Dotrzymanie słowa (w malarstwie Pawła Susida)
W 2001 roku Paweł Susid namalował znak źrenicy oka. Zamiast powiek otoczył je tekstem: „Coś dawno nie widziałam cię na wystawie sztuki nowoczesnej”.
Teraz artysta wiesza ten obraz na korytarzu radomskiej Elektrowni, w prologu do wystawy, na której pokazuje prace z ostatnich 30 lat w obszernym, a jednocześnie precyzyjnie przemyślanym wyborze. Będziemy na niej czytać obrazy, oglądać teksty wpisane w malarskie znaki, zastanawiać się, co jest formą, a co treścią, i nie znajdować rozstrzygającej odpowiedzi na to pytanie. „Mówię wam: tak wygląda wasze życie” ‒ powiada Susid w tytule wystawy. Tak, czyli jak? Jeżeli zgodzić się z Susidem, że nasze życie wygląda tak, jak pokazują jego obrazy, ludzka egzystencja jest abstrakcją[1]. Jest znakiem. Jest tekstem. Zbiorem myśli, które układają się w dyskurs. Ten zaś jest wielowątkowy, ale bez przesady. Jeżeli spojrzeć na życie z dystansu, jak zwykle czyni to Susid, strumień narracji życia zasila raptem kilka głównych wątków. Historia jako przeszłość, której wyobrażenia definiują teraźniejszość, władza i próby jej zakwestionowania, społeczeństwo i instytucje, które nadają mu formę, religia i jej najprawdopodobniej nieposiadające pokrycia metafizyczne obietnice, poza tym seks, pożądanie, no i oczywiście śmierć. „Złe życia kończą się śmiercią” ‒ malował Susid w roku 1996 na słynnym, klasycznym już obrazie[2]. Nawiasem mówiąc, dobre życia kończą się w ten sam sposób. Zresztą nie jest powiedziane, że w perspektywie twórczości Susida życie jako proces w ogóle jest czymś esencjalnie dobrym. Artysta nie bez racji uważany jest za jednego z dowcipniejszych malarzy, jacy obecnie działają w Polsce, jednak wyostrzone poczucie humoru twórcy nie zagłusza przecież fatalistycznej, pesymistycznej, momentami wręcz Cioranowskiej nuty, która brzmi w jego malarskim filozofowaniu. Pytanie o sens życia w tej narracji pozostaje bez odpowiedzi. Życie ma swój nieuchronny koniec i trwa o tyle, o ile świadomy podmiot jest w stanie je pomyśleć. Nie musi zatem mieć sensu i najprawdopodobniej go nie ma. Co innego obrazy. Te sens mieć powinny. Susid swoim pracom zawsze go nadaje. (Złe) życia kończą się śmiercią, ale praktyka artystyczna, praktyka malarska nie musi przecież tak się skończyć.
Zajmijmy się zatem obrazami. Znajdujemy się przecież, jak to ujmuje Susid, na „wystawie sztuki nowoczesnej”, która odbywa się w epoce ponowoczesnej. Jesteśmy także na wystawie malarstwa odbywającej się, kiedy historia malarstwa dobiegła już właściwie końca. Nie znaczy to, że skończył się dyskurs malarstwa. Przeciwnie, ten trwa w najlepsze, czego twórczość Susida jest najlepszym dowodem. Zanim jednak wejdziemy w szczegóły malarskiego dyskursu, który artysta rozwija na wystawie „Mówię wam, tak wygląda wasze życie”, rzućmy okiem na konstrukcję i zasady działania machiny malarskiej skonstruowanej przez Susida do produkowania sensów.
Komu zatem bliższy jest Susid? Swoim nieco tylko młodszym kolegom z warszawskiej ASP, którzy w latach osiemdziesiątych skupili się w Gruppie? A.R. Penckowi i innym niemieckim neo-neoekspresjonistom, którzy w tamtej dekadzie inspirowali tylu polskich twórców?
Paweł Susid to malarz malujący teksty. Tak najkrócej można opowiedzieć jego praktykę. Przypadki, gdy sięga po figurację, są wyjątkami potwierdzającymi regułę, zgodnie z którą słowa zostają wpisane w kompozycje budowane z abstrakcyjnych, geometrycznych form. Susid nie przedstawia wizerunku. Obrazuje za to ludzki głos, szmer myśli, dyskurs, zapisany / namalowany na płótnie i rezonujący w świadomości czytelnika / widza. Oko ze wspominanego na początku obrazu bez wątpienia nie jest okiem Opatrzności, której koncept jest raczej artyście obcy. Czy jest to zatem oko instytucji, skrupulatnie liczącej frekwencję na „wystawach sztuki nowoczesnej”? Być może, ale najprawdopodobniej jest to oko malarza. Oko uważnie, krytycznie i sceptycznie obserwujące rzeczywistość, sprzężone jednak nie tyle z biegłą ręką, jak u wirtuoza tradycyjnego malarstwa przedstawiającego, ile ze spekulatywnym, filozofującym rozumem, jak u artysty konceptualnego.
Dialektyka czytania obrazów i oglądania tekstów towarzyszy odbiorcom malarstwa Susida od lat osiemdziesiątych. Wyobraźmy sobie jego malarstwo jako praktykę, wydarzającą się gdzieś na pograniczach poezji konkretnej, plakatu, abstrakcji geometrycznej, obrazowania, w którym pobrzmiewają echa konstruktywizmu i równie dobrze słyszalne echa nowej ekspresji. W kategoriach generacyjnych artysta należy do pokolenia „nowych dzikich”. Szybko wprawdzie przekroczył rozkosze „dzikiej” ekspresji na rzecz bardziej dyskursywnej formuły malarskiej, niemniej zatrzymał sobie z tamtej epoki pewne elementy przydatne do swoich dalszych przedsięwzięć. W malarstwie Susida litery malowane są z szablonu, niczym teksty z antyreżymowych graffiti z lat osiemdziesiątych. Formy są najczęściej ujęte w ramy podstawowych geometrii, a ewentualne wizerunki, jeżeli już się pojawiają, zostają uproszczone do znaku. Sposób malowania naznaczony jest nonszalancją właściwą komuś, kto ani nie musi, ani nie potrzebuje niczego nikomu udowadniać, a już szczególnie tego, że panuje nad malarską materią. Oto rodzaj chropawej, postpunkowej wirtuozerii.
Komu zatem bliższy jest Susid? Swoim nieco tylko młodszym kolegom z warszawskiej ASP, którzy w latach osiemdziesiątych skupili się w Gruppie? A.R. Penckowi i innym niemieckim neo-neoekspresjonistom, którzy w tamtej dekadzie inspirowali tylu polskich twórców? Można by tak pomyśleć, kiedy spojrzy się na wczesne prymitywizujące, ekspresyjne dzieła Susida, narracyjne prace tworzone na dużych rozmiarów kartonach – obrazkowe historie, kojarzące się tyleż z komiksem, co z wcześniejszymi, bardziej tradycyjnymi formami wizualnych opowieści, jak choćby ludowy łubok.
A może artysta jest jednak bliższy swojej amerykańskiej rówieśniczce Jenny Holzer? Mniej więcej w tym samym czasie, w którym Susid kończył studia malarskie w Warszawie, Holzer zaczynała kolportować swoje Truizmy na ulicach Manhattanu. Słowo, obraz tekstu, treść – te figury okazały się tworzywem, którego zasoby wystarczyły artystce na następne cztery dekady działalności, skądinąd bardzo różnorodnej i ekscytującej nie tylko z politycznego, ale również wizualnego punktu widzenia. Ian Hamilton Finlay wykuwający teksty w kamieniu, Christopher Wool malujący swoje myśli czarnymi literami na białych płótnach, amerykańsko-koreański duet Young-Hae Chang Heavy Industries wypełniający ekrany tekstowymi narracjami animowanymi we Flashu, Tony Cokes, do pewnego stopnia, oczywiście również Stanisław Dróżdż – to wszystko artyści, którzy należą do rodziny współczesnych twórców wizualnych różnorodnej, ale zjednoczonej upodobaniem do pokazywania tekstu. Paweł Susid jest blisko spokrewniony z tą familią. Rozważając to pokrewieństwo, trzeba brać pod uwagę, że mowa tu o klanie, w którym z różną siłą, ale zawsze do głosu dochodzi gen konceptualny.
Na twórczość Susida spojrzeć można jak na jedną z odpowiedzi na pytanie: jak uprawiać malarstwo po konceptualizmie, ale również po malarstwie? Istotę tej odpowiedzi przybliżają dwa obrazy, które artysta stworzył jeszcze na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, w początkach swojej pracy nad malowaniem tekstów.
Pierwszy z nich jest datowany na 1987 rok i nosi tytuł maluję obrazy nawet drugi raz jeśli są ładne malewicz: cz. kwadrat malewicz: b. kwadrat[3]. Lewy górny róg obrazu wypełnia czarna forma zbliżona do kwadratu, ledwo czy nawet niezupełnie mieszcząca się w kadrze Susidowego płótna. W prawym dolnym rogu umieszczony jest biały kwadrat, dyskretnie odcinający się od ledwie o ton ciemniejszego tła obrazu. Pomiędzy kwadratami znajduje się przywołany w tytule tekst.
„Wielokrotnie uznawałem doniosłość myśli Malewicza w okresie, w jakim znalazła się wtedy sztuka.” – pisał Susid w autorskim komentarzu do tej pracy. „Te dwa obrazy – inaczej niż Malewiczowska sztuka figuratywna, ale także suprematyzm i konstruktywizm – są wyjątkowe. To początek nowej sztuki, konceptualizmu, ale również otwarcie na wszystkie media i sposoby, żeby przekazać sztukę. W tych obrazach jest oddzielenie sztuki od rzemiosła i od warsztatu. Powiedzenie przez dziecko: «tak to i ja potrafię» pod adresem tych obrazów uświadomiło mi, jak ważna jest w sztuce wiedza. Zależało mi bardzo na przedstawieniu w mojej sztuce siebie pełnego. Nie tylko mojego gustu estetycznego, ale i myśli, przeżyć, doświadczeń. Rzeczy ważnych i doniosłych, lecz także drobnych i sprośnych, z jakich składa się każde życie. Oddając hołd Malewiczowi, że jego obrazy są ładne, mogłem jednocześnie pokazać siebie. Robiąc z nimi, co chcę, namalować je po swojemu.”[4]
Co pozostaje malarce czy malarzowi, osobie, która praktykuje malarstwo, po zakończeniu historii malarstwa? Oczywiście tworzenie obrazów. Można nawet malować niektóre obrazy po raz drugi, jeżeli są ładne. Jak uczynił to Susid, malując mity założycielskie współczesnego malarstwa, Malewiczowskie kwadraty.
Drugi obraz to rzeczy już w sztuce wykonane do 1990 roku w % (1990). Oprócz cytowanego tekstu praca przedstawia wykres kołowy, podzielony, patrząc na oko, w proporcji 10 do 90 procent. W późniejszych latach Susid namalował kolejne wersje tego obrazu. Niektóre z nich znalazły się również na wystawie w Elektrowni. Powtarzanie tej pracy było jak aktualizowanie danych i odnotowywanie postępów w zakresie „rzeczy już w sztuce zrobionych”. Ciekawe jednak, że choć artysta powracał do tego motywu między innymi w roku 1998 i 2006, to obraz wykresu kołowego w widoczny sposób się nie zmieniał. Warto przy tym zauważyć, że artysta zostawia odbiorcy swobodę interpretacji tego przedstawienia. Czy 90 procent rzeczy, które były do zrobienia w sztuce, już zostało wykonanych do roku 1990, 1998, 2006, do dziś? Czy może raczej odwrotnie: od początku dziejów ludzkości do chwili obecnej udało się załatwić ledwie 10 procent artystycznych zadań i historia sztuki dopiero się na dobre zaczyna?
Wykres da się interpretować na dwa sposoby i tak właśnie – podwójnie i sprzecznie – najlepiej go czytać, ponieważ obydwa odczytania są słuszne. Bo owszem, do roku 1990, nie mówiąc o 2006 czy tym bardziej o dniu dzisiejszym, w sztuce, zwłaszcza w malarstwie, zrobiono 90 procent rzeczy, które były „do zrobienia”. Ba, może nawet więcej. Jeżeli w jakiejś dziedzinie nastąpił Fukuyamowski „koniec historii”, to zdarzało się to w malarstwie. Dokładniej mówiąc, mamy za sobą kres historii malarstwa jako dziejów postępu, sekwencji formalnych inwencji, podróży do granic obrazu. Znamy te granice, zakreślane przez czarny kwadrat Malewicza, obrazy, które Yves Klein malował ogniem, obrazy, które kwasem malował Gustav Metzger, te, które kałem malował Chris Ofili, płótna cięte brzytwą przez Fontanę, obrazy malowane krwią, tworzone przez komputery, słonie, małpy, deszcz i słońce.
Co pozostaje malarce czy malarzowi, osobie, która praktykuje malarstwo, po zakończeniu historii malarstwa? Oczywiście tworzenie obrazów. Można nawet malować niektóre obrazy po raz drugi, jeżeli są ładne. Jak uczynił to Susid, malując mity założycielskie współczesnego malarstwa, Malewiczowskie kwadraty. Wiele autorek i autorów, pisząc o Susidzie, zwracało uwagę na jego fascynację Malewiczem, konstruktywizmem, geometryczną abstrakcją. Malarz składa ukłon tej tradycji w co drugim obrazie. Czy jednak poprzednikom można złożyć naprawdę szczery hołd inaczej niż ironicznie? Można malować obrazy jeszcze raz, jeżeli są ładne. Powrotu do awangardy jednak nie ma i jeżeli Susid sięga po tradycyjne języki malarstwa XX wieku, to nie po to, by je reaktywować, lecz po to, by na awangardowym malarstwie tworzyć współczesny palimpsest.
W geście nadpisywania własnych myśli na „ciele” dawnego malarstwa jest coś z kontrkulturowego obrazoburstwa, które nigdy nie opuszcza Susida. Kiedy artysta odbija z szablonu teksty na geometriach, które wykreślić mogliby niegdyś konstruktywiści, nie sposób nie pomyśleć o współczesnych ikonoklastach pokroju rosyjskiego performera i prowokatora Aleksandra Brenera, który w 1997 zamachnął się na obraz Biały krzyż Malewicza wystawiony w zbiorach Stedelijk Museum w Amsterdamie. Brener nakreślił sprejem na tym bezcennym płótnie zielony znak dolara. Za swój gest trafił do więzienia. Nieuchronne aresztowanie i proces były wpisane w scenariusz performance’u. Paweł Susid oczywiście nie „wandalizuje” awangardy ani fizycznie, ani symbolicznie, ale w jego praktyce pisania na tle abstrakcyjnych kompozycji i w prowokacji Rosjanina jest wspólna myśl. Awangarda to zamknięty rozdział. Jej wywrotowy, emancypacyjny potencjał jest unieruchomiony, spetryfikowany w muzeach, ale dyskusja na temat malarstwa, a tym bardziej na temat rzeczywistości, pozostaje otwarta. Tu dochodzimy do drugiego odczytania kołowykresu z obrazu Susida. Być może rzeczywiście dokonano już niemal wszystkich malarskich inwencji, które były do wymyślenia, ale krytyczna misja sztuki została wypełniona ledwie w 10 procentach i to w najlepszym razie.
Możemy zatem spojrzeć na Susida jako przewrotnego antyformalistę. Przewrotnego, ponieważ znajdującego w rozstrzygnięciach formalnych wiele przyjemności i powodzenia. Geometrie Susida nigdy nie są kreślone od linijki, z matematyczną precyzją. Jego kwadraty nigdy nie są naprawdę kwadratowe, plamy koloru kładzione są ekspresyjnie, nonszalancko, z ręki, formy są proste, żeby nie powiedzieć prymitywizujące. Typografie tekstów, które trafiają na obrazy, z trudem mieszczą się w kadrach prac, jakby artysta zupełnie nie dbał o ich poprawne zakomponowanie. Te wszystkie brutalizmy używane są z kunsztowną swobodą i składają się na całość o wysokim poziomie malarskiego wyrafinowania. A jednak kategoria formy, a nawet kategoria malarskości, zostaje w jego twórczości poddana w wątpliwość. Dobry obraz mówi sam za siebie? Używając tekstu w polu obrazu, Susid kwestionuje to modernistyczne przekonanie. Czyni komunikat i treść głównymi bohaterami swojego malarstwa. Znamienne, że właśnie w tym decydującym dla swojej praktyki momencie porzuca tak fundamentalną dla tradycyjnej sztuki kategorię indywidualnego, niepodrabialnego stylu. Czy jest coś bardziej osobistego niż charakter pisma, jakość tak indywidualna, że nadaje się na twardy argument nie tylko w historii i na rynku sztuki, lecz również w procesach sądowych? Susid tymczasem, wprowadzając w przestrzeń obrazu kluczowy element: tekst, właśnie z charakteru pisma rezygnuje, używa szablonu. Tym wyborem przypomina o konceptualnym wymiarze swojej twórczości, a także o kontrkulturowych korzeniach samego konceptualizmu, którego ostrze krytyki wymierzone było – między innymi – w zawłaszczoną przez rynek sztuki artystyczną mitologię stylu, indywidualnego „charakteru pisma” artysty. Styl jest własnością prywatną twórcy, gotową do kapitalizacji i przemiany w trade mark; w tym sensie jest to kategoria konserwatywna. Dyskurs, słowo, tekst jest uniwersalnym kodem. Nie da się go do końca sprywatyzować, skorumpować i zmienić w artystyczny fetysz.
Malarstwo jest zbyt ważne, żeby zamknąć je w granicach sztuki, jej historii, instytucji i rynku. Albo inaczej: jeżeli malarstwo ma pozostać ważne, musi być częścią publicznej debaty – zdaje się mówić Susid, każąc swoim obrazom zabierać głos w sprawach polityki, tożsamości, religii, egzystencji.
Imperatyw uruchomienia obrazu jako aktora publicznego dyskursu ujawnia się nie tylko w samych pracach, lecz również w sposobie, w jaki Susid je wystawia. Malarstwo artysty „reaguje” na miejsca, w których jest pokazywane. Susid jest realistą w głębokim sensie tego pojęcia. Jako artysta tworzący w epoce postmalarskiej, nie praktykuje realizmu poprzez mniej lub bardziej werystyczną wizualną reprezentację rzeczywistości. Czy w dobie cyfrowo przetwarzanego obrazu taka misja miałaby jakikolwiek sens? Mamy nadpodaż odwzorowań rzeczywistości. Malarstwo wydaje się zwolnione z obowiązku dostarczania kolejnych. Susid praktykuje zatem swoją potrzebę realizmu poza reprezentacją. Jego wyostrzone poczucie rzeczywistości rozciąga się od języka, w którym jest zanurzony (polszczyzny, tradycji malarskich), przez społeczny i polityczny kontekst, w którym powstają obrazy, po przestrzeń, w której są pokazywane. Już na wystawie Obrazy w szkole i w domu, którą artysta pokazał w 2006 roku w Zachęcie, prace „reagowały” na lamperie ścian, załomy murów, przejścia i detale ekspozycyjnych pomieszczeń. W Elektrowni jest podobnie. Malarstwo nie udaje, że znajduje się w jakiejś idealistycznej „przestrzeni sztuki”. Jest „przytomne”, obecne tu i teraz. Odnosi się do architektonicznych podziałów, okien i przejść z analogiczną aktywnością do tej, z jaką wchodzi w dyskusję z obecnym stanem zbiorowej świadomości. Niektóre obrazy podszywają się wręcz pod elementy identyfikacji wizualnej galerii, zawiadamiając widzów, gdzie znajdują się schody, wejścia i wyjścia na wystawę. Opowiadają przestrzeń. Obraz ma swoją funkcję, nie jest (tylko) artefaktem sztuki, lecz (przede wszystkim) komunikatem w głębokim znaczeniu tego pojęcia.
*
W Elektrowni artysta pokazał ponad 140 obrazów. Dużo? Niewiele w porównaniu do ilości materiału wizualnego, który konsumujemy codziennie jako użytkownicy mediów społecznościowych. Hiperkonsumpcja wizerunków powoduje ich dewaluację. Tu ujawnia się i ostatecznie potwierdza efektywność machiny malarskiej skonstruowanej przez Susida. Współczesna ikonosfera zbudowana jest na podobieństwo kalejdoskopu, produkującego coraz to nowe konfiguracje wizerunków w coraz szybszym tempie. W tej optyce obraz świata zmienia się w atrakcyjną sekwencję ornamentów, z których wycieka jakiekolwiek znaczenie. Sztuka Susida działa zgodnie z odwrotną zasadą. Każdy kolejny wyartykułowany komunikat buduje kontekst dla następnego, obrazy dopowiadają się nawzajem, a dyskurs pogłębia się w miarę swojego rozwoju. W Elektrowni artysta podzielił wystawę na trzy rozdziały, zamknięte w trzech kolejnych salach przestrzeni ekspozycyjnej. W pierwszej sali artysta nakreśla symboliczny pejzaż, na tle którego powstaje jego malarstwo, w którym odbywa się wystawa i w którym, last but not least, znajdujemy się my, widzowie. To krajobraz utkany z refleksji na temat historii, która doprowadziła nas do punktu, gdzie dziś jesteśmy. Zbiór krytycznych myśli na tematy rewolucji i kontrrewolucji, utopii, które poniosły fiasko, i fałszywych obietnic współczesności, religii, a także polskości jako kategorii roszczącej sobie pretensje do definiowania naszej kondycji pod szerokością i długością geograficzną, gdzie przyszło nam się urodzić i wychować.
W drugiej sali Susid pokazuje wiele obrazów, w których rozwija refleksję nad malarstwem. Pojmuje je jednak nie tylko jako dyscyplinę artystyczną, lecz również szerzej, jako alegorię relacji człowieka ze światem – sposób, w jaki jednostka zajmuje moralne i egzystencjalne stanowisko wobec rzeczywistości. Znamienne jednak, że w tej samej sali, gdzie artysta wiesza tyle obrazów na temat malarstwa, znajduje się również wiele prac poświęconych książkom. W sztuce Susida malarstwo nie istnieje bez dyskursu. Patrzenie jest zawsze czytaniem – i vice versa.
Kiedy dochodzimy do trzeciej sali, znamy już dobrze język Pawła Susida, płynnie czytamy w tym szczególnym, wizualno-dyskursywnym dialekcie. To właściwy moment do wyartykułowania problemów najważniejszych, a zatem trzecia sala poświęcona jest przede wszystkim seksowi, miłości, jej przemijaniu i śmierci. Susid skonstruował narzędzia artystyczne, które służą mu, ale pośrednio przecież również nam, odbiorcom, jako skuteczne instrumenty krytycznego oporu wobec symbolicznej przemocy ideologii, podłości nacjonalizmu, okrucieństwa irracjonalności i przekleństwa bezmyślności. Artysta myśli w sposób widoczny, a my myślimy wraz z jego obrazami. Wobec egzystencji, wobec pożądania, miłości, przemijania i śmierci o oporze nie ma mowy. Jaką rolę odegrać może wobec tych problemów malarstwo? Nie jest w stanie ich rozwiązać, ale pomaga je świadomie przeżyć. Jak wiemy z pracy Susida, „złe życia kończą się śmiercią”, ale artysta dodaje w innym obrazie, że „z wyprodukowanych rzeczy niektóre nam zostają”. Zostają też niektóre z rzeczy zobaczonych, przeczytanych i zrozumianych. Warto dla nich malować obrazy. Paweł Susid nie obiecywał przecież, że wszystko dobrze się skończy. Rolą artysty jest nadawanie rzeczywistości sensu, a nie opowiadanie bajek. Zapowiedział jedynie, że powie, jak wygląda nasze życie – i dotrzymał słowa.
Tekst pochodzi z publikacji towarzyszącej wystawie Pawła Susia Mówię wam, tak wygląda wasze życie w Mazowieckim Centrum Sztuki Współczesnej „Elektrownia” w Radomiu.
[1] Patrz: obraz Pawła Susida Bez tytułu (prawie /almost/ wszystko jest abstr. geome.), 1987/2013.
[2] W 1999 praca Pawła Susida Złe życia kończą się Śmiercią, była reprodukowana na billboardach i eksponowana w tej formie na ulicach polskich miast, inaugurując działalność Galerii Zewnętrznej AMS, projektu przedstawiania prac współczesnych artystów na nośnikach reklamy wielkoformatowej.
[3] Zgodnie z tytułem, bo po pierwszej realizacji tego tematu z 1985 roku maluję obrazy drugi raz, jeśli są ładne malewicz: cz. kwadrat malewicz: b. kwadrat, artysta w następnych latach stworzył kilka wersji tego przedstawienia.
[4] Komentarz jest opublikowany na stronie internetowej Pawła Susida, http://www.susid.art.pl/teksty.htm.
Stach Szabłowski – krytyk sztuki, kurator i publicysta. Autor koncepcji kuratorskich kilkudziesięciu wystaw i projektów artystycznych. Publikuje w prasie głównego nurtu, w wydawnictwach branżowych i katalogach wystaw. Współpracuje m.in. z magazynem SZUM, Przekrojem, dwutygodnik.com. i miesięcznikiem Zwierciadło.
WięcejPrzypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Paweł Susid
- Wystawa
- Mówię wam, tak wygląda wasze życie
- Miejsce
- Mazowieckie Centrum Sztuki Współczesnej „Elektrownia” w Radomiu
- Czas trwania
- 18.10.2019–26.01.2020
- Fotografie
- dzięki uprzejmości Mazowieckiego Centrum Sztuki Współczesnej „Elektrownia” w Radomiu
- Strona internetowa
- mcswelektrownia.pl