Dziwne pomniki Piotra Łakomego
Przy całym swym nieoczywistym i powściągliwym artyzmie, rzeźby Piotra Łakomego naznaczone są bardzo aktualną dwuznacznością ontologiczną. Wydaje się, że zawsze sytuują się one dokładnie na granicy pomiędzy sztuką a – tak zwaną – naturą. Każdy kontakt z nimi skłania mnie do przemyśleń nad tym, do jakiego stopnia użyte materiały uległy „naturalnym” przemianom, i w związku z tym występują jako obiekty gotowe, a do jakiego stopnia ingerował w nie artysta. Ta niepewność ukazuje jeden z podstawowych i najbardziej twórczych paradoksów prac Łakomego, który tkwi w ich związku z „naturą” i „naturalnością” – o ile kategorie te wciąż mogą znaleźć w tym przypadku zastosowanie i obronić się. Twórczość Łakomego gmatwa i zaciemnia te dwa i tak mocno już nadwerężone pojęcia. Nie chcę przez to oczywiście powiedzieć, że prace artysty nie są ciekawe same z siebie, z obrazowego i rzeźbiarskiego punktu widzenia. Jednak w powyższym świetle nader interesujące są ich powiązania z klasycznym, awangardowym przesuwaniem granic ontologicznych (czym jest sztuka?) oraz sposób w jaki przesuwanie to zbiega się z post-oświeceniowym, antropocenicznym kryzysem w kulturze jako takiej (kryzysem odzwierciedlanym i jednocześnie pogłębianym przez deklarowaną, specyficzną relację twórczości artysty z ciałem człowieka). Innymi słowy, wszelka refleksja formalna i, co istotniejsze, innowacje materialne dokonywane przez artystę wychodzą daleko poza awangardowy formalizm. Najlepiej widać to w sposobie, w jaki Łakomy wykorzystuje swoje ulubione materiały, takie jak rdzeń aluminiowy o strukturze plastra miodu oraz inne podobne tworzywa przemysłowe o różnorodnych zastosowaniach. Ten złożony materiał ma długą historię i znajduje szerokie zastosowanie począwszy od przemysłu lotniczego i kosmicznego, a skończywszy na produkcji desek snowboardowych. Jest to tworzywo par excellence mimetyczne, w tym sensie, że stanowi doskonały przykład imitowania przez człowieka struktury występującej w przyrodzie, czyli plastra miodu w ulu. Przy – nazwijmy to – odpowiednim zastosowaniu, na przykład w budownictwie, mimetyczność ta jest maskowana. Jednak w twórczości Łakomego zawsze ujawniana jest jego prawdziwa natura. Zwinięty w rulon wysokości człowieka, częściowo pokryty lub nasycony woskiem pszczelim (jak gdyby same pszczoły wzięły go mylnie za swój wytwór), arkusz aluminium ukazuje strukturę plastra miodu. Pomimo precyzyjnego wykonania i przemyślanego montażu prac na wystawie, zawsze zachodzi pewna wątpliwość lub podejrzenie, czy ich umiejscowienie i struktura nie wynikają z przyczyn naturalnych. Odnoszę się tu konkretnie do wystawy artysty w galerii The Sunday Painter w Londynie w 2016 roku. Oprócz prac zaprezentowanych w samej przestrzeni wystawienniczej, część z nich została rozrzucona po budynku i wokół niego – na klatce schodowej, na dachu, a nawet na fasadzie. Pytaniem, które cisnęło się na usta silniej niż „czy to jest sztuka?”, było: „jak to się tam znalazło?”. Wyglądało to niemal tak, jakby obiekty pojawiły się na swoich miejscach w wyniku jakiegoś wydarzenia, czegoś niewyjaśnionego, bądź też pomniejszego oddziaływania siły wyższej, a może nawet czegoś jeszcze dziwniejszego. Ta „wydarzeniowość” prac artysty pogłębia jeszcze wspomniany wcześniej brak jasności co do ich tak zwanej naturalności, oraz przyrody jako czegoś, co leży u ich podstaw.
Ta radykalna i niecodzienna pozycja zajmowana przez realizacje Łakomego, nie mówiąc już o ich związkach z ciałem ludzkim, przywodzi na myśli prace amerykańskiego rzeźbiarza Michaela E. Smitha. Podobieństwo jest jednak tylko powierzchowne, ponieważ tych dwóch artystów tak naprawdę wiele różni. Jeśli Smith wyraźnie podejmuje refleksję na temat upadku produkcji i kultury przemysłowej, Łakomego bardziej zajmuje kwestia natury w XXI wieku. Rozróżnienie to widać najlepiej w celowym stosowaniu przez Łakomego bardziej ograniczonego repertuaru tworzyw, jak również sposobie, w jaki wybór materiałów staje się konceptualnym fundamentem jego twórczości. Chociaż obydwaj artyści po mistrzowsku posługują się niedopowiedzeniem, Łakomemu bliżej jest do klinicznych, quasi-naukowych kontekstów, podczas gdy Smith działa znacznie bardziej w duchu następstw i narracji. Nie oznacza to, że twórczość Łakomego nie jest narracyjna, lecz że narrację tę trudniej ulokować i wyjaśnić. Innymi słowy, jeśli narracja Smitha kojarzy się z hollywoodzkim filmem katastroficznym, prace Łakomego przywodzą na myśli fantastykę naukową. Ciekawym i intrygującym aspektem jego twórczości jest to, że choć mocno koncentruje się ona na człowieku i ludzkiej skali, to jednocześnie zbliża się do kondycji post-ludzkiej – w tym sensie, że jego prace potrafią niekiedy przybierać charakter pomnikowy. Upamiętniają one nie tyle konkretne postaci, co raczej człowieka w ogóle, a także logikę kartezjańską, która od czterech stuleci lokuje go w centrum świata idei. Byłyby to jednak pomniki dziwne – o niecodziennym i przygodnym usytuowaniu. Wszystko się zgadza. Skoro człowiek utracił swą centralną pozycję w świecie, jego pomnik znika z miejskich placów i zostaje zepchnięty na margines – nabiera dziwacznych, nieoczekiwanych i niezdarnych form, pojawiając się tam, gdzie się go najmniej spodziewamy.
tłum. Łukasz Mojsak
Tekst pochodzi z książki Piotr Łakomy 1211210.
koncept: Piotr Łakomy
redakcja: Zuzanna Hadryś, Michał Lasota
projekt graficzny: Krzysztof Pyda
wydawca: Griffin Art Space / Mousse Publishing, 2017
Przypisy
Stopka
- Osoby autorskie
- Piotr Łakomy
- Tytuł
- 1211210
- Wydawnictwo
- Griffin Art Space / Mousse Publishing
- Data i miejsce wydania
- 2017
- Strona internetowa
- griffin-artspace.com