszem-biurokratą bez wyczucia dla sztuki, ale z procedurami administracji w małym palcu i nieodłącznym planem „restrukturyzacji”, która zakłada wymianę zespołu na świeżych i oddanych pracowników? Czy bez takiego „silnego ośrodka władzy” instytucje rzeczywiście się rozpadną, jak chcą obrońcy systemu hierarchicznego?
– Czy kultura podsumowań i sprawozdawczości musi się rozwijać w kraju, gdzie Piotr Piotrowski wynalazł krytyczne muzeum?
– Czy koszty stałe instytucji muszą pochłaniać gros ich budżetów, niemal uniemożliwiając produkcję nowych dzieł, wydarzeń, filmów i hamując ruch w kulturze?
Jesteśmy przekonani, że aby stworzyć lepsze instytucje, musimy nie tylko tematyzować pojęcia wolności i sprawiedliwości w instytucjonalnych programach, lecz najpierw, jako środowisko artystyczne, skierować te postulaty do samego siebie.
– Czy szefowie instytucji nie powinni pamiętać też o własnych prawach? O respektowaniu własnego czasu pracy, o życiu prywatnym i odpoczynku, o sensownych ambicjach, o takim wykonywaniu powinności pracodawcy, które nie rani pracownika? Czy nie powinni pamiętać o skutecznych strategiach realizowania potrzeb własnych, potrzeb pracowników i twórców? W tym potrzeby społecznego uznania i satysfakcji z pracy.
– Co skłania ludzi kultury, pracowników instytucji, artystów do samowyzysku i autoprzemocy i jak położyć temu kres?
– Co w obecnie dominujących definicjach misji instytucji sprawia, że przestają one działać w oparciu o założenia etyczne? Tracą z pola widzenia takie pojęcia jak sprawiedliwość i dobro wspólne? Ze zbudowania własnej marki czynią sens swojej działalności? Efektywność zaczyna przesłaniać im potrzebę autentyczności? Przymus wygrywa z wolnością?
Jesteśmy przekonani, że aby stworzyć lepsze (również w sensie etycznym) instytucje, musimy nie tylko tematyzować pojęcia wolności i sprawiedliwości w instytucjonalnych programach, lecz najpierw, jako środowisko artystyczne, skierować te postulaty do samego siebie. I zamienić je w praktykę. Bo rzecz nie dotyczy tylko wyjątkowego czasu politycznej zmiany pod rządami fundamentalistycznej prawicy, ale kultury w ogóle jako miejsca wolności i pracy bez strachu i za satysfakcjonujące wynagrodzenia.
W instytucjach trwa walka z czasem zawsze go brakuje. Punktów programu jest zawsze więcej, niż załogi są w stanie dorzecznie zrealizować. Ale zauważmy, dokładnie taka sama logik rządzi naszą wspólną pracą nad przygotowaniem Kongresu Kultury. To wydarzenia, choć od początku pomyślane jako dobrowolne, oddolne i społeczne działanie, reprodukuje w istocie mechanizmy, które determinują instytucjonalną codzienność. Pracujemy w prywatnym czasie przeznaczonym na odpoczynek, wysiłek kompensując symbolicznym prestiżem, inwestowanymi ambicjami i poczuciem samorealizacji. Nie wyrabiamy się, jakość naszego działania spada, wraz z tym przychodzi frustracja.
Piszemy o tym, bo jest to dobry przykład strukturalnej przemocy i samowyzysku, na jakie wszyscy bezwiednie się godzimy, którymi oddychamy. Możemy jednak zobaczyć i nazwać te mechanimy, a także – co postulujemy – zacząć je zmieniać, zaprzestając np. praktyk samowyzysku.
Bo przecież nie chodzi o odreagowanie na świecie instytucji naszych frustracji i naszego przeciążenia, ani o tworzenie listy zarzutów. Chodzi o fajne instytucje, bardziej horyzontalne relacje w muzeach, galeriach, teatrach, itd. Chodzi o podmiotowość nas samych – ludzi generujących kulturę.
Kongres jest miejscem, gdzie na razie bezwiednie zawieramy ze sobą nowy kontrakt społeczny. Zgadzamy się, żeby mówić do siebie otwartym tekstem. Wydaje się, że postulaty Kongresu możemy skierować przede wszystkim do siebie samych – np. zmiana w instytucjach jest w naszym zasięgu.
Grupa Robocza stolika „Instytucja bez przemocy”
Agata AdameckaSitek
Stach Szabłowski
Andrzej Załęski
Artur Żmijewski