Dramat nieustającej semiozy. „Drobne nieobecności” Tomasza Dobiszewskiego
Tomasz Dobiszewski jest jednym z tych młodych artystów, którzy już od jakiegoś czasu mnie intrygują, a każdy nowy projekt rozpala pozytywne uczucia i idące za nimi nadzieje. W jego pracach widać osobowość nieustannie poszukującą i postawę pełną teoretycznej refleksji. Jednak z wystawą Drobne nieobecności w krakowskim Bunkrze Sztuki mam dosyć duży problem. Po kilku wizytach w galerii, lekturze katalogu i licznych rozmowach na jej temat, nadal nie jestem przekonany, czy jest ona niespójna i pozbawiona logiki, czy może wielowątkowa i bogata w treści? Doszedłem jedynie do wniosku, że wystawę można łatwo podzielić na dwie części. Pierwsza z nich mogłaby mieć charakter site specific, odnosić się późnomodernistycznej przestrzeni i historii dawnego BWA. Druga skupiałaby się na fotografii i wątkach jej pokrewnych. Ich połączenie wydaje mi się wymuszone i bezzasadne.
Zdecydowanie największe wrażenie robi praca Memorabilia (2014). Pokaźnych rozmiarów pomieszczenie na piętrze galerii zostało całkowicie zaciemnione. Zwiedzający poruszają się w nieznośnym mroku zupełnie po omacku uruchamiając co jakiś czas rozmieszczone na ścianach czujniki ruchu. Te wyzwalają błysk światła rozświetlający na ułamek sekundy ukryte w ciemności diapozytywy z wizerunkami wnętrza pomieszczenia. Oślepieni widzowie jeszcze przez kilka sekund mają na siatkówce oka powidok zaaplikowanej im fotografii. Nie można się go pozbyć, jest jak powracające wspomnienie lub niezrozumiały sen, z którego nie można przebudzić się przed czasem. Zaskakująco ciekawy jest nie tylko sposób, w jaki widz zostaje włączony w instalację i staje się jej integralnym elementem – najbardziej przekonywające jest w tym przypadku połączenie metafotograficznego języka wypowiedzi artystycznej z odniesieniami do przestrzeni galerii. W końcu powidok jest niczym innym jak odmianą wspomnienia wzbogaconego o fotograficzny wyraz i intensywność – nieobecnością i śladem obecności par excellence.
Ciekawe są dwie fotograficzne instalacje Desygnaty (2013) i Anegdoty (2014). Pierwsza z nich to zdjęcia wykonane techniką fotografii otworkowej z użyciem obiektywów z otworem w kształcie słów. Efektem jest nakłanianie się czarno-białych, rozmazanych obrazów z wyrazami. Uszeregowane zgodnie z zamysłem artysty składają się w trzy sentencje: „Die Bedeutung eines Wortes ist sein Gebrauch in der Sprache”, „Medium is a Message” oraz „Zdania kłamią słowa nie”. Trzeba powiedzieć, że zdania nie byle jakie, bo są to cytaty z Ludwika Wittgensteina, Marshala McLuhana i Stanisława Dróżdża. Autor najwyraźniej myślał, że dzięki autorytatywnym odwołaniom jego dzieło zyska więcej powagi i głębi. Jednak nie to wydaje się najważniejsze. Poprzez konfrontację tekstu i obrazu, znaku i desygnatu, dzieło wskazuje na to, co wydaje się być wpisane w jego założenia, czyli problem nieustającej, nieograniczonej interpretacji. Tworzenie znaczeń i mechanizmy rządzące tym procesem są także tematem pracy Anegdoty. Również w tym przypadku ogromną rolę odgrywa fotografia i jej konteksty. Zdjęcia przedstawiające niekreślone wnętrza i krajobrazy korespondują z fizyczną obecnością zobrazowanej na nich materii. Tak widok plaży z usypaną na pierwszym planie piramidą uzupełnia rozsypany w galerii piasek. Analogicznie, odbitce przedstawiającej puste pomieszczenie towarzyszą niejako wycięte z niej i przeniesione do galerii panele podłogowe. Podobnie rzecz ma się z pozostałymi instalacjami, w których wykorzystano fragment dywanu i trawnika.
Wyraźnie widać, że Dobiszewski wychodzi od pewnej oczywistości, rozumienia fotografii jako indeks i ślad. Wykracza jednak poza ramy takiego myślenia i przekracza formalne granice swojego ulubionego medium. Co ciekawe, kurator Krzysztof Siatka widzi w Anegdotach coś więcej niż tylko swobodny dryf po symbolicznym obszarze semiozy (bardzo słusznie zresztą ). Jeżeli poprawnie odczytuję jego zamysły, dopatruje się w nich motywu łączącego i uniwersalizującego wszystkie prace pokazywane na wystawie. Rzeczywiście, istotne mechanizmy i okoliczności rozgrywają się poza kadrem, są niewidoczne i uległy deprecjacji wraz z upływem czasu. Jak to ujął kurator w katalogu wystawy, są one martwym cieniem i tytułową Beltingowską „śmiercią-nieobecnością”.
Wątek indeksalności przenika całą ekspozycję w sposób mniej lub bardziej dosłowny. Niestety, czasem zbyt dosłowny. Selected works (2014) to aranżacja jednej z sal Bunkra na wystawę śladów dzieł sztuki. Na ścianach zawieszone są tabliczki informacyjne z nazwiskiem autora, tytułem i rokiem produkcji. Jest Marcel Duchamp, John Cage, Joseph Kosuth, Marina Abramovic, Jeff Koons i Maurizio Cattelan. Przykłady podręcznikowe, znane każdemu wykształconemu Europejczykowi. Zamiast wzmiankowanych obiektów są znaki ich obecności – kształty prac zostały wycięte w wykładzinie. I na tym koniec. Z perspektywy mojej osobistej wrażliwości jest to doświadczenie zbyt proste, cokolwiek płytkie, żeby nie powiedzieć banalne. Brak tu nie tylko rozmachu, ale przede wszystkim pogłębionej analizy teoretycznej, tak trafnej w pozostałych pracach. Tutaj naprawdę można było zrobić coś więcej. Banalizacja całkiem ciekawej idei sprowadziła pracę do miejsca, w którym można urządzić co najwyżej warsztaty dla dzieci.
Zupełnie inaczej rzecz ma się w Galerii dolnej (2014). I tutaj brak materialnych eksponatów, ale jest genialna gra z przestrzenią. Za pomocą zaledwie jednego prostego zabiegu udało się artyście przekształcić wnętrze galerii w trójwymiarowy rysunek. Dobiszewski zaznaczył grubą, czarną linią wszystkie naroża odmieniając percepcje miejsca. Formy architektoniczne stały się bardziej malarskie. Białe sale wystawiennicze zaczęły przypominać rysunek, zrobiły się bardziej miękkie, jak papierowa makieta. Nie ma w tej koncepcji zbędnego nadęcia i patosu, jest za do godna podziwu trafność gestu. W tym miejscu pojawia się tylko jedno pytanie – jak to działanie ma się do reszty wystawy i tytułowych Drobnych nieobecności? Wydaje mi się, że nijak. A szkoda, bo praca świetna.
Podsumowując, wystawa Tomasza Dobiszewskiego to dramat nieustającej semiozy i neurotycznej osobowości semiotyki. Nieobecności i znaki są dla artysty powodem do teoretyczno-artystycznej refleksji, lub, mówiąc wprost, źródłem cierpienia wynikającym z postawienia znaku równości między zrozumieniem a złudzeniem. Poza jednym wyjątkiem prace są ciekawe i godne uwagi. Swój główny zarzut sformułowałem już na wstępie. Nie będę go specjalnie rozwijał, gdyż cały tekst jest w zasadzie niczym innym, tylko jego rozwinięciem. Dotyczy on bałamutnej koncepcji kuratorskiej, z której można wydzielić dwa osobne tematy, poszerzyć je, rozbudować i zrobić jeszcze ciekawsze wystawy. Z drugiej strony, od projektu przygotowanego w całości z myślą o przestrzeni Bunkra Sztuki – lokalnej ikony późnego modernizmu – oczekiwałem czegoś bardziej wyrazistego. W 2012 roku w tym samym budynku Marta Leśniakowska wygłosiła wykład zatytułowany: „Czy Bunkier Sztuki jest kobietą?”. Spodziewałem się czegoś na podobnym poziomie – pełnego intelektualnej ostrości i odważnego. Szkoda, że tak się nie stało. Wcale nie oznacza to, że artysta lub kuratorzy zawiedli. Raczej – że zabrakło im pewności siebie.
Przypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Tomasz Dobiszewski
- Wystawa
- Drobne nieobecności
- Miejsce
- Bunkier Sztuki
- Czas trwania
- 17.01–23.02.2014
- Osoba kuratorska
- Krzysztof Siatka
- Strona internetowa
- bunkier.art.pl