Gdyby Grotowski był hipsterem. Krzysztof Garbaczewski w białostockim Arsenale
Jakoś rok temu usłyszałam od znajomego, że zwrot performatywny w sztuce jest już passé. Że wszyscy to już znają, widzieli i pora na coś nowego, świeższego, bardziej hot. Z mojej perspektyw mody w sztuce jednak nie zmieniają się aż tak szybko, jak co poniektóre zblazowane jednostki by sobie tego życzyły. Więcej, niektóre trendy zdają się trwać nieznośnie długo (patrz: temat wellness i wystawa Norberta Delmana w Galerii Foksal) lub powracać niczym czkawka na fali rozmaitych społecznych dyskusji (najntisowy bio-art Diany Lelonek jako hit 2019 roku – czy to mogło się zdarzyć? Mogło!). Na tym tle eksperymenty z teatrem i tańcem nie wypadają najgorzej, szczególnie jako potencjalna innowacja w programach instytucji usytuowanych poza Warszawą. Ostatnio postawiła na nie także białostocka galeria Arsenał, która zaprosiła do siebie Krzysztofa Garbaczewskiego, reżysera chętnie współpracującego z artystami, znanego z upodobniania do eksperymentów z rożnymi formatami medialnymi, właściwie technomaniaka i futurysty. Kuratorowana przez Patrycję Ryłko wystawa Badania terenowe (która swoją pierwszą odsłonę miaław Gdańskiej Galerii Miejskiej w maju ubiegłego roku) daje wgląd w warsztat i metodologię Garbaczewskiego, a także jest próbą przeniesienia doświadczenia teatralnego do wnętrza galerii – czy szerzej, w obręb pola sztuki.
Garbaczewski sięga po wielkie tematy, teatralną klasykę, literaturę awangardową – i robi z tego wszystkiego wizualny kogel-mogel, mocno doprawiony współczesnymi teoriami krytycznymi i środkami psychoaktywnymi.
Pokazać teatr w galerii – fakt, jest to pewne wyzwanie. Trzeba się trochę nagimnastykować, żeby nie wyszła z tego szkolna wystawka złożona z kilku rekwizytów i rejestracji spektakli. W przypadku wystawy w Arsenale trochę tak jest, ale sytuację ratuje fakt, że obiekty zaprojektowane na użytek spektakli Garbaczewskiego często mają status graniczny, sytuując się gdzieś pomiędzy aranżacją a niezależną instalacją artystyczną. Gości Badań terenowych już na początku czeka dość efektowny gadżet – Serce Polskiego Teatru (2014) – bijący i skapujący „krwią” organ, wykonany na potrzeby spektaklu Poczet królów polskich przez Jana Strumiłło i Marcina Kędzierzawskiego. Tuż obok namalowany został pentagram.
Czyżby Garbaczewski sugerował, że w galerii odbywa się jakiś tajemny, teatralny rytuał? Nawet jeśli, to jest w tym geście coś komicznego, panuje tu raczej atmosfera niczym w horrorach klasy B. – serce jest przecież sztuczne, jego nagłe poruszenie może lekko przestraszyć, ale tak samo może nas wystraszyć szkielet wyskakujący z sufitu w tunelu strachu. Wchodząc w głąb galerii, natykamy się na psychodeliczny labirynt – Scenografię otwartą powstałą przy współpracy reżysera z Anastasią Vorobiovą, która jest tu tłem dla rejestracji spektakli Garbaczewskiego. W jednym z zakamarków labiryntu, tuż pod sufitem, wisi wielka „cybernetyczna” głowa Andrzeja Strumiłły, badacza kultur azjatyckich i amerykańskich, artysty i kuratora międzynarodowych plenerów rzeźbiarskich, organizowanych na posesji obok jego domu w Maćkowej Rudzie. Dla Garbaczewskiego Strumiłło to postać ważna, łącznik pomiędzy światem awangardy XX wieku i współczesnością, osoba, która ciągle pamięta tamte heroiczne czasy i chętnie o nich opowiada. Rzeźbę głowy wykonał jego wnuk Jan Strumiłło – jej mechaniczna forma ma odpowiadać założeniom scenograficznym spektakli Garbaczewskiego. Na ścianach obok zawieszone zostały jeszcze trzy grafiki Andrzeja Strumiłły – prace nowe, z 2017 i 2018 roku, ale będące kontynuacją cyklu Katalog rzeczywistości, rozpoczętego przez artystę w latach 70. Tytułową rzeczywistość Strumiłło widzi cokolwiek abstrakcyjnie – centralna grafika tryptyku, zatytułowana Różne Nic, na której widać czarne plamy i białe koło, obrazuje kontemplację czasu i pustki. Ściany labiryntu zostały z kolei pokryte tajemniczymi napisami w hindi i wyrazami miłości – do świata, ale i współpracowników Garbaczewskeigo,w tym wypadku Anastasi Vorobiovej („I LOVE NASTIA”).
Fluorescencyjna, halucynogenno-futurystyczna estetyka labiryntu może nasuwać skojarzenia z obecnie dość popularnym w sztuce czerpaniem z ikonografii subkultur lat 90. – artystom-millenialsom melancholijne retro-migawki świetnie rymują się z bardziej ogólną refleksją na temat współczesnego, globalnego kapitalizmu (lub raczej jego wizualności, bo to jest w końcu specjalność artystów). Z tego powodu można by się nawet pokusić o stwierdzenie, że Badania terenowe to wystawa pod jakimś względem postinternetowa, choć oczywiście Garbaczewski (rocznik 1983) ma na ową post-internetowość własny patent. Jak przystało na „poważnego” pana reżysera, mody wizualne i aktualne problemy społeczno-polityczne przefiltrowuje on przez kulturę wysoką. Sięga po wielkie tematy, teatralną klasykę, literaturę awangardową – i robi z tego wszystkiego wizualny kogel-mogel, mocno doprawiony współczesnymi teoriami krytycznymi i środkami psychoaktywnymi. Jakiś czas temu miałam okazję zobaczyć jego Chłopów w Teatrze Powszechnym – reymontowskie postaci zamieniły się tam w kosmiczne ludki rodem z rysunków Strumiłły, operujące językiem niby znanym, ale właśnie kosmicznie dziwnym. Chłopów można było odebrać jako satyrę z wyobrażenia o polskiej wsi, ugruntowanego dzięki chłopomańskiej twórczości artystów sprzed stulecia, ale stanowiły też dość aktualny komentarz na temat współczesnej obyczajowości Polaków, zanurzonej w pruderii i patriarchacie. Jak sam to określił Garbaczewski, jego podejście do kultury ludowej (nie mylić z kulturą chłopską!) jest hipsterskie – a hipster jest w końcu znany z dystansu do świata i poczucia ironii.
Na wystawie w Arsenale można zobaczyć wideo serię Badania terenowe – rejestrację ćwiczeń plenerowych w Maćkowej Rudzie, będących częścią przygotowań do Chłopów. W czasie pleneru aktorzy i reżyser przepracowywali temat natury, jej charakteru i współczesnego doświadczania. Wybór miejsca warsztatów – wiejska siedziba Strumiłły, dom-galeria zapełniona jego psychodelicznym malarstwem – nie wydaje się przypadkowy, to w końcu idealne otoczenie, w którym artystyczna bohema może mniej lub bardziej serio bawić się w „odczuwanie natury”. Dla samego Garbaczewskiego natura to twór sztuczny, do którego najłatwiej zbliżyć się poprzez technologie – to one właśnie umożliwiają nam uczestnictwo w metafizycznym rytuale, interesujących go badaniach terenowych.
Co prawda samo krążenie po kartonowym labiryncie zbliża do tego techno-rytuału w umiarkowany sposób, ale spragnieni bardziej immersyjnych doznań widzowie mogą zanurzyć się też w fantastyczny świat VR, dzieło kolektywu Dream Adoption Society, zainicjowanego przez Garbaczewskiego. Kanwą dla tej wirtualnej opowieści jest powieść Locus Solus Raymonda Russela, a oprowadza nas po niej Martial Canterel – artysta-naukowiec, którego głos słyszymy cały czas w offie. Złożony z kilku etapów wirtualny Locus Solus ze swoim literackim odpowiednikiem ma jednak związki czysto metaforyczne – dzieło Russela bazuje w końcu na opisie rzeczy znajdującym się w niesamowitym ogrodzie, w przypadku pracy DAS wędrujemy przez różne światy. Raz jesteśmy pod wodą, raz na wypełnionym mrocznymi rzeźbami pustkowiu, odwiedzamy pracownię naukowca, a czasem siedzimy zamknięci w lustrzanym kubie i przyglądamy się zwielokrotnionemu odbiciu otaczających na s mgławicowych ludzi-botów. Można powiedzieć, że przechodzimy w nim przez kolejne etapy wtajemniczenia (w jednym ze światów dostajemy do ręki broń, której trzeba będzie użyć), przez co wirtualne Locus Solus ma charakter cybernetycznej ceremonii.
Może w oczach Garbaczewskiego reżyser to nie tylko producent, ale także szaman, który zaprasza nas do przeżycia czegoś więcej niż po prostu spektaklu teatralnego? W tym sensie jego inspiracje teatrem Grotowskiego są jak najbardziej autentyczne.
Garbaczewski to reżyser znany ze swojego upodobania do technologicznych nowinek. W jego spektaklach, oprócz efektownych scenografii i instalacji (jak instalacja Aleksandry Wasilkowskiej, przygotowana do spektaklu Życie seksualne dzikich, którą pokazano także na Badaniach terenowych), często pojawiają się roboty, wielkie ekrany i kamery zapośredniczające kontakt aktora z widzem – z bohaterami jego sztuk spotykamy się więc tak, jak zwykle komunikujemy się z innymi ludźmi. Patrząc na te wszystkie efekty specjalne i deklaracje nowoczesności, poczuć można wręcz ukucie zazdrości – pieniądze na coś takiego mogły się znaleźć tylko w teatrze. Choćby VR – w sztukach wizualnych w Polsce na dobre nigdy nie zaistniał, sama oglądałam VR-owe dzieła raczej na zagranicznych wystawach, jak choćby Biennale w Berlinie kuratorowanym przez kolektyw DIS. Inna sprawa to stopień przepracowania medium – dotychczasowe eksperymenty artystów z VR uznawałam za umiarkowanie ciekawe. Trochę w nich było zabawy, dużo efekciarstwa, ale jako dzieła artystyczne były w zasadzie o niczym i ślizgały się po konwencjach gatunku science-fiction. Czy kolektywowi DAS uda się zdziałać na polu VR coś więcej, no cóż, zobaczymy – na razie po przejściu kilku światów, zakończonych zawieszeniem systemu, mój entuzjazm jest umiarkowany.
To, co wydaje się być może najciekawsze w Badaniach terenowych, to nie tyle futurystyczne wizje, co stosunek Garbaczewskiego do tradycji polskiego teatru. Ta materializuje się tutaj głównie pod postacią Jerzego Grotowskiego – figury dwuznacznej, dla jednych trącącej myszką, dla innych ciągle ważnej. Sam Garbaczewski przyznaje się do inspiracji metodami Grotowskiego, a w szczególności sformułowaną przez niego kategorią „ekologii międzyludzkiej” wynikającej z organicznej pracy nad sobą oraz badaniu pierwotnych relacji między aktorem a widzem w ich środowisku naturalnym. Stosunek Garbaczewskiego do tej metody jest rzecz jasna hipsterski – oglądając rejestracje z jego badań terenowych, widzimy grupę kuriozalnie przebranych aktorów-ufoludków niezdarnie przemierzających „naturalny”, sielankowy pejzaż. Dość znaczący wydaje się w tym kontekście wyświetlany obok film Karola Radziszewskiego Książę, opowiadający o Ryszardzie Cieślaku – najważniejszym aktorze Teatru Laboratorium. Grotowski najpierw go stworzył, a następnie porzucił, jak zresztą resztę swojej aktorskiej trupy. Jak to określiła występująca w filmie Teresa Nawrot, asystentka legendarnego reżysera i kochanka Cieślaka – Grotowski był bogiem, a jego trupa mogła co najwyżej ogrzewać się w blasku jego sławy. Sukces Grotowskiego miał też znaczenie polityczne – oklaskiwany za granicą Teatr Laboratorium stał się pupilkiem władzy i świadectwem, że w Polsce panuje wolność twórcza. Książę to jednak nie tylko opowieść o samolubnym reżyserze i jego ofiarach, ale i wykreowanej przez Grotowskiego sytuacji totalnej, w której zamazuje się granica pomiędzy tym co sztuczne i realne. Jak to określił sam Garbaczewski, o Grotowskim można myśleć jako o protoplaście Virtual Reality w performance.
Garbaczewski reprezentuje zupełnie inne pokolenie teatralne, swoją pozycję reżysera kreuje z lekkim przymrużeniem oka – na wystawie pokazany został choćby jego nagrobek, wykonany przez Aleksandrę Wasilkowską. Z narysowanej na nim sylwetki reżysera wydobywają się boskie światła, twarz zakryta jest maską, tajemnicza trzecia ręka wyciąga się ku niemu w błagalnym geście. Czy jednak ten żartobliwy portret to tylko kpina? Niewykluczone, że także deklaracja – może w oczach Garbaczewskiego reżyser to nie tylko producent, ale także szaman, który zaprasza nas do przeżycia czegoś więcej niż po prostu spektaklu teatralnego? I w tym sensie jego inspiracje teatrem Grotowskiego są jak najbardziej autentyczne.
Badania terenowe to wystawa, w której można wyczuć zarówno poczucie humoru, jak i faktyczną ambicję, żeby przekroczyć artystyczne konwencje i dotrzeć do alternatywnych form doświadczania rzeczywistości. Stąd też może Garbaczewski zdecydował się na współpracę z galeriami sztuki, których status takie przekroczenie obiecuje. Z perspektywy dyskusji o zwrocie performatywnym w sztukach wizualnych, jest to dosyć paradoksalna sytuacja – świat sztuki w końcu zakochał się w teatrze właśnie ze względu na jego konwencjonalność, którą perwersyjnie uwypukla i przepracowuje. Objazd Garbaczewskiego po galeriach uzmysławia, że polski teatr jest w zupełnie innym miejscu – tutaj ciągle na serio wierzy się w dzieło jako misterium, a reżyser może być jego kapłanem. Na swój sposób robi to wrażenie – artyści wizualni definiują się dzisiaj z reguły jako prekariusze, ot zwykli ludzie, a potencjał medialny takiej figury jest znikomy. Garbaczewski w swojej neo-szamańskiej stylizacji ma pewnie większe szanse na zostanie gwiazdorem, choć mam cichą nadzieję, że w tej awangardowości za bardzo nie odleci. W sztukach wizualnych jak nigdzie indziej dobrze wiemy, że mieszanie sztuki i życia jest dobre tylko w rozsądnych granicach. A na jej końcach czai się bełkot.
Karolina Plinta – krytyczka sztuki, redaktorka naczelna magazynu „Szum” (razem z Jakubem Banasiakiem). Członkini Międzynarodowego Stowarzyszenia Krytyków Sztuki AICA. Autorka licznych tekstów o sztuce, od 2020 roku prowadzi podcast „Godzina Szumu”. Laureatka Nagrody Krytyki Artystycznej im. Jerzego Stajudy (za magazyn „Szum”, razem z Adamem Mazurem i Jakubem Banasiakiem).
WięcejPrzypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Krzysztof Garbaczewski, Anastasia Vorobiova, Jan Strumiłło, Andrzej Strumiłło, Anna Strumiłło, Aleksandra Wasilkowska, Karol Radziszewski, Szymon Rogiński oraz Dream Adoption Society
- Wystawa
- Badania terenowe
- Miejsce
- Galeria Arsenał w Białymstoku
- Czas trwania
- 20.01–17.03.2019
- Osoba kuratorska
- Patrycja Ryłko
- Fotografie
- Maciej Zaniewski
- Strona internetowa
- galeria-arsenal.pl