Jak sztuka krytyczna zniszczyła mi życie / odc. 2: 1993. Telewizor, „Teleexpress”, trauma
Pańsko. Paniska. Postęp zapukał do naszego domu. Czarne pudło wyznaczające pozycję klasową. Tron sosnowy został wyciosany na wymiar ręką snycerza. Pozycja centralna, pokój gościnny. Czekamy na gościa. Zwieńczeniem milczącej celebracji i salwy powitalnej był przycisk ON. Ojciec, głowa rodziny, dokonał tego wiekopomnego czynu. No i gra, jak ta lala. Przewody zrywało szwankowało, nie dopływało często światło, kontynuacja woskowych przygód. Ciekawostka. Telewizor mimo to grał jak ta lala. Wiatry, burze, szumy, potopy, a on jest ON. Demiurg. Wieczna światłość. Niezłomny. Niezawodny. W ten pierwszy dzień z nim zasiedliśmy milcząco i pokornie w półkolu dookoła. Krzesła, rozstaw, cała aranżacja wnętrza, odpowiednio wcześniej została przystosowana na potrzeby gościa. Godzina 17, Teleexpress. Ekspres komunikacyjny. To tu, to tam, tam to. Milion informacji. Mój mózg nigdy nie był tak przebodźcowany. Oświecenie całkowite, przebijanie się przez to wszystko. 15 minut przepływu. No bo tu i Korea, i Afryka, i Peru. Trzy ostatnie i jedyne lata mojego życia były jakąś totalną niewiedzą. No bo co. Pamiętam matulę nad kołyską się patrza. Wybałusza oczy. Podśmiechiwuje się. Nie wiem, o co jej chodzi. A ku ku, ku ku. Tyle. Całe te śmiechy, uśmiechy, podśmiechy. Mimika pokraczna. Raz brew do góry, raz do dołu. Szereg ćwiczeń szczęką. Przerażające. Napięcie. Czekam. I tylko „a ku ku ku ku”? Co to za wiedza. No ogłupianie człowieka od samego początku. ON uratował mnie z tego gałgaństwa. Wróćmy do pierwszej emisji w historii tego domu, bez wywodów kołyskowych. 15 minut zachłystki. Dochodzimy do końca wiadomości. Pan prezenter też jak ta lala. I dowcipniś. Gdzie są tacy ludzie ładni, myślę. Chwila ciszy, pan pasuje. Dochodzimy do wiadomości kulturalnych. I nagle jak obuchem w głowę. Obok głowy prezentera ukazuję się mały kwadrat wielkości kciuka. Coś tam pokazane, ale za małe, nie widać, za to napis wyraźny. Czy to jest sztuka? Skandal, pisze. Prezenter nawija. ,,Studentka warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych jako swoją pracę dyplomową pokazała martwe, wypchane zwierzęta. Czy to jest sztuka?”. Pan znika, pojawia się wspomniane wyżej dzieło. Koń, na koniu pies, na psie kot, a na kocie kogut. Gienek, Felek, Mania, Benek przed moimi ślepiami. Widzę je, trupy w piramidzie jedno na drugim ku górze. Wyglądają marnie i pokracznie. Widzę, poznaję, to one. Ktoś je zabił, wiem, i porwał ciała wcześniej pożegnanych Felka i Mańki. Nie trafiły wcale do żadnego rezerwatu. Wszystko to wiem, ale język blokuje. Nie umiem jeszcze na język przekuć myśli dobrze. Wywodu klarownego brak. Zresztą gdzie bym posłuch miała. Ja najniżej w hierarchii. Słucha się tylko starych ludzi, są starzy, to wiedzą. Próbuję. Bełkoczę i gestykuluję w stronę to matki, to ojca. Żywo. ,,Ge-nk, Fe-lk, Ma-na, Be-nk”. Matula się pośmichuje, odpowiada, ale nie do mnie. ,,Popatrz jak dziecko przeżywa te zwierzęta Wandy. Dziecko od razu myśli, że to te same”. Tatula mówi: ,,Zaraz jej przejdzie”. Ogólnie jest jeszcze jeden problem. Mój niedorozwój językowy. W wieku trzech lat ogromnie bełkotałam. Żłobkowe opiekunki przestrzegały moich rodziców, że to zwykła sprawa nie jest. Prawdopodobnie jest niedorozwój. One wiedzą co mówią. Jedna żłobkowa mówi do tatuli w żłobiarni: ,,Moja córeczka Juleczka ma dwa lata. Mówi biegle po algiersku, hiszpańsku i francusku. Nie wysyłałam jej nawet na żadne lekcje. Tak sama z siebie kompletnie. Wie pan, ja to jestem skromną osobą, ale, że tak powiem, myślę, że to ma po mnie. Mąż to cukiernik to jak. Tylko pączki zna i eklerki, języków nie. No a ja pedagożka i zawsze mówili, że zmarnowane talenty same”. Tatula nic na to. Ale powiedział matuli. Ziarno niepokoju padło na żyzną glebę. Odtąd Anula została bacznym obiektem obserwacji. W tym czasie wyżymałam się w sobie. Martwi przyjaciele na wizji. Na oczach całego kraju. Pośmiewisko z nich zrobił. Czy ktoś chciałby oglądać swoich wypchanych bliskich? Jakieś trociny w środku, albo wata. Na pośmiewisko. Pozszywani. Do oglądu publicznego. Dla uciechy mas, ekscytacji, dyskusji. O co w tym chodzi? Kto dał prawo, a kto ma czelność i tupet? Najgorzej. Oni nie mają głosu. Pisze na górze czy to sztuka. Czyli o sztukę chodzi. Że rzeźba, że obiekt, że instalacja. Dziś myślę. Ktoś mi mówi. Krytyka uboju. Przez ubój. Krytyka systemu. Patrzę na to, zabawne, ale chyba autorka chciała się lepiej poczuć, że jesteśmy padlinożercami wszyscy. Be. Obrzydliwy naród padlinożerców. Be. Cywilizacja niby, a takie z nas świnie. Ona się nami brzydzi, ona jest inna. Pokazuje kto panisko, a kto motłoch. Pokazuje, że to wszystko hipokryty. Gienek, Felek, Mania, Benek, myślę, że myślą podobnie. Znałam ich, ona nie. No myślą. ,,Padlinożerczyni. Na naszej padlinie się zbudowała. Nas o zdanie nie pytała. Nie chcemy być nieśmiertelni w tej postaci. W muzealnej zimni stać. Być obiektem spojrzeń. Nie móc krzyknąć, tak stać. Nikt nas nie pytał. Co my łańcuch pokarmowy?”. Dlaczego to zawsze działa w tę stronę, że się ingeruje w zewnątrz, nie wewnątrz. Dookoła naskórkowo. Żali li będzie więcej. Ale wróćmy do 1993 roku. Po tym incydencie rodzina zrobiła OFF. Tzn. sami korzystali z wylęgarni informacji, ale ku zdrowiu psychicznemu dziecka, dziecko dostało zakaz. OFF. A sama z siebie też nie chciałam. Trupia sztuka. Był to niewątpliwy cios dla Anuli, dla mnie, dziecka o widocznym zacięciu plastycznym. Trup z szafy. Najlepiej zapomnieć o tej sztuce całej, bo sztuka jest zła, krzywdzi. Potwór-sztuka. Ma straszne pazury, rani do krwi. Potrzebuję plastrów po tym. Inhalacji. W większości wypadków mówi się o traumach, traumatycznych wydarzeniach z dzieciństwa. Szuka się przyczynków w rodzinie. Że ktoś bił, że ktoś krzyczał, że ktoś zmarł przedwcześnie. Czasem traumy szkolne, przedszkole. Dzieciaki nie mają jeszcze tak wykształconej empatii, potrafią być do bólu szczere. Zazdrosne. Ja nie miałam żadnej z powyższych. Miałam traumę sztuki. Odtąd ta sytuacja miała mnie prześladować na jawie i w snach. Była wielką kulą śniegową, która zaczęła się toczyć za mną. Ja uciekałam, a kula przybierała na masie. Nie wiedziałam, że to tylko początek mojego fatalnego uwikłania w świat sztuki. W najczarniejszych wizjach nie przypuszczałam, że to nie koniec, że oprawców będzie więcej. A nawet przyjdzie mi stanąć z nimi oko w oko.