Fotografie z lat 1915-2016
Oto historia Warszawy ostatniego stulecia opowiedziana w szczególny sposób. Nie poprzez pryzmat odbudowy, rozwoju i nowych inwestycji lecz ułożona z obrazów tego co się nie powiodło, co zostało zburzone, rozebrane lub samo się zawaliło. Dzieje warszawskich ruin są związane nie tylko z minionymi wojnami, wciąż bowiem dopisywane są doń kolejne karty: Smyk, Universam, Rotunda…
Historię Warszawy ostatniego stulecia można rozpisać na kolejne fale zniszczeń, wyburzeń i następującej po nich odbudowy. Ale był to też czas dynamicznego rozwoju fotografii, która ujawniła i rozwinęła swoje kolejne wcielenia: dokumentalne, reporterskie, amatorskie, artystyczne. Stała obecność ruin w pamięci warszawiaków to w dużej mierze zasługa fotografii właśnie. To dzięki niej obrazy ruin i gruzowisk trwają, mimo że – na pierwszy rzut oka – nie widać ich dziś w mieście. Zdjęcia, zebrane w albumie Ruiny Warszawy. Fotografie z lat 1915-2016 układają się więc w wizję o charakterze po części fantastycznym. Obrazują coś, czego nie ma. Obsesyjnie powracający motyw warszawskich ruin ma wymiar niemalże alegoryczny i tak też fotografie zniszczonej stolicy często były i są traktowane – jako symbole traumatycznej historii, która rzutuje na współczesną kondycję miasta.
Ruiny Warszawy to zarówno ruiny tryumfalne, traumatyczne i sentymentalne, jak i wizerunki będące elementem krytycznej dyskusji o bieżącej polityce miejskiej.
Motyw miejskich ruin obrósł olbrzymią literaturą i od samego początku istnienia fotografii był jednym z jej tematów. Już w połowie XIX wieku powstały pierwsze dokumentacje starożytnych ruin, a niewiele później zdjęcia współczesnych zniszczeń jak fotografie Paryża po upadku Komuny w 1871 roku. Chociaż wszystkie zburzone miasta wydają się na swój sposób podobne, kontekst ich obrazowania bywał bardzo różny. Ruiny Warszawy to zarówno ruiny tryumfalne, traumatyczne i sentymentalne, jak i wizerunki będące elementem krytycznej dyskusji o bieżącej polityce miejskiej. Obrazy warszawskich ruiny z czasów I wojny światowej miały ambiwalentny charakter, bo towarzyszyły im emocje związane z odzyskiwaniem przez Polskę niepodległości. Wyraźną cezurę wyznacza w tej historii II wojna światowa. Bezprecedensowa skala zniszczenia miasta zdeterminowała nasz sposób postrzegania jego najnowszych dziejów, dzieląc je na przed i po. Obrazy ruin zostały zapisane na twardych dyskach naszej świadomości, mimo że zdecydowana większość z nas nie zna tych widoków z autopsji. Od czasów ostatniej wojny w fotografie stołecznych ruin wpisane są tragizm i poczucie dramatycznej straty – zagłady ludności i tkanki materialnej miasta. Ta klisza rzutuje również na widoki współczesnych ruin – rozbiórek i wyburzeń dokonywanych przez deweloperów – które bywają traktowane jak powidoki dramatycznej historii Warszawy. Takim przykładem są wykonane przez prof. Martę Leśniakowską fotografie rozbiórki Supersamu.
Oczywiście, różnice w obrazowaniu ruin wynikają również z przemian, jakim ulegało medium fotografii: rozwoju fotografii artystycznej, doświadczenia awangardy, generalnie – odkrycia nie tylko dokumentalnego, ale też metaforycznego potencjału obrazów fotograficznych. Jedną z nowych form artystycznej wypowiedzi, która rozwinęła się w połowie XX wieku są autorskie albumy fotograficzne, które obok serwisów agencyjnych, prasy ilustrowanej czy pocztówek, stały się także forum dla publikacji dramatycznych obrazów miejskich ruin.
Dokumentacje fotograficzne zniszczeń wojennych 1915 czy 1939 roku miały przede wszystkim doraźny, reporterski charakter. Ale już w 1945 roku wiele spośród zdjęć zburzonej Warszawy cechowały zamierzony symbolizm i alegoroczność. Jan Bułhak z synem Januszem po przyjeździe do miasta jesienią 1945 roku, rozpoczęli cykl „obrazów fotograficznych”, które były nowym wcieleniem idei fotografii ojczystej, czymś w rodzaju udramatyzowanych, antycznych krajobrazów. Fotografie te podkreślały patos zagłady miasta, ale również jego niegasnącego ducha, ciągłość i siłę kultury. Skala zniszczeń prowokowała do takiego uniwersalistycznego, często odrealnionego ujęcia i fotografowie chętnie przyjmowali ahistoryczną perspektywę kadrując swoje obrazy przez romantyczną kliszę, znakomicie przecież osadzoną w naszej tradycji: narodowej, intelektualnej i artystycznej.
Retoryka martyrologiczna i oskarżycielski ton, które towarzyszyły tym pierwszym obrazowym dokumentom zburzonego miasta, zostały szybko wyparte przez propagandowy dyskurs nowej władzy. Wizerunki ruin ustępowały miejsca równie patetycznie ujmowanym obrazom wartko postępującej, socjalistycznej odbudowy. W latach 50. pocztówki oraz masowo i coraz lepiej wydawane albumy krajoznawcze, pokazywały przede wszystkim nową Warszawę – odbudowaną starówkę, nowe osiedla i arterie. Przygnębiające widoki ruin zaczęły powracać z nieco innym przesłaniem w latach 60. Przede wszystkim na zasadzie figury stylistycznej uwydatniającej ogrom pracy włożonej w odbudowę i jej spektakularne efekty. Język propagandy wizualnej opierał się na chwycie chętnie stosowanym jeszcze w kręgach pierwszej, modernistycznej awangardy – retorycznym zestawieniu widoków ruin i tych samych miejsc sfotografowanych po odbudowie zgodnej z założeniami nowego ładu przestrzennego i politycznego. Taką strukturę ma pierwszy, autorski album fotograficzny poświęcony zburzonej Warszawie Warszawskie konfrontacje Edwarda Falkowskiego.
Fotograficzne opus magnum dedykowane ruinom Warszawy zostało opublikowane dopiero w 1975 roku – 30 lat od zakończenia wojny. Album Leonarda Sempolińskiego Warszawa 1945 był pokłosiem o 6 lat wcześniejszej, głośnej wystawy indywidualnej artysty w warszawskiej Zachęcie. Obszerny tom, liczący blisko 250 fotografii to wstrząsający dokument stanu zerowego miasta. Sempoliński ukazuje obnażone, gdzieniegdzie przysypane jeszcze śniegiem zwłoki miasta. To miasto zmacerowane, w którego zrujnowanej tkance, na pełnych dramatyzmu czarno-białych fotografiach, trudno nawet rozróżnić poszczególne materie. Zwęglone ludzkie szczątki sąsiadują tu z łudząco podobnymi fragmentami spalonych silników czy wypalonymi wrakami aut, fragmentami mebli czy śmieciami, a wszystko wraz z wszechobecnym gruzem wtapia się w szarą ziemię.
Wiele projektów fotograficznych dotyczących wojny, które powstały lata po jej zakończeniu opiera się na artystycznej, konceptualnej eksploracji śladów.
Dzieło Sempolińskiego, wyedytowane, opatrzone cytatami i komentarzem przez Emilię Borecką, kustoszkę ówczesnego Muzeum Historycznego m.st. Warszawy, stanowi pomnikowe apogeum artystycznego dokumentu dedykowanego nowoczesnym ruinom. I ono jednak nie wolne było od propagandowego kontekstu, podkreślania „wielkości tego, co zjawiło się na i po gruzach”. Album, choć wyjątkowy pod względem formy i treści, ujrzał światło dzienne niejako poza swoim czasem. Podobne publikacje, głównie niemieckie, ukazały się jeszcze w latach 40. Warto tu wymienić nie tylko najgłośniejszą z nich Dresden – Eine Kamera klagt an Richarda Petera obrazującą zniszczenia Drezna po nalotach dywanowych, ale również Gesang im Feuerofen Hermanna Claasena o Kolonii. Wszystkie łączy nie tylko autorski charakter i czytelne artystyczne ambicje autorów, ale też skłonność do uwypuklania motywów wanitatywnych o chrześcijańskiej proweniencji: zburzone wnętrza kościelne, symboliczne wizerunki przetrąconych figur świętych, w tym najbardziej ikoniczny kadr Petera – Drezdeński Anioł – ukazujący alegoryczną statuę z wieży ratuszowej pochyloną nad zgliszczami miasta. Książki te stanowią przerażające memento, ale ukazują również dziwny stan tragicznego opętania miejskimi gruzami, upojenia ich martwotą i nieodwracalnością. W motyw ruin wpisana jest oczywista ambiwalencja – oto coś marnego i wzniosłego zarazem. Romantyczny mit ruin jest jednym z owoców nowoczesności, jej dialektyki upadku i postępu. Sięgająca Piranesiego tradycja niesamowitych i pompatycznych obrazów starożytnych ruin, skonfrontowana została w XX wieku z rzeczywistością świeżych i krwawych gruzów. Nowoczesne ruiny wydarzyły się na oczach fotografów – już nie jako relikty wzniosłej, ale odległej przeszłości, lecz świadectwo dokonanej przez nas samych zagłady. Fotografie te są fascynujące jako obrazy ludzkiego uporu i zacietrzewienia, ale też przerażającego, choć być może koniecznego, oczyszczenia. Zyskały one w końcu status swoistych, wizualnych fetyszy nowoczesności. Tak jak z negatywu naświetla się właściwy, pozytywowy wizerunek, tak zdjęcia zrujnowanych domów i ulic okazały się ciemnym odbiciem idealistycznych i propagandowych kadrów modernistycznej architektury. Teza i antyteza. Zdjęcia jednych i drugich wychodziły często spod ręki tych samych fotografów – w Polsce: Bułhaka, Chomętowskiej, Sempolińskiego i innych – tak jakby ruiny i nowo wznoszone budynki przynależały do tego samego gatunku osiągnięć nowoczesnego człowieka. Wytworzone równym nakładem sił, godne podobnego podziwu, analogicznie potworne i elektryzujące zarazem.
Ruiny, wbrew historii i kapitałowi symbolicznemu, oswajane przez lata pod różnymi postaciami, stały się dla miasta czymś codziennym, jego naturalną i niezbywalną funkcją życiową, warunkującą procesy zmian i rozwoju.
Ta szczególna obsesyjność i podskórna – o ile można tak określić przestrzeń pod powiekami – obecność obrazów ruin wydaje się najbardziej interesujca. To w jakich wcieleniach motyw ten nieustannie powraca w fotograficznej ikonografii Warszawy. Powraca do odbudowanego miasta, w którym ślady przeżytej traumy i ruin nie są już łatwo rozpoznawalne. Fotografia podejmuje wówczas zadanie modelowania na nowo ludzkiej pamięci. Wraz z czasem upływającym od tragicznych wydarzeń odnoszące się do nich obrazy często i paradoksalnie intensyfikują się, chociaż niekoniecznie w dosłownej formie. Wiele projektów fotograficznych dotyczących wojny, które powstały lata po jej zakończeniu opiera się na artystycznej, konceptualnej eksploracji śladów – jak w skromnym, ale poruszającym cyklu zdjęć Mariusza Hermanowicza z 1977 roku, czy wydanym niedawno albumie Thoma i Beth Atkinsonów. Sfotografowali oni w oschłym, typologicznym ujęciu puste parcele na terenie Londynu. Stanowią one dziś jedyną widoczną, choć na ogół nieuświadomioną, pozostałość po niszczących bombardowaniach miasta w czasie II wojny światowej.
Przypadek Warszawy jest specyficzny, bo niezależnie od fotograficznych obrazów, ruiny są w mieście cały czas fizycznie obecne. Wciąż można odnaleźć domy z dziurami po pociskach, wciąż trwają kolejne wyburzenia, a przede wszystkim – żyjemy na ruinach. Takim milczącym pomnikiem jest osiedle na Muranowie, wzniesione na nasypach ubitych z gruzów getta, czy podobnie posadowiony Stadion Narodowy, ale też warszawskie góry: Moczydłowska, Szczęśliwicka, Kopiec Czerniakowski, wszystkie uformowane jako wysypiska gruzów w trakcie odbudowy miasta. Mury wielu osiedli i domów wzniesiono z gruzobetonowych pustaków wytwarzanych z przemielonych rumowisk. Ruiny są więc nie tylko symbolicznie, ale i materialnie wpisane we współczesną tkankę miasta. Nie powinien więc dziwić fakt, że liczba nowych publikacji poświęconych fotografiom zrujnowanej Warszawy cały czas rośnie. Ta swoista wizualna archeologia miejska przybiera na sile wraz z rozwojem publicznej debaty o kształcie współczesnego miasta i jego przyszłości oraz rewizjom dotychczasowych strategii urbanistycznych czy polityki miejskiej w tym zakresie.
Śledzenie historii warszawskich ruin uświadamia jak bardzo i jak szybko miasto zmieniało się w ciągu ostatnich 100 lat. Sens tych zmian jest jednak głębszy niż tylko topograficzno-widokowy. Za każdym razem, kiedy ruiny pojawiały się w warszawskim krajobrazie wiązało się to ze zmianą w najgłębszym, społeczno-politycznym sensie. Tropiąc powtarzalność tych procesów i wpatrując się w kolejne projekty fotograficzne skupione na warszawskich ruinach można uchwycić ich jeszcze jedną, paradoksalną cechę – zwyczajność. Ruiny, wbrew historii i kapitałowi symbolicznemu, oswajane przez lata pod różnymi postaciami, stały się dla miasta czymś codziennym, jego naturalną i niezbywalną funkcją życiową, warunkującą procesy zmian i rozwoju.
Stulecie warszawskich ruin rozpoczyna się od zniszczeń dokonanych przez Rosjan wycofujących się z Warszawy latem 1915 roku, a kończy na współczesnych wyburzeniach będących efektem dynamicznych procesów deweloperskich. W albumie Ruiny Warszawy można je wszystkie obejrzeć na wyjątkowych fotografiach – mało znanych lub dotąd niepublikowanych i jednocześnie wyjątkowych pod względem wizualnym, a nawet artystycznym.
Tekst pochodzi z książki Ruiny Warszawy, opracowanej przez Łukasza Gorczycę i Michała Kaczyńskiego.
Przypisy
Stopka
- Osoby autorskie
- oprac. Łukasz Gorczyca i Michał Kaczyński
- Tytuł
- Rainy Warszawy
- Wydawnictwo
- Raster
- Data i miejsce wydania
- 2016, Warszawa
- Strona internetowa
- rastergallery.com