Historie przy ognisku. „Circle of Life. The Order of Death” Bartosza Zaskórskiego w galerii Piktogram
Opisując sztukę Bartosza Zaskórskiego, krytyka często wylicza szeroki zasób środków wykorzystywanych przez artystę. Zaskórski rysuje, tworzy instalacje i obiekty, znajduje rzeczy, gra muzykę, nagrywa słuchowiska, odprawia performanse, robi filmiki i gry, bywa kuratorem wystaw. Nie jest szczególnie przywiązany do jednego medium, bo – jak sam lubi podkreślać – zależy mu przede wszystkim na opowiadaniu historii. Pamiętam mądrość, którą podzielił się kiedyś ze mną Rafał Dominik: do opowiedzenia i wysłuchania najlepszych historii czasami wystarczy po prostu siedzenie przy ognisku. W sztuce tego typu podejście zazwyczaj prezentuje się dobrze na poziomie pojedynczych prac. Jak to wypada w przypadku najnowszej wystawy Zaskórskiego Circle of Life. The Order of Death zrealizowanej w warszawskiej galerii Piktogram?
Tytuł wystawy to równocześnie nazwy dwóch piosenek. Pierwsza to klasyk z otwierającej sceny w filmie Król lew, drugiej nie znałem – utwór Public Image Limited pochodzi z postapokaliptycznego horroru Hardware w reżyserii Richarda Stanleya. Oba filmy, jak sugeruje tekst do wystawy, łączy podobna konstrukcja przedstawionego świata, którego integralność i harmonia funkcjonują w ciągłym napięciu; wiadomo, że wkrótce zostaną porządnie nadwyrężone. Coś się powinno wydarzyć, chociaż do końca nie wiadomo co. Na takim styku operuje w swojej twórczości Zaskórski, oczywiście przenosząc się z jakiejś totalnej, metafizycznej skali na poziom codzienności i osobistych doświadczeń.
Zaskórski udowadnia, że może i potrafi narysować właściwie wszystko. I chociaż nie każdego przekona estetyka tych prac, to samo przyglądanie się całej tej zbieraninie materii ożywionej i nieożywionej zwyczajnie cieszy.
Wystawa w Piktogramie jest duża, dominują przede wszystkim rysunki. Mam wrażenie, że jest ich nawet zbyt wiele, jakby całą przestrzeń galerii należało skrzętnie wypełnić wyłącznie dla zasady. W efekcie kolejne (nierzadko gęsto skomponowane) scenki, motywy i postacie wypełniające kolejne prace artysty zlewają się, powodując uczucie monotonii. W niczym nie odbiera to jednak im uroku i fachowości wykonania. Zaskórski udowadnia, że może i potrafi narysować właściwie wszystko. I chociaż nie każdego przekona estetyka tych prac, to samo przyglądanie się całej tej zbieraninie materii ożywionej i nieożywionej zwyczajnie cieszy. Zaskórski rysuje twarze (swoje, znajomych, obce), ryjce, genitalia, stwory, insekty, duszki, mutanty, korytarze, budynki, faunę i florę, przy czym rzadko kiedy pozostawia je w naturalnym, defaultowym stanie – wszystko jest wizualnie rozregulowane, przerośnięte, podgniłe, zmutowane lub trawione grzybem czy innym raczyskiem. Takie są również sytuacje, które wydarzają się w tych kompozycjach. Jakby ze snów, japońskich animacji albo jakichś izometrycznych gier komputerowych. Czasami trudno połapać się i wyczytać z rysunków konkretne zdarzenia i źródła inspiracji, ale podoba mi się, że artysta stroni od stylistycznego wydziwiania i kombinatorstwa – wszystkie te wymyślone lub zobaczone historie ujęte zostają w rygor nadzwyczaj realistycznej formy.
Podobne wyczucie w wyborze odpowiednich środków cechuje rzeźbiarskie prace zaprezentowane na wystawie, choć nie wszystkie. Na przykład niespecjalnie trafiają do mnie druciane figury wykonane przez tatę artysty na podstawie jego rysunków. Jedna z nich to oparta o ścianę człowiekowata postać naturalnej wielkości, w której jedynym punktem kontrastującymi z ciemnym, gęsto plecionym drutem są doczepione gałki oczne. Druga to po prostu zwierzę przypominające byka. Może się mylę, ale wydaje mi się, że mógłby go stworzyć każdy inny majster specjalizujący się w dziedzinie metalurgii. To realizacje formalnie zbyt konwencjonalne, wtórne i nie sądzę, że rodzinne afiliacje dodają im dodatkowej wartości, oczywiście oceniając wyłącznie z pozycji widza.
Podoba mi się poetyka działań Zaskórskiego, bo łączy w sobie dość odstręczającą nutę z wyraźną wesołkowatością czy nawet życiową afirmacją. Nie ma w nich miejsca na wartościowanie, wykreowane sytuacje po prostu się wydarzają.
Zdecydowanie lepiej wypadają rzeźby, do których Bartosz Zaskórski zaaplikował dodatkowe elementy. Silikonowy odlew popiersia artysty (wykonany przy pomocy specjalistki w tym zakresie, Agnieszki Adamskiej) z wciśniętą z tyłu buźką jakiegoś stworka budzi skojarzenia z zainfekowanymi pasożytniczym grzybem postaciami z rozgrywającej się w pandemicznym świecie gry The Last of Us. Przy podstawie tej pracy (której syntetyczne flaki wypruto na zewnątrz) umiejscowione jest krótkie wideo przedstawiające szybki spacer po mieszkaniu z perspektywy pierwszej osoby. Lustro w łazience ukazuje bohatera tej przechadzki, a jest nim jeden z podstawowych osobników pojawiających się w sztuce Zaskórskiego – obleśny, rozrośnięty blob. Czy to końcowa faza jakieś ludzkiej mutacji? Nie wiem czy artysta w jakikolwiek sposób inspirował się kolejnymi stadiami rozwoju zakażenia przedstawionym w The Last of Us, ale grając niedawno w drugą część serii, mogę odpowiedzieć: jest możliwe.
Podoba mi się poetyka działań Zaskórskiego, bo łączy w sobie dość odstręczającą nutę z wyraźną wesołkowatością czy nawet życiową afirmacją. Nie ma w nich miejsca na wartościowanie, wykreowane sytuacje po prostu się wydarzają. Na przykład minimalistyczna konstrukcja z zamontowaną i zaprogramowaną w losowy ruch niewielką szczęką jakiegoś leśnego zwierza wzbudza raczej uczucie wesołości niż smutku. To samo dotyczy zgrzytających ludzkich zębów w innej znajdującej się na wystawie pracy. Słuchając tego niesympatycznego, bądź co bądź, dźwięku raczej nie zbiera się na płacz – prędzej na konstatację w stylu: ja też zgrzytam zębami po nocach.
Na zakończenie pozostaje pytanie, o czym właściwie opowiada Circle of Life. The Order of Death? Ja nie wyłuskałem tutaj jednego dominującego motywu, jakiejś narracji sumującej się w poszczególnych pracach. Są raczej osobne historie, anegdoty i inspiracje. Być może Bartosz Zaskórski lepiej wypada w mniejszych, bardziej spójnych i domkniętych formatach – słuchowiskach, grach komputerowych, komiksach czy niewielkich wystawach o kebabie-monsterze. Z pewnością swoje robi fakt, że wystawa w Piktogramie prezentuje – jak się dowiedziałem – fragment doktoranckiego dyplomu artysty, a tego typu prezentacje zazwyczaj opierają się na trochę innych założeniach niż klasyczna wystawa w galerii. Z drugiej strony, czy wszystko koniecznie musi łączyć się w jedną, logiczną całość? Nierzadko najwięcej zawdzięczamy jakimś pojedynczym dziełom, momentom, urzeczeniom – rzadko kiedy całym wystawom. Podobnie działają prace Zaskórskiego. Niczym rozsiane po mapie ogniska w Dark Souls, ukochanej grze artysty. A jak mawiał Rafał Dominik…
Janek Owczarek – ur. 1990, historyk i krytyk sztuki, kurator. Współpracuje z magazynem „Szum”. W 2019 r. wspólnie z Darią Grabowska i Piotrem Polichtem zorganizował ogólnopolski turniej artystyczny Tekken Art Tournament. Pracuje w Muzeum Literatury w Warszawie.
WięcejPrzypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Bartosz Zaskórski
- Wystawa
- Circle of Life. The Order of Death
- Miejsce
- Galeria Piktogram, Warszawa
- Czas trwania
- 27.06–29.08.2020
- Strona internetowa
- piktogram.org