Dom sztuki przeciw światu sztuki. Kuba Maria Mazurkiewicz o książce Sławomira Marca
Z dużą chęcią sięgam po książki, w których na temat sztuki wypowiadają się osoby zajmujące się nią od strony praktycznej. Szczególnie, jeśli wypowiedź dotyczy sztuki w szerszym wymiarze – kultury. Okazje takie nie są niestety zbyt częste, zapewne dlatego, że przytomna werbalizacja odbiera twórcy wygodne osłony, jakimi są niedopowiedzenie i aura tajemniczości. Dlatego tym ciekawiej, jeśli książka artysty napisana jest w sposób przyczynowo-skutkowy zbliżający ją do rodzaju podręcznika, jakim wydaje się Sztuka polska 1993-2014. Arthome versus artworld Sławomira Marca. Począwszy od ułożenia treści w syntetyczne, problemowe rozdziały kończące się „podsumowaniem”, „wnioskiem”, a nawet kilkakrotnie „morałem”, aż do znajdujących się w każdym rozdziale wyróżnionych fragmentów, które mają pomagać w usystematyzowaniu przeczytanych informacji. Nawet sama edycja niezwykle przypomina podręcznik do nauki, np. angielskiego.
Publikacja składa się z dwóch części, bardziej interesująca jest pierwsza, w której autor porusza szereg problemów współczesnej „produkcji artystycznej”, część druga to autorski wybór recenzji i polemik. Według lakonicznych reklamowych opisów w internecie, opinie Marca są mocno kontrowersyjne. Faktycznie krytyczna debata na temat nadmiernej profesjonalizacji, wybiórczej krytyczności, czy zafiksowania na bieżącej sytuacji i wynikających z niej układach, nie jest szczególnie popularna w głównym nurcie. Prowadzona jest raczej gdzieś po kątach. Autor wychodzi od rozpoznania procesu „cywilizowania kultury”, czyli funkcjonalizowania sfery, która w istocie daleka powinna być od wszelkich schematyzacji. Za główne bolączki uważa: prymat aktualności nad ponadczasowością; swego rodzaju karierowiczostwo, czyli umocowywanie różnorodnych przedsięwzięć umiejętnością gier biurowych; przesadną profesjonalizację, której efektem są ograniczenia samodzielnego myślenia. Uważa, że organizowanie wielu zaangażowanych akcji artystycznych jest jedynie udawaniem troski społecznej, gdyż nie są one działaniem długofalowym. Powyższe problemy (i kilka innych) autor podsumowuje stwierdzeniem, że artworld (galerie, muzea, krytycy, sympatycy, czyli środowisko i instytucje zajęte sztuką), który miała stać na straży jakości i być gwarantem wybitności, stał się maszynką przeciętności i konformizmu. Autor proponuje jednak pewne rozwiązanie:
„Należy rozróżniać publiczne funkcjonowanie sztuki od jej de facto prywatnego doświadczenia. (…) Sztuka istnieje nie tylko jako artworld, lecz także jako ARTHOME. I nie musimy zamieniać się w tłum, by jej doznawać. Przeciwnie, należy również tworzyć sytuacje odpowiednie do jej indywidualnego doświadczania. Takie eksponowanie sztuki alternatywne wobec ulicy i monumentalnych hal nowych muzeów można sobie wyobrazić jako swoiste labirynty niewielkich pomieszczeń, zaułków przeznaczonych dla poszczególnego dzieła i pojedynczego widza”.
Wydaje mi się jednak, że sytuacje „poszczególnych dzieł” i „pojedynczych widzów” powiększają tylko egoizm i wsobność wynikające ze sztuki. Choć z wieloma intuicjami Sławomira Marca trudno się nie zgodzić, jednak po przeczytaniu całej książki mam wrażenie, że zbyt dużo uwagi skupione jest w niej na dziełach i ich twórcach. Główną konsekwencję problemów zarysowanych przez Marca widziałbym raczej w zaniku bezpośredniego i nieuprzedzonego zainteresowania się drugim, żywym człowiekiem. Myślę, że kontakt z wytworami artysty i refleksja nad powodami, które nim kierowały, są wobec tego sprawą drugorzędną.
Przypisy
Stopka
- Osoby autorskie
- Sławomir Marzec
- Tytuł
- Sztuka polska 1993-2014. Arthome versus artworld
- Wydawnictwo
- Olesiejuk
- Data i miejsce wydania
- 2012