Jak zrujnować sobie życie za pomocą jabłka. „Take My Eyes” w lokalu_30
Do rzymskiej Galerii Borghese turyści z całego świata przybywają z różnoraką motywacją. Niezależnie jednak od programu wycieczki, na ich trasie znajduje się obowiązkowy przystanek przy dwóch kanonicznych dla historii sztuki przedstawieniach przemocy seksualnej. To monumentalne, marmurowe stopklatki z próby ucieczki przed napastnikiem, w opisie których częściej mówi się o „spektaklu” miłości i pożądania niż o przemocy. Wraz ze współczesnymi zachwytami nad palcami Dafne zamieniającymi się w liście i miękkością pośladków Prozerpiny pojawia się pytanie o to, na ile sztuka przyzwyczaiła nas do spektakularnych wizerunków przemocy, gwałtu i udręki. Co gorsza, na tyle atrakcyjnych, aby te zwyczajne (banalne) – a przez to najbliższe prawdziwemu doświadczeniu – wydawały się wyjęte z zupełnie innego porządku. Wystawa Take my eyes, kuratorowana przez Agnieszkę Rayzacher w warszawskiej galerii lokal_30 wychodzi z inicjatywą, która dotyczy przede wszystkim podmiotowości ofiar i osób, które doświadczyły przemocy. Pojawiają się świadectwa, aluzje i próby sublimacji traumy w sztukę, która opiera się głównie na słowie, w mniejszym natomiast stopniu – na obrazie.
Wystawa Take my eyes otwiera się tezą o przemocy, która ma płeć. W przypadku przemocy domowej w Polsce statystyki z roku 2021 wskazują jednoznacznie: ~90% osób podejrzewanych o stosowanie przemocy w rodzinie jest mężczyznami3, a wśród ofiar ~73% to kobiety (oraz ~15% małoletnich).
W wydanej niedawno Planecie Piołun Oksana Zabużko określa zależność pomiędzy kolonizatorem a kolonizowanym jako fagoerotyczną – „nienasyconą i pałającą chęcią zawłaszczenia […], opanowania, unieruchomienia, uczynienia [kolonizowanego, przyp. mój] częścią siebie”. Choć książka dotyczy skomplikowanych losów ukraińskiej tożsamości pod rosyjskim butem, tak to dziwne – najprawdopodobniej nieistniejące – słowo w pełni oddaje charakter przemocowej relacji. W niej podmiotowość drugiej osoby jest ograniczona do minimum; może istnieć wyłącznie w relacji do pożerającego żywcem, niczym karykatura platońskiego mitu o połówkach owocu. Z tej przyczyny – zależności od oprawcy i jego czynów – część osób, które doświadczyły przemocowych związków niechętnie mówią o sobie jako o ofiarach. Pojawiają się inne słowa – przetrwaniec, surwiwalka1. Z drugiej strony, dopiero rozpoznanie własnej sytuacji jako ofiary umożliwia zakończenie tego typu relacji i odzyskanie siebie jako autonomicznego podmiotu, który nie jest niczyją połową. Fagoerotyczny trop pojawia się w samym tytule wystawy – weź (sobie) moje oczy. To słowa, które wypowiada pod wpływem nacisków swojego oprawcy Pilar, bohaterka hiszpańskiego dramatu Te doy mis ojos (2003, reż. Icíar Bollaín). Mężczyzna żąda całego życia Piliar – jej piersi, ramion, głowy, serca. Przede wszystkim, żąda wyłączności w decydowaniu o jej losie. Na terapii zdradza przypadkiem, że najbardziej kocha jej bezszelestny sposób poruszania się po domu. Tak jakby Pilar nie miała prawa istnieć sama w sobie – jako osoba poza kontekstem tego małżeństwa, domu i jej obowiązków. Pilar chcąc uniknąć agresji męża niczym Dafne zamienia się w drzewo laurowe, chce wtopić się w ścianę, zrosnąć się z krzesłem; zredukować swoje życie do służebnej funkcji i posłusznego cienia swojego oprawcy. Wielokrotnie nagradzany film Bollaín doceniony został przede wszystkim za wiarygodne nakreślenie typowości takiej relacji – bowiem przemoc domowa ma tę okrutną właściwość, że jawi się jako skomplikowana i niepowtarzalna wyłącznie w oczach ofiar, które jeszcze nie zdają sobie sprawę z charakteru relacji, w jakiej się znajdują. Poza tą perspektywą jest powtarzalny cykl narastającego napięcia, wybuchów agresji i miesiąca miodowego, prób ucieczki i powrotów, nowych obietnic i usprawiedliwień, odbudowywania zaufania na najbardziej niestabilnym z możliwych gruntów, wielkich wyznań w cieniu okrucieństwa2. Nieprzypadkowo wystawa w tekście kuratorskim powołuje się na przykład filmu Bollaín, bowiem jego prostota i zwyczajność jego fabuły ma znacznie większy potencjał utożsamienia się z ofiarą niż o dekadę wcześniejszy What’s Love Got to Do with It, (1993, reż. Brian Gibson). Fabularyzowana biografia Tiny Turner wraz z otwierającym mottem o lotosie wyrastającym z głębokiego błota podbijała spektakularność przemocy. A tę łatwo wpisać w rockandrollowy styl życia, w którym i tak wszystko kończy się brawurowym występem przed szeroką publicznością. To raczej modelowa opowieść w stylu „przez ciernie do gwiazd”, przez błota do kwitnącego lotosu. Natomiast Pilar jest do bólu zwyczajna, tak jak jej ucieczka w samych kapciach do siostry jest podobna do wszystkich ucieczek z jednym plecakiem w środku nocy. Tak jak obsesja jej męża jest oparta na tym samym mechanizmie, co innych domowych despotów w starciu z autonomią drugiej osoby. Niech to będzie przestroga dla wszystkich osób, które liczą na spektakularny pokaz w lokalu_30 – jego stawką nie jest chęć zadowolenia wojerystystów przemocy, liczących na niesamowite historie ubrane w ekstrawertyczne obrazy. To raczej antologia różnie miarkowanych wspomnień o doświadczeniach, która jest osadzona w kontekście statystyk, badań i obserwacji na temat przemocy domowej i seksualnej (Centrum Praw Kobiet). Jest to działanie konsekwentne, wpisane w próbę stworzenia wspólnoty zaufania. Zupełnie na przekór purystom przestrzegającym przed dydaktyką za pomocą sztuki – tutaj stawki są większe niż zadowolenie krytyków-klerków. Rayzacher nie ukrywa, że jest to wystawa z misją, w której komponent stricte artystyczny jawnie przeplata się z edukacyjnym. Sublimacja doświadczeń w sztukę, ale bez konkretu rzeczywistości mogłaby się znów skończyć niemym zachwytem nad farbą, odwagą formalną, czy w gorszym wypadku – kolejną epopeją o marmurowym pośladku.
Wystawa Take my eyes otwiera się tezą o przemocy, która ma płeć. W przypadku przemocy domowej w Polsce statystyki z roku 2021 wskazują jednoznacznie: ~90% osób podejrzewanych o stosowanie przemocy w rodzinie jest mężczyznami3, a wśród ofiar ~73% to kobiety (oraz ~15% małoletnich). Rzecz jasna, dane dotyczą wyłącznie zgłoszonych i przyjętych przez policję spraw i to w okresie pandemijnym, w którym mobilność i niezależność (w tym finansowa, umożliwiająca ucieczkę) są znacznie ograniczone. Realna skala pozostaje w sferze domysłów, zwłaszcza jeżeli chodzi o osoby nieheteronormatywne, na które policyjne statystyki są ślepe. Dlatego też wystawa tyczy się przede wszystkim przemocy wymierzonej w osoby niebędące mężczyznami. Jest tu mowa o kobietobójstwie (instalacje Simone Karl Ani jednej więcej… ale wciąż liczę i 8), przemocy wynikającej z maczyzmu jako systemowo ugruntowanej męskiej tożsamości (prace Doroty Nieznalskiej) i przestępstw nienawiści wobec osób nieheteronormatywnych (kolaż en theos Karl). Wspomniane prace są próbką tego, na jak szerokich rejestrach wrażliwości formalnej operują zaproszone przez Rayzacher artystki i artyści. Są enigmatyczne kolaże, instalacja z wytrawionymi wybielaczem liczbami ofiar-kobiet z cyfrową projekcją, skórzany kaganiec w cieniu klasycznej fotografii, czy też – jak w przypadku 8 Karl – rzeźbiarska ilustracja ośmiu faz poprzedzających kobietobójstwo, opracowanych przez kryminolożkę Jane Monckton Smith. To rodzaj wstępu do historii nieco bardziej zniuansowanych, które mogą wybrzmiewać dalej, wraz z dalszą wizytą w galerii. Dużym zaskoczeniem okazały się dla mnie płótna Anny Orbaczewskiej. Ekspresjonistyczne wizerunki schematycznych postaci o wielu rękach, utrzymujących na swoim ramieniu odcięte głowy, świetlistych sylwet ze wzwodem to zdecydowanie jeden z najlepszych cykli malarki. W wypadku tej artystki, im dalej od realistycznych i fotorealistycznych prób, tym lepiej. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że docenianie obrazów wyrosłych z traum wyżej niż regularnej twórczości figuratywnej jest co najmniej podejrzane – mimo to, pewne skojarzenia z Miriam Cahn osadzają prace obecne na wystawie w odpowiednim kontekście opowieści o historii ciała rozdzieranego wątpliwościami.
Nikt Ci nie uwierzy, przypomina neon w galerii. To praca innej Zuzanny – Zuzanny Janin, tej której wierzy Żukowski. W dialog z tymi dwoma pracami wchodzi także Katarzyna Malejka, dodając Ja Ci wierzę, Zuzanno. Ten trójgłos jest, nomen omen, jednym z najjaśniejszych momentów tej wystawy.
Pozostałe dwie sale wystawiennicze przepełnione są jednak nie obrazami i aluzjami, ale przede wszystkim słowem – i wypowiadanym, i pisanym; w każdym razie – manifestującym się wszem i wobec. Tak jak w przypadku pracy Pawła Żukowskiego – jedynej, która znajduje się poza galerią, na jej balkonie – jest to żółta płachta z wyznaniem: Wierzę Ci, Zuzanno. Kim jest Zuzanna w historyczno-sztucznym ciągu skojarzeń wizerunków przemocy? Biblijną kobietą, której dwaj lubieżni starcy o nieposzlakowanej opinii postawili ultimatum: albo zostanie zgwałcona, albo oskarżą ją o zdradę męża z nieistniejącym mężczyzną. Co prawda, w historii Zuzanny jest mowa o pokładaniu ufności w Panu, który osądzi rzucających kalumnie i Danielu, który (natchniony przez byt wyższy) wyda sprawiedliwy wyrok, tak właściwie jest to opowieść o nieufności wobec ofiar, ich wtórnej wiktymizacji przez krąg bliskich i znajomych. Nikt nie ufa Zuzannie, bowiem przeciwko sobie ma dwóch mężczyzn dzierżących władzę – sytuacja jest beznadziejna na tyle, że musi nastąpić interwencja boskich sił, aby kobiety nie zgładzono. Nikt Ci nie uwierzy, przypomina neon w galerii. To praca innej Zuzanny – Zuzanny Janin, tej której wierzy Żukowski. W dialog z tymi dwoma pracami wchodzi także Katarzyna Malejka, dodając Ja Ci wierzę, Zuzanno. Oba neony – pomimo wpisanej w charakter instalacji świetlnej ekstrawertyczności świecą we wnętrzu, „pisane” są linią przypominającą odręczne pismo. Powtórzenie gestu o zupełnie odmiennej treści w obrębie jednego pokoju, świecącego tym samym jasnym blaskiem jest dialogiem zaufania – Janin wygina szklane rurki w słowa, które (podobnie innym ofiarom i przetrwańczyniom) słyszała wielokrotnie. Malejka wypowiada to, co powinna usłyszeć każda ofiara. Natomiast baner Żukowskiego jest komunikatem wysłanym w świat, zupełnie poza wystawę, choć jest z nią nierozerwalnie złączony. Ten trójgłos jest, nomen omen, jednym z najjaśniejszych momentów tej wystawy. Dopełnia go portret Ewy Partum Katastrofa małżeńska, przedstawiający pobitą przez męża artystkę. Jak wspomina sama Partum, zdjęcie wkrótce po jego wykonaniu zostało przedstawione jako materiał dowodowy w sprawie rozwodowej. Dialog pomiędzy Janin a Partum dotyka kwestii biograficzno-artystycznych – złamane serca i podbite oczy, które stały się treścią prac obu artystek były „dziełami” mężczyzn o nieposzlakowanej środowiskowo opinii. Takich, wobec których dotąd panuje zmowa milczenia. Tę część – poświęconą zaufaniu – wieńczy video A Trial. The Transcript Fiony Rukschcio. To rekonstrukcja wydarzeń wypowiadana z perspektywy ofiary i dobrze znanego jej napastnika, w której to ilustracją są inscenizowane kolaże. Całe szczęście – z korzyścią dla całej wystawy – nie ma w nich niczego znanego z popularnej niegdyś serii 997, której pornografia przemocy gromadziła przed telewizorami rzesze gapiów.
Tropem świadectw podąża również dalsza część wystawy. W wąskim korytarzu galerii zainstalowano video ⟨common.places 2⟩ Rukschcio, w którym występują świadkowie i świadkinie oraz osoby, które doznały „banalności” przemocy – w najszerszym tych słów znaczeniu. Akcja artystki nawiązuje do inicjatyw Take Back the Night i Reclaim the Night, które od lat 70. uczulały na kwestię napaści fizycznych, molestowania i przemocy werbalnej w miejscach publicznych. Rukschcio daje swoim rozmówcom i rozmówczyniom przestrzeń (nierzadko podobną do tych, w których rozegrały się opisywane przezeń wydarzenia). Opisują własnymi słowami to, czego doświadczyły. Spośród innych prac, które opierają się na słowie mówionym, chcę zwrócić uwagę na video VEDO ROSSO Adriana Paciego i Psycho ASMR Katyi Shadkovskiej. W obu przypadkach użyty obraz pochodzi z odrębnego od wypowiadanych słów kontekstu. Dwukanałowe video Shadkovskiej to zestawienie autentycznego wywiadu amerykańskiej psycholog Anny Salter z przestępcą seksualnym i adaptacja jego słów do popularnego w Internecie formatu ASMR. Choć artystka wprowadza w swoje video elementy tradycyjnej turkmeńskiej biżuterii, w którą ubrana jest kobieta bawiąca się z dzieckiem, nawiązując do arcypatriarchalnych wzorców kulturowych (wielożeństwa i strukturalnej przemocy wobec kobiet), tak ciekawszym wątkiem jest sama warstwa znaczeniowa wypowiadanych słów i sposób ich artykulacji w obu filmach. Przestępca opowiada historię swojego życia: notoryczną manipulację ludźmi w celu osiągnięcia korzyści, w tym wypadku – dostępu do dzieci, aby je wykorzystać seksualnie. Zarówno oryginalny footage wywiadu, jak i jego szeptana adaptacja drastycznie kontrastują z wypowiadanymi treściami. Rozmówca doktory Salter mówi wprost o sposobach uśpienia uwagi otoczenia poprzez pozornie bezinteresowną pomoc i wytwarzanie „dobrego wrażenia”. Oryginalne wypowiedzi przestępcy są przez niego wypowiadane są monotonnym, spokojnym głosem, ASMR-ową szeptankę natomiast cechuje łagodna, serdeczna intonacja, na granicy wypowiadania sekretu. Jeżeli wierzyć internautom wypowiadającym się pod filmem dr Salter – wyznania manipulatora wzbudzają u nich gęsią skórkę. A ta reakcja także pojawia się u części słuchaczy i słuchaczek nagrań ASMR-owych, niezależnie od słuchanych przezeń dźwięków i słów.
Wystawę Take my eyes wieńczy praca Paciego. Tworzy ją wyłącznie głos Darii Deflorian, czerwień ekranu i jarząca się transkrypcja słów na język angielski. Tylko na chwilę widoczne jest kobiece oko, które znika za czerwienią. Jak opowiadał artysta, praca nad filmem w warunkach pandemii skłoniła go do wykorzystania najprostszych środków formalnych. Ich prostota i skupienie się przede wszystkim na słowach Deflorian intencjonalnie jest wypowiedzią w sprawie niemożności znalezienia odpowiedniego przedstawienia dla tego, o czym mówi, nieadekwatności obrazu w kontekście dramatycznych treści. Tytułowa czerwień jest palcem przypadkowo wsadzonym do obiektywu smartfonowej kamery, ale i powidokiem słońca przeświecającego przez zamknięte powieki, o którym mówi kobieta. Zarówno przysłonięciem wizerunku, jak i wystawieniem twarzy na światło dzienne. Choć inne prace zgromadzone w galerii przeczą rozpoznaniu Paciego, że być może obrazy nie są w stanie sprostać unaocznieniu doświadczeń zwyczajnych i przez to przejmujących, tak jego VEDO ROSSO umiejętnie dopełnia tę wystawę. W żadnym razie nie jest to praca ikonoklastyczna, ale jest kolejną historią, która akurat w tym przypadku mogła zostać jedynie wypowiedziana. Nie potrzebowała ani farb, ani neonu, ani ceramiki.
Wystawa w lokalu_30 radykalnie umyka zanurzeniu w pornografii przemocy, o której pisała niegdyś Susan Sontag. Opatrzenie się z wizerunkami udręczonych ciał, w tym – próbujących się wymknąć napastnikom – niewątpliwie przysłużyło się estetyzacji tych przedstawień, z których umiemy czerpać przyjemność, osobliwie szukając w tym ukojenia. Dlatego też Berniniowska Dafne na zawsze zostanie na wpół drzewem bobkowym, a pośladki Prozerpiny na wieczność będą rozpływać się pod palcami Plutona. Take my eyes zwraca się jednak ku żywym osobom, których świadectwa i wyznania mogą przysłużyć się tym, którzy i które zostały złapane w pułapkę romantycznej bzdury o połowicach jabłka. Przyznajcie, że dziwna to wizja – dwuosobowa hybryda, w której tylko jedna część decyduje o przyszłości obojga.
1 Manifest Surwiwalek, Centrum Praw Kobiet, https://cpk.org.pl/co-robimy/surwiwalki/ [dostęp online: 31.03.2022].
2 http://www.niebieskalinia.info/index.php/przemoc-w-rodzinie/30-cykle-przemocy-w-rodzinie [dostęp online: 31.03.2022].
3 Dane za: Informacja dotycząca realizacji przez Policję procedury „Niebieskie Karty” w 2021 r., s. 13.
Aleksy Wójtowicz – krytyk i historyk sztuki, redaktor „Magazynu Szum”, researcher i okazjonalnie kurator. Publikował m.in. w „Dwutygodniku”, „Dialogu”, „Widoku”, „MiejMiejsce” i oko.press. Zajmuje się głównie sztuką współczesną z perspektywy socjologicznej i visual culture, historią pola sztuki po 1989 roku w Polsce, związkami polityki i sztuki oraz tzw. zwrotem konserwatywnym.
WięcejPrzypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Regina José Galindo, Zuzanna Janin, Simone Karl, Katarzyna Malejka, Dorota Nieznalska, Anna Orbaczewska, Adrian Paci, Ewa Partum, Fiona Rukschcio, Katya Shadkovska, Monika Weiss, Paweł Żukowski
- Miejsce
- Take My Eyes
- Czas trwania
- 18.02–21.04.2022
- Osoba kuratorska
- Agnieszka Rayzacher