Film w procesie: „Aleksander” Anki i Wilhelma Sasnalów
Aleksander (2013), najnowsze filmowe dzieło Anki i Wilhelma Sasnalów, miało być fabularną opowieścią o mieszkańcach wsi Zielona odkrytej podczas poszukiwania lokacji do Z daleka widok jest piękny (2011). Z czasem jednak, podczas regularnych wizyt w gospodarstwie państwa Piotrowskich, twórcy „rozpuścili się w rzeczywistości”, a „odarty z życia” scenariusz powoli popadał w zapomnienie.
W wiosce położonej 40 km od Krakowa Sasnalowie znaleźli podlegający niezrozumiałym regułom świat, który pochłonął ich zarówno w twórczym jak i prywatnym wymiarze. Autorzy otwarcie opisują zastaną w Zielonej rzeczywistość z perspektywy „artystów-mieszczuchów”. Poddając się rytmowi tytułowego pana Aleksandra, obserwują codzienność bohatera swoim uzbrojonym w kulturowe asocjacje okiem. Motorem do tworzenia obrazów staje się proces „wtajemniczania” – oswojenia pozornego chaosu w którym funkcjonują bohaterowie. Owo oswajanie nie ma tu jednak konkwistadorskiego charakteru, służy raczej poszerzaniu prywatnej perspektywy, przyglądaniu się detalom, nawet jeśli z daleka widok jest piękniejszy.
Następująca stopniowo zmiana w sposobie patrzenia autorów widoczna jest w zastosowanych przez nich środkach formalnych. W pierwszej scenie filmu bohater wykłada na stół zawartość portfela („Bezrobocie, dowód osobisty, dowód samochodowy, prawo jazdy – to wszystko” – mówi, zwracając się do reżyserów) po czym rozbiera się do majtek. Przez dłuższy moment stoi niepewnie na tle boazerii obnażony przed obiektywem kamery. Po obejrzeniu tej sceny pojawia się obawa, że Aleksander stanie się marionetką w rękach artystów. Nic takiego się jednak nie dzieje. A godność bohatera, także podczas wykonywania reżyserskich poleceń, nie zostaje zagrożona. Wkrótce zresztą dochodzące z poza kadru komendy ucichną i zamienią się raczej w naiwne, pełne szacunku pytania skierowane do bohatera, poprzedzone powtarzającą się wymianą prostych pytajników: „Panie Olku?”. „No?”.
Im bliżej końca, tym udział uwiedzionych rzeczywistością twórców jest subtelniejszy. W ostatniej scenie filmu pan Aleksander idzie „w nieznane”, a kamera skupiona na zmęczonej twarzy bohatera, towarzyszy mu jak potulny, wierny pies.
Wilhelm Sasnal określa doświadczenie wywiedzione ze wsi Zielona jako psychodeliczne. „Wieczna krzątanina”, monotonne, zespolone z porami roku czynności, które na pierwszy rzut oka nie przynoszą efektu, mają w wizji Sasnali znamiona egzotycznego rytuału. Przecieranie, szlifowanie, spawanie czy przenoszenie zboża odbywające się symultanicznie na różnych planach jednego kadru, przywodzą na myśl sceny rodzajowe w przedstawieniach malarskich Bruegela. Niektóre, na poły absurdalne zajęcia, w oderwaniu od swego pragmatycznego źródła któremu zazwyczaj są podporządkowane, stanowić by mogły rodzaj plenerowego performensu. Z całej gamy podobnych aktywności niemal nie sposób oddzielić drobnych scenariuszowych inkrustacji (rytuał gotowania ziemi), które inspirowane życiem bohaterów i ich symbiozą z otaczającym krajobrazem, przylegają niezauważenie do narracji dyktowanej przez codzienność.
To, co w filmie psychodeliczne – spokój pozwalający na wyczulenie zmysłów, niezrozumiały toczący się swoim rytmem porządek rzeczy – wbrew rodzimym toposom, nie ma znamion wiejskiej arkadii czy elementów magicznych. Dziewczynka przecinająca błotniste podwórko w brudnych kaloszach wkłada do koszyka jajka znalezione we wrakach przeznaczonych na złom samochodów. Bezrobotna rodzina Piotrowskich nie dba o walory estetyczne domu i obejścia. Bohaterowie nie uprawiają ogródka kwiatowego, nie sadzą pelargonii w oknach. W planach mają za to wiele udogodnień, które podyktowane są wyłącznie względami praktycznymi. Widać, że Sasnali ujęła ta podszyta pragmatyzmem wynalazczość obserwowanej familii. Bohaterowie często ukazywani są podczas konstruowania przestrzennych instalacji i narzędzi o nieznanej nam funkcji, mających pomóc w prowadzeniu gospodarstwa. Ciała postaci zestawiane są z przedmiotami w dziwacznej, surowej konstelacji.
Bliskim ziemi zabiegom poetycki kształt nadaje wywiedziona z malarstwa kompozycja i ziarnisty obraz kamery 16mm. Niepowtarzalna, wciąż ewoluująca estetyka Sasnala przeziera przez paradokumentalną powłokę. Wrażliwość na kolor, długie, niemal statyczne ujęcia, przemyślany układ kadru wzbogacają warstwę wizualną o naddane sensy, podkreślające fakt, że film jest także autotematyczny. Historia pana Aleksandra to również opowieść o autorach, ich „dziennik z podróży”, w którym nie starają się kamuflować swojego naiwnego, ukierunkowanego kulturowo spojrzenia. Podobnie jak w Życiu Jezusa (1997) świetnym debiucie Bruna Dumonta, na który powołują się twórcy, kluczową dla języka filmu staje się obserwacja. W jednym z wywiadów Sasnal wspomniał: „Kiedy filmujesz jesteś przede wszystkim okiem, musisz skupić się na tym co widzisz, na tym co przychodzi z zewnątrz” i wygląda na to, że do dziś pozostał wierny tej konstatacji. W Aleksandrze, przy pomocy przeciągłych drgających zbliżeń, ukazywane są naprzemiennie twarze bohaterów skoncentrowane na codziennych obowiązkach lub ich rozkojarzone spojrzenia utkwione w gdzieś w przestrzeni. Niejednokrotnie kamera skupia się także na krajobrazie lub szczegółach obejścia, ludzkich i zwierzęcych śladach budujących charakter miejsca. Dramaturgia obrazu budowana jest często wokół przypadku, okoliczności, które nastąpiły niespodziewanie podczas wizyty twórców w Zielonej. Zmagania z foliową plandeką podczas wichury czy oprawianie królika w obliczu codziennej monotonii nabierają wzniosłego charakteru.
Twórcy filmowi rzadko przyznają się do porażek. Sasnalowie z fiaska pierwotnej, fabularyzowanej koncepcji filmu uczynili atut. „Mieliśmy plan, wyznaczone role dla siebie i dla nich i kamery, za którą łatwo się schować. Pewnego dnia okazało się, że nie oddziela nas już kamera, że nasi bohaterowie przestali ją dostrzegać. I znaleźliśmy się tak blisko, że musieliśmy ulec tej rzeczywistości” – deklaruje Anka Sasnal. Wilhelm Sasnal, od czasu swojego pierwszego kontaktu z medium filmowym, nie stracił nic ze swojej bezkompromisowości. Otwarcie przyznaje się do niekonsekwencji, „pracy po omacku”, która w tym przypadku nie świadczy o braku głębszej myśli, a stanowi akt twórczej odwagi. Ich filmy to zindywidualizowane naznaczone specyficzną, naiwną wrażliwością, ale także świetnie zbalansowane „kino własne”, niesubordynowane i niepodległe odbiorczym oraz środowiskowym przyzwyczajeniom.
W Aleksandrze podkreślony jest proces budowania dzieła filmowego. Czas rozszczepia się tu na przeplatane ze sobą ścieżki: uporządkowaną egzystencję bohaterów i chaotyczne działania próbujących okiełznać ich świat twórców. Po raz kolejny Sasnalom udaje się harmonijnie dozować napięcie między dokumentalną prawdą a psychodelicznym porządkiem, tym co ukazane na ekranie oraz refleksją nad przedstawionym obrazem i medium.
Pojawia się też coś nowego – głęboka relacja między artystami a portretowanymi, która powoduje, że z kina wychodzimy z przyjemnym poczuciem ciepła.
Przypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Anka Sasnal, Wilhelm Sasnal
- Tytuł
- Aleksander
- Czas trwania
- 58 min
- Indeks
- Aleksander Anka Sasnal Wilhelm Sasnal